XXX
To ostatnia z części opisujących okoliczności i konsekwencje wypadku Alex'a. Teraz będą małe przeskoki czasowe i akcja przyspieszy swoje tempo. Sądzę, że będzie trochę ciekawiej.W końcu budowa relacji ojciec-syn w tych okolicznościach łatwa nie będzie,a przez co mam nadzieję bardziej interesująca.To jest (nie ukrywam) niezbyt dobra część,ale następną już szlifuję. Komentujcie !
Podniósł leniwie powieki, obraz przed jego oczami
zaczął dziwnie wirować. Wpadające przez okno światło skutecznie drażniło jego
źrenice. Gorączkowo próbował
rozejrzeć się po pomieszczeniu .Nie pamiętał ,co dokładnie zaszło. Wiedział
jedynie ,że czuł się oszukany ,wściekły ,że bardzo tęsknił za mamą i za wszelką cenę
chciał ją znów zobaczyć. Przebłyski
minionych wydarzeń mignęły mu przed oczami , skutecznie odwracając uwagę
od teraźniejszości. Dopiero po chwili
poczuł dziwny ciężar po prawej stronie łóżka, gwałtownie odwrócił się w jego kierunku ,kiedy obezwładniający ból
przeszył jego głowę.
Zasnęła przy jego łóżku ,wciąż
trzymając rękę chłopca . Mimo ciągłych sprzeciwów pielęgniarek nie opuściła jego sali. Długie, kasztanowe
włosy Wiktorii kaskadą opadały na
błękitną ,szpitalną pościel.
Jej
płytki sen przerwał głośny dźwięk aparatury ,automatycznie poderwała głowę ,jej
włosy zawirowały .Nawet nie zdążyła zareagować . Tłum pielęgniarek i
lekarze przywołani przez alarmujący dźwięk urządzenia w momencie pojawili się przy łóżku Małego .
Nie spostrzegła ,kiedy po raz kolejny ,nie wiadomo w jaki sposób, znalazła się
pod drzwiami jego oddziału . – Przecież wszystko miało być już dobrze –powtarzała
w myślach jak mantrę.
Spojrzał
na wyświetlacz telefonu. –Dziewiąta- westchnął i usiadł na brzegu łóżka. Sądził
,że sen przyniesie mu oczekiwaną ulgę ,lecz niestety tak się nie stało. Budził
się co kilka minut i sprawdzał rejestr połączeń. Mimo braku snu ,czuł się
dziwnie wypoczęty ,kofeina wciąż krążyła w jego żyłach. Przetarł ręką skronie. Po
raz kolejny wziął komórkę do ręki. – Brak wiadomości ,to dobra wiadomość – pomyślał
,odkładając ją na drewnianą szafkę
nocną. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Wyblakłe ,beżowe ściany ,przetarta
skórzana sofa ,zapadające się łóżko i wykładzina z plamami niewiadomego
pochodzenia nie zachęcały do spędzenia w tym miejscu ani jednej dodatkowej
sekundy. Hotel ,w którym się zatrzymał na pewno nie spełniał standardów ,do
których był przyzwyczajony. Modernistyczny budynek w kształcie sześciennej
bryły z lekko zdewastowaną elewacją nie był cudem architektury ,jednak Profesor
uznał go za najtrafniejszy wybór. Hotel
,a raczej hotelik niemal graniczył ze szpitalem . Dla Andrzeja właśnie to było
najważniejsze. Chciał być jak najbliżej.
Z nieukrywanym wstrętem zszedł na parter
budynku ,był on w jeszcze gorszym stanie ,niż pokoje. Kanarkowo –zielony hall i
wszędobylski zapach nikotyny skutecznie zachęcały gości do jak najszybszego
opuszczenia tego miejsca. Profesor nie sprzeciwiał się jednoznacznym sygnałom
wysyłanym mu przez budynek i udał się w kierunku szpitala. Miał kilka
wiadomości dla Wiktorii. Już od dawna miał obiekcje związane z leczeniem
Małego. Uważał ,że dr Benson działa zbyt zachowawczo ,a stan chłopca wciąż się
nie poprawiał. Wykorzystał wszystkie swoje kontakty by uczynić jakieś postępy w
jego leczeniu. Na szczęście dawny znajomy ,jeszcze ze stażu w Chicago,
przypadkowo znalazł kilka godzin czasu pomiędzy lotem z Nowego Jorku ,a tym do Moskwy. Zgodził się na konsultację.
