niedziela, 11 stycznia 2015
Przepraszam za opóźnienie
Obiecałam w ten weekend next, ale niestety przez awarię prądu ( cały wczorajszy dzień i dzisiejszy do godz.12) nie miałam możliwości napisania go. Jak by tego było mało jakaś 1/4 mi się usunęła :( ,więc następna część będzie dopiero w okolicach przyszłego weekendu. Z żywiołem (wiatr) nie można wygrać... :(
niedziela, 4 stycznia 2015
XXXII
Hej ! Udało mi się podczas tej przerwy świątecznej znaleźć czas na kolejny rozdział. jest dość długi . Mam nadzieję ,ze was nim nie zawiodę. Dziękuję za motywujące komentarze i proszę o kolejne :D
Blondyn rozsiadł się wygodnie
w swoim skórzanym fotelu. Jak zwykle w poniedziałkowe popołudnia siedział w
swoim gabinecie ,czytając przy filiżance herbaty .Położył nogi na blacie
ogromnego ,wykonanego z hebanu madagaskarskiego biurka i przewrócił pospiesznie
stronę The Times ,odnajdując interesujący go artykuł o transferze jego
ulubionego piłkarza do hiszpańskiego klubu. Westchnął zmartwiony ,odkładając
gazetę na stertę leżących na sekretarzyku papierów. Usłyszał ciche pukanie do
drzwi ,momentalnie ścignął nogi z mebla i wstał ,poprawiając pospiesznie
poluzowany ,zielony krawat.
- Tak ? – oparł się o stojący
nieopodal fotel
-Pana ciotka chce jak
najszybciej się z panem widzieć – powiedziała ,lekko spanikowana sekretarka. Na
jej twarzy pojawił się niezdrowy ,czerwony rumieniec.
-Ciotka ? –wybąkał ,ponownie
poprawiając krawat
-Lady Margaret – wyjąkała
cicho ,pobladł momentalnie
-Czy?-zaczął przejęty.
Jeszcze nigdy ciocia Margo –jak zwykli ją nazywać , nie odważyła się
zaszczycić siostrzeńca swoją obecnością
w jego kancelarii. Wiedział ,że gardzi ona jego zawodem. Zawsze powtarzała ,że
prawnicy to banda złodziei i oszustów ,a jego zawód jest zarezerwowany dla mało
szanujących się osób. Jednak nie opierała się ,gdy służył jej poradą prawna. Ta
wiadomość była dla niego nie lada niespodzianką. Ciotka Margo nie cieszyła się
zbyt dobrą sławą. Była apodyktyczną ,obłudną staruszką „z tradycjami” ,która „honor” rodziny
stawiała ponad wszystko . Przy każdej okazji powtarzała ,że tylko ona o niego
dba. Mimo że niepozorna , potrafiła zastraszyć całą Rodzinę i miała ogromny
wpływ na wydawane przez nią decyzję.
- Czy to mój siostrzeniec –
zza drzwi dobiegł go piskliwy głos staruszki ,słychać było ,że jest
zdenerwowana
-Witaj ciociu – otworzył na
oścież drzwi i wyszedł jej na spotkanie – Mam nadzieję ,że dobrze cię tu
przyjęto ?-zapytał ,z nadzieją patrząc na sekretarkę
- To skandal – westchnęła –
Żebyś nie miał w kancelarii porcelany ! –wykrzyknęła – Do tego to świństwo –
skarżyła się dalej ,patrząc zdegustowanym wzrokiem na filiżankę herbaty
- Przecież to dobry gatunek –
powiedział przejęty ,przy niej znów czuł się jak mały chłopiec zganiany za
stłuczenie wazonu
-Może ciocia wejdzie do
mojego gabinetu –zaproponował ,próbując wysilić się na uśmiech
-Po to tu w końcu
przyszłam-prychnęła ,zniesmaczona lustrując go wzorkiem. Podążyła za Johnem w
kierunku jego miejsca pracy. Od razu spoczęła na brązowej ,zabytkowej sofie
,uważnie przyglądając się wystrojowi tego miejsca.
-Myślałam ,że stać cię na
więcej – stwierdziła lekceważąco – Co to za okropieństwo – wskazała na beżowe
,długie zasłony
-Sądziłem ,że pasują –
powiedział szczerze ,lekko się uśmiechając. Paradoksalnie jego uśmiech jeszcze
bardziej rozwścieczył staruszkę.
-Tak jak twój krawat –
uśmiechnęła się ironicznie ,kręcąc zbyt mocno głową.
-Tak – odparł ,przyzwyczajony
do jej zgryźliwych komentarzy
-A czemuż to zawdzięczam
wizytę mojej kochanej cioci ? –zapytał szczerze zaciekawiony
-Nie podlizuj się John-
odparła szorstko ,ściągając z głowy czarny kapelusz –To ważna sprawa
–stwierdziła,
-Chodzi o nasze posiadłości w
Somerset ?-zapytał zdziwiony
- Gdyby chodziło o nie ,na
pewno osobiście bym się tu nie pofatygowała – powiedziała ,podnosząc ton głosu
,po raz kolejny skrzywiła się patrząc na stojącą na jego biurku rzeźbę Temidy
-W takim razie – powiedział
zaskoczony – W czym rzecz ? –oparł się o biblioteczkę
-Chodzi o naszą rodzinę i jej
honor – stwierdziła ,pełnym powagi głosem ,otwierając granatową ,sporą torbę marki Channel
-A cóż nam grozi ? –zapytał
żartobliwie ,ciotka Margo spiorunowała go wzrokiem
- Nareszcie przydadzą się na
coś twoje złodziejskie zdolności – powiedziała ,układając pomalowane niezgrabnie na różowo usta w
sztuczny uśmiech – Odwdzięczysz się w końcu – dodała nieprzyjemnym tonem
-Zamieniam się w słuch
–odparł szorstko ,ponownie siadając na swoim ,wykonanym z jasnej ,cielęcej
skóry fotelu
-Zdobędziesz wszystkie
możliwe informacje na temat tego człowieka –powiedziała tajemniczo ,wręczając
mu karteczkę ze zdjęciem
-Andrzej Falkowicz –
przeczytał z trudem napis ,przyglądając się zdjęciu niedawno poznanego
mężczyzny
- Chcę wiedzieć wszystko
,rozumiesz ?-spojrzała prosto w zamyślone ,piwne oczy siostrzeńca
-Tak –chrząknął ,wstając z
fotela
-Wszystko –wychrypiała
,ukazując białą protezę zębową – Rodzina ,praca ,przeszłość – wyliczyła wstając z sofy ,podeszła blisko niego,po czym
ręką podciągnęła krawat Johna do góry ,przyduszając go lekko
- Masz dwa dni –dodała na
odchodne ,nie czekając aż mężczyzna
uwolni się od duszącego go materiału opuściła jego gabinet
-Dwa dni –powtórzył jak echo
,wzdychając ciężko . Ponownie wziął do ręki zdjęcie mężczyzny ,sięgnął po
telefon. By zdobyć te informacje bez zbędnego szumu musiał uruchomić wiele znajomości. – Robi się
nieprzyjemnie –stwierdził zasmucony, myśląc o Rudowłosej żonie zmarłego kuzyna.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiktoria nie zdążyła
nawet upić łyk świeżo przygotowanej kawy, gdyż gdy tylko
ponownie spoczęła na sofie momentalnie przymknęła zmęczone powieki . Próbowała
walczyć ze zmęczeniem, ale jej wycieńczony kilkoma nieprzespanymi ,oraz pełnymi niepewności i strachu o życie
dziecka ,nocami organizm rozpaczliwie szukał odpoczynku.
