niedziela, 28 września 2014

                             
                                                                       XXIX


  To był najtrudniejszy tydzień w jego życiu. Każda sekunda tych niezliczonych godzin wypełniona była strachem  i niepewnością. Najchętniej wymazałby te siedem dni z pamięci. Całe dnie spędzał w szpitalu ,nawet nie w sali chłopca  ,ale pod nią ,gdyż jako osoba rzekomo z nim nie spokrewniona nie miał prawa do odwiedzin. W innych okolicznościach zapewne walczył  by z tą sytuacją ,ale nie teraz. Nie miał na to sił. To mogłoby wydawać się dziwne – on Andrzej Falkowicz odpuszcza . Jednak  robił to tylko i wyłącznie dla niej. Rodzina męża Wiktorii ,która do niedawna wydawałaby się być nieobecna w ich życiu w tym momencie jakby zmieniła swój orientację i ze zdwojoną siłą zaczęła nacierać na przytłoczoną tą sytuacją Wiktorię. Ciągłe pretensje ,pytania i oskarżenia sprawiały ,że Rudowłosa była na skraju wytrzymałości. Nie dość ,że stan Alex’a  ciągle nie ulegał poprawie to jeszcze Ravenswood’owie odbierali jej resztki chęci do życia. –Nie mają litości- niejednokrotnie myślał ze wstrętem patrząc na wysłuchującą kolejnych uwag Wiktorię. Nie mógł dłużej na to patrzeć . W takich chwilach zazwyczaj rodziny się łączą ,wpierają ,a oni ? Jedynie dokładali jej zmartwień.  Westchnął i zrezygnowany spojrzał przez szybę na podłączonego to aparatury chłopca.  Wpatrywał się w niego intensywnie, zaciskając pięść. Jeszcze tyle chciał mu powiedzieć ,pokazać . Chciał by mały go poznał ,zaakceptował ,być może obdarzył uczuciem skrajnie innym od obojętności czy nienawiści ,które zapewne zdążyły  już zakiełkować w jego małym sercu. Wiedział ,że nie cofnie już czasu ,ale za wszelką cenę chciał pokazać Alex’owi ,że mu na nim zależy. Jak na nikim innym w świecie. Chciał …chciał ,ale nic nie mógł zrobić? Ta bezczynność zabijała go od środka. Jego rozmyślania przerwał natarczywy dźwięk dzwonka ,już miał odrzucić połączenie , w tej chwili nie miał ochoty na rozmowę z kimkolwiek ,ale zdawał sobie również sprawę z konsekwencji ,które mogą go w przyszłości czekać.
-Tak-westchnął ,odbierając połączenie
-Andrzej ,gdzie ty jesteś!- wzburzony prawnik warknął do telefonu
- Marek – zaczął niechętnie – Musiałem pilnie wyjechać- dokończył ,odszedł w stronę windy
-Wyjechać !-prawnik wrzasnął po raz kolejny – Teraz ,kiedy otwieramy kolejną klinikę – dopowiedział z niedowierzaniem
- Tak ,teraz –stwierdził niewzruszony ,nie chciał wysłuchiwać wyrzutów adwokata
-Andrzej .Proszę ! –obojętność chirurga względem nowego ośrodka jedynie potęgowała jego gniew – Chociaż powiedz ,kiedy wracasz ?- mężczyzna nie zamierzał odpuścić ,zbyt wiele poświęcił nowemu projektowi. Nie rozumiał ,dlaczego jego klient  jak i stary dobry znajomy tak łatwo zrezygnował z kilku miesięcy ciężkiej pracy
-Czego ode mnie oczekujesz ?- zapytał oschle ,w tej chwili jego umysł zaprzątały  inne ,ważniejsze sprawy
- Jak to czego ? –burknął – Oczekuję byś natychmiast wrócił !Nawet nie wiesz ile problemów namnożyło się przez Twoją niekompetencję – zaczął swój wywód
-W tej chwili mam ważniejsze sprawy na głowie – odpowiedział pewnie – Dzwoniłem już do Adama ,on wszystkim się zajmie. Daj mu wszelkie pełnomocnictwa- ciągnął smętnie
-Dobrze – odpowiedział zaintrygowany niezwykle smutnym głosem chirurga  – Kiedy zamierzasz wrócić ? Adam nie jest wtajemniczony we wszystkie szczegóły ,nie wiem.. –zaczął ,ale Falkowicz przerwał mu szybko
-Nie mam pojęcia  kiedy znów będę w Polsce-przyznał chłodno – Zapewniam Cię ,że mój brat ze wszystkim sobie poradzi –jak najszybciej ,chciał skończyć  tą rozmowę
-No dobrze –prawnik odetchnął ciężko –W takim razie będziemy w kontakcie –skończył zatroskany
-Owszem- potwierdził Falkowicz – Niedługo się z Tobą skontaktuję w zgoła innej sprawie – stwierdził zagadkowo
-Coś się stało ?-zapytał zaintrygowany Marek
-Po prostu będę Cię potrzebował ,a raczej Twoich umiejętności – odpowiedział ,odprowadzając wzrokiem ciekawsko wpatrującą się w niego starszą kobietę ,ciotkę męża Wiktorii . Nie mógł wystrzec się tych spojrzeń i szeptów.
- Czy kiedyś się na mnie zawiodłeś – zagadnął z lekkim rozbawieniem ,ufał Andrzejowi i jego zdrowemu rozsądkowi ,wiec dobry humor wrócił mu z niezwykłą szybkością
-Raz-odpowiedział z goryczą chirurg ,przypominając sobie wymuszone małżeństwo z Kingą ,prawnik nic  nie odpowiedział
-Mam nadzieję ,że w tym przypadku będzie inaczej – zaczął niepewnie adwokat
- Też na to liczę . To będzie dla ciebie sprawa priorytetowa -  stwierdził pewnie ,odwracając głowę w stronę sali chłopca
-Czego będzie dotyczyć ?–sfrasowany Marek chciał jak najszybciej przygotować materiały
- Zamierzam walczyć o prawa do syna – odpowiedział chłodno,urywając po chwili . W pomieszczeniu obok rozległ się głośny pisk aparatury ,grupa lekarzy i pielęgniarek w pośpiechu pobiegła w stronę pokoju Alex’a  . Andrzej upuścił telefon i szybko podążył za nimi.
-Syna?- jak echo powtórzył Marek – Halo Andrzej !? – kontynuował  ,nieświadomy ,że właściciel telefonu już chwilę temu porzucił go na korytarzu. –Halo!- dźwięk unosił się dalej ,jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi . Umysły większości osób znajdujących się na oddziale zwrócone były ku małemu chłopcu ,który usilnie pragnął wrócić do „świata żywych”.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Duży czerwony kubek w białe grochy ,najwierniejszy ,poza Wiktorią, przyjaciel Woźnickiej z głośnym łoskotem upadł na podłogę pokoju lekarskiego ,rozsypując się w drobny mak.
-  No nie ! –krzyknęła zdenerwowana Blondynka ,nerwowo odgarniając zbyt długą grzywkę
-Agata – Konica spojrzał na nią podejrzliwie – To już piąty dzisiaj –uśmiechnął się dziecinnie ,kręcąc głową . Zdenerwowana internistka obdarzyła ortopedę wściekłym spojrzeniem i uklęknęła ,zbierając drobinki starego przyjaciela .
- Dostałam go w pierwszym  dniu pracy w Leśnej Górze –westchnęła smutno ,była bardzo sentymentalna i łatwo przywiązywała się do ulubionych przedmiotów .
- To znak – Rafał podniósł sugestywnie brwi – Może Piotr szykuje cięcia etatów – zaśmiał się cicho ,lecz wbrew jego oczekiwaniom nie rozśmieszył internistki ,która  ciągle w milczeniu zbierała drobiny porcelany .
-Ziemia do Woźnickiej – machnął ręką  zamyślonej Agacie przed oczami
-Co mówiłeś ? –zmarszczyła czoło ,nie potrafiła nie myśleć o Alex’ie. Czuła się winna tej sytuacji . Gdy tylko dowiedziała się o wypadku jak najszybciej chciała lecieć do Londynu  ,ale niestety nie mogła po raz kolejny tak sobie zostawić szpitala ,to były najcięższe miesiące w Leśnej Górze ,brakowało lekarzy ,a pacjenci wiosną mnożyli się jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Musiała zostać. Czuła się z tym okropnie , zostawiając przyjaciółkę w takiej chwili. –Przecież nie jest sama – pocieszała się jak mogła. Myślała ,że wyjawiając prawdę Profesorowi sprawi ,że Wiktoria nareszcie ,pierwszy raz od dawna będzie szczęśliwa.  Sądziła ,że może z czasem stworzą szczęśliwą rodzinę dla Alex’a ,a tego pragnęła najbardziej. Poza tym dobrze wiedziała ,że Ruda nigdy nie przestała kochać Andrzeja ,a biorąc pod uwagę zachowanie Falkowicza to i z wzajemnością.
