środa, 12 listopada 2014

Kolejna część

                                           XXX

To ostatnia z części opisujących okoliczności i konsekwencje wypadku Alex'a. Teraz będą małe przeskoki czasowe i akcja przyspieszy swoje tempo. Sądzę, że będzie trochę ciekawiej.W końcu budowa relacji ojciec-syn w tych okolicznościach łatwa nie będzie,a przez co mam nadzieję bardziej interesująca.To jest (nie ukrywam) niezbyt dobra część,ale następną już szlifuję. Komentujcie !


Podniósł  leniwie powieki, obraz przed jego oczami zaczął dziwnie wirować. Wpadające przez okno światło skutecznie drażniło jego źrenice. Gorączkowo  próbował rozejrzeć  się po pomieszczeniu  .Nie pamiętał ,co dokładnie zaszło. Wiedział jedynie ,że   czuł się oszukany ,wściekły  ,że bardzo tęsknił za mamą i za wszelką cenę chciał ją znów zobaczyć. Przebłyski  minionych wydarzeń mignęły mu przed oczami , skutecznie odwracając uwagę od teraźniejszości.  Dopiero po chwili poczuł dziwny ciężar po prawej stronie łóżka, gwałtownie odwrócił się  w jego kierunku ,kiedy obezwładniający ból przeszył jego  głowę.
Zasnęła przy jego łóżku ,wciąż trzymając rękę chłopca . Mimo ciągłych sprzeciwów pielęgniarek  nie opuściła jego sali. Długie, kasztanowe włosy  Wiktorii kaskadą opadały na błękitną ,szpitalną pościel.  
Jej płytki sen przerwał głośny dźwięk aparatury ,automatycznie poderwała głowę ,jej włosy zawirowały .Nawet nie zdążyła zareagować . Tłum pielęgniarek  i  lekarze przywołani przez alarmujący dźwięk urządzenia  w momencie pojawili się przy łóżku Małego . Nie spostrzegła ,kiedy po raz kolejny ,nie wiadomo w jaki sposób, znalazła się pod drzwiami jego oddziału . – Przecież wszystko miało być już dobrze –powtarzała w myślach  jak mantrę.
Spojrzał na wyświetlacz telefonu. –Dziewiąta- westchnął i usiadł na brzegu łóżka. Sądził ,że sen przyniesie mu oczekiwaną ulgę ,lecz niestety tak się nie stało. Budził się co kilka minut i sprawdzał rejestr połączeń. Mimo braku snu ,czuł się dziwnie wypoczęty ,kofeina wciąż krążyła w jego żyłach. Przetarł ręką skronie. Po raz kolejny wziął komórkę do ręki. – Brak wiadomości ,to dobra wiadomość – pomyślał ,odkładając ją  na drewnianą szafkę nocną. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Wyblakłe ,beżowe ściany ,przetarta skórzana sofa ,zapadające się łóżko i wykładzina z plamami niewiadomego pochodzenia nie zachęcały do spędzenia w tym miejscu ani jednej dodatkowej sekundy. Hotel ,w którym się zatrzymał na pewno nie spełniał standardów ,do których był przyzwyczajony. Modernistyczny budynek w kształcie sześciennej bryły z lekko zdewastowaną elewacją nie był cudem architektury ,jednak Profesor uznał go za najtrafniejszy wybór.  Hotel ,a raczej hotelik niemal graniczył ze szpitalem . Dla Andrzeja właśnie to było najważniejsze. Chciał być jak najbliżej.
 Z nieukrywanym wstrętem zszedł na parter budynku ,był on w jeszcze gorszym stanie ,niż pokoje. Kanarkowo –zielony hall i wszędobylski zapach nikotyny skutecznie zachęcały gości do jak najszybszego opuszczenia tego miejsca. Profesor nie sprzeciwiał się jednoznacznym sygnałom wysyłanym mu przez budynek i udał się w kierunku szpitala. Miał kilka wiadomości dla Wiktorii. Już od dawna miał obiekcje związane z leczeniem Małego. Uważał ,że dr Benson działa zbyt zachowawczo ,a stan chłopca wciąż się nie poprawiał. Wykorzystał wszystkie swoje kontakty by uczynić jakieś postępy w jego leczeniu. Na szczęście dawny znajomy ,jeszcze ze stażu w Chicago, przypadkowo znalazł kilka godzin czasu pomiędzy lotem z Nowego Jorku  ,a tym do Moskwy. Zgodził się na konsultację. Była to ogromna szansa ,gdyż profesor Cooper był znanym neurologiem i neurochirurgiem ,który już dawno zasłynął  w świecie wielkiej medycyny .
