XXIX
To był najtrudniejszy tydzień
w jego życiu. Każda sekunda tych niezliczonych godzin wypełniona była
strachem i niepewnością. Najchętniej
wymazałby te siedem dni z pamięci. Całe dnie spędzał w szpitalu ,nawet nie w
sali chłopca ,ale pod nią ,gdyż jako
osoba rzekomo z nim nie spokrewniona nie miał prawa do odwiedzin. W innych
okolicznościach zapewne walczył by z tą
sytuacją ,ale nie teraz. Nie miał na to sił. To mogłoby wydawać się dziwne – on
Andrzej Falkowicz odpuszcza . Jednak robił to tylko i wyłącznie dla niej. Rodzina męża
Wiktorii ,która do niedawna wydawałaby się być nieobecna w ich życiu w tym
momencie jakby zmieniła swój orientację i ze zdwojoną siłą zaczęła nacierać na
przytłoczoną tą sytuacją Wiktorię. Ciągłe pretensje ,pytania i oskarżenia
sprawiały ,że Rudowłosa była na skraju wytrzymałości. Nie dość ,że stan
Alex’a ciągle nie ulegał poprawie to
jeszcze Ravenswood’owie odbierali jej resztki chęci do życia. –Nie mają
litości- niejednokrotnie myślał ze wstrętem patrząc na wysłuchującą kolejnych
uwag Wiktorię. Nie mógł dłużej na to patrzeć . W takich chwilach zazwyczaj
rodziny się łączą ,wpierają ,a oni ? Jedynie dokładali jej zmartwień. Westchnął i zrezygnowany spojrzał przez szybę
na podłączonego to aparatury chłopca.
Wpatrywał się w niego intensywnie, zaciskając pięść. Jeszcze tyle chciał
mu powiedzieć ,pokazać . Chciał by mały go poznał ,zaakceptował ,być może
obdarzył uczuciem skrajnie innym od obojętności czy nienawiści ,które zapewne zdążyły już zakiełkować w jego małym sercu. Wiedział
,że nie cofnie już czasu ,ale za wszelką cenę chciał pokazać Alex’owi ,że mu na
nim zależy. Jak na nikim innym w świecie. Chciał …chciał ,ale nic nie mógł
zrobić? Ta bezczynność zabijała go od środka. Jego rozmyślania przerwał
natarczywy dźwięk dzwonka ,już miał odrzucić połączenie , w tej chwili nie miał
ochoty na rozmowę z kimkolwiek ,ale zdawał sobie również sprawę z konsekwencji
,które mogą go w przyszłości czekać.
-Tak-westchnął ,odbierając
połączenie
-Andrzej ,gdzie ty jesteś!-
wzburzony prawnik warknął do telefonu
- Marek – zaczął niechętnie –
Musiałem pilnie wyjechać- dokończył ,odszedł w stronę windy
-Wyjechać !-prawnik wrzasnął
po raz kolejny – Teraz ,kiedy otwieramy kolejną klinikę – dopowiedział z
niedowierzaniem
- Tak ,teraz –stwierdził
niewzruszony ,nie chciał wysłuchiwać wyrzutów adwokata
-Andrzej .Proszę !