-Wiki-powiedział
zaniepokojony brakiem odpowiedzi z jej strony, dotknął delikatnie jej ramienia.
Dopiero teraz zauważył ,że zasnęła. Ostrożnie wyciągnął z jej ręki sporych
rozmiarów kubek z parującą cieszą i
odłożył go na designerski ,biały stolik. Przez kilka dobrych minut przyglądał
się jej pogrążonej we śnie twarzy. Wyglądała tak spokojnie. Nie potrafił
odwrócić od niej wzroku. Często w myślach przywoływał jej wizerunek ,usiłując
wyobrazić sobie jak teraz wygląda ,co czuje ,czy się zmieniła? Zdawał sobie
sprawę ,że przez ostatnie lata wiele przeżyła ,lecz nadal pod silną powłoką
skrywała się krucha kobieta. Szczególnie podczas snu można było poznać to drugie
oblicze zawsze zdeterminowanej i twardej Wiktorii. Aż trudno było uwierzyć ,że
to ta sama osoba. Odgarnął z jej twarzy zagubiony kosmyk rudych włosów . Wstał
powoli z sofy , nie chcąc budzić kobiety. Odniósł pozostawione przez nich
naczynia do dużej kuchnio-jadalni. Surowość ciemnego mahoniowego drewna
przełamywana była w tym wnętrzu przez
biały, wyszlifowany na wysoki połysk blat i równie białe ściany ,na
których znajdowały się oryginalne ,kolorowe grafiki, oprawione w czarne
ramy. Przyjrzał się jednej z nich ,a
prawy kącik jego ust powędrował do góry. Był to dużych rozmiarów dziecięcy
rysunek przedstawiający rudą ,a właściwie wedle dzieła czerwonowłosą kobietę o nieproporcjonalnie dużej głowie
,wśród zielonych ,narysowanych kredką o tym samym odcieniu co jej oczy drzew.
Obrazek opatrzony był napisaną dużymi ,niebieskimi literami dedykacją : „Dla
najwspanialszej mamy na świecie”. Zaśmiał się krótko. Niewątpliwie to
niepasujące do wystroju pokoju dzieło niosło ze sobą dużą wartość
sentymentalną. Bezszelestnie skierował się ponownie w kierunku salonu. Ręka
Wiktorii opadała bezwładnie na ziemię ,a jej właścicielka kręciła nerwowo głową
przez sen.
-Wiktorio- podniósł
delikatnie głos ,przykucając tuż obok niej . Szarpnął ją kilkukrotnie za ramię
,ale dalej niewzruszona ,pogrążona była w głębokim śnie. –Rzeczywiście musiała
być wykończona –pomyślał ,patrząc na nią z troską. –Sen na sofie to chyba nie
jest dobry pomysł –stwierdził cicho, unosząc jej głowę ,wziął ją na ręce i wolnym krokiem zmierzał w stronę wyjątkowo szerokiego korytarza
zaaranżowanego na hall. Na jego końcu znajdowały się dwoje drzwi. Jedne były całkowicie
przeszklone ,ale znajdowały się na nich białe jaskółki różnej wielkości ,dające
ich właścicielowi odrobinę prywatności . Jak słusznie sądził prowadziły one do
pokoju chłopca ,dlatego otworzył znajdujące się naprzeciwko szklanych ,drewniane drzwi. Dostrzegł sporej wielkości łóżko stojące w
centralnej części pogrążonego w ciemności
pokoju. Położył na nim ostrożnie rudowłosą i okrył ją znajdującym się
przy poduszkach puchowym kocem.
Gwałtownie przekręciła się na bok .
-Alex –szeptała gorączkowo przez
sen . Jej umysł nie zaznał spokoju ,gdyż gdy tylko zamknęła powieki zaczęły
dręczyć ją koszmary.
-Spokojnie-wyszeptał wprost
do jej ucha – To tylko sen –dodał ,poprawiając koc, który zdążył już opaść na parkiet .Przymknął
cicho drzwi i z ciekawością spojrzał na mieszczące się wprost przed nim
„jaskółcze” drzwi. Otworzył je i zapalił
światło. Znalazł się w przestronnym ,błękitno-szarym pokoju ,którego jedną ze
ścian zdobił ogromnych rozmiarów biały
malunek , przedstawiający kolejną jaskółkę. Pod malunkiem stało małe ,białe
łóżko z równie błękitną jak ściany pościelą. Wszystkie pozostałe meble tak jak
łóżko były białe. Ciemny parkiet pookrywał szary ,puszysty dywan ,na którym
reprezentacyjnie stała nieukończona jeszcze budowa szpitala (jak sądził po
stojącej na skończonym już parkingu karetce) wykonana z klocków lego.
Nieopodal klockowego szpitala stało już
wykończone lotnisko z tłumem ludzików lego ,czekających na swojego właściciela równie mocno jak na nie
nadchodzący od ponad tygodnia lot. Andrzej przeniósł wzrok na stojący w rogu
regał zapełniony kolekcjonerskimi miniaturkami zabytkowych samochodów. Jego
wzrok przykuł również duży zdalnie
sterowany samolot ,stojący tuż przy
regale . Rozpoznał go. Pamiętał jak pomagał bratu w jego transporcie ,nie sądził wtedy, że to
prezent dla jego syna. Ba ,wtedy nawet nie przyszłoby mu do głowy ,że w ogóle ma dziecko. Westchnął
,dalej rozglądając się po pomieszczeniu. Nad biurkiem wisiała mapa świata
naznaczona zielonymi i czerwonymi
punkcikami. Na samym blacie małego biurka znajdowały się różne książki i
„latające” swobodnie kartki. Wziął do ręki jedną z nich i zmarszczył czoło .
–Podręcznik do anatomii – powiedział zdziwiony, odkładając ją z powrotem na miejsce. Przyjrzał się kolejnym dziełom, a na jego twarzy
pojawił się cień rozbawienia. Większość
z książek napisana była w języku
polskim ,więc jak słusznie przypuszczał należały one do Wiki ,która zapewne nie miała pojęcia ,że znajdują się właśnie tu.
-A to spryciarz – uśmiechnął
się odsłaniając przypadkowo mapę, pod którą znajdował się plakat z
przekrojem anatomicznym człowieka .
Przypomniał sobie swoje spotkanie w domu z Alex ‘em. Już wtedy lekko zszokowały go dziwne zainteresowania chłopca
. To rzeczywiście było bardzo nietypowe. Przyznawał Wiki rację – Na to jest
jeszcze stanowczo za wcześnie – myślał ,marszcząc ciągle brwi ,ponownie zakrył
plakat mapą i zgasił światło w pokoju. „Wnętrze mówi wiele o człowieku” z tym
stwierdzeniem opuścił „królestwo” synka. Chciał go poznać ,a ten pokój
niepozornie zbliżył go odrobinę ku temu. Zamknął za sobą drzwi prowadzące do
apartamentu Rudowłosej i skierował się ku wyjściu. Był spokojny ,mimo że nie
zamknął drzwi jej mieszkania na klucz ,gdyż budynek był pod stałą ochroną oraz nadzorem portiera. Wsiadł do zamówionej wcześniej taksówki i udał się do hotelu ,w którym
jeszcze dziś wynajął pokój. – W końcu będę miał pokój na odpowiednim poziomie –
myślał ,wspominając niechętnie swój pobyt w zgrzybiałym ,przyszpitalnym
hoteliku. Dzisiaj chłopiec się wybudził ,więc pierwszy raz od dawna mógł
spokojnie zasnąć. Siedząc w taksówce automatycznie spojrzał na wyświetlacz
telefonu i skrzywił się nieco ,miał wiele nieodebranych połączeń od brata
,prawnika ,Piotra oraz innych współpracowników.-Jutro też jest dzień –mruknął
zrezygnowany pod nosem ,zwracając tym uwagę kierowcy.