Hotel i szpital dzielił dystans równy pięciu minutom spaceru . Przed wejściem do środka Andrzej postanowił zatrzymać się  w przyszpitalnej restauracji. – Restauracji ? Chyba tylko z nazwy – pomyślał zdegustowany ,kiedy znalazł się w środku lokalu. Niechętnie zamówił zestaw śniadaniowy na wynos . Wiedział, że mimo jego próśb Wiktoria po raz kolejny została na noc przy Alex’ie i zapewne znów  nie raczyła zejść do bufetu na posiłek. Nie zdawała sobie sprawy jak bardzo się o nią martwił. Choroba chłopca odbijała się wyraźnie na jej zdrowiu ,nie  mógł dłużej na to patrzeć i robił wszystko by ją odciążyć. Niestety jego działania obijały się o gruby mur ,stworzony przez rodzinę Ravenswood’ów  ,którzy na każdym kroku dbali by ograniczyć jego kontakty z Wiktorią ,choć sami nie służyli jej jakimkolwiek wsparciem.
Słyszał głośne dyskusje wokół siebie  ,otworzył oczy ,a niezwykłe jasne światło latarki diagnostycznej zmusiło go do ich zmrużenia.
-Prawidłowa reakcja źrenic – wyraźnie zadowolony mężczyzna stwierdził ,uśmiechając się do niego ciepło
-Wreszcie jesteś- powiedział szczerze – Oj mały narobiłeś nam strachu – dodał ,spoglądając na pielęgniarkę ,która również ujmująco uśmiechnęła się w stronę zdezorientowanego chłopca- Lubisz niespodzianki ,co?- zapytał retorycznie ,kręcąc latarką w dłoni . –Już zaczynaliśmy się martwić –dodał ,unosząc brwi.
- Co się stało ?- malec ,pytającym wzrokiem spojrzał na lekarza . Nie pamiętał zbyt wiele. Prawdę mówiąc ,nic nie pamiętał, poza starym autobusem ,burzą ,cmentarzem i swoją złością.
- Sądziłem ,że to ty odpowiesz nam na to pytanie – dr Benson spojrzał na niego przenikliwie – Nie martw się . Za kilka dni wszystko wróci do normy – stwierdził ,wkładając latareczkę do przedniej kieszeni fartucha. Często po takich urazach w umyśle pozostają przysłowiowe „luki  w pamięci”.
- A gdzie jest moja mama ?- to była myśl ,z która nie mógł się rozstać. Podniósł się lekko .W tym momencie chciał ją jedynie mocno przytulić . Czuł jakby minęły wieki odkąd widział ją ostatni raz.
-Hola ,hola – starszy pan zatrzymał go ręką – Dopiero co się wybudziłeś- skarcił go wzrokiem
-Ale ...-malec  nie chciał ustąpić
-  A rodzice – spojrzał na drzwi - Zaraz do ciebie przyjdą – stwierdził ,spoglądając na pielęgniarkę sugestywnie .
 –Rodzice?- chłopiec sądził ,że się przesłyszał – Mój tato nie żyje – stwierdził smutno ,patrząc prosto w oczy lekarza. Zaintrygowany mężczyzna ,spojrzał przez szklane drzwi na dwóje   ludzi przed salą. Jeszcze raz zwrócił swój wzrok na malca i z zakłopotanie uśmiechając się lekko ,opuścił pokój.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Andrzej po kilkudziesięciu sekundach jazdy windą wysiadł na wprost Oddziału Intensywnej Terapii. Zdziwił go podejrzany  tłum otaczający salę Alex’a. Szybko podszedł w jej kierunku ,Wiktoria stała wprost pod drzwiami .