Była to ogromna szansa ,gdyż profesor Cooper był znanym neurologiem i
neurochirurgiem ,który już dawno zasłynął
w świecie wielkiej medycyny .
Hotel
i szpital dzielił dystans równy pięciu minutom spaceru . Przed wejściem do
środka Andrzej postanowił zatrzymać się
w przyszpitalnej restauracji. – Restauracji ? Chyba tylko z nazwy –
pomyślał zdegustowany ,kiedy znalazł się w środku lokalu. Niechętnie zamówił
zestaw śniadaniowy na wynos . Wiedział, że mimo jego próśb Wiktoria po raz
kolejny została na noc przy Alex’ie i zapewne znów nie raczyła zejść do bufetu na posiłek. Nie
zdawała sobie sprawy jak bardzo się o nią martwił. Choroba chłopca odbijała się
wyraźnie na jej zdrowiu ,nie mógł dłużej
na to patrzeć i robił wszystko by ją odciążyć. Niestety jego działania obijały
się o gruby mur ,stworzony przez rodzinę Ravenswood’ów ,którzy na każdym kroku dbali by ograniczyć
jego kontakty z Wiktorią ,choć sami nie służyli jej jakimkolwiek wsparciem.
Słyszał głośne dyskusje wokół
siebie ,otworzył oczy ,a niezwykłe jasne
światło latarki diagnostycznej zmusiło go do ich zmrużenia.
-Prawidłowa reakcja źrenic –
wyraźnie zadowolony mężczyzna stwierdził ,uśmiechając się do niego ciepło
-Wreszcie jesteś- powiedział
szczerze – Oj mały narobiłeś nam strachu – dodał ,spoglądając na pielęgniarkę
,która również ujmująco uśmiechnęła się w stronę zdezorientowanego chłopca-
Lubisz niespodzianki ,co?- zapytał retorycznie ,kręcąc latarką w dłoni . –Już
zaczynaliśmy się martwić –dodał ,unosząc brwi.
- Co się stało ?- malec
,pytającym wzrokiem spojrzał na lekarza . Nie pamiętał zbyt wiele. Prawdę
mówiąc ,nic nie pamiętał, poza starym autobusem ,burzą ,cmentarzem i swoją
złością.
- Sądziłem ,że to ty
odpowiesz nam na to pytanie – dr Benson spojrzał na niego przenikliwie – Nie
martw się . Za kilka dni wszystko wróci do normy – stwierdził ,wkładając
latareczkę do przedniej kieszeni fartucha. Często po takich urazach w umyśle
pozostają przysłowiowe „luki w pamięci”.
- A gdzie jest moja mama ?-
to była myśl ,z która nie mógł się rozstać. Podniósł się lekko .W tym momencie
chciał ją jedynie mocno przytulić . Czuł jakby minęły wieki odkąd widział ją
ostatni raz.
-Hola ,hola – starszy pan
zatrzymał go ręką – Dopiero co się wybudziłeś- skarcił go wzrokiem
-Ale ...-malec nie chciał ustąpić
- A rodzice – spojrzał na drzwi - Zaraz do
ciebie przyjdą – stwierdził ,spoglądając na pielęgniarkę sugestywnie .
–Rodzice?- chłopiec sądził ,że się przesłyszał
– Mój tato nie żyje – stwierdził smutno ,patrząc prosto w oczy lekarza.
Zaintrygowany mężczyzna ,spojrzał przez szklane drzwi na dwóje ludzi przed salą. Jeszcze raz zwrócił swój
wzrok na malca i z zakłopotanie uśmiechając się lekko ,opuścił pokój.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Andrzej po kilkudziesięciu
sekundach jazdy windą wysiadł na wprost Oddziału Intensywnej Terapii. Zdziwił
go podejrzany tłum otaczający salę
Alex’a. Szybko podszedł w jej kierunku ,Wiktoria stała wprost pod drzwiami .