-Coś widzę ,że koleżanka nie w humorze – zaczął po raz kolejny Konica ,wyrywając  Blondynkę z rozmyślań
- Jak widać –westchnęła – A niby jak mam być !- prychnęła w myślach. Dr Rafał Konica jak nikt inny zawsze potrafił skutecznie podnieść jej ciśnienie. W Leśnej Górze pełnił już od wielu lat rolę dyżurnego błazna i  zdawał się być w tym zajęciu niezastąpiony. Z czasem konkurencja na to stanowisko rosła w siłę. Niejednokrotnie Borys i Paweł udowadniali ,że zasługują by nosić ten tytuł ,ale Rafał znamienity mistrz ciętej riposty nieugięcie dalej piastował to stanowisko ,ku uciesze gawiedzi ,w tym przypadku niezwykle wścibskich pielęgniarek.
- To powiedz kochana ,gdzie tak odpłynęłaś ?-zapytał z ciekawością ,patrząc jej prosto w oczy
-Nie twój interes – zbyła go szybko – A co ty nie masz pracy ?-zapytała ,patrząc na niego uważnie
-Ostro – Rafał wzdrygnął się lekko i z zawadiackim uśmieszkiem opuścił pokój lekarski
-Jak dziecko –Agata ,westchnęła głośno z lekkim uśmiechem   , już po raz szósty próbowała zaparzyć sobie tak potrzebną jej w tej chwili kawę.
-Cześć –  powiedział smętnie, wchodzący do Lekarskiego Adam ,Blondynka przywitała go krótkim spojrzeniem
- Masz może jakieś informacje ?-zapytał od razu ,siadając na sofie. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Podkrążone oczy i  niedbale  zarzucona na wczorajszy sweter kurtka wskazywały na to ,że ta sytuacja odbija się również mocno na Krajewskim.
-Nie ,a ty?- zapytała, siadając naprzeciwko niego . Upiła łyk  czarnego płynu i spojrzała prosto na Adama ,oczekując ,że zaraz obdarzy ją jakąś nową informacją dotyczącą małego. Niestety zamiast upragnionych wiadomości dostała od Krajewskiego jedynie błagalne spojrzenie.
-O co ci chodzi ?-zapytała  ,Adam przeniósł przymrużone oczy na jej kubek ,Agata pokręciła głową i oddała mu kawę
-Życie mi ratujesz – wyszeptał ,zanurzając usta w czarnym jak noc płynie . Nie pamiętał ,kiedy ostatnio spał dłużej ,niż dwie godziny . Internistka spojrzała z troską na przyjaciela.
-Adaś –zaczęła – Długo tak nie pociągniesz –chwyciła go za ramię
- A co niby ma robić? -westchnął i poderwał się z sofy ,nerwowo zaczął chodzić po pomieszczeniu-Agata ! Powiedz mi !
- Adam ,usiądź- powiedziała łagodnie ,Brunet prychnął i spoczął ponownie w tym samym miejscu. Ten tydzień  wykończył go zarówno fizycznie jak i psychicznie . Zbyt duża dawka emocji i nawał pracy miały odzwierciedlenie w jego zwykle radosnej ,a tym razem przeraźliwie smutnej twarzy.  Alex był mu bardzo bliski ,nie mógł znieść swojej bezradności. Chciał zrobić coś więcej dla małego ,brata ,Wiktorii ,ale nie był w stanie nawet być przy nich. –Co ze mnie za brat –myślał z goryczą. W takiej sytuacji Andrzej zrobiłby wszystko by go wesprzeć ,ale on nie potrafił się zrehabilitować. Czuł ,że mocno zawiódł jako brat i przyjaciel.
-Kiedy ostatnio spałeś ?-zapytała profesjonalnie ,lustrując ledwo trzymającego się na nogach Krajewskiego
-Nie wiem . Wczoraj ,przedwczoraj ,może wcześniej ….Co to ma do rzeczy –zirytował się ,drapiąc się nerwowo po  kilkudniowym  zaroście
-Dużo –stwierdziła szczerze –Weź kilka dni urlopu ,nie wiem –rozłożyła bezradnie ręce -Szpital ,klinika Andrzeja ,wypadek małego ,jeszcze ordynatura ,nie dajesz już rady-powiedziała ,patrząc na niego z troską
- Przecież dobrze wiesz ,że teraz szpital przechodzi kryzys z zatrudnieniem –stwierdził –Poza tym nie mogę tak zostawić Andrzeja ,jestem mu to winien – przyznał ,przymykając powieki .Był wykończony ,ostatnie dni dały mu się we znaki .
- Może dzwonił do ciebie ostatnio ?-zapytała z nadzieję ,nie dostawała zbyt wielu informacji od Wiktorii ,a Ellie zwykle informowała ją ze sporym opóźnieniem ,nie była ciągle na miejscu.
- Nie –westchnął – Od kilku dni nie odbiera telefonów –zasępił się – Mam już tego dość –poderwał się z kanapy po raz kolejny – Mam dość tej cholernej niewiedzy !- wrzasnął ,upuszczając  kubek z kawą Agaty ,ciecz artystycznie rozprysła się po beżowym dywanie  ,a  biały kubek rozpękł się na pół.- Numer szósty –westchnęła w myślach Woźnicka.
-Powinienem tam być – dodał ,podchodząc do okna –Agata – spojrzał na nią , niewielka łza popłynęła po jego policzku ,internistka bez słowa podeszła do przyjaciela ,dotknęła delikatnie jego ramienia.
- Nawet nie chcę myśleć ,co będzie – wyszeptał ,opierając się o ścianę . Tak dobrze rozumiała jego obawy.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na całe dwie minuty świat się dla niej skończył . Te sto dwadzieścia sekund były czarną dziurą w jej życiu. Nic nie czuła  ,nie odbierała żadnych bodźców. Ludzie wokół  zaczęli biegać ,mówić coś do niej ,lecz  ona nic nie słyszała ,straciła kontrolę nad własnym ciałem. Poczuła silne ramie ,które wyciągnęło ją z szalonego wiru .
-Mamy go ! –dopiero po tych słowach wróciły jej zmysły ,ocknęła się twarzą wtulona w tors Andrzeja ,stali pod salą Alex’a. Przez moment patrzyli sobie w oczy. Widziała napięcie w jego zaszklonych oczach. Nigdy nie widziała jego łez.
-Pani Ravenswood –podszedł do nich lekarz ,Wiktoria momentalnie odwróciła się w jego stronę ,nie była do końca świadoma ,czy ma halucynacje związane z przemęczeniem ,czy lekarz prowadzący Alex’a rzeczywiście uśmiecha się do niej szeroko.
-Tak ? –zapytała z napięciem w głosie
-Ma pani bardzo upartego synka –stwierdził z uśmiechem –Chyba przyjął sobie za punkt honoru wybudzić  się dzisiaj –dokończył – Niestety jest jeszcze za wcześnie ,dlatego musieliśmy po raz kolejny wprowadzić go w stan śpiączki farmakologicznej ,ale lada dzień powinien już do nas wrócić.-dodał pokrzepiająco i ruszył w stronę kolejnej sali. Andrzej odetchnął z niewyobrażalną ulgą. Wesoły iskry znów powróciły do jego oczu nadając im ten niezwykły charakter.
Wiktoria odwróciła się w stronę szyby ,nacisnęła klamkę drzwi do sali małego.
-Wiki –Andrzej spojrzał na nią z troską . Jej przeraźliwie blada twarz i rozpuszczone w nieładzie włosy mówiły same za siebie . Na słowa Falkowicza ,Ruda odwróciła delikatnie głowę.
- Kiedy ostatnio spałaś ? Jadłaś cokolwiek ?-zapytał spokojnie , patrząc na nią przenikliwie . Rudowłosa chciała coś odpowiedzieć  ,lecz gdy tylko otworzyła  usta zdała sobie sprawę ,że nie pamięta ostatniego posiłku,a w dyskusji z Andrzejem w tej kwestii jest z góry na przegranej pozycji.
-Tak zresztą myślałem – stwierdził pewnie – Czy ty w ogóle wychodziłaś na dłużej niż kilka minut z jego sali ? –zapytał oskarżycielskim tonem ,nawet nie wiedziała jak bardzo się o nią martwił.