-Wiki…–zaczął niepewnie. Odwróciła głowę w jego  stronę ,kiedy z pobliskiej sali wyłonił się uśmiechnięty ,starszy mężczyzna.
-Dobrze dobrane imię. Nasz Alexander to prawdziwy wojownik – zaczął ,nie przestając szczerzyć się w ich stronę . W takich chwilach czuł ,że jego praca ma jakiś sens ,a energia promieniowała z niego na kilka dobrym metrów.- Wszystko jest w porządku – odpowiedział na ich lekko zagubione spojrzenia- Poza lukami w pamięci ,ale jak dobrze państwo wiedzą –zlustrował ich wzrokiem – To normalne- dokończył
-Luki ?-dopytywał niepewnie Andrzej ,gładząc ręką kilkudniowy zarost. Domyślał się ,co to może oznaczać ,szczególnie dla niego .
- Chłopiec nie pamięta doby przed wypadkiem –stwierdził dr Benson ,wzrok Falkowicza automatycznie powędrował w kierunku Rudej ,ich spojrzenia się spotkały ,przez moment patrzyli na siebie w napięciu.
-Oczywiście –lekarz spojrzał na nich zaintrygowany – Ta sytuacja może się zmienić – dodał – Możliwe ,że w ciągu najbliższych dni przypomni sobie ,co się wydarzyło ,ale jeszcze bardzie prawdopodobne jest ,że nigdy tak się nie stanie-przyznał ,obserwując ich uważnie. Najwyraźniej przekazane przez niego informacje były dość istotne. Ubrany w granatowy garnitur mężczyzna ,nerwowo zmierzwił włosy i po raz kolejny spojrzał na Rudowłosą kobietę ,jakby oczekując odpowiedzi z jej strony. Wiktoria pospiesznie odwróciła głowę ,by uniknąć konfrontacji wzrokowej z Andrzejem. Sama miała nie wiedziała  jak ma postępować w tej sytuacji. Nie chciała znów ukrywać przed synem prawdy ,nie chciała ranić Andrzeja ,ale w tym momencie najważniejsze dla niej było zdrowie malca ,a po jego pierwszej reakcji na „nowinę” spodziewała się jakie konsekwencje może przynieść ona w jego obecnym stanie zdrowia.
-Czy….- Wiktoria przerwała chwilę ciszy ,uciekając od natrętnych myśli. Spojrzała na szklane drzwi.
-Tak.Tak oczywiście – odpowiedział lekarz – Synek pytał o panią – uśmiechnął się i przepraszając ich skierował się do swojego gabinetu. Wiktoria ruszyła pospiesznie w kierunku drzwi . Najbardziej na świecie pragnęła w tym momencie objąć malca i powiedzieć mu jak bardzo go kocha. Jednak ,zatrzymała się ,trzymając klamkę . Spojrzała za siebie. Wycofany Andrzej z nietęga miną ,stał oparty o ścianę. Nie mogła zbyt wiele wyczytać z jego twarzy ,jedynie dziwna pustka w jego oczach wskazywała na targające ich właścicielem emocje. Podeszła do niego i delikatnie dotknęła jego ramienia ,Falkowicz odwrócił się momentalnie.
- Coś nie tak ?- zapytał ,zdziwiony jej obecnością . W jego głosie słychać było smutek i rozgoryczenia ,nie miał siły po raz kolejny ukrywać swoich uczuć pod idealną maską. Dobrze wiedział ,że nie powinien wchodzić do sali Alex’a ,ale tak bardzo chciał go teraz zobaczyć. Czuł się rozdarty. Zdrowy rozsądek i serce miały odrębne zdania ,co do tego jak powinien postąpić.
-Wiem ,że….- zaczęła cicho
-Co Wiki ?- zapytał nerwowo ,wiedział ,że to nie jest odpowiednia chwila na takie rozmowy – Idź do niego – spojrzał w jej oczy – Potrzebuje Cię – dodał czule ,okrywając swoimi dłońmi ,wciąż spoczywającą na jego ramieniu kobiecą rękę. Ruda udała się we wcześniej obranym przez siebie kierunku.