-Oby lepszy od tego – oparł
taksówkarz
- Oby – przyznał rację –
Potrzebują szczęścia –dodał przygaszony ,gdyż wciąż był niepewny reakcji syna ,a mnożące się przez jego
nieobecność problemy z wrocławską kliniką dawały mu się we znaki
- Proszę pana, a kto w tych
czasach go nie potrzebuje –stwierdził prosto mężczyzna
- Ci którzy go nie szukają –
odparł pewnie ,uśmiechając się przy tym blado
-Wie pan ,że coś w tym jest – przyznał po chwili kierowca
-Bywa ,że nie zdajemy sobie
sprawę ,że je posiadamy-powiedział cicho ,wciąż myśląc o synku
-Grunt to je odnaleźć i już
nie puścić –zaśmiał się szczerze ,zerkając w lusterku na pasażera-Można też
czekać aż samo nas odnajdzie- dodał –A
pana już odnalazło ,co ?-dopytywał
- Po części –stwierdził
,marszcząc czoło Falkowicz
-Ja pozwoliłem się go
pozbawić – powiedział smutno kierowca ,skręcając gwałtownie
- Chyba każdy ma kilka szans
by znów je odzyskać –odparł poważnie ,szukając w tym stwierdzeniu nadziei także
dla siebie
-Już jesteśmy-stwierdził
kierowca ,Falkowicz podał mu 100-
funtowy banknot i opuścił pojazd.
-Proszę pana –zaskoczony taksówkarz
otworzył okno samochodu – A reszta?- kwota niemal dziesięciokrotnie
przewyższała należność
-Reszta jest dla pana
–stwierdził pewnie Falkowicz ,odchodząc w stronę hotelu – Na szczęście –dodał
,będąc już przy drzwiach ,taksówkarz pokręcił głową niedowierzając. – Chyba
zacznę w to wierzyć –powiedział do siebie z szerokim uśmiechem , ruszając w
kolejny tej nocy kurs.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Otworzył oczy i przewrócił
się na bok. Jego głowę przeszywał ogromny ból. Jęknął cicho i potarł skronie
,siadając na materacu szpitalnego łóżka. Wciąż nie pamiętał dlaczego się tu
znalazł i ile właściwie dni tu spędził. Spojrzał na swoją ukochaną maskotkę
osiołka ,którą na pierwsze urodziny dostał od cioci Agaty. Stała ona na białym
stoliku nocnym ,na którym również znajdował się jego ulubiony ,pomarańczowy sok
w szklanej butelce. Wziął pluszaka do
ręki i ostrożnie zsunął się z wysokiego łóżka ,stając małymi ,bosymi stopami na
jasnej ,zimnej podłodze. Siedząca w rogu pokoju pielęgniarka nawet nie
podniosła wzroku znad gazety ,nie mówiąc o zauważeniu chłopca ,który właśnie w
tym momencie otworzył szklane ,przezroczyste drzwi prowadzące na korytarz. Alex
rozejrzał się po pełnym zabieganych pielęgniarek i płaczących ludzi oddziale. W
tym tłumie nikt nie zwrócił na niego
uwagi. Rozglądał się uważnie po budynku ,z żalem stwierdził ,że to nie jest
Prince Albert’s Hospital. Szukał wzrokiem znajomej mu twarzy ,ale niestety pod
jego salą nie znalazł tak wyczekiwanej przez niego postaci matki ,ani nikogo innego z rodziny i przyjaciół. Zmarszczył
smutno czoło i podszedł do ogromnego okna. Był to deszczowy poranek ,wszyscy ludzie
na zewnątrz gorączkowo biegali z parasolami by jak najszybciej ukryć się przed
ciężkimi kroplami deszczu bombardującymi ziemię. Odwrócił głowę ,słysząc ciche
łkanie stojącej nieopodal ,nastoletniej dziewczyny . Przyglądał się jej uważnie
,łzy obficie spływały po jej zaczerwienionej twarzy.
-Wszystko w porządku
?-zapytał cicho ,stając tuż obok niej. Wytrącona z rozpaczy jego pytaniem
,spojrzała w kierunku malca. Otarła łzy. Nie odpowiedziała .
-Chcesz Burro ?-zapytał
poważnie ,wręczając jej maskotkę – Zawsze potrafił mnie pocieszyć ,no i
przynosi szczęście – dodał chcą przekonać ją do tego pomysłu ,na twarzy
dziewczyny pojawił się szczery uśmiech
-Burro?- zapytała zdziwiona
,uśmiechając się w podziękowaniu za tak miły gest
-Po hiszpańsku to
osioł-wyjaśnił ,ciesząc się ,że na twarzy jego rozmówczyni pojawił się choć na chwilę uśmiech
-Wyszukane imię – roześmiała
się przez łzy –Co ci jest ?-zapytała z troską ,dopiero teraz zauważyła ,że
chłopiec ma na sobie szpitalną pidżamę
-W sumie to sam nawet nie wiem
– przyznał szczerze ,zakręciło mu się w głowie ,w ostatnie chwili oparł się o
okno
-Może usiądziesz
–zaproponowała zmartwiona ,odprowadzając
małego towarzysza w kierunku szarych foteli- Już lepiej ? Może wezwę lekarza
?-pytała przejęta
-Ze mną wszystko w
porządku-powiedział pewnie – A ty dlaczego płakałaś?- zapytał szczerze
,dziewczyna mocniej ścisnęła szare futerko ,znajdujące się na kopytku Burra.
-Mój tato jest ciężko chory
–powiedziała łamanym głosem – Ma nowotwór –dodała zmartwiona
-Wszystko będzie dobrze
zobaczysz – spojrzał na nią swoimi szarymi oczami
-Chciałabym by tak było
–westchnęła ciężko ,patrząc w kierunku
sali ojca
- Tą chorobą można leczyć-
stwierdził pocieszająco ,dziewczyna coraz mocniej ściskała przytulankę
- Ale są małe szanse na
powrót do zdrowia – dodała ,przeczesując czarną grzywę Burra
-Lepsze małe ,niż żadne – stwierdził
smutno ,czarnowłosa zdziwiła się tak szybką przemianą towarzysza – Oddał bym
wszystko by mieć choć cień szansy na odzyskanie taty – przyznał ,tym razem to
jemu zaszkliły się oczy
-On też jest chory ?-zapytała
z nadzieję ,choć spodziewała się negatywnej odpowiedzi
-Zmarł pół roku temu –powiedział
malec ,odwracając głowę w kierunku okna
-Przepraszam – wyjąkała cicho
,nerwowo kładąc dłonie na kolanach
- Ale twój tata
wyzdrowieje –powiedział pewnie ,aż była
skłonna mu uwierzyć
-Nie ma wyboru –westchnęła
,pocieszająco uśmiechając się do chłopca –Mogę pożyczyć Burra ,do czasu wyniku
biopsji ?-zapytała ciepło
-Jasne – odpowiedział pewnie
,obserwując niemałe poruszenie ,wśród obsługi szpitala – Ojj- pomyślał –chyba
chodzi o mnie – dotarło do niego ,że zagadał się ze starszą towarzyszką, a
ochrona szuka właśnie jego.