-Przecież i tak bym nie zasnęła –stwierdziła pewnie ,odwracając  ponownie wzrok na malca
- Wiktoria –pokręcił karcąco głową – Musisz mieć siły – pogłaskał ja po ramieniu ,spojrzała mu w oczy
-Nie chcę by został sam – zerknęła na syna
-Nie będzie  - stwierdził pewnie – Mogę ?-zapytał wskazując wzrokiem na drzwi  ,przytaknęła i udała się w stronę łazienki. Andrzej miał rację ,była kompletnie wykończona. Jedynie widok syna sprawiał ,że miała siły by dalej czuwać przy jego łóżku. Odchodząc krok dalej poczuła falę zalewającego ją zmęczenia ,która w momencie opanował całe jej ciało.
Andrzej niepewnie otworzył drzwi jednej z sal Oddziału Intensywnej Terapii . Starsza ,lekko otyła pielęgniarka z typowym dla siebie wrednym uśmieszkiem zastrzegła:
-Tylko rodzina – chrypnęła ,przewracając kolejną kartę magazynu modowego
- Jestem z rodziny – stwierdził pewnie ,podchodząc do łóżka chłopca. Usiadł na krześle obok  ,rozglądając się po pomieszczeniu. Nowoczesne meble ,sterylna biel i błękitne wstawki materiałów  nadawały temu pomieszczeniu dziwnie znajomy klimat.  Czuł się tutaj jak w swojej klinice w Stanach. Ze wstrętem odrzucił od siebie te wspomnienia . Praca w Stanach  ściśle wiązała się z Kingą ,a ten rozdział zamknął już raz na zawsze.
Spojrzał na  pogrążonego we śnie chłopca. Dźwięk urządzeń i obraz na monitorze wskazywał funkcje życiowe malca. Westchnął ciężko ,nie mógł wybaczyć sobie tego ,że jego  syn w tak ciężkim stanie znalazł się w szpitalu i to po części z jego winy.  Delikatnie chwycił małą dłoń malca. Była zimna. Ponownie przeniósł  wzrok na twarz chłopca. Był jeszcze taki mały ,delikatny . Pragnął chronić go przed wszelkimi niebezpieczeństwami ,a tak naprawdę to przecież przez niego Alex omal nie stracił życia. Kiedy na niego patrzył czuł ukłucie w okolicy serca.  Miał pretensje zarówno do siebie jak i Wiktorii ,bo to przez ich błędy Alex znalazł się właśnie tutaj.  Andrzej był świadomy ,ile stracił . Dla własnego syna był tylko i wyłącznie obcym człowiekiem. Pragnął zrobić wszystko by to zmienić .

- Obiecuję ,że już zawsze będę przy Tobie  -wyszeptał nad jego twarzą  i delikatnie pogłaskał go po głowie . Wstał ,kierując się w stronę  drzwi ,naciskając klamkę obdarzył chłopca krótkim spojrzeniem . Od tygodnia jego życie ,wszystkie jego priorytety i plany  zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni ,a to wszystko za sprawą tego nic nieświadomego sześciolatka.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Przepraszam ,że dopiero teraz ,ale miałam niemałe problemy z tą częścią. Kompletnie nie miałam pomysłu . Miałam wstawić ją wczoraj ,ale po przeczytaniu trochę się załamałam i starałam się ją "jakoś" poprawić. Nie wiem ,czy wyszło :(  Dno...trudno było mi wrócić do pisania. Na szczęście mam pomysł na next i może trochę lepiej mi pójdzie. Dziękuję ,że tyle czekaliście. Pozdrawiam Was serdecznie. Zadedykowałabym ją wszystkim czytającym ,ale to taki gniot ,że byłoby mi głupio. Zresztą sami ocenicie. Standardowo Proszę o szczere komentarze !   Wiem - początek dziwny ,to przez brak pomysłu.

                                                           XXVIII

     Staruszek podszedł do wychodzącego na ogród  okna. Niebo pokrywała gruba ,ciemna warstw chmur ,która w tej chwili obdarowywała tą angielską ziemię kolejną dawką deszczu. Chwilę w bezruchu obserwował ciągnący się aż po horyzont krajobraz pól o wszystkich odcieniach zieleni. Uśmiechnął się lekko. Kochał życie na wsi ,a możliwość obserwacji  niezwykłych przemian natury  była dla niego prawdziwym darem od losu.  Nie zamienił by tego na nic innego. Jeszcze raz spojrzał na rozświetlone od błyskawic niebo i ruszył  w kierunku kuchni. Sięgnął po czerwony, żelazny czajnik i napełnił  go wodą ,postawił go na starej, pokrytej przypalonym tłuszczem kuchence i  zapalił palnik . Patrzył na tańczące iskry ognia łaskoczące żeliwne dno czajnika. Po chwili w górę uniosła się ulatniająca z niego para. Mężczyzna zalał wrzątkiem filiżankę z herbatą i rozsiadł się wygodnie w stojącym w rogu pomieszczenia   wyblakłym ,butelkowo-zielonym fotelu. Podkręcił w zamyśleniu końce swoich siwych już wąsów  i  ze smutkiem spojrzał na stojącą  na kredensie fotografię ,jego wzrok momentalnie przeniósł się na kalendarz. Tak ,właśnie dziś mijała  dziesiąta już rocznica śmierci Mary.- Jak mogłem o tym zapomnieć ?- myślał ,kręcąc głową z niedowierzanie. Poderwał się nagle ,pospiesznie założył płaszcz i chwycił za sekator. Zawsze w rocznicę jej śmierci ścinał białe róże rosnące na krańcu ogrodu. Mary je uwielbiała. Buddy słysząc swojego pana idącego w stronę drzwi szczeknął radośnie. Staruszek spojrzał na niego krótko i pogłaskał po całkiem białym ze starości pysku starego Jack Russel Terrier’a . Poczciwe psisko polizało radośnie rękę swojego pana i razem z nim opuściło dom.  Mimo deszcze pies nie zdezerterował. Zawsze wiernie służył Edwardowi.
- Chodź staruszku – pospieszał go właściciel ,z politowaniem patrząc na idącego za nim psiego przyjaciela.-Staruszku- powtórzył i westchnął ciężko -  Tak ,widzisz przyjacielu. Właśnie tak skończyliśmy. Starzy i samotni – dokończył dobitnie patrząc na dziwnie rozumne oczy zwierzaka. Ściął pięć ,ogromnych  ,pokrytych kroplami wody róż i przyłożył jedną z nich do nos napawając się jej zapachem. – Są takie jak moja Mary …-zaczął-kruche i piękne –dokończył patrząc na powstającą właśnie na niebie tęczę. Razem z Buddy’m skierował się w  kierunku pobliskiej drogi. Cmentarz znajdował się na skraju wsi. Edward odwiedzał grób żony niemal  codziennie ,ale czasem  odpuszczał sobie te wizyty ,zwłaszcza w takie pogody. Musiał przyznać ,że te odwiedziny i dbanie o ogród były jego jedynym zajęciem. We wsi uważano go za dziwaka ,dlatego nie mógł liczyć na częste  wizyty sąsiadów. Buddy był praktycznie jego jedynym towarzyszem. To z nim dzielił swoją Samotność. Siedemdziesięciolatek nawet nie spostrzegł, kiedy dotarł pod bramę cmentarza. Przeszedł główną alejką i skręcił w lewo. Szedł dalej kamienistą ścieżką ,kiedy usłyszał głośne szczeknięcie psa. Odwrócił się  i zawołał pupila . Ten jednak nie wrócił.  Zaniepokoiło to mężczyznę ,który ruszył z  powrotem w kierunku głównej ścieżki.
-Buddy –krzyknął ,po chwili pies pojawił się w zasięgu jego wzroku ,zaczął nerwowo szczekać i ciągnąć jego nogawkę
-Odbiło ci –powiedział zdziwiony  staruszek, pies jednak nie ustępował i pobiegł w kierunku mauzoleum , mężczyzna ruszył za nim . Przeszedł  pospiesznie między pomnikami. Spojrzał w stronę   ,z której dochodziło szczekanie. Serce stanęło mu na ten widok. Pomiędzy marmurowymi grobami leżał mały chłopiec ,jego blada twarz z lewej strony pokryta była lekko zakrzepniętą już krwią. Mężczyzna  automatycznie uklęknął i sprawdził puls na jego zimnej szyi. Żył. Z tą myślą staruszek odetchnął z ulgą. Delikatnie poklepał malca po policzku. Ten zmarszczył delikatnie brwi .