–obojętność chirurga względem nowego ośrodka jedynie potęgowała jego gniew –
Chociaż powiedz ,kiedy wracasz ?- mężczyzna nie zamierzał odpuścić ,zbyt wiele
poświęcił nowemu projektowi. Nie rozumiał ,dlaczego jego klient jak i stary dobry znajomy tak łatwo
zrezygnował z kilku miesięcy ciężkiej pracy
-Czego ode mnie oczekujesz ?-
zapytał oschle ,w tej chwili jego umysł zaprzątały inne ,ważniejsze sprawy
- Jak to czego ? –burknął – Oczekuję
byś natychmiast wrócił !Nawet nie wiesz ile problemów namnożyło się przez Twoją
niekompetencję – zaczął swój wywód
-W tej chwili mam ważniejsze
sprawy na głowie – odpowiedział pewnie – Dzwoniłem już do Adama ,on wszystkim
się zajmie. Daj mu wszelkie pełnomocnictwa- ciągnął smętnie
-Dobrze – odpowiedział
zaintrygowany niezwykle smutnym głosem chirurga
– Kiedy zamierzasz wrócić ? Adam nie jest wtajemniczony we wszystkie
szczegóły ,nie wiem.. –zaczął ,ale Falkowicz przerwał mu szybko
-Nie mam pojęcia kiedy znów będę w Polsce-przyznał chłodno –
Zapewniam Cię ,że mój brat ze wszystkim sobie poradzi –jak najszybciej ,chciał
skończyć tą rozmowę
-No dobrze –prawnik odetchnął
ciężko –W takim razie będziemy w kontakcie –skończył zatroskany
-Owszem- potwierdził
Falkowicz – Niedługo się z Tobą skontaktuję w zgoła innej sprawie – stwierdził
zagadkowo
-Coś się stało ?-zapytał
zaintrygowany Marek
-Po prostu będę Cię
potrzebował ,a raczej Twoich umiejętności – odpowiedział ,odprowadzając
wzrokiem ciekawsko wpatrującą się w niego starszą kobietę ,ciotkę męża Wiktorii
. Nie mógł wystrzec się tych spojrzeń i szeptów.
- Czy kiedyś się na mnie
zawiodłeś – zagadnął z lekkim rozbawieniem ,ufał Andrzejowi i jego zdrowemu
rozsądkowi ,wiec dobry humor wrócił mu z niezwykłą szybkością
-Raz-odpowiedział z goryczą
chirurg ,przypominając sobie wymuszone małżeństwo z Kingą ,prawnik nic nie odpowiedział
-Mam nadzieję ,że w tym
przypadku będzie inaczej – zaczął niepewnie adwokat
- Też na to liczę . To będzie
dla ciebie sprawa priorytetowa -
stwierdził pewnie ,odwracając głowę w stronę sali chłopca
-Czego będzie dotyczyć ?–sfrasowany
Marek chciał jak najszybciej przygotować materiały
- Zamierzam walczyć o prawa
do syna – odpowiedział chłodno,urywając po chwili . W pomieszczeniu obok
rozległ się głośny pisk aparatury ,grupa lekarzy i pielęgniarek w pośpiechu
pobiegła w stronę pokoju Alex’a .
Andrzej upuścił telefon i szybko podążył za nimi.
-Syna?- jak echo powtórzył
Marek – Halo Andrzej !? – kontynuował
,nieświadomy ,że właściciel telefonu już chwilę temu porzucił go na
korytarzu. –Halo!- dźwięk unosił się dalej ,jednak nikt nie zwrócił na niego
uwagi . Umysły większości osób znajdujących się na oddziale zwrócone były ku
małemu chłopcu ,który usilnie pragnął wrócić do „świata żywych”.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Duży czerwony kubek w białe
grochy ,najwierniejszy ,poza Wiktorią, przyjaciel Woźnickiej z głośnym łoskotem
upadł na podłogę pokoju lekarskiego ,rozsypując się w drobny mak.
- No nie ! –krzyknęła zdenerwowana Blondynka
,nerwowo odgarniając zbyt długą grzywkę
-Agata – Konica spojrzał na
nią podejrzliwie – To już piąty dzisiaj –uśmiechnął się dziecinnie ,kręcąc
głową . Zdenerwowana internistka obdarzyła ortopedę wściekłym spojrzeniem i
uklęknęła ,zbierając drobinki starego przyjaciela .
- Dostałam go w
pierwszym dniu pracy w Leśnej Górze
–westchnęła smutno ,była bardzo sentymentalna i łatwo przywiązywała się do
ulubionych przedmiotów .
- To znak – Rafał podniósł
sugestywnie brwi – Może Piotr szykuje cięcia etatów – zaśmiał się cicho ,lecz
wbrew jego oczekiwaniom nie rozśmieszył internistki ,która ciągle w milczeniu zbierała drobiny porcelany
.
-Ziemia do Woźnickiej –
machnął ręką zamyślonej Agacie przed
oczami
-Co mówiłeś ? –zmarszczyła
czoło ,nie potrafiła nie myśleć o Alex’ie. Czuła się winna tej sytuacji . Gdy tylko
dowiedziała się o wypadku jak najszybciej chciała lecieć do Londynu ,ale niestety nie mogła po raz kolejny tak
sobie zostawić szpitala ,to były najcięższe miesiące w Leśnej Górze ,brakowało
lekarzy ,a pacjenci wiosną mnożyli się jak przysłowiowe grzyby po deszczu.