 Falkowicz nie byłby sobą ,wciąż marnując czas na bezsensowne siedzenie przy oddziale. Postanowił  udać się do gabinetu dr Bensona  i poznać wszystkie szczegóły dotyczące stanu zdrowia chłopca. Chciał mieć wgląd we wszystkie wyniki badań Alex’a. Jak zwykle miał obiekcje związane z  jego leczeniem i przyszłą rehabilitacją. Chciał zapewnić synowi jak najlepsze warunki ,dlatego po wcześniejszej telefonicznej konsultacji z profesorem Cooper’em  ,zdecydował się na przeniesienie malca do znanej prywatnej kliniki. Niestety jego plany miały spełznąć  na niczym ,gdyż dr Benson był temu stanowczo przeciwny.
*
------------------------------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------------------------
-Co?- wzburzony Profesor był niezwykle zaskoczony odmową lekarza, zmarszczył brwi
-Jak już panu mówiłem – westchnął staruszek – Nie mamy do tego podstaw – stwierdził ,rozsiadając się wygodnie w fotelu
- Przepraszam ,ale chyba nie rozumiem – warknął Falkowicz ,przyklejając na twarz sztuczny uśmiech
-Czego ?-westchnął zniecierpliwiony ,nie zrozumiał ironii rozmówcy -  Sądzę ,że MÓJ PACJENT– podkreślił ostatnie dwa słowa,- Ma tutaj odpowiednie warunki ,a transport na drugi koniec kraju może być dla niego niebezpieczny – dodał ,przyglądając się Falkowiczowi z niekrytą ciekawością
- Wybaczy pan – Andrzej znów obdarzył go kpiącym uśmieszkiem – Jednak przytoczone przez pana argumenty są bezpodstawne ,a odczucia związane ze świetnością Pana oddziału są jedynie ,JEDYNIE –podkreślił już ostrzejszym głosem - ..subiektywną mrzonką –dokończył ,twarz dr Bensona zaczerwieniła się
-Sugeruje mi Pan ,że ….-zaczął gniewnie
-Proszę pana – prychnął – Ja Panu niczego nie sugeruję . Ja po prostu stwierdzam fakt – dodał ,podnosząc brwi . krew w żyłach starszego z mężczyzn zagotowała się.
- Powtarzam jeszcze raz –zaczął przez zęby – Nie pozwolę na transport chłopca
-Dobrze – wydawał się niewzruszony ,czym zbił z tropu rozmówcę – Pana pozwolenie na nic się nie zda – stwierdził pewnie ,po czym wstał z krzesła .
-Bez mojego pozwolenia …-zaczął ,lecz Andrzej jedynie wskazał na górę
-Istnieje coś takiego jak” sądy wyższej instancji”– stwierdził –  Skoro Pan dalej obstaje przy swoim stanowisku –zaczął ze  udawaną ,smutną miną – To załatwię tę sprawę na wyższym szczeblu . Dyrektor chyba jest najbardziej kompetentną ku temu osobą ?-zapytał ,rozglądając się po pomieszczeniu ,staruszek podrapał się po brodzie
- Dlaczego tak bardzo Panu na tym zależy ?-zapytał szczerze – To dobry szpital
-Dobry ,ale nie najlepszy –odpowiedział szybko – A mi zależy na tym , by zapewnić swojemu synowi jak najlepsze warunki – stwierdził dobitnie . Nigdy wcześniej nie sądził ,że takie słowa kiedykolwiek padną z jego ust. Lekarz prowadzący Alex’a spojrzał na niego krótko i podpisał leżący przed nim na biurku kawałek papieru.