-Mamo –szeptał  cicho
- Słyszysz mnie –zaczął głośno mężczyzna-Mały – kontynuował ,dalej poklepywał go po policzku ,chłopiec delikatnie otworzył oczy ,ale  po chwili je zamknął ,trząsł się  z zimna .Edward był emerytowanym wojskowym ,wiedział ,że w tej sytuacji lepiej nie ruszać chłopca ,ponieważ to może mu tylko zaszkodzić.- Tutaj i tak nie mam jak zadzwonić po pomoc –myślał. Jego dom znajdował się najbliżej cmentarza ,a i tak dotarcie tam zajmowało dobre piętnaście minut . – Przecież go tak nie zostawię –myślał gorączkowo ,ponownie uklęknął przy chłopcu. Był  przemarznięty .Jego ubranie było przemoczone. Nie miał wyboru . Ściągnął płaszcz i okrył nim malca ,następnie delikatnie uniósł jego głowę i wziął go na ręce.  
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiktoria drżącymi rękami otarła spływającą po policzku łzę. Wciąż patrzyła z niepokojem przez okno.  Jak na nieszczęście dzisiejszy dzień był jednym z najzimniejszych w tym miesiącu. Dodatkowo od kilku godzin padał deszcz .
-Wiki usiądź – prosiła przyjaciółkę Ellie
- Niby jak mam to zrobić –  wybuchła ,nerwowo chodzą po salonie .To było pięć najdłuższych godzin w jej życiu. Szukali Alex’a już wszędzie. Nic.  Ani śladu. Jakby zapadł się pod ziemię. Nie potrafiła siedzieć bezczynnie i czekać .
 Drzwi do mieszkania otworzyły się ,Ellie i pani Hudson gwałtownie poderwały się z sofy  w napięciu patrząc w ich stronę. Po chwili do salonu wszedł zdenerwowany Andrzej w towarzystwie dwóch mężczyzn w mundurach. Uważnie rozglądali się po mieszkaniu.
- Pani Ravenswood?- zapytał starszy z nich
- To ja – odezwała się Rudowłosa
- Komisarz Frank Jessey – blondyn przedstawił się chłodnym tonem – A to –wskazał na towarzysza –Sierżant  Fleming ,Ruda  wymieniła z nimi krótkie spojrzenie .Obaj mężczyźni spoczęli na stojącej naprzeciwko szklanego stolika sofie.
- Rozumiem ,że chce zgłosić pani zaginięcie syna ?-zapytał przyglądając się jej uważnie
-Tak-odpowiedziała
-Czy odwiedzili państwo miejsca ,w których chłopiec potencjalnie może przebywać. Mam tu na myśli mieszkania rodziny ,znajomych ,ulubione miejsca ?-zapytał profesjonalnie
-Tak –powiedziała przygnębiona Wiktoria
-Na pewno?-zapytał ją sierżant Fleming –Niech się pani dobrze zastanowi.
 Ruda po raz kolejny zmusiła swój umysł do analizy wszystkich miejsc w Londynie ,w których może znajdować się Alex. Domy przyjaciół ,parki ,przedszkole ,do którego chodził,restauracje…wszystko ,a jednocześnie nic. Sprawdzili już większość z tych miejsc. Westchnęła zrezygnowana.
-Rozumiem – odpowiedział komisarz – Zapytam od razu : Czy ma pani jakiś wrogów ?
-Co?-zapytała zdezorientowana
- Wie pani o co nam chodzi. Osoby pani nieprzychylne. Mające jakieś pretensje –zaczął – Jest pani lekarzem .Może jakiś pacjent ? – kontynuował Jessey
- Nie. Nie wydaje mi się –odpowiedziała pewnie
-Pani Wiktoria to szczere złoto – wtrąciła się pewnym głosem Pani Hudson . Komisarz spojrzał podejrzanie na chodzącego po pomieszczeniu Andrzeja. Nagle Falkowicz zatrzymał się przy jednej z półek i wziął do ręki srebrną ramkę ze zdjęciem . Dłuższą chwilę  przyglądał się fotografii. Uśmiechnięty brunet obejmujący Wiktorię z  około dwuletnim Alex’em na kolanach ,a  w tle piękny pałac.-Szczęśliwa rodzina  -pomyślał z goryczą ,odkładając  zdjęcie  na półkę .
- Nie ukrywam ,że w grę może wchodzić też  porwanie dla okupu – kolejny scenariusz nakreślany przez komisarza zaczął powoli wyprowadzać Andrzeja z równowagi .Wcześniej wyjaśniał policjantom prawdopodobny powód ucieczki chłopca. To nie był przypadek.
- Zacznijcie wreszcie działać – zdenerwował się Falkowicz .
-Nie możemy podjąć żadnych większych działań zanim nie  upłynie dwanaście godzin od zniknięcia – zaczął wyjaśniać mu sierżant Fleming
- Czy mi się wydaje ,czy pan nie rozumie – powiedział pewnie ,obdarzając młodszego z policjantów gniewnym spojrzeniem –To jest sześcioletni chłopiec-podkreślił ,podchodząc niebezpiecznie blisko Fleminga
- Takie są procedury – odpowiedział policjant
- A co mnie obchodzą wasze procedury – nie wytrzymał ,żyłka na jego czole zaczęła pulsować ,a oczy pociemniały z gniewu
- Ponad dziewięćdziesiąt pięć procent zaginionych dzieci znajduje się do dwunastu godzin po zniknięciu – wyrecytował Fleming  ,Andrzej obdarzył go morderczym spojrzeniem
-I my mamy tak sobie czekać te kilkanaście godzin przy herbatce ,tak ? –powiedział ironicznie
-Zasadniczo…-zaczął niepewnie  młodszy policjant
-Zasadniczo to jeśli zaraz nie podejmą panowie stosownych kroków…..-zaczął ostro ,lecz tym razem komisarz przerwał  mu szybko
-Czego pan oczekuje ?-zapytał
- Wysłania patrolów ,nagłośnienia sprawy w mediach. Na pewno ktoś  go widział ..-kontynuował
-Zgadzam  się – wtrąciła się Ellie
-Przykro mi ,na razie to niemożliwe – stwierdził  komisarz
- Na co chcecie czekać – zaczęła głośno Wiki ,z niepokojem patrząc na zapadający za oknem zmierzch
Policjanci spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- A myślałem ,że policja w Polsce nie jest skuteczna – pokręcił głową Falkowicz ,policjancie wstali jednocześnie
-Wszystkie jednostki  ,szpitale i inne placówki zostaną poinformowane . Skontaktujemy się z państwem-powiedział Fleming  - Jeśli w ciągu najbliższych godzin sprawa się nie wyjaśni. Podejmiemy odpowiednie działania – dodał ,wręczając Wiktorii wizytówkę – Niech się pani tak nie martwi –powiedział ,patrząc  na jej zapłakaną twarz  – Pani syn na pewno jest cały i zdrowy –dodał pocieszająco . Te słowa jeszcze bardziej zwiększyły gniew Andrzeja ,zacisnął pięść. – Przysięgam ,że zadbam byś długo nie popracował w tym zawodzie – myślał ,po raz ostatni patrząc na młodego sierżanta.
-Dowidzenia – odpowiedzieli jednocześnie mężczyźni i ruszyli w stronę drzwi
-Co według panów mamy teraz robić ?-zapytała Ellie na odchodne
- Czekać droga pani. Czekać – odpowiedział komisarz ,brunetka prychnęła ,zamykając drzwi.
-Wiki –zwróciła się do przyjaciółki – Odprowadzę panią Hudson –dodała  zerkając na Profesora,Ruda przytaknęła cicho i usiadła na sofie . Falkowicz spojrzał z troską na jej bladą twarz.
-Powinnaś odpocząć- stwierdził ,siadając koło niej .
-Nie teraz – odpowiedziała  ze znanym mu błyskiem w oczach ,wciąż gorączkowo nad czymś myślała. Potarła skronie- Jeśli coś mu się stanie…-zaczęła drżącym głosem Rudowłosa ,patrząc w szare  oczy mężczyzny – to nigdy sobie…
-Nie kończ-powiedział twardo-To nie twoja wina – odgarnął kosmyk jej rudych włosów
-Skrzywdziłam go – stwierdziła ze smutkiem – Jego i ciebie – dokończyła
-Wiki – zaczął Andrzej ,kładąc delikatnie  rękę na jej ramieniu – To nie czas na wyrzuty sumienia- stwierdził z przekonaniem – Teraz liczy się tylko to by mały się odnalazł –dodał nie spuszczając z niej wzroku
-Masz rację – oparła swoją głowę na jego ramieniu  i przymknęła powieki. Usłyszeli głośny dzwonek telefonu.