-Jesteś wspaniały - poczochrała go pieszczotliwie po włosach
–Dziękuję – uśmiechnęła się do niego uroczo i wstała z fotela ,wciąż mocno
trzymając jego maskotkę
-Jak masz na imię ?-zapytała
–Muszę wiedzieć ,komu mam oddać tego szczęśliwego osła –dodała ,lekko
rozbawiona ,wskazując na przytulankę
-Alex- odpowiedział ,również
wstając z fotela
-Jeszcze raz dziękuję –
powiedziała ciepło ,dzięki rozmowie z tym niezwykłym malcem znów odzyskała nadzieję
. Chłopiec lekko przejęty ruszył w stronę swojej sali ,jednak po kilku minutach
spaceru zorientował się ,że najprawdopodobniej pomylił korytarz .-To nie tutaj
–szeptał ,opierając się o kolumnę ,znów bardzo mocno zakręciło mu się w głowie
,osunął się na ziemię. Próbował wstać ,ale coraz bardziej przybywający na sile
,impulsywny ból głowy skutecznie mu to uniemożliwiał.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Od piętnastu minut cały
szpital postawiony był na nogi ,by odnaleźć małego ,niesfornego pacjenta .
-To skandal !- syknął głośno
Andrzej ,który dopiero co dotarł do szpitala
-Ochrona i część pielęgniarek
szuka chłopca – tłumaczył się ,równie mocno przejęty tym wydarzeniem ordynator
-Zdaje pan sobie sprawę, że
po takim urazie jakikolwiek niekontrolowany ruch może zakończyć się tragicznie
– Falkowicz nie potrafił opanować emocji ,był wściekły – To jawna
niekompetencja!
-Zdaję sobie z tego sprawę –
odpowiedział posępnie dr Benson
- Jeśli cokolwiek mu się stanie ,to nie obędzie się bez
konsekwencji prawnych ,ma pan moje słowo – powiedział wyraźnie ,zostawiając
oniemiałego lekarza samego. Krew w jego żyłach buzowała. Również udał się na
poszukiwania ,nie potrafił siedzieć bezczynnie. Skręcił w korytarz prowadzący w północne
skrzydło szpitala . Nerwowo rozglądał się po nim. W godzinie porannego obchodu
wszystkie sale wypełniali lekarze ,pielęgniarki
i rodziny pacjentów czekające na wypis krewnego do domu. Tym razem nie
było inaczej . Przechodził właśnie koło ogromnego okna ,gdy pośród
przechodzącego tłumu zauważył chłopca ,który podpierał się o niebieską kolumnę.
-Jesteś – odetchnął z ulgą
,podchodząc bliżej syna ,przykucnął ,przytrzymując jego ramie.
-Kim pan jest ?-zapytał
zaciekawiony ,przyglądając mu się przez przymrużone z bólu powieki. Falkowicz
przełknął głośno ślinę.
-Jestem lekarzem –
odpowiedział pewnie – Dlaczego opuściłeś salę?-dopytywał ,pomagając mu utrzymać
się na nogach
-Zgubiłem się –odpowiedział
malec ,otwierając szczerzej oczy – Pan jest bratem wujka Adama ?-zapytał
,rozpoznając mężczyznę
-Tak –przytaknął zrezygnowany
,patrząc z troską na małego ,widział grymas bólu na jego twarzy
-Wszystko w porządku
?-zapytał przejęty ,nie odwracając wzroku od syna.
-Odprowadzi mnie pan tam
?-zapytał ,ściskając odruchowo jego dłoń . Spojrzał w stronę oddziału.
-Tak ,oczywiście – powiedział
zaskoczony jego gestem ,mocniej ścisnął
jego drobną ,zimną rękę
-Zmarzłeś –stwierdził karcąco, patrząc na bose stopy Alex’a
,chłopiec odwrócił od niego wzrok
-A tak właściwie ,to co pan
robi w Anglii ?-pytał zaciekawiony ,ponownie patrząc w oczy chirurga
- Operuję – skłamał zgrabnie,
malec zmarszczył czoło
-Co to za operacja ?-zapytał
szczerze zaciekawiony ,jego twarz momentalnie pojaśniała
-Nie za dużo tych pytań –
podniósł prawy kącik ust do góry ,chłopiec jeszcze raz spojrzał na twarz
wysokiego mężczyzny i w milczeniu przyglądał mu się dokładnie.
-Coś nie tak ?-zapytał z
lekkim uśmiechem, byli już prawie na miejscu
- Skoro ma pan tutaj operować
,dlaczego pan mnie szukał?- zapytał cicho ,wciąż patrząc na niego przenikliwie
-Czysty zbieg okoliczności –
wysłał w jego kierunku sztuczny uśmiech i odetchnął ciężko ,niechętnie
puszczając dłoń malca
-Alex! – usłyszał głos matki
,która w mgnieniu oka znalazła się tuż przy nich. Mocno objęła syna.–
Kochanie ,dlaczego uciekłeś ?-zapytała ,
nie puszczając go
-Nigdzie nie uciekałem –
bronił się ,przeczesując dłonią rude pasma włosów mamy
-Co znowu strzeliło ci do głowy
–westchnęła ,odgarniając mu z czoła włosy – Nie wolno ci wstawać z łóżka –
wyartykułowała –Miałeś poważny uraz- próbowała skarcić syna wzrokiem ,ale nigdy
nie potrafiła się na niego gniewać. Odnalazła wzrokiem ,przyglądającego im się
w milczeniu Falkowicza.
- Dziękuję ,że go znalazłeś
–zwróciła się do Andrzeja ,widziała
smutek w jego oczach.
-Odwiedzi mnie pan po
operacji ?-zapytał spontanicznie Alex. Falkowicz spojrzał w oczy chłopca ,tak
podobne do tych ,które sam posiadał. Nigdy nie sądził ,że to krótkie słowo
jakim jest „pan” będzie go kiedyś tak ranić. Za każdym razem ,kiedy słyszał je
z ust chłopca przechodził go dziwny ,zimny dreszcz.
-Operacji ?-Ruda spojrzała
pytająco na nich obu –Acha-mruknęła niepewnie ,napotykając na sugestywny wzrok Profesora
-Na pewno – odpowiedział ze
sztucznym uśmiechem -Na mnie już czas – dodał ,wzdychając teatralnie
,odszedł w ponownie w kierunku korytarza. Musiała przyznać Andrzej potrafił
bezbłędnie odegrać każdą ,nawet najtrudniejszą dla niego rolę. Zdawała sobie
sprawę w jak niezręcznej sytuacji się znalazł .
-Zguba się znalazła – dobiegł
ich z oddali głos ordynatora ,który
wyraźnie odetchnął z ulgą.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczesał nerwowo włosy ,dalej
krocząc korytarzem. Nie mógł już dłużej tego
znieść. Zacisnął wargi w cienką linię . Gdy w grę wchodziły osoby, które kochał
(a to grono było wyjątkowo wąskie) nie potrafił już kłamać i ukrywać swoich
uczuć w tak perfekcyjny sposób . Ręka
drżała mu lekko ,gdy słuchał w jaki sposób
zwraca się do niego jego własny syn. –Lepsza gorzka prawda ,niż
najsłodsze kłamstwo- ostatnie dni utwierdziły go w tym przekonaniu.