-Proszę – niechętnie wręczył mu kartkę
-Wiedziałem ,że dojdziemy do porozumienia – Falkowicz ścisnął jego dłoń
-Zrobiłem to tylko i wyłącznie ze względu na chłopca – przyznał ,po czym ponownie spoczął na fotelu
-Dowidzenia – powiedział ,opuszczając pokój
-Powodzenia –mruknął staruszek ,czym wzbudził ciekawość Andrzeja
*
Falkowicz wrócił pod drzwi pokoju chłopca. Sięgnął po komórkę ,w celu połączenia się ze swoim prawnikiem. Zawsze w takich sytuacjach uciekał w wir pracy . Już wybierał numer ,kiedy zerknął przed siebie. Alex przytulał się do Wiktorii ,która wyraźniej rozbawiona , przekomarzał a się z nim ,pieszczotliwie głaszcząc go po głowie. Od dawna nie widział uśmiechu Rudej,a tak bardzo mu go brakowało. To on stanowił nieodparty urok jej osoby. W tym momencie byłby w stanie oddać wszystko ,byleby móc być  teraz ,tam ,razem z nimi. Westchnął zrezygnowany ,patrząc wciąż w ich stronę. Pokręcił komórką w dłoni . Zdecydował się jednak wybrać numer brata. Sam się sobie dziwił ,ale ostatnio Adam okazywał mu największe ,jak nie jedyne wsparcie. Jeszcze raz skupił na nich swoją uwagę  ,przypadkiem przez krótką chwilę  spojrzenia jego i Alex’a  się spotkały . Teraz dzieliła ich tylko ,cienka ,szklana szyba ,lecz w rzeczywistości był to długi ,gruby ,niemal chiński mur ,przez który czekała ich długa  ,ciężka przeprawa.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiktoria cicho weszła do środka , na jej widok twarz małego momentalnie rozpromieniała.
-Mamo –powiedział radośnie ,wyciągając w jej kierunku ręce . Rudowłosa usiadł na skraju jego łóżka i przytuliła go z całych sił. Tak bardzo brakowało jej tych iskierek ,radośnie tańczących w jego oczach ,tych uśmiechów i dźwięku jego głosu. Łzy szczęścia zaczęły spływać po jej policzkach. Znów Alex był przy niej ,cały i zdrowy.
-Mamusiu ,dlaczego płaczesz ?-zapytał ,przyglądając się jej uważnie .Delikatnie starł z jej policzka  łzę . Czule spojrzała na synka . – To przeze mnie ,tak-stwierdził, marszcząc czoło
-Nie kochanie –zaprzeczyła ,głaszcząc go po  włosach
- Tata zawsze powtarzał ,że prawdziwy mężczyzna powinien żyć tak ,aby żadna kobieta przez niego nie płakała- stwierdził pewnym głosem ,czym lekko rozbawił Wiktorię – Mój mały mężczyzna –pomyślała  ,uśmiechając się do niego. Spojrzał na nią uważnie.
-Przepraszam Cię mamo –powiedział ,po raz kolejny mocno się do niej przytulając- To chyba ja powinnam Cię przeprosić  skarbie –pomyślała , uśmiech momentalnie zniknął z jej twarzy . Czuła się winna.
-Wiesz co ?-zaczął zagadkowo
-Co kochanie ?- odpowiedziała ,nie kryjąc ciekawości
- Tata mi się śnił . Był przy mnie –powiedział pewnie ,błyszczały mu się oczy
-Alex przecież wiesz…-zaczęła ,głośno przełykając ślinę
-Wiem ,że nie żyje – stwierdził stanowczo  ,obrócił głowę na drugą stronę łóżka
-Synku –dotknęła jego ramienia – Nie mówię ,że to nie prawda. Anthony zawsze przy tobie będzie ,ale…-nie pozwolił jej dokończyć
-Czułem jego obecność. Był tutaj – upierał się
-No dobrze –niechętnie przytaknęła na jego słowa – Najważniejsze ,że się wybudziłeś -  stwierdziła ,głaszcząc go po zaczerwienionym policzku
-Co się stało ?-zapytał po chwili milczenia – Dlaczego tutaj jestem?- dopytywał
-Miałeś wypadek –powiedziała ,patrząc na niego  w napięciu
-Niczego nie pamiętam – rzekł smutno
-Za kilka dni wszystko wróci do normy. Przypomnisz sobie – powiedziała nieprzekonana. W głębi serca liczyła ,ze tak się nie stanie. Nie wyobrażała sobie ,co mogłoby się stać, ,gdyby jej synek przypomniał sobie wydarzenia sprzed wypadku. Niczego na świecie nie bała się tak jak jego straty. Teraz najważniejsze było jego zdrowie ,a w chwili obecnej prawda musiała jeszcze poczekać. Czuła ,że zarówno ona jak i Andrzej dostali drugą szansę na ułożenie swoich wspólnych relacji z synem. Wiedziała ,że tym razem musi postarać się dobrze rozegrać  tą rozmowę. Z troską spojrzała w kierunku przeszklonej szyby. Andrzej stał oparty o  znajdującą  się ,centralnie naprzeciwko sali malca , kolumnę. Zdawała sobie sprawę  ,że w tej sytuacji ,jak na razie, to on po raz kolejny jest najbardziej poszkodowany.