-Halo – Ruda pospiesznie sięgnęła po komórkę
------------------------------------------------
- Tak ,dobrze John. Rozumiem – odpowiedziała smętnie
-------------------------------------
- Od razu się z tobą skontaktuję
---------------------------------
- Tak. Wiem – westchnęła – Cześć-rozłączyła  się szybko
- To kuzyn mojego męża – odpowiedziała na pytające spojrzenie Falkwicza – Przyjedzie najszybciej jak będzie mógł –dodała
-To dobrze  - powiedział nie do końca szczerze . Nie potrafił w spokoju myśleć o mężu Wiktorii jak i jego rodzinie. Oboje nie mogli  dłużej  znieść  bezczynności .Wiktoria wyszła   na chwilę  z salonu, by po chwili  wrócić z grubą ,oprawioną w skórę księgą.
- Trzeba znaleźć jakieś zdjęcie Alex’a –westchnęła, kładąc , jak się okazało , rodzinny album na stoliku. Szybko przewracała karty ,zatrzymała się na jednej z końcowych stron .  Nie potrafiła  nie uśmiechnąć się na widok tego zdjęcia. -Zrobiła je  Agata ,kiedy pierwszy raz odwiedziłam z Al ’em Polskę- wyjaśniła .Wyciągnęła je i położyła na stoliku.
-Widzę ,że  pani Agata to kobieta wielu talentów –uśmiechnął się ,patrząc na bardzo udaną fotografię malca – Mogę ? –zapytał zerkając  na album
-Tak.  Proszę-odpowiedziała podając mu księgę .  Profesor otworzył delikatnie album i spojrzał na pierwsze zdjęcie na stronie . Mała rudowłosa dziewczynka z dwoma kucykami próbując uwolnić się z uścisku starszej pani. Zaśmiał się cicho.
-Od zawsze byłaś taka niepokorna – uniósł lewy kącik ust ,uśmiechnęła się lekko. Choć na moment zapomniała o problemach. Przewracał kolejne karty.  Wreszcie natrafił na strony w nowszej części albumu. Zatrzymał się na wydruku USG .Spojrzał na datę poniżej : 22.12.2013,zmarszczył brwi ,dalej przeglądał zdjęcia. Kilka fotografii przedstawiającą ciężarną Wiktorię . Uśmiechała się, błyszczała jej się oczy. Wydawała mu się jeszcze piękniejsza. Kwitnęła . Spojrzał na zdjęcie poniżej . Rozpromieniona Ruda trzymała na rękach małe zawiniątko. Przyjrzał się zdjęciu uważniej i trudno było mu ukryć wzruszenie. Przejechał palcem po fotografii. – To powinien być najszczęśliwszy dzień w moim  życiu-westchnął patrząc na śpiące niemowlę. Przeglądał dalsze zdjęcia. Pierwsze urodziny ,zdjęcia ze ślubu Wiktorii ,wakacje ,święta. Wszędzie tylko mały ,Wiktoria i jej mąż. Poczuł ukłucie w okolicach serca ,nie miał siły dalej oglądać zdjęć. Dopiero teraz dotarło do niego ile tak naprawdę stracił. –Tyle czasu –pomyślał i nagle poderwał się z sofy ,Rudowłosa przyglądała mu się w milczeniu. Pierwszy uśmiech ,pierwsze słowo ,pierwszy krok. Wszystko co daje radość rodzicom .Stracił to przez jeden błąd. Trudno mu było to sobie wybaczyć . Sobie i Wiktorii. Wiedział ,że był wielkim nieobecnym w życiu syna i trudno mu będzie to zmienić. Dotarła do niego prawdziwa świadomość sytuacji ,w której się znalazł. Zdobycie zaufania malca – wszystko co w jego położeniu było najważniejsze było też jednocześnie nieosiągalne. Zdawał sobie sprawę ,że chłopiec od razu może go nie zaakceptować  . – Nawet może nie zechcieć ze mną porozmawiać –  myślał i w tym wypadku wcale by mu się nie dziwił. Za rozpad szczęśliwego życia zapewne obwiniłaby jego. -Będzie potrzebował czasu – ciągle rozmyślał przechadzając się po salonie. – Ale co jeśli nie zrozumie ,nie będzie chciał zrozumieć ?-Nie chciał teraz dłużej o tym myśleć ,ponieważ z każdą jego myślą obraz przyszłości zdawał się stawać coraz bardziej posępny. – Najważniejsze żeby się znalazł – upewnił się i powiesił marynarkę na krześle. Nie przypominał siebie sprzed kilku godzin. Bez krawata ,marynarki ,z podwiniętymi rękawami koszuli . Ponownie usiadł koło Rudowłosej. Nerwowo przejechał ręką po włosach. Pierwszy raz od dawna czuł taki strach. Bezradność. Jako chirurg był panem życia i śmierci. Wielokrotnie już to udowadniał ,a teraz? Teraz siedział bezczynnie nie mogąc zrobić nic dla ukochanej osoby. –Ukochanej ? – dopiero to do niego docierało. Kochał tego chłopca. Nawet nie zorientował się ,kiedy to nastąpiło. –Kochać?- co tak właściwie to znaczy ?-  Już w dzieciństwie Profesorowi brutalnie poskąpiono tego uczucia ,w późniejszym życiu  uważał miłość za świetny mit ,który nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. Przez wiele lat żył bez miłości . To jednak się zmieniło w chwili ,gdy odnalazł brata ,pokochał tą Rudą Złośnicę i teraz  kiedy dowiedział się o synku .Dla Andrzeja miłością było niekończące się uczucie ,które sprawiało ,że był  w stanie zrobić wszystko dla tej osoby . Teraz był w stanie poruszyć niebo i ziemię by chłopiec się odnalazł. Postanowił zadzwonić do jednego ze swoich  „starych” znajomych.
Wiktoria od kilu minut  przyglądała się zamyślonemu obliczu Andrzeja.  Nie pamiętała by kiedykolwiek był w takim stanie. Miała ogromne wyrzuty sumienia.-Jak mogłam dopuścić do takiej sytuacji –wypominała sobie ,przygryzając delikatnie wargę . Wiedział ,że gdyby zdecydowała się na szczerą rozmowę z synem wcześniej ,nigdy by to tego nie doszło.  Jak każda matka w tej sytuacji była przerażona. Nawet nie chciała myśleć ,co mogłoby  się stać z jej dzieckiem. Westchnęła ciężko .-To moja wina – myślała ,a jej oczy znów się zaszkliły. Teraz marzyła tylko by przytulić synka ,pogłaskać go po głowie. Oddałaby wszystko by  w tym momencie wrócił do domu i rzucił jej się na szyję ,jak to miał w zwyczaju. Był jej iskierką ,szczęściem. Bez niego wszystko było puste i bezwartościowe. Dręczyły ją czarne myśli. Czuła ,że los karze ją  za decyzje sprzed lat.  –Mój mały-myślała patrząc na leżące na stoliku zdjęcie . Usłyszeli dźwięk  telefonu, momentalnie spojrzeli na siebie. Wiktoria odebrała go pospiesznie.
-Halo ?-zapytała cicho z nadzieją w głosie
----------------------------------------------
Przez moment  patrzyła z widocznym przerażeniem na Profesora.
-Dobrze.  Zaraz będę – wyjąkała, telefon wyślizgnął się z jej drżącej dłoni i  z głośnym trzaskiem upadł na drewnianą podłogę
-Wiki – Andrzej podszedł do niej i chwycił za ramię ,nie odpowiedziała – Wiki – powtórzył ,nie mógł dłużej wytrzymać ciszy , Ruda mocno wtuliła się w mężczyznę  . Falkowicz pogłaskają po włosach ,wiedział ,co przeżywa teraz Rudowłosa.
-I co ? –zapytał ciszej ,w jego głosie wyczuwalne było napięcie
-Muszę jechać do szpitala – wyszeptała trzeźwiej  ,ocierając łzę ,wyswobodziła się z jego uścisku
-Musisz ?-powtórzył bezbarwnym tonem ,patrząc jak  udaje się w stronę drzwi
-To znaczy My musimy – poprawiła się ,zakładając kurtkę .  Milczała.
- Co się stało ? Co z nim ? – zaczął pytać w napięciu  ,kiedy nacisnęła  klamkę . Fala skrajnych uczuć zalewała jego umysł. Już dawno nie  czuł  takiego strachu.