-Dam panu radę – usłyszał
piskliwy głos za swoimi plecami ,odwrócił się. Stała przed nim starsza
,siedemdziesięcioletnia kobieta z dziwnym kapeluszem na głowie ,rozpoznał w
niej ciotkę męża Wiktorii.
-Słucham?- zapytał zbity z
tropu
-Niech pan zostawi go w
spokoju – powiedziała głośno i wyraźnie ,uśmiechając jej przy tym ironicznie
-Nie zamierzam –odpowiedział
stanowczo ,również obdarzając staruszkę wymuszonym uśmiechem
-Sam pan tego chciał –
westchnęła słodko ,poprawiając spadającą z ramienia torbę
-Czego ?-zmrużył oczy
,obserwując jak jej usta ponownie
wykrzywiają się w uśmiech
-Oboje dobrze wiemy czego –
zaśmiała się krótko ,odwracając się na pięcie. Spojrzał na nią ze wstrętem
,siadając na szarym fotelu. Pamiętał doskonale swoje pierwsze spotkanie z ta
kobietą ,zastrzegła wtedy ,że dołoży wszelkich starań by nie dopuścić do jego
kontaktu z Alex’em. Wtedy wydawało mu się to absurdalne, ale z dnia na dzień
zdawał sobie sprawę ,że ta kobieta jest zdolna do wszystkiego, a przy
znajomości angielskiego prawa i gronie najznakomitszych prawników to wydawało
mu się –w tym momencie westchnął – całkiem możliwe. A to „całkiem” napawało go
ogromnym smutkiem. –Wszystko jest w rękach Małego- stwierdził w myślach ,to
również go nie pocieszało ,gdyż dobrze zdawał sobie sprawę kogo może „wybrać”
kilkuletni chłopiec. Wątpił ,że wybierze obcego mu mężczyznę ,który po latach
zjawił się ,twierdząc że jest jego ojcem z chęcią wywrócenia jego poukładanego
świata do góry nogami. Naturalne wydawało mu się ,że będzie chciał zacieśnić
więzy ze znaną mu rodziną. Z autopsji wiedział ,że dziecko w tym wieku szuka akceptacji i poczucia przynależności
. Sam dobrze pamiętał ,jak czuł się gdy stracił rodziców i trafił pod opiekę
ciotki ,której marzeniem było się go jak najszybciej pozbyć ,co zresztą
zakończyło się sukcesem. Choć była to zupełnie inna sytuacja ,wiedział ,że w
pewien sposób chłopiec straci rodzinę ,która zna i kocha ,dlatego będzie chciał
temu zapobiec. Usłyszał nagle tak niechciany ,dźwięk telefonu .
-Tak – wysyczał
zniecierpliwiony i wyrwany z rozmyślań. Starsza pani skutecznie wyprowadziła go
z równowagi.
------------------------------------------
-Co proszę ?! – gwałtownie
poderwał się z fotela ,kilka osób odwróciło głowę w jego stronę
---------------------------------
- Nie mógłbyś ……-nie dokończył ,gdyż
podniesiony głos „po drugiej” stronie przerwał mu szybko
---------------------------------------------------------------------------
- Dobrze. Jutro będę już w
Polsce – westchnął poważnie zaniepokojony ,odchodząc w kierunku ogromnego okna
,wychodzącego na zatłoczoną ,londyńską ulicę
---------------------------
-Tak –warknął –Masz moje
słowo – dodał ,po czym w zamyśleniu spojrzał na krajobraz za oknem.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Lekarz prowadzący Alex’a
przejrzał wyniki jego badań i z uśmiechem spojrzał na Rudowłosą.
-Wygląda na to ,że nasz
uciekinier –zwrócił się do chłopca- Za dwa dni będzie mógł wrócić do domu
–uśmiechnął się szczerze
-Naprawdę – chłopiec nie mógł
ukryć radości ,wciąż zastanawiał się dlaczego się tu znalazł ,a mama skutecznie
unikała odpowiedzi na to pytanie .
-O ile ten wyjazd do Bath
jest już nieaktualny ?-dr Benson zwrócił się pytająco do Wiktorii
- Tak- zmieszała się lekko –
Jest nieaktualny –odparła pewnie
,próbując zmusić się do uśmiechu. Gdy tylko wspomniała o propozycji Andrzeja ,zgodnie z jej przewidywaniami Rodzina
odmówiła bezzwłocznie. Alex spojrzał na nią pytająco.
-Jaki wyjazd ?- dopytywał
cicho ,nie spuszczając wzroku z matki.
Dr Benson dalej przeglądał jego kartę. Wiktoria przygryzła wargę ,słysząc
kolejne pytanie syna.
- Zgadzam się z panią
,najszybciej dojdzie do siebie w domowym zaciszu – lekarz uśmiechnął się i
opuścił salę Alex’a udając się na dalszy obchód. Ruda podeszła do łóżka synka i
próbowała poprawić mu poduszkę.
-A gdzie twój Burro?-
zapytała ,szukając wzrokiem maskotki ,którą przyniosła tutaj zeszłej nocy. To
był jego talizman i wierny towarzysz.
-Pożyczyłem go – odpowiedział ,próbując ustrzec się przed
koleją „poprawą” położenie jego szpitalnej poduszki.
-Pożyczyłeś ?-zapytała
zdziwiona ,unosząc brwi ku górze – Ty ?-roześmiała się
- Ej –powiedział urażony –
Potrafię się dzielić –dodał dumnie. Widziała radosne iskry tańczące w jego
oczach ,których tak bardzo jej brakowało przez ostatnie dni. Dodawały jej
takiej otuchy.
-W to nie wątpię ,skarbie –
poczochrała go pieszczotliwie po głowie i usiadła na niebieskim krześle tuż
obok jego łóżka. Przyglądała mu się przez chwilę ,wciąż się uśmiechając. Tak
bardzo cieszyła się z jego powrotu do zdrowia. Znów był z nią.
- Czemu się tak na mnie
patrzysz mamo ,mam coś na czole ?-zapytał lekko rozbawiony
-Nie – zaprzeczyła – Po
prostu bardzo cię kocham mój mały rozrabiako – ponownie mocno go przytuliła
-Też cię kocham –
odpowiedział pewnie ,równie mocno wtulając się w matkę
-Tylko proszę cię – spojrzała
uważnie prosto w jego szare tęczówki – Nigdy więcej mi tego nie rób-
powiedziała poważnie
-A co ja takiego zrobiłem
?-zapytał szczerze
-Nie uciekaj – odpowiedziała
,a w jej oku zakręciła się pojedyncza łza . –Niestety tą tendencję do uciekania
od problemów masz chyba po mnie – pomyślała ,przygryzając dolną wargę swoich
malinowych ust . Alex zmarszczył czoło ,zastanawiając się nad słowami Wiktorii.
-Mówiłem ci ,że się zgubiłem
– bronił się .Nie zrozumiał dokładnie o co jej chodziło.
-Wiem –odpowiedziała ,gładząc
jego czoło.- Ale lepiej mieć tą obietnicę na zapas – stwierdziła niby obojętnie
,próbując zejść z niewygodnego dla niej tematu wypadu ,do którego powoli
zmierzali.