Musiała zostać. Czuła się z tym okropnie , zostawiając przyjaciółkę w takiej
chwili. –Przecież nie jest sama – pocieszała się jak mogła. Myślała ,że
wyjawiając prawdę Profesorowi sprawi ,że Wiktoria nareszcie ,pierwszy raz od
dawna będzie szczęśliwa. Sądziła ,że
może z czasem stworzą szczęśliwą rodzinę dla Alex’a ,a tego pragnęła
najbardziej. Poza tym dobrze wiedziała ,że Ruda nigdy nie przestała kochać
Andrzeja ,a biorąc pod uwagę zachowanie Falkowicza to i z wzajemnością.
-Coś widzę ,że koleżanka nie
w humorze – zaczął po raz kolejny Konica ,wyrywając Blondynkę z rozmyślań
- Jak widać –westchnęła – A
niby jak mam być !- prychnęła w myślach. Dr Rafał Konica jak nikt inny zawsze
potrafił skutecznie podnieść jej ciśnienie. W Leśnej Górze pełnił już od wielu
lat rolę dyżurnego błazna i zdawał się być
w tym zajęciu niezastąpiony. Z czasem konkurencja na to stanowisko rosła w
siłę. Niejednokrotnie Borys i Paweł udowadniali ,że zasługują by nosić ten
tytuł ,ale Rafał znamienity mistrz ciętej riposty nieugięcie dalej piastował to
stanowisko ,ku uciesze gawiedzi ,w tym przypadku niezwykle wścibskich
pielęgniarek.
- To powiedz kochana ,gdzie
tak odpłynęłaś ?-zapytał z ciekawością ,patrząc jej prosto w oczy
-Nie twój interes – zbyła go
szybko – A co ty nie masz pracy ?-zapytała ,patrząc na niego uważnie
-Ostro – Rafał wzdrygnął się
lekko i z zawadiackim uśmieszkiem opuścił pokój lekarski
-Jak dziecko –Agata
,westchnęła głośno z lekkim uśmiechem , już po raz szósty próbowała zaparzyć sobie
tak potrzebną jej w tej chwili kawę.
-Cześć – powiedział smętnie, wchodzący do Lekarskiego
Adam ,Blondynka przywitała go krótkim spojrzeniem
- Masz może jakieś informacje
?-zapytał od razu ,siadając na sofie. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Podkrążone
oczy i niedbale zarzucona na wczorajszy sweter kurtka
wskazywały na to ,że ta sytuacja odbija się również mocno na Krajewskim.
-Nie ,a ty?- zapytała,
siadając naprzeciwko niego . Upiła łyk
czarnego płynu i spojrzała prosto na Adama ,oczekując ,że zaraz obdarzy
ją jakąś nową informacją dotyczącą małego. Niestety zamiast upragnionych
wiadomości dostała od Krajewskiego jedynie błagalne spojrzenie.
-O co ci chodzi
?-zapytała ,Adam przeniósł przymrużone
oczy na jej kubek ,Agata pokręciła głową i oddała mu kawę
-Życie mi ratujesz –
wyszeptał ,zanurzając usta w czarnym jak noc płynie . Nie pamiętał ,kiedy
ostatnio spał dłużej ,niż dwie godziny . Internistka spojrzała z troską na
przyjaciela.
-Adaś –zaczęła – Długo tak nie pociągniesz –chwyciła go za ramię
-Adaś –zaczęła – Długo tak nie pociągniesz –chwyciła go za ramię
- A co niby ma robić?
-westchnął i poderwał się z sofy ,nerwowo zaczął chodzić po pomieszczeniu-Agata
! Powiedz mi !