-Nie wiem  Andrzej.    Nie wiem – powiedziała patrząc w jego oczy.   Opuścili apartament.
                -----------------------------------------------------------------------------------------------
Staruszek w pośpiechu położył chłopca na kanapie w salonie. Dorzucił drewna to tańczącego w kominku ognia. Uklęknął przy malcu. Był nieprzytomny . Miał sine usta. Już się nie trząsł. Edward  zaklął w myślach. Zdawał sobie sprawę ,co to oznacza.
-Hipotermia – westchnął  . Wiedział ,że musi jak najszybciej ogrzać chłopca. Próbował ściągnąć jego ubranie ,ale mokre tkaniny  zesztywniały.
-Cholera-warknął ,ruszając w stronę kredensu . Obserwujący go Buddy zaszczekał dwukrotnie. Jego pan kiwnął na pupila głową. Pies wskoczył na sofę i zwinął się w kłębek. Swoim ciałem chciał ogrzać chłopca.
-Mam – krzyknął staruszek ,podchodząc  do nich z nożycami w ręku – Dobre psisko – powiedział, głaszcząc  Buddy’ego po głowie . Szybko przystąpił  do rozcinania ubrań. Okrył małego kocem.
-Zostań – powiedział do psa,ten pisnął ze zrozumieniem. 
Siedemdziesięciolatek  skierował się do drugiego salonu. Pospiesznie wykręcił numer pogotowia .
-Będą za piętnaście minut- powiedział do siebie ,wciąż zachodził w głowę ,jak to się stało ,że tak mały chłopiec znalazł się zupełnie  sam na cmentarzu w tą deszczową pogodę.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mimo okropnej pogody na zewnątrz temperatura w taksówce sięgała zenitu. Od dziesięciu  minut  taksówkarz nieskutecznie próbował wyjechać z zatłoczonej ulicy.
-Nie może pan cofnąć – irytował się Andrzej
-Niby jak – po raz dziesiąty odburknął kierowca . Falkowicz zniecierpliwiony otworzył drzwi i pociągnął za sobą Wiktorię.
- Tak będzie szybciej –stwierdził ,okrywając ją swoją marynarką
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po kilkunastu minutach wędrówki w deszczu w końcu przemoczeni dotarli do szpitala. Przy samych drzwiach przywitał ich komisarz Jassey .
-Witam – zaczął- Zadzwoniłem, ponieważ niedawno przywieziono tu chłopca ,którego rysopis odpowiada temu nakreślonemu nam przez panią ,więc..-przemawiał profesjonalnie
-Więc nie marnujmy więcej czasu i wreszcie tam chodźmy – przerwał mu ostro Profesor ,przewracając oczami . Miał dość tego mężczyzny. Jak nic w świecie denerwował go policyjny bełkot.
-No dobrze – odparł zmieszany ,udał się z nimi windą na kolejne piętro budynku. Znaleźli się pod odziałem intensywnej terapii. 
-To dr  Benson – policjant wskazał na podchodzącego do nich starszego lekarza
- Proszę – mężczyzna wskazał na przeszkloną szybę jednej z sal ,Wiktoria podeszła do niej chwiejnie i spojrzała na podłączonego pod aparaturę chłopca ,z jej ust wydobył się tłumiony szloch ,Falkowicz szybko do niej podszedł.
-Co z nim ?-zapytał ,marszcząc czoło
- To było już II stadium hipotermii –zaczął – Dla dzieci ,szczególnie tak małych ,jest to bardzo niebezpieczne ,do tego ten uraz -zaczął lekarz- Podejrzewaliśmy krwiaka wewnątrzczaszkowego ,ale tomografia nie wykazała tego typu zmian ,teraz wystąpił dość poważny obrzęk mózgu ,rozpoczniemy leczenie farmakologiczne ,ale dopiero za kilka godzin okaże się jak poważny to uraz . Nie ukrywam ,jego stan jest ciężki- dr Benson zakończył swój  wywód – Przepraszam- dodał ,oddalając się do jednej z sal . Zarówno Profesor jak i Wiktoria byli świadomi stanu zdrowia chłopca.- Najbliższa doba będzie decydująca – pomyślał .  Już tyle razy słyszał i wypowiadał te słowa.  Dające nadzieję i zarówno jej pozbawiające. –Doba- westchnął . Wiktoria dalej wpatrywał się w syna.
-Jeśli on ..-zaczęła ,dotykając ręką szyby ,nie mogła opanować łez….Był tak blisko ,a jednocześnie tak daleko.
- Nie –powiedział wyraźnie Andrzej – On nie umrze . Nie może- chciał przekonać sam siebie
-Najpierw Anthony ,teraz Alex…- spuściła wzrok ….-Dlaczego?- pytała cicho  - Nie mogę go stracić
- I nie stracisz ,Wiki – objął  ją ramieniem – chciała wierzyć w jego słowa . Andrzej nawet nie mógł dopuścić do siebie myśli ,że chłopiec umrze. Dopiero co go odzyskał ,nie mógł od razu go stracić . Nie mógł stracić kogoś ,kogo kochał ,a którego nawet nie zdążył jeszcze dobrze poznać. W takich chwilach inne wartości zaczynają maleć  ,problemy znikają ,liczy się tylko życie.
Ellie i John wkroczyli  na odział ,na którym znajdował się chłopiec. Brunetka szybko podbiegła do przyjaciółki. Bez zbędnych słów przytuliła ją mocno. Falkowicz i John wymienili krótkie spojrzenia. Zapanowała cisza . Oczy wszystkich zwrócone były na nieprzytomnego chłopca. Oczekiwanie przerywało ciche pikanie aparatury  . Tylko to mogli teraz zrobić - czekać...
                                                              CDN

czwartek, 21 sierpnia 2014

Witam.....po długiej przerwie ....

Na wstępie przeproszę Was za tą dwumiesięczną przerwę w pisaniu. Brak czasu i brak weny. Jednak teraz blog wraca z powrotem do życia. Mam nadzieję ,że pamiętacie jeszcze to opowiadanie. W pewnym momencie chciałam nawet z nim skończyć ,ale ostatnio znów powróciła mi wena. Next ,który już dawno powinien pojawić się tutaj nareszcie jest na ukończeniu. Może nie będzie zbyt długi ,ale powroty są ciężkie. Dziękuję za to ,że jeszcze czekacie :D W sumie tylko to przekonało mnie do dalszego pisania. Jeszcze raz dziękuję :P i pozdrawiam .
Marthson
P.S. Następna część pojawi się w sobotę .

niedziela, 22 czerwca 2014

Ta część jest beznadziejna, ale jest. To raczej kolejna podczęść. Jestem z niej bardzo niezadowolona.
                                                                XXVII Part II
Stała w bezruchu, patrzyła z niedowierzaniem prosto w oczy mężczyzny. Nie płakała, już nie mogła. To zbyt ją zraniło. Kochała swoje dziecko ponad wszystko. Po części przelała swoją miłość do Andrzeja na ich syna. –Właśnie na NASZEGO syna – pomyślała i po raz kolejny poczuła ukłucie w sercu. Teraz wiedziała, że to był błąd ,ogromny błąd. Tłumaczyła sobie, że chciała uchroń małego przed cierpieniem ,odrzuceniem ,ale czy to było prawdą? Tak naprawdę chciała chronić siebie . Przed czym? Przed kolejnym zranieniem. Samotnością. Bólem. Właśnie teraz to czuła, więc jaki miało to sens ? Przed tym nie da się uciec. Zbyt późno to zrozumiała. Zapłaciła za to cenę ,o wiele za wysoką. Przypomniała sobie ostatnią kłótnię z synem, po raz kolejny spojrzała na pełne troski oczy Andrzeja.-Jak mogłam – pomyślała. Skrzywdziła dwie najukochańsze osoby w swoim życiu. Dlaczego ? Bała się . Owładnęły ją sidła strachu. Myślała, że jest twarda ,silna, że niczego się nie boi. W rzeczywistości jednak było zupełnie inaczej. Ukrywała to, ale właśnie strach był jej największą słabością. Potrafił owładnąć ją  w jednej chwili. Teraz bardzo tego żałowała, lecz wiedziała ,że nawet jeśli cofnęłaby czas i tak nie byłaby w stanie  postąpić inaczej. W tej chwili poczuła prawdziwie  gorzki smak swej decyzji i swoich słabości. Być może przez swoje zaślepienie straciła szansę na szczęście ,dla siebie ,Andrzeja ,Alex’a. Odkryła jak wiele innych  osób zostało dotkniętych jej decyzją. Pomyślała o Agacie ,Marku, Adamie. To bolało ,bardzo. Nie chciała nikogo skrzywdzić ,a jednak. Im bardziej próbowała ukryć pewne fakty ,tym szybciej tonęła w wirze tajemnic, niedomówień , a za nią tonęli wszyscy jej bliscy. Westchnęła. Miała żal, niewyobrażalny żal ,lecz tylko do siebie.  