-Jak chcesz mogę ci to
obiecać – stwierdził lekceważąco ,robiąc dla mamy miejsce na swoim łóżku
,przysiadła tuż obok niego
-Nawet na mały palec
?-zapytała podniosłym głosem ,uśmiechając się lekko
-Nawet – przewrócił oczami
,odwzajemniając jej uśmiech ,oboje się roześmiali.
-Mamo ?-zapytał po chwili
,opierając się na jej ramieniu
-Mhm?- chrząknęła nieznacznie
Ruda
-A co tak właściwie się stało
?- powiedział wyczekująco ,patrząc prosto w jej zielone oczy ,które znajdowały
wprost naprzeciwko jego twarzy.
- Mówiłam ci kochanie –
powiedziała łagodnie – miałeś wypadek ,wciąż głaskała jego włosy.
-To już wiem –stwierdził
zniecierpliwionym głosem – Ale coś dokładnie się stało?
- Nie wiem – przyznała
szczerze ,patrząc się w sufit.
-Byłem tam sam ? – nie
potrafił w to uwierzyć – Przewróciłem się?- zapytał kpiąco ,nie potrafił tego
zrozumieć
-To był deszczowy dzień –
wciąż udzielała mu wymijających odpowiedzi
-Coś ukrywasz – stwierdził
,ponownie opadając na poduszkę – Znowu –dodał ,odwracając się od niej plecami ,poczuła
ukłucie w okolicy serca. Nie chciała ciągle go oszukiwać ,ale liczyła ,że wyzna
mu prawdę ,gdy dojdzie do siebie .- Całą prawdę – powtarzała w myślach ,choć
bała się tej chwil i w głębi serca pragnęła jak najbardziej przesunąć ją w
czasie. –On jest jeszcze taki mały – tłumaczyła sobie ,lecz nie mogła już
dłużej robić tego Andrzejowi i Alex’owi. –Ciężkie decyzje niosą ze sobą jeszcze
cięższe konsekwencje –myślała ze smutkiem.
-Niczego nie ukrywam kochanie
– skłamała ,choć drżał jej głos- Nie było mnie tam – powiedziała –Chociaż to
jest prawdą –przemknęło jej przez myśl ,ponownie obrócił się w jej stronie.
- Nie wierzę żebyś
gdziekolwiek puściła mnie samego –zmierzył ją wzrokiem ,który palił ją od
środka.-Tak smakuje kłamstwo – poczuła gulę ,powoli rosnącą w jej gardle.-
Gdzie to się stało?
- Porozmawiamy o tym jak
wrócisz do domu – powiedziała pewnie
- Mhm –mruknął nieprzekonany –
A nasza umowa ?-zapytał kpiąco ,zaczerwieniła się
- Powiedziałaś mi wczoraj ,że
dziś mi wszystko wytłumaczysz – przypomniał jej
-Wolę żebyś jeszcze wydobrzał
– stwierdziła z troską – Jesteś
zmęczony? –dopytywała prawdziwie zmartwiona ,gdyż przez moment na twarzy
malca pojawił się grymas bólu.
-Nie zmieniaj tematu ,mamo –
powiedział ,opierając się ponownie na jej ramieniu
-No dobrze –westchnęła ,w
oczach malca pojawił się dobrze jej znany błysk – Byłeś na cmentarzu w Essex
,pojechałeś na grób Anthony’ego . To był deszczowy dzień ,przewróciłeś się i
mocno uderzyłeś w krawędź grobu. Koniec – zaakcentowała ostatnie słowo.
- Tak trudno było ci
powiedzieć to od razu –westchnął ,wtulając się w mamę. Wciąż zamyślona
,mierzwiła włosy synka.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Falkowicz nie spodziewał się
,że podczas tygodnia jego nieobecności na klinikę spadnie prawdziwe tsunami. –
Świat wciąż mnie zaskakuje – myślał zrezygnowany ,po raz kolejny tego dnia wybierając numer
prawnika. Po godzinie zaciekłej dyskusji z Markiem wciąż nie mogli dojść do
porozumienia. Wszystko wskazywało na to ,że jeśli zaraz nie wróci do Polski i nie
wymyśli „cudownego” planu zdobycia pozwolenia od urzędu miasta na kontynuację budowy jego
plany związanie z wrocławską kliniką spełzną na niczym.
-To Polska – uspokajał
prawnika – Łapówka wystarczy – dodał wyraźnie
---------------------------------------------------------------------------------------------
- Wiem ,że niemała –
westchnął ,zerkając na swój rolex – Mamy to szczęście ,że moje sześć lat
spędzonych w Stanach wciąż dostarczają mi pewien – chrząknął- stały zastrzyk
gotówki. Rzeczywiście otwarta przez niego klinika u USA prosperowała wzorowo
,nawet przewyższała jego oczekiwania. Powierzył jej działalność w odpowiednie
ręce ,a trzeba było mu przyznać ,że potrafił podjąć trafne decyzje biznesowe.
Obecnie był jedynie „patronem” tego miejsca ,gdyż amerykańskie „wyższe sfery”
przyciągało jego nazwisko rozsławione skutecznie przez sukces leku na SM. Mając
dużą część udziałów jedynie spijał część ogromnych zysków.
------------------------------------------------------
- O pieniądze się nie martw
–powtórzył ostro – Na twoich barkach leży jedynie dowiedzenie się ,komu mamy
dać tą łapówkę ,to kluczowa sprawa.
----------------------------------
- Dobrze ,o tym porozmawiamy
na miejscu – westchnął
--------------------------------------------------------------------
- A czy poczyniłeś jakieś
kroki w mojej priorytetowej sprawie ?-podkreślił przedostatnie słowo
---------------------------------------
- Mówiłem ci –wysyczał – że w
tym momencie powinieneś skupić się właśnie na tym – podkreślił
----------------------------------------------------------
-Marek –powiedział wyraźnie –
Za co ja ci tyle płacę – dodał ironicznie
--------------------------------------------------------
-Dobrze – opamiętał się nieco
– A polecisz mi kogoś ? Masz może jakieś znajomego zajmującego się takimi
sprawami ?-dopytywał
--------------------------
- Ehm –przytaknął – W takim
razie do jutra – rozłączył się pospiesznie.
Od godziny był spakowany.
–Spakowany ?-prychnął w myślach ,zerkając na niewielką czarną torbę ,którą
wypełniały dwie koszule . Przyleciał tutaj w pośpiechu nie zabierając ze sobą
bagażu ,najpotrzebniejsze przedmioty zaopatrzył się już w Londynie ,teraz
spoczywały one w hotelowym koszu jego apartamentu. Miał niespełna dwie godziny
do odlotu. Niespodziewana afera z kliniką poważnie skomplikowała jego plany.
Nie zdążył nawet poinformować Wiktorii o tym ,że musi jak najszybciej wrócić do
kraju. To był najgorszy moment na wyjazd. Znów zostawił ją samą z problemami.
Teraz ,kiedy czekał ich jeden z najtrudniejszych momentów w życiu. Chciał być blisko Alex’a
,by ten mógł w spokoju zaakceptować jego obecność ,bardzo chciał z nim
porozmawiać ,wytłumaczyć mu pewne kwestie. Wiedział ,że właśnie ten czas zaważy
na ich relacji . –Cholera jasna- warknął ,siadając na kremowej sofie. Sam
skazywał siebie i synka na kolejne dni niewiedzy .
Przed wyjazdem postanowił
odwiedzić jeszcze szpital. Wiedział dobrze ,że nie może liczyć na spotkanie z
małym ,gdyż nie chciał ponownie udawać przed nim –pana- jak malec słusznie ze
swojego punktu widzenia, go określił.