-Wiki…–zaczął niepewnie.
Odwróciła głowę w jego stronę ,kiedy z
pobliskiej sali wyłonił się uśmiechnięty ,starszy mężczyzna.
-Dobrze dobrane imię. Nasz
Alexander to prawdziwy wojownik – zaczął ,nie przestając szczerzyć się w ich
stronę . W takich chwilach czuł ,że jego praca ma jakiś sens ,a energia
promieniowała z niego na kilka dobrym metrów.- Wszystko jest w porządku –
odpowiedział na ich lekko zagubione spojrzenia- Poza lukami w pamięci ,ale jak
dobrze państwo wiedzą –zlustrował ich wzrokiem – To normalne- dokończył
-Luki ?-dopytywał niepewnie
Andrzej ,gładząc ręką kilkudniowy zarost. Domyślał się ,co to może oznaczać
,szczególnie dla niego .
- Chłopiec nie pamięta doby
przed wypadkiem –stwierdził dr Benson ,wzrok Falkowicza automatycznie
powędrował w kierunku Rudej ,ich spojrzenia się spotkały ,przez moment patrzyli
na siebie w napięciu.
-Oczywiście –lekarz spojrzał
na nich zaintrygowany – Ta sytuacja może się zmienić – dodał – Możliwe ,że w
ciągu najbliższych dni przypomni sobie ,co się wydarzyło ,ale jeszcze bardzie
prawdopodobne jest ,że nigdy tak się nie stanie-przyznał ,obserwując ich
uważnie. Najwyraźniej przekazane przez niego informacje były dość istotne.
Ubrany w granatowy garnitur mężczyzna ,nerwowo zmierzwił włosy i po raz kolejny
spojrzał na Rudowłosą kobietę ,jakby oczekując odpowiedzi z jej strony.
Wiktoria pospiesznie odwróciła głowę ,by uniknąć konfrontacji wzrokowej z
Andrzejem. Sama miała nie wiedziała jak
ma postępować w tej sytuacji. Nie chciała znów ukrywać przed synem prawdy ,nie
chciała ranić Andrzeja ,ale w tym momencie najważniejsze dla niej było zdrowie
malca ,a po jego pierwszej reakcji na „nowinę” spodziewała się jakie
konsekwencje może przynieść ona w jego obecnym stanie zdrowia.
-Czy….- Wiktoria przerwała
chwilę ciszy ,uciekając od natrętnych myśli. Spojrzała na szklane drzwi.
-Tak.Tak oczywiście –
odpowiedział lekarz – Synek pytał o panią – uśmiechnął się i przepraszając ich
skierował się do swojego gabinetu. Wiktoria ruszyła pospiesznie w kierunku
drzwi . Najbardziej na świecie pragnęła w tym momencie objąć malca i powiedzieć
mu jak bardzo go kocha. Jednak ,zatrzymała się ,trzymając klamkę . Spojrzała za
siebie. Wycofany Andrzej z nietęga miną ,stał oparty o ścianę. Nie mogła zbyt
wiele wyczytać z jego twarzy ,jedynie dziwna pustka w jego oczach wskazywała na
targające ich właścicielem emocje. Podeszła do niego i delikatnie dotknęła jego
ramienia ,Falkowicz odwrócił się momentalnie.
- Coś nie tak ?- zapytał
,zdziwiony jej obecnością . W jego głosie słychać było smutek i rozgoryczenia
,nie miał siły po raz kolejny ukrywać swoich uczuć pod idealną maską. Dobrze
wiedział ,że nie powinien wchodzić do sali Alex’a ,ale tak bardzo chciał go
teraz zobaczyć. Czuł się rozdarty. Zdrowy rozsądek i serce miały odrębne zdania
,co do tego jak powinien postąpić.
-Wiem ,że….- zaczęła cicho
-Co Wiki ?- zapytał nerwowo
,wiedział ,że to nie jest odpowiednia chwila na takie rozmowy – Idź do niego –
spojrzał w jej oczy – Potrzebuje Cię – dodał czule ,okrywając swoimi dłońmi
,wciąż spoczywającą na jego ramieniu kobiecą rękę. Ruda udała się we wcześniej
obranym przez siebie kierunku.