Patrzył na ciągle zmieniający się obraz twarzy Wiktorii. Spojrzał  w  jej szmaragdowe oczy, nie potrafił nic z nich wyczytać. Sam nie wiedział ,dlaczego   wypowiedział ostatnie słowa, wcale tak nie myślał. Znał Wiktorię ,swoją Wiktorię. Wiedział jaka była, jaka jest. Zdał sobie sprawę ,że to musiało bardzo ją dotknąć. Chciał ją objąć ,przeprosić ,ale wiedział ,że na pewno by go odtrąciła. Kilka minut stał i w ciszy przyglądał się kobiecie. Nienawidził bezczynności  .Musiał coś zrobić ,cokolwiek. Podszedł do Rudowłosej.
-Wiki –powiedział stłumionym głosem  ,nie zareagowała ,nadal nieprzytomnym wzrokiem patrzyła w stronę okna –Wiktoria – powtórzył ,nic. Delikatnie uniósł jej podbródek do góry ,zmuszając ją by spojrzała mu w oczy.
-Przepraszam –powiedział swoim niskim głosem ,dopiero w tej chwili na niego spojrzała ,widział smutek w jej oczach.
-Nie ,Andrzej –powiedziała cicho i odsunęła się od niego ,patrzył na nią z lekkim zaskoczeniem– To ja przepraszam –powiedziała wyraźnie ,dopiero w tym momencie tłumione łzy  zaczęły spływać jej z oczu. Nawet nie zauważyła ,kiedy wtuliła się w jego tors. On również był zaskoczony ,objął ją najmocniej jak potrafił ,myślał ,że to kolejna mrzonka jego umysłu, a gdy ją puści  ,jej postać jak mgła zniknie równie szybko jak się pojawiła. Jednak to nie był kolejny sen. Stali w ciszy delektując się swoja obecnością ,nie potrzebowali słów ,jedynie siebie. Zdawać by się mogło ,że zapomnieli o problemach i odbytej chwilę temu ostrzejszej wymianie zdań. Odgarnął jej rude włosy.
-Boję się –powiedziała ,zaciskając lekko wargi
- Czego ?-zapytał ,nie odwracając od niej wzroku
- Tego, że zaraz się to skończy ,że znów zostanę sama –powiedziała szczerze – że stracę Alex’a ,że on tego nie zrozumie…- kontynuowała
- Wszystko będzie dobrze –stwierdził pewnie ,choć wyjątkowo ton jego głosu nie wyjawiał znanej jej pewności . W tej chwili była skłonna uwierzyć w każde jego słowo. Chciała wierzyć ,lecz  w jej umyśle pojawiały się coraz to nowe wątpliwości
- Nie wiem –stwierdziła
- Dlaczego ?-zapytał ,choć wiedział ,że na początku nie będzie mu łatwo
- Alex jest… -zaczęła ,lecz przerwała na chwilę – bardzo przywiązany do tego miejsca ,rodziny mojego męża – kontynuowała niepewnie ,posmutniał . To najbardziej go bolało. Fakt ,że jego syna wychowywał inny mężczyzna ,że to dla tego człowieka w sercu chłopca zarezerwowane było miejsce : tata. Prawie w ogóle go nie znał ,nic o nim nie wiedział ,był dla niego całkiem obcym człowiekiem .  Wiedział ,że trudno będzie mu wzbudzić jego zaufanie ,nie mówiąc nawet o wymienionym wcześniej miejscu. Nigdy nie podejrzewał siebie o przypływ uczuć rodzicielskich ,lecz chciał być kimś ważnym dla tego malca ,a nie być tylko jakimś panem . Nawet nie wiadomo kiedy , to stało się jego  priorytetem. Chciał go poznać ,a w tej chwili choćby zobaczyć.
-Rozumiem – odparł  bez uczucia
- Andrzej –zaczęła – Wiem ,że nie będzie łatwo. On ma trudny charakter . Jest za bardzo  podobny do ciebie –powiedziała ,nerwowo zakładając kosmyk włosów za ucho ,uśmiechnął się lekko.
-Chciałbym go zobaczyć –stwierdził
-Na to jest chyba jeszcze za wcześnie –odpowiedziała ,lekko zmieszana
- Za wcześnie – ironicznie podkreślił dwa ostatnie słowa – Wiki –dodał ,patrząc prosto w jej oczy – Ja chcę go tylko zobaczyć ,nawet nie muszę z nim rozmawiać- kontynuował
-Teraz i tak to nie jest możliwe – powiedziała – Jest w Surry …..-nie dokończyła . Usłyszeli ciche pukanie do drzwi ,momentalnie odsunęli się od siebie.
-Wiki –Ellie odruchowo wtargnęła do gabinetu przyjaciółki ,kiedy zobaczyła w nim mężczyznę ,wysłała Rudej pytające spojrzenia ,powoli wszystko zaczęło układać się w jej umyśle w jedną całość . – Te oczy – przypomniała sobie swoje wcześniejsze spostrzeżenie ,chwilę stała obserwując zarówno Wiktorię jak i profesora .
-To ja może ….-zaczęła lekko zmieszana chirurg , Falkowicz wyprzedził jej słowa
- Andrzej Falkowicz .Bardzo mi miło –powiedział ,całując w dłoń kobietę . – Który facet w tych czasach to robi ?! –westchnęła w myślach szatynka
-Elizabeth Sanderson – przedstawiła się pospiesznie ,nastała niezręczna chwila ciszy ,podczas której Ellie jeszcze dokładniej przyglądała się postaci profesora ,otrząsnęła się po chwili .
-Właśnie wpadłam do ciebie –zaczęła zwracając się do zielonookiej ,nie czuła się zbyt swobodnie – Skończyłam dyżur i myślałam ,że wezmę  Alex’a  na te dwie godziny do parku obok – dokończyła
- Alex’a ?- zapytała zdziwiona Wiki ,Profesor  z ciekawością spojrzał na brunetkę
- No tak –wybąkała ,czując na sobie ich spojrzenia – John jakieś trzydzieści minut temu  przyprowadził go do szpitala ,poszedł do twojego gabinetu . Sądziłam ,że jest tutaj –tłumaczyła zdziwiona
- Co ?! – powiedziała cicho Wiktoria ,z przerażeniem spojrzała na przyjaciółkę

- Nigdzie go nie widziałam ,jeśli tu go nie ma…..-zaczęła  Ellie …

piątek, 20 czerwca 2014

Ta część może wam się nie spodoba. Jest krótka. Poza tym to 1/4 części. Dodam : perspektywa Alex'a. KOMENTUJCIE !!!!!!!!!