- Adam ,usiądź- powiedziała
łagodnie ,Brunet prychnął i spoczął ponownie w tym samym miejscu. Ten
tydzień wykończył go zarówno fizycznie
jak i psychicznie . Zbyt duża dawka emocji i nawał pracy miały odzwierciedlenie
w jego zwykle radosnej ,a tym razem przeraźliwie smutnej twarzy. Alex był mu bardzo bliski ,nie mógł znieść
swojej bezradności. Chciał zrobić coś więcej dla małego ,brata ,Wiktorii ,ale
nie był w stanie nawet być przy nich. –Co ze mnie za brat –myślał z goryczą. W
takiej sytuacji Andrzej zrobiłby wszystko by go wesprzeć ,ale on nie potrafił
się zrehabilitować. Czuł ,że mocno zawiódł jako brat i przyjaciel.
-Kiedy ostatnio spałeś
?-zapytała profesjonalnie ,lustrując ledwo trzymającego się na nogach
Krajewskiego
-Nie wiem . Wczoraj
,przedwczoraj ,może wcześniej ….Co to ma do rzeczy –zirytował się ,drapiąc się
nerwowo po kilkudniowym zaroście
-Dużo –stwierdziła szczerze
–Weź kilka dni urlopu ,nie wiem –rozłożyła bezradnie ręce -Szpital ,klinika
Andrzeja ,wypadek małego ,jeszcze ordynatura ,nie dajesz już rady-powiedziała
,patrząc na niego z troską
- Przecież dobrze wiesz ,że
teraz szpital przechodzi kryzys z zatrudnieniem –stwierdził –Poza tym nie mogę
tak zostawić Andrzeja ,jestem mu to winien – przyznał ,przymykając powieki .Był
wykończony ,ostatnie dni dały mu się we znaki .
- Może dzwonił do ciebie
ostatnio ?-zapytała z nadzieję ,nie dostawała zbyt wielu informacji od Wiktorii
,a Ellie zwykle informowała ją ze sporym opóźnieniem ,nie była ciągle na
miejscu.
- Nie –westchnął – Od kilku
dni nie odbiera telefonów –zasępił się – Mam już tego dość –poderwał się z
kanapy po raz kolejny – Mam dość tej cholernej niewiedzy !- wrzasnął
,upuszczając kubek z kawą Agaty ,ciecz artystycznie
rozprysła się po beżowym dywanie ,a biały kubek rozpękł się na pół.- Numer szósty
–westchnęła w myślach Woźnicka.
-Powinienem tam być – dodał
,podchodząc do okna –Agata – spojrzał na nią , niewielka łza popłynęła po jego
policzku ,internistka bez słowa podeszła do przyjaciela ,dotknęła delikatnie
jego ramienia.
- Nawet nie chcę myśleć ,co
będzie – wyszeptał ,opierając się o ścianę . Tak dobrze rozumiała jego obawy.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na całe dwie minuty świat się
dla niej skończył . Te sto dwadzieścia sekund były czarną dziurą w jej życiu.
Nic nie czuła ,nie odbierała żadnych
bodźców. Ludzie wokół zaczęli biegać
,mówić coś do niej ,lecz ona nic nie
słyszała ,straciła kontrolę nad własnym ciałem. Poczuła silne ramie ,które
wyciągnęło ją z szalonego wiru .
-Mamy go ! –dopiero po tych
słowach wróciły jej zmysły ,ocknęła się twarzą wtulona w tors Andrzeja ,stali
pod salą Alex’a. Przez moment patrzyli sobie w oczy. Widziała napięcie w jego
zaszklonych oczach. Nigdy nie widziała jego łez.
-Pani Ravenswood –podszedł do
nich lekarz ,Wiktoria momentalnie odwróciła się w jego stronę ,nie była do
końca świadoma ,czy ma halucynacje związane z przemęczeniem ,czy lekarz
prowadzący Alex’a rzeczywiście uśmiecha się do niej szeroko.
-Tak ? –zapytała z napięciem
w głosie
-Ma pani bardzo upartego
synka –stwierdził z uśmiechem –Chyba przyjął sobie za punkt honoru wybudzić się dzisiaj –dokończył – Niestety jest jeszcze
za wcześnie ,dlatego musieliśmy po raz kolejny wprowadzić go w stan śpiączki
farmakologicznej ,ale lada dzień powinien już do nas wrócić.-dodał
pokrzepiająco i ruszył w stronę kolejnej sali. Andrzej odetchnął z
niewyobrażalną ulgą. Wesoły iskry znów powróciły do jego oczu nadając im ten
niezwykły charakter.