Falkowicz nie byłby sobą ,wciąż marnując czas
na bezsensowne siedzenie przy oddziale. Postanowił udać się do gabinetu dr Bensona i poznać wszystkie szczegóły dotyczące stanu
zdrowia chłopca. Chciał mieć wgląd we wszystkie wyniki badań Alex’a. Jak zwykle
miał obiekcje związane z jego leczeniem
i przyszłą rehabilitacją. Chciał zapewnić synowi jak najlepsze warunki ,dlatego
po wcześniejszej telefonicznej konsultacji z profesorem Cooper’em ,zdecydował się na przeniesienie malca do
znanej prywatnej kliniki. Niestety jego plany miały spełznąć na niczym ,gdyż dr Benson był temu stanowczo przeciwny.
*
------------------------------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------------------------
-Co?- wzburzony Profesor był
niezwykle zaskoczony odmową lekarza, zmarszczył brwi
-Jak już panu mówiłem –
westchnął staruszek – Nie mamy do tego podstaw – stwierdził ,rozsiadając się
wygodnie w fotelu
- Przepraszam ,ale chyba nie
rozumiem – warknął Falkowicz ,przyklejając na twarz sztuczny uśmiech
-Czego ?-westchnął
zniecierpliwiony ,nie zrozumiał ironii rozmówcy - Sądzę ,że MÓJ PACJENT– podkreślił ostatnie
dwa słowa,- Ma tutaj odpowiednie warunki ,a transport na drugi koniec kraju
może być dla niego niebezpieczny – dodał ,przyglądając się Falkowiczowi z
niekrytą ciekawością
- Wybaczy pan – Andrzej znów
obdarzył go kpiącym uśmieszkiem – Jednak przytoczone przez pana argumenty są
bezpodstawne ,a odczucia związane ze świetnością Pana oddziału są jedynie ,JEDYNIE
–podkreślił już ostrzejszym głosem - ..subiektywną mrzonką –dokończył ,twarz dr
Bensona zaczerwieniła się
-Sugeruje mi Pan ,że
….-zaczął gniewnie
-Proszę pana – prychnął – Ja
Panu niczego nie sugeruję . Ja po prostu stwierdzam fakt – dodał ,podnosząc brwi
. krew w żyłach starszego z mężczyzn zagotowała się.
- Powtarzam jeszcze raz
–zaczął przez zęby – Nie pozwolę na transport chłopca
-Dobrze – wydawał się
niewzruszony ,czym zbił z tropu rozmówcę – Pana pozwolenie na nic się nie zda –
stwierdził pewnie ,po czym wstał z krzesła .
-Bez mojego pozwolenia …-zaczął
,lecz Andrzej jedynie wskazał na górę
-Istnieje coś takiego jak”
sądy wyższej instancji”– stwierdził –
Skoro Pan dalej obstaje przy swoim stanowisku –zaczął ze udawaną ,smutną miną – To załatwię tę sprawę
na wyższym szczeblu . Dyrektor chyba jest najbardziej kompetentną ku temu osobą
?-zapytał ,rozglądając się po pomieszczeniu ,staruszek podrapał się po brodzie
- Dlaczego tak bardzo Panu na
tym zależy ?-zapytał szczerze – To dobry szpital
-Dobry ,ale nie najlepszy –odpowiedział
szybko – A mi zależy na tym , by zapewnić swojemu synowi jak najlepsze warunki
– stwierdził dobitnie . Nigdy wcześniej nie sądził ,że takie słowa kiedykolwiek
padną z jego ust. Lekarz prowadzący Alex’a spojrzał na niego krótko i podpisał
leżący przed nim na biurku kawałek papieru.
-Proszę – niechętnie wręczył
mu kartkę
-Wiedziałem ,że dojdziemy do
porozumienia – Falkowicz ścisnął jego dłoń
-Zrobiłem to tylko i
wyłącznie ze względu na chłopca – przyznał ,po czym ponownie spoczął na fotelu
-Dowidzenia – powiedział
,opuszczając pokój
-Powodzenia –mruknął
staruszek ,czym wzbudził ciekawość Andrzeja
*
Falkowicz wrócił pod drzwi
pokoju chłopca. Sięgnął po komórkę ,w celu połączenia się ze swoim prawnikiem.