-A pani Hudson?- głos malca odwrócił jej uwagę od  postaci Falkowicza
- Była tu wczoraj u ciebie – powiedziała ,poprawiając mu kołdrę ,na co chłopiec przewrócił oczami
- No co ?-Ruda zapytała zdziwiona ,podciągając kawałek materiału pod samą szyję malca
-Dusisz mnie mamo – roześmiał się ,na jej twarzy znów zagościł szeroki uśmiech
-Ja cię duszę ?-zapytała retorycznie ,lekko go łaskocząc  - Ja ?
-Tak –nie ustępował  ,śmiejąc się  . Przymknął zmęczone powieki. Był wyczerpany ,mimo że obudził się niecałą godzinę temu. Jego organizm potrzebował regeneracji. – Jestem zmęczony –szepnął
-Musisz wypoczywać kochanie – stwierdziła z troską ,po raz kolejny podciągając jego kołdrę pod sama szyję ,od razu ją spuścił .
-Śpij dobrze – powiedziała ,całując go czoło ,po czym w ciszy opuściła jego pokój. Targały nią mieszane uczucia. Czuła ulgę ,że jej synek nareszcie wracał do zdrowia ,ale bała się o przyszłość ,jego ,swoją i Andrzeja . Czuła paraliżujący strach przed już zbliżającą się wielkimi krokami rozmową . Jednak jeszcze większym smutkiem napawał ją fakt ,że po raz kolejny oszukuje własne dziecko. Nie chciała tego. Spokój i odrobina stabilizacji – tego w tym momencie potrzebowała zarówno dla siebie jak i Alex’a ,ale nie była w stanie mu i sobie tego zapewnić. Roszczeniowe żądania Ravenswood’ów nie poprawiały jej  samopoczucia. Nie była pewna co do ich intencji i wpływu na ich dalsze życie.
Rozejrzała się po korytarzu, był pusty. Postanowiła udać się do automatu z kawą ,oczy same zamykały jej się ze zmęczenia. Ruszyła w jego kierunku ,gdy z nikąd pojawił się przed nią Falkowicz.
-Co z nim ?-zapytał w napięciu ,nie spuszczając z niej wzroku
-Wszystko dobrze –uśmiechnęła się lekko ,widocznie odetchnął z ulgą. Te słowa wypowiedziane z jej ust miały dla niego największą wartość. Dobrze znała  Małego. Wiktoria poczuła  ,że traci równowagę ,zakręciło jej się w głowie .
-Wiki – Andrzej westchnął zniecierpliwiony , podtrzymując jej ramie – Musisz wreszcie zacząć o siebie dbać- powiedział jak do małego dziecka – Pewnie znowu niczego nie zjadłaś –stwierdził pewnie ,unikała jego wzroku – Idziemy na obiad – stwierdził głosem nie znoszącym sprzeciwu ,po czym pociągnął ją za sobą
-Ale..-zaczęła ,wskazując głową na korytarz
- Idziemy –wyartykułował – Musimy porozmawiać –dodał ,zatrzymała się momentalnie
-To nie jest najlepsza chwila na tą rozmowę – stwierdziła niepewnie
- Nigdy nie będzie –przyznał szczerze 

wtorek, 11 listopada 2014

Witajcie !

Może jeszcze mnie pamiętacie ? Wiem miałam "małą" przerwę,  ale ostatnio jakoś zebrało mi się na pisanie. Zastanawiam się, czy nie dodać tu może czegoś bo "ucięłam" to opowiadanie w najmniej odpowiednim momencie.Dodatkowo miałam niewielki problem z ustawieniami bloga, ale wszystko powinno już wrócić do normy.Zalegam tutaj z jedną częścią, a następna się pisze. Może chcecie next?