Wiktoria odwróciła się w
stronę szyby ,nacisnęła klamkę drzwi do sali małego.
-Wiki –Andrzej spojrzał na
nią z troską . Jej przeraźliwie blada twarz i rozpuszczone w nieładzie włosy
mówiły same za siebie . Na słowa Falkowicza ,Ruda odwróciła delikatnie głowę.
- Kiedy ostatnio spałaś ? Jadłaś
cokolwiek ?-zapytał spokojnie , patrząc na nią przenikliwie . Rudowłosa chciała
coś odpowiedzieć ,lecz gdy tylko
otworzyła usta zdała sobie sprawę ,że
nie pamięta ostatniego posiłku,a w dyskusji z Andrzejem w tej kwestii jest z
góry na przegranej pozycji.
-Tak zresztą myślałem –
stwierdził pewnie – Czy ty w ogóle wychodziłaś na dłużej niż kilka minut z jego
sali ? –zapytał oskarżycielskim tonem ,nawet nie wiedziała jak bardzo się o nią
martwił.
-Przecież i tak bym nie
zasnęła –stwierdziła pewnie ,odwracając
ponownie wzrok na malca
- Wiktoria –pokręcił karcąco
głową – Musisz mieć siły – pogłaskał ja po ramieniu ,spojrzała mu w oczy
-Nie chcę by został sam –
zerknęła na syna
-Nie będzie - stwierdził pewnie – Mogę ?-zapytał
wskazując wzrokiem na drzwi ,przytaknęła
i udała się w stronę łazienki. Andrzej miał rację ,była kompletnie wykończona.
Jedynie widok syna sprawiał ,że miała siły by dalej czuwać przy jego łóżku.
Odchodząc krok dalej poczuła falę zalewającego ją zmęczenia ,która w momencie
opanował całe jej ciało.
Andrzej niepewnie otworzył
drzwi jednej z sal Oddziału Intensywnej Terapii . Starsza ,lekko otyła
pielęgniarka z typowym dla siebie wrednym uśmieszkiem zastrzegła:
-Tylko rodzina – chrypnęła
,przewracając kolejną kartę magazynu modowego
- Jestem z rodziny –
stwierdził pewnie ,podchodząc do łóżka chłopca. Usiadł na krześle obok ,rozglądając się po pomieszczeniu. Nowoczesne
meble ,sterylna biel i błękitne wstawki materiałów nadawały temu pomieszczeniu dziwnie znajomy
klimat. Czuł się tutaj jak w swojej
klinice w Stanach. Ze wstrętem odrzucił od siebie te wspomnienia . Praca w
Stanach ściśle wiązała się z Kingą ,a
ten rozdział zamknął już raz na zawsze.
Spojrzał na pogrążonego we śnie chłopca. Dźwięk urządzeń
i obraz na monitorze wskazywał funkcje życiowe malca. Westchnął ciężko ,nie
mógł wybaczyć sobie tego ,że jego syn w
tak ciężkim stanie znalazł się w szpitalu i to po części z jego winy. Delikatnie chwycił małą dłoń malca. Była
zimna. Ponownie przeniósł wzrok na twarz
chłopca. Był jeszcze taki mały ,delikatny . Pragnął chronić go przed wszelkimi
niebezpieczeństwami ,a tak naprawdę to przecież przez niego Alex omal nie
stracił życia. Kiedy na niego patrzył czuł ukłucie w okolicy serca. Miał pretensje zarówno do siebie jak i
Wiktorii ,bo to przez ich błędy Alex znalazł się właśnie tutaj. Andrzej był świadomy ,ile stracił . Dla
własnego syna był tylko i wyłącznie obcym człowiekiem. Pragnął zrobić wszystko
by to zmienić .
- Obiecuję ,że już zawsze
będę przy Tobie -wyszeptał nad jego twarzą i delikatnie pogłaskał go po głowie . Wstał
,kierując się w stronę drzwi ,naciskając
klamkę obdarzył chłopca krótkim spojrzeniem . Od tygodnia jego życie ,wszystkie
jego priorytety i plany zmieniły się o
sto osiemdziesiąt stopni ,a to wszystko za sprawą tego nic nieświadomego
sześciolatka.