Wszedł do jego sali ,było
dość późno. Chłopiec spał w najlepsze ,a siedząca obok Wiktoria ,wpatrywała się
w jego miarowo opadająca i unoszącą się klatkę piersiową.
-Wiki –dotknął delikatnie jej
ramienia ,obróciła się jak oparzona
-Andrzej –westchnęła z ulgą –
Przestraszyłeś mnie – dodała ,Falkowicz położył palec na ustach i spojrzał w
kierunku drzwi. Po chwili oboje znaleźli się na korytarzu.
- Nie chciałem go budzić –
zerknął przez szybę na śpiącego syna
-Coś się stało ?-zapytała
zaniepokojona jego dziwnie nieobecnym spojrzeniem
-Nie – zaprzeczył pewnie –
Właściwie ta sprawa jest jeszcze „w toku” – odpowiedział
-Mhm- mrugnęła ,patrząc na
niego wyczekująco . Zawsze potrafiła rozpoznać ,gdy coś poważnie go trapiło
,tym razem nie było inaczej.
-Muszę lecieć do Polski –
powiedział chłodno ,unikając jej wzroku – Naprawdę ....-zaczął ,ale przerwała
mu w swoim stylu
-Nie musisz mi się tłumaczyć – odparła niby obojętnie
,odwracając się w kierunku drzwi.
-Ale chcę – złapał ją za rękę
,zmuszając ją by na niego spojrzała . Podniósł prawy kącik ust do góry.-
Zaczekasz aż wrócę ?- oboje wiedzieli ,o co dokładnie mu chodzi
- Postaram się – westchnęła
,na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech
-Postarasz ? – uniósł
żartobliwie brwi ku górze
- Z nim nie jest łatwo-
spojrzała w stronę przeszklonych drzwi – Wyciąga ze mnie wszystko –stwierdziła
poważnie zmartwiona ,zaśmiał się widząc jej minę.
-Niedługo mam samolot – po raz
kolejny zerknął na zegarek – Śpi ?- przeniósł wzrok na Alex’a. Jego sen dawał
mu szansę na pożegnanie.
-Tak – odpowiedziała
Rudowłosa
-Chciałem się upewnić –dodał ,uchylając niepewnie drzwi
-Wejdź – stwierdziła pewnie ,wszedł
w głąb pokoju. Przez kilka minut w ciszy
przyglądał się małej ,śpiącej postaci.
-Wygląda tak niewinnie kiedy
śpi – szepnęła ,stojąca za nim Wiki .Rzeczywiście bez burzy ciągle otaczających
i niewyczerpywanych pytań ,którymi bombardował niemal wszystkich wokół i bez
jego zadziornego uśmiechu ,malec wyglądał na bardzo delikatnego i kruchego
,jakby mógł złamać go mocniejszy powiew wiatru. Andrzej podszedł bliżej jego
łóżka i ostrożnie wyciągnął rękę w jego kierunku ,ale zatrzymał ją tuż nad jego
głową ,zacisnął palce i cofnął ją gwałtownie ,jakby bał się ,że chłopiec
jest mgłą ,która pod wpływem jego dotyku
rozpłynie się momentalnie. Odsunął się szybko jak najdalej od niego.
-Jeszcze wrócę – mruknął do
siebie ,kierując się ku wyjściu.
-Dbaj o siebie –powiedział z
troską w jej kierunku – i o niego – opuścił salę malca.
-Andrzej – usłyszał głos za
sobą ,odwrócił się ,patrząc prosto w ukochane ,zielone oczy Wiktorii ,o widoku
których śnił przez lata.- Powodzenia- spojrzała na niego zaszklonymi oczami ,odwzajemnił
się jej swoim charakterystycznym uśmiechem i wsiadł do windy .
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiktoria właśnie położyła
niewielką ,zieloną torbę na łóżku chłopca.
-To już chyba wszystko
–westchnęła ,odgarniając włosy z czoła . Od kilku minut siłowała się z zamkiem
błyskawicznym ,którego zapięcie utrudniała jej pidżama Alex’a.
-Mówiłem ,że ci pomogę
–spojrzał z politowaniem na zaczerwienione z wysiłku policzki matki.
-Musisz się oszczędzać – już
po raz dziesiąty tego dnia powtórzyła mu to zdanie
- Mamo ,nie przesadzasz
trochę ?-zapytał ,zeskakując z łóżka . Wciąż zapatrzony był w ekran trzymanego
przez siebie tabletu.
-Al ! – upomniała go ,kręcąc
z niedowierzaniem głową. Chłopiec
rozglądał się uważnie po pomieszczeniu.
-Myślałam ,że po dwóch dniach
liczenia każdej plami na suficie ten pokój ci się już znudził –zagadnęła
,siadając na krześle ,mały usiadł naprzeciwko niej ,teraz wpatrywał się w
tablet.
-Co tam oglądasz ?- zapytała
,patrząc mu przez ramię- Tylko mi nie mów ,że znowu oglądasz operacje –
podniosła głos . Alex nie zdążył ukryć urządzenia .
-Już tyle o tym rozmawialiśmy
– westchnęła zmartwiona ,patrząc prosto w jego szare oczy
-Tak wiem. Jestem za mały –
odłożył urządzenie na szafkę nocną.
- I za mądry –dodała
,głaszcząc go po policzku
-Przepraszam – dr Benson
zapukał dwukrotnie ,nieprzerwanie na jego twarzy królował szczery uśmiech.
-Proszę kawalerze – podał
chłopcu wypis – Jesteś wolny – mrugnął w jego kierunku . – Wstępnie już
przedstawiłem pani zalecenia ,ale nie sądzę by dalsze były konieczne ,w końcu
jest pani lekarzem – uśmiechnął się do Rudowłosej
-Na pewno nie ma pan jakiś
dodatkowych zaleceń?- zapytała ,nie
spuszczając wzroku z ciągle przyglądającemu się wypisowi malca.
-Mam –uśmiechnął się
tajemniczo – Najlepiej byłoby by państwo – spojrzał na dwójkę – wybrali się na
spacer na świeżym powietrzu i dużą porcję lodów – dodał
-Taaaak ! – chłopiec od razu
zgodził się z tym zaleceniem. Ruda rozbawiona pogłaskała go po głowie –Na to
mogę się zgodzić – dodała – Jeszcze raz dziękuję za wszystko – zwróciła się do
starszego mężczyzny
-Jak pani dobrze wie ,to moja
praca – powiedział ciepło ordynator ,opuszczając wolną już salę.
-Idziemy do Gibs’a –
stwierdził z ekscytacją malec
- A gdzieżby indziej
?-zapytała retorycznie ,chwytając torbę.
-Zapomniałbym – do pokoju
ponownie wszedł ordynator – To chyba twoja własność – zwrócił się ciepło do
Alex’a ,podając mu pluszowego osiołka.
-Burro ?-zdziwiła się Wiki
–Myślałam ,że zaginął w akcji –zaśmiała się
-Wcześnie dobrze ją wykonał –
stwierdził lekarz ,obdarzając chłopca
troskliwym spojrzeniem – Najprawdopodobniej tato tej młodej damy może być
spokojny o swoje zdrowie – wyjaśnił chłopcu ,Wiktoria spojrzała na nich pytająco
,lecz za nim zdążyła zapytać dr Benson’a o cokolwiek ,zniknął on równie szybko
jak się pojawił.