Zawsze w takich sytuacjach uciekał w wir pracy . Już wybierał numer ,kiedy
zerknął przed siebie. Alex przytulał się do Wiktorii ,która wyraźniej
rozbawiona , przekomarzał a się z nim ,pieszczotliwie głaszcząc go po głowie.
Od dawna nie widział uśmiechu Rudej,a tak bardzo mu go brakowało. To on
stanowił nieodparty urok jej osoby. W tym momencie byłby w stanie oddać
wszystko ,byleby móc być teraz ,tam ,razem
z nimi. Westchnął zrezygnowany ,patrząc wciąż w ich stronę. Pokręcił komórką w
dłoni . Zdecydował się jednak wybrać numer brata. Sam się sobie dziwił ,ale
ostatnio Adam okazywał mu największe ,jak nie jedyne wsparcie. Jeszcze raz
skupił na nich swoją uwagę ,przypadkiem
przez krótką chwilę spojrzenia jego i
Alex’a się spotkały . Teraz dzieliła ich
tylko ,cienka ,szklana szyba ,lecz w rzeczywistości był to długi ,gruby ,niemal
chiński mur ,przez który czekała ich długa
,ciężka przeprawa.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiktoria cicho weszła do
środka , na jej widok twarz małego momentalnie rozpromieniała.
-Mamo –powiedział radośnie
,wyciągając w jej kierunku ręce . Rudowłosa usiadł na skraju jego łóżka i
przytuliła go z całych sił. Tak bardzo brakowało jej tych iskierek ,radośnie
tańczących w jego oczach ,tych uśmiechów i dźwięku jego głosu. Łzy szczęścia
zaczęły spływać po jej policzkach. Znów Alex był przy niej ,cały i zdrowy.
-Mamusiu ,dlaczego płaczesz
?-zapytał ,przyglądając się jej uważnie .Delikatnie starł z jej policzka łzę . Czule spojrzała na synka . – To przeze
mnie ,tak-stwierdził, marszcząc czoło
-Nie kochanie –zaprzeczyła
,głaszcząc go po włosach
- Tata zawsze powtarzał ,że
prawdziwy mężczyzna powinien żyć tak ,aby żadna kobieta przez niego nie płakała-
stwierdził pewnym głosem ,czym lekko rozbawił Wiktorię – Mój mały mężczyzna
–pomyślała ,uśmiechając się do niego.
Spojrzał na nią uważnie.
-Przepraszam Cię mamo –powiedział
,po raz kolejny mocno się do niej przytulając- To chyba ja powinnam Cię
przeprosić skarbie –pomyślała , uśmiech
momentalnie zniknął z jej twarzy . Czuła się winna.
-Wiesz co ?-zaczął zagadkowo
-Co kochanie ?- odpowiedziała
,nie kryjąc ciekawości
- Tata mi się śnił . Był przy
mnie –powiedział pewnie ,błyszczały mu się oczy
-Alex przecież wiesz…-zaczęła
,głośno przełykając ślinę
-Wiem ,że nie żyje –
stwierdził stanowczo ,obrócił głowę na
drugą stronę łóżka
-Synku –dotknęła jego
ramienia – Nie mówię ,że to nie prawda. Anthony zawsze przy tobie będzie ,ale…-nie
pozwolił jej dokończyć
-Czułem jego obecność. Był
tutaj – upierał się
-No dobrze –niechętnie
przytaknęła na jego słowa – Najważniejsze ,że się wybudziłeś - stwierdziła ,głaszcząc go po zaczerwienionym
policzku
-Co się stało ?-zapytał po
chwili milczenia – Dlaczego tutaj jestem?- dopytywał
-Miałeś wypadek –powiedziała
,patrząc na niego w napięciu
-Niczego nie pamiętam – rzekł
smutno
-Za kilka dni wszystko wróci
do normy. Przypomnisz sobie – powiedziała nieprzekonana. W głębi serca liczyła
,ze tak się nie stanie. Nie wyobrażała sobie ,co mogłoby się stać, ,gdyby jej
synek przypomniał sobie wydarzenia sprzed wypadku. Niczego na świecie nie bała
się tak jak jego straty. Teraz najważniejsze było jego zdrowie ,a w chwili
obecnej prawda musiała jeszcze poczekać. Czuła ,że zarówno ona jak i Andrzej
dostali drugą szansę na ułożenie swoich wspólnych relacji z synem. Wiedziała
,że tym razem musi postarać się dobrze rozegrać
tą rozmowę. Z troską spojrzała w kierunku przeszklonej szyby. Andrzej
stał oparty o znajdującą się ,centralnie naprzeciwko sali malca ,
kolumnę. Zdawała sobie sprawę ,że w tej
sytuacji ,jak na razie, to on po raz kolejny jest najbardziej poszkodowany.
-A pani Hudson?- głos malca
odwrócił jej uwagę od postaci Falkowicza
- Była tu wczoraj u ciebie –
powiedziała ,poprawiając mu kołdrę ,na co chłopiec przewrócił oczami
- No co ?-Ruda zapytała zdziwiona
,podciągając kawałek materiału pod samą szyję malca
-Dusisz mnie mamo – roześmiał
się ,na jej twarzy znów zagościł szeroki uśmiech
-Ja cię duszę ?-zapytała
retorycznie ,lekko go łaskocząc - Ja ?
-Tak –nie ustępował ,śmiejąc się
. Przymknął zmęczone powieki. Był wyczerpany ,mimo że obudził się
niecałą godzinę temu. Jego organizm potrzebował regeneracji. – Jestem zmęczony
–szepnął
-Musisz wypoczywać kochanie –
stwierdziła z troską ,po raz kolejny podciągając jego kołdrę pod sama szyję ,od
razu ją spuścił .
-Śpij
dobrze – powiedziała ,całując go czoło ,po czym w ciszy opuściła jego pokój.
Targały nią mieszane uczucia. Czuła ulgę ,że jej synek nareszcie wracał do
zdrowia ,ale bała się o przyszłość ,jego ,swoją i Andrzeja . Czuła paraliżujący
strach przed już zbliżającą się wielkimi krokami rozmową . Jednak jeszcze
większym smutkiem napawał ją fakt ,że po raz kolejny oszukuje własne dziecko.
Nie chciała tego. Spokój i odrobina stabilizacji – tego w tym momencie
potrzebowała zarówno dla siebie jak i Alex’a ,ale nie była w stanie mu i sobie
tego zapewnić. Roszczeniowe żądania Ravenswood’ów nie poprawiały jej samopoczucia. Nie była pewna co do ich
intencji i wpływu na ich dalsze życie.
Rozejrzała się po korytarzu,
był pusty. Postanowiła udać się do automatu z kawą ,oczy same zamykały jej się
ze zmęczenia. Ruszyła w jego kierunku ,gdy z nikąd pojawił się przed nią
Falkowicz.
-Co z nim ?-zapytał w
napięciu ,nie spuszczając z niej wzroku
-Wszystko dobrze –uśmiechnęła
się lekko ,widocznie odetchnął z ulgą. Te słowa wypowiedziane z jej ust miały
dla niego największą wartość. Dobrze znała
Małego. Wiktoria poczuła ,że
traci równowagę ,zakręciło jej się w głowie .
-Wiki – Andrzej westchnął
zniecierpliwiony , podtrzymując jej ramie – Musisz wreszcie zacząć o siebie dbać-
powiedział jak do małego dziecka – Pewnie znowu niczego nie zjadłaś –stwierdził
pewnie ,unikała jego wzroku – Idziemy na obiad – stwierdził głosem nie
znoszącym sprzeciwu ,po czym pociągnął ją za sobą
-Ale..-zaczęła ,wskazując
głową na korytarz
- Idziemy –wyartykułował –
Musimy porozmawiać –dodał ,zatrzymała się momentalnie
-To nie jest najlepsza chwila
na tą rozmowę – stwierdziła niepewnie
- Nigdy nie będzie –przyznał
szczerze