-Macie już wypis – tym razem
w drzwiach stanęła Ellie
-Mhm- przytaknęła Wiki
,biorąc go z ręki chłopca
-Ciocia – chłopiec mocno
przytulił szatynkę
- Widzę jesteś już w formie –
zaśmiała się ,wyswobadzając się z jego objęć – Nie rób więcej takich numerów
młody – zmierzyła go wzrokiem ,po czym przeniosła wzrok na Rudą.
-To co . Spacer ,lody i….-
wyliczyła Elizabeth
-I?- zapytali jednocześnie
-My plotki –powiedziała do
Rudej stanowczym głosem
-A ja ? –dopytywał
,obserwując kobiety
-Spać !- roześmiały się
szczerze ,z twarzy malca zniknął uśmiech
-No dobra- Ellie zwróciła się
do Alex’a – Nie będziesz się nudził – mruknęła tajemniczo.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Po
pełnym atrakcji dniu w towarzystwie cioci i mamy Alex zasnął nie zdążywszy
nawet dojść do własnego łóżka.
-To ja już was zostawiam –
szepnęła szatynka ,opuszczając mieszkanie przyjaciółki.
-Wpadnij jutro – wyszeptała
Wiki ,niosąc synka do jego pokoju. Otworzyła „jaskółcze” drzwi i delikatnie
położyła go na jego własnym łóżku ,okrywając malca błękitną kołdrą. Pocałowała
go w czoło i cicho zamknęła za sobą drzwi udając się do sypialni. Sądziła ,że
chociaż dzisiaj będzie mogła się wyspać.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Owładnął nim mocny ,głęboki
,niespokojny sen. Czuł rozrywający czaszkę ból ,przed oczami przewijały mu się
niezrozumiałe obrazy. Koszmar – jak sądził- wciągnął go w swoje sidła. Na
twarzy ,nerwowo ruszającego się przez sen malca pojawiły się zimne krople potu.
Obudził się przestraszony ,oddychając głęboko. Po chwili po jego umyśle znów
krążyły obrazy i skrawki rozmowy. –To nie sen – uświadomił sobie ,gwałtownie
wstając z posłania. Wspomnienia wróciły w jednej szokując ,a zarazem
uspokajając malca.
-To nie może być prawda –
powiedział do siebie ,po jego zaczerwienionych policzkach popłynęły łzy. Jak
każde dziecko odruchowo udał się do sypialni mamy.
-Alex – spojrzała na niego
zaspanymi oczami – Synku ,co się stało ?-zapytała przerażona ,zrywając się z
materaca
-Powiedz ,że to nieprawda
,proszę – jęknął ,wtulając się w matkę ,po jego twarzy nie spływały już łzy.
-Co jest nieprawdą ?- o tej
porze nie do końca rozumiała sens słów Alex’a
- Przypomniałem sobie
–powiedział te słowa z grobową miną ,tym razem to jej oczy się zaszkliły.
Patrzyła na niego wyczekująco. Jej plan legnął w gruzach.
-Naprawdę mnie nie chciałaś
?-zapytał ,patrząc prosto w jej oczy . Odsunął się od niej.
-Alex- spiorunowała go
wzrokiem ,mocno obejmując jedyne dziecko – Co ty mówisz –tym razem rozpłakała
się na dobre – Kocham cię najmocniej na świecie – powiedziała przez łzy
- Przecież słyszałem
–stwierdził chłodno ,pierwszy raz widziała taką nieufność w jego oczach
-Skarbie –zaczęła….-To nie
tak – wpatrywała się w jego przerażoną ,a zarazem niezwykle smutną twarz.
-A jak ?- powiedział wściekle
,jego oczy ciskały gromami….Wszystko wróciło. Złość ,gniew, rozpacz i
niedowierzanie przejęły nad nim kontrolę. Wspomnienie było świeże i wyraźne.
- Kochanie – pogłaskała ,go
po rozpalonym policzku – Nigdy nie powinieneś tego usłyszeć – stwierdziła
pewnie
- Nie chcę go znać –
powiedział pewnie ,trzymany przez niego Burro spadł na ciemny parkiet.
-Zrozum Alex – naprawdę
trudno było jej w tym momencie wytłumaczyć roztrzęsionemu chłopcu jak
faktycznie wyglądała ta sytuacja.- Andrzejowi…-zaczęła ,ale przerwał jej szybko
-Ten PAN mnie nie chciał
–stwierdził ,po czym po raz kolejny odsunął się od matki
- Al- proszę ,nie osądzaj go
tak szybko- nalegała łagodnym głosem – Pozwól mi wytłumaczyć ..-dodała urywanym
głosem
- To ,że jestem pomyłką –
osunął się na podłogę ,chowając twarz w dłoniach .Jego słowa raniły ją jak nóż
. Wiedziała ,że ta rozmowa nie będzie łatwa ,ale nigdy nie przyszłoby jej do
głowy ,że będzie musiała przeprowadzić ją w takich warunkach. Podejmując tą
decyzję ,nie wiedziała ,że tak bardzo skrzywdzi dwie najważniejsze osoby w
swoim życiu. W tym momencie zrobiłaby wszystko by cofnąć czas. Lata „jej”
spokoju nie były warte cierpienia jakie zadała najbliższym. Przytuliła go po
raz kolejny ,mały się nie sprzeciwiał.
- Chyba nie słyszałeś
wszystkiego ?-zapytała ,choć wiedziała ,że tak nie było. W innym razie chłopiec
aż w takim stopniu nie byłby wściekły zarówno na nią jak i Andrzeja. Pokręcił
przecząco głową.
- Pozwolisz ,że wszystko ci
wyjaśnię – zaczęła niepewnie – Od
początku –spojrzała na jego wilgotne oczy . – Całą prawdę – spojrzała
przed siebie. Nie odpowiedział.
- Proszę synku – spojrzała na
niego w napięciu – Przepraszam –dodała ,jeszcze raz obejmując go z całych sił
.- Za te kłamstwa – westchnęła – Za to ,że nie potrafiłam być dla ciebie lepszą
mamą-powiedziała ,przygryzając wargę
-Kocham Cię – wyszeptał malec
- I dlatego jeszcze raz cię
przepraszam – rozpłakała się jeszcze mocnej ,Alex starł jedną z jej łez- To
przeze mnie obaj tak bardzo cierpicie –westchnęła – Przez to ,że byłam
skończoną egoistką – dodała ,opierając się o ścianę, usiadła na bukowej
podłodze tuż obok niego.
-To chyba nie tylko twoja
wina –mruknął ,opierając głowę na jej ramieniu. Siedzieli w całkowitej ciszy
,wsłuchując się w uderzające w okno krople deszczu oraz swoje głośno i szybko
bijące serca.
- To dość długa i niełatwa
historia –westchnęła po chwili – Nie wiem od czego mam zacząć- dodała ,zerkając
na malca
-Najlepiej od samego początku
–powiedział przeraźliwie smutnym głosem
-Dobrze – odpowiedziała
niepewnie -Kilka lat temu ambitna ,rudowłosa pani chirurg ,której marzeniem
było zawojować wielki świat medycyny………………………………………….-zaczęła w sposób ,w który
zawsze opowiadała mu bajki na dobranoc.
-Czy to może jeszcze dobrze
się skończyć ?-wyrwał ją z opowieści ,pytając chłodnym ,niby obojętnym tonem
-To już zależy tylko od
ciebie – powiedziała szczerze i poważnie ,kontynuując swoją opowieść….
Subskrybuj:
Posty (Atom)