                       
                                                      XXVII
Wszedł do środka pojazdu, w tłumie dzieci wydawał się niezauważalny, usiadł na samym końcu .Oparł głowę o szybę i spojrzał na krajobraz Londynu. Po zatłoczonych ulicach tego wielkiego miasta spacerowali ludzie wszystkich ras i nacji ,tworzyli coś na kształt kolorowej mozaiki . Ekscentryczne stroje ,dziwne makijaże,  to było tutaj na porządku dziennym. Przyglądał się szczęśliwym jak i nieszczęśliwym ludziom. Radosne dzieci ,beztrosko rozmawiające z rodzicami ,nastolatki ,starsze panie, wszyscy uśmiechnięci i roześmiani. Gdzieniegdzie widać było kilku zapracowanym mężczyzn ,żywo dyskutujących przez telefon ,gdzieś przeplątał się zagubiony kot. A on? On czuł tylko pustkę ,niewyobrażalną pustkę. Na początku czuł ból, złość, gniew ?lecz teraz uważał ,że jego życie jest jakimś wielkim oszustwem ,pomyłką. Znów zacisnął pięść. Kolejna łza popłynęła po jego policzku. Przypomniał sobie ostatnie zdanie posłyszanej rozmowy. Nie mógł w to uwierzyć. ?Nawet mama  mnie nie chciała-pomyślał ,a jego policzki zaczerwieniły się. Bardzo ją kochał, była dla niego najważniejsza, a teraz dowiedział się, że był dla niej tylko balastem, problemem ,którego chciała się pozbyć. Zacisnął powieki. Chciał by to był sen, a gdy się obudzi będzie przy nim tata. Tata?- pomyślał ,tak bardzo mu go brakowało. Czuł ,że tylko on tak naprawdę go kochał.-A ten pan?- pomyślał ,spotkał go już kilkukrotnie. Tak naprawdę nic o nim nie wiedział. Był dla niego obcym człowiekiem, który nagle okazał się być jego ojcem. ?Nie chcę go znać ? powiedział cicho, marszcząc brwi. Zostawił mnie i mamę ?myślał ,a jego rozgoryczenie przeniosło się na jego osobę. Przez tyle lat nie zainteresował się  nim . Miał kolegów ,których rodzice nie byli razem, ale się nimi interesowali, spędzali razem czas. Kiedy kilka miesięcy temu dowiedział się, że Anthony nie był jego prawdziwym ojcem ,bardzo to przeżył, nie okazywał tego ,ale był to dla niego cios. Teraz dowiedział się ,że jego  biologiczny ojciec miał inną rodzinę, żonę. Czuł się winny ,choć w najmniejszym stopniu się do tego nie przyczynił. Był błędem ,który nie powinien nigdy się zdarzyć . Czuł ból w swoim małym sercu. ?Kim ja w ogóle jestem?- pytał siebie. Kolejne łzy spływały po jego policzkach. Ojciec  zostawił go jeszcze zanim się urodził, mama chciała się go pozbyć. Dziadek nie chciał utrzymywać z nim kontaktów.  ?Czy komuś w ogóle na mnie zleży ,zależało?- ciągle myślał . Ostatnie miesiące bardzo go zmieniły. Nie był już tym beztroskim, szczęśliwym dzieckiem, ostatnio na jego drodze pojawiały się  coraz to nowe problemy ,musiał dojrzeć ,o wiele  za szybko. Ciągle był jeszcze małym ,zagubionym chłopcem, którego to przerastało . Kiedyś chciał być ?duży? ,teraz pragnął być znowu pięciolatkiem bawiącym się z tatą w ogrodzie pałacu w Essex. Wtedy wszystko było dla niego takie proste. Osoby ,które kochał cały czas go oszukiwały ,okazywał się być zupełnie inne.  Był na to jeszcze stanowczo za mały. Chciał przytulić się do mamy ,chciał by powiedziała ,że to jakaś pomyłka. Jednak teraz jej widok  wywołałby u niego zimne ukłucie w sercu.. Choć po chwili zaczął ją rozumieć. Mimo wszystko ,mimo tego co dzisiaj usłyszał ,wiedział ,że mama go kocha .On też ją kochał ,cały czas była przy nim. ?Może nie miała innego wyboru? To ona dała mu miłość ,dom i tatę ,którego  uwielbiał. W tym momencie chciał z całej siły ją przytulić ,przeprosić za tą kłótnię. Dużo dla niego poświęciła ,na pewno to nie była dla niej łatwa sytuacja. ?Chcę wrócić do domu ?pomyślał jak każde dziecko  ,do domu z przed kilku miesięcy?Do domu ,w którym wspólnie wygłupialiśmy się w niedzielne wieczory-myślał dalej ?Przed oczami znów pojawił mu się obraz tego pana, nawet nie  pamiętał jak się nazywa ,wiedział tylko ,że jest bratem Adama. Rzekomo  jego prawdziwy  tata. -Tata?- Na pewno nie ?stwierdził ?Mój prawdziwy tato nie żyje. Ten pan zawsze będzie tylko panem .Nikim więcej ?zacisnął wargi ?On mnie nie chciał ,teraz ja niechęcę znać jego. Mimowolnie przypomniał  sobie chwile spędzone w jego towarzystwie ,musiał przyznać ,że wtedy zaczął go lubić. Odgonił od siebie tą myśl ,czuł się jakby zdradzał tatę. Był tylko sześciolatkiem ,choćby jak nie wiem inteligentnym ,jednak tylko sześciolatkiem .Nie rozumiał tego.  Niejeden dorosły by nie zrozumiał ,a co dopiero mały chłopiec. W głowie miał jeden mentlik. Wiedział ,że w tej chwili nie chce widzieć ani jego ,ani mamy.  Jego twarz była lekko zaczerwieniona od emocji  ,rozejrzał się po niemal pustym autobusie. Kierowca oznajmił ,iż właśnie zakończyła się trasa pojazdu. Chłopiec nerwowo rozejrzał się dookoła ,znajdował się gdzieś na wsi ,w pobliżu widać było  kilka kamiennych domów krytych strzechą . ? Gdzie ja jestem ?-pytał się gorączkowo ,wszyscy pozostali pasażerowie opuścili już pojazd.
-A ty mały?-  zapytał go ponaglająco kierowca
- Tak ? powiedział ,ciągle rozglądając się po okolicy 
-Jesteś sam ?powiedział patrząc na niego podejrzliwie ,widać było ,że coś jest nie tak
-Nie ?skłamał szybko
-To w taki razie ?wskazał mu drzwi ,chłopiec spojrzał na nie niepewnie
- A tak właściwie to gdzie jesteśmy ?-zapytał ,uśmiechając się do niego sztucznie
-W Chelmsford ?stwierdził pokazując na rynek ,jak się okazało małego miasteczka
- W Essex?- zapytał ,dopiero teraz zauważył ,tablicę informującą o kierunku trasy bus?a
-Tak ?odpowiedział zdziwiony mężczyzna ,dokładnie mu się przyglądał ,miał o coś go zapytać ,ale chłopiec przerwał mu szybko
-Dziękuję-stwierdził i opuścił pojazd. Wyszedł na chodnik. Autobus odjechał ,rozejrzał się dookoła. Znał skądś to miejsce ,spojrzał w stronę pobliskiego parku. Był tu już kiedyś z Anne. -To miasteczko znajduje  się  niedaleko pałacu-przypomniał sobie ,ucieszył się lekko na tą myśl ,właśnie tu chciał się znaleźć. W miejscu ,które kojarzyło mu się ze szczęściem ,miłością ,tatą. To właśnie niedaleko stąd znajdował się jego grób ,czuł ,że powinien się tam znaleźć. Odszedł w stronę przystanku ,spojrzał na rozkład jazdy ,następny autobus jadący w tamtą stronę miał odjechać za dopiero za cztery godziny .Westchnął zrezygnowany i włożył ręce do kieszeni . Wszystko zostawił w szpitalu. W tej sytuacji nie miał innego wyjścia jak udać się tam piechotą . Poszedł  przed siebie . Wielu ludzi w mieście zwróciło na niego uwagę . Rzadko widuje się  małego chłopca przechadzającego się samotnie po ulicach. Był przygnębiony ,szedł ,szedł przed siebie ,nawet nie zauważył ,kiedy znalazł się poza miastem. Spojrzał w górę ,jak to często bywa niebo pokryła ciemna warstwa chmur ,był tylko w cienki swetrze ,kiedy usłyszał pierwszy grzmot ,wzdrygnął się lekko. Jak każde dziecko w tym wieku ,bał się burz ,w dodatku był sam ,otaczały go tylko zielone pola . Nigdzie w zasięgu jego wzroku nie było widać zabudowań. Ogarnęła go fala strachu . Kolejny grzmot. I siarczysty deszcz. Wielkie krople w mgnieniu oka ogarnęły jego całe ubranie ,był zmęczony i mokry. Żałował ,że w ogóle się tu znalazł . W tej chwili pragnął jedynie wtulić się w mamę i poczuć cytrusowy zapach jej włosów.  Już nic go nie obchodziło ,chciał być blisko niej. Dopiero w takich chwilach uświadamiamy sobie ,jak ktoś jest dla nas ważny.  Teraz mały chciał tylko ją zobaczyć ,jakby nie słyszał tej dzisiejszej rozmowy. Kolejny grzmot. Przyspieszył kroku. Deszcz nadal padał. Był przemoczony do suchej nitki . Temperatura gwałtownie się spadła ,teraz dodatkowo było jeszcze zimniej. Przeszedł go dreszcz. W tej chwili myślał tylko o swoim ciepłym łóżku w pałacu w Essex.
-Mamo ?wyszeptał cicho ,jakby to miało mu pomóc ,powoli ogarniała go gorączka ,szedł w tym deszczu od ponad półgodziny . Chwilę później znalazł się pod cmentarzem. Znajdował się on zbyt daleko pierwszych domów ,był jego najbliższym schronieniem. Deszcz skutecznie spłoszył wszystkich odwiedzających , to  miejsce było puste. Poczuł się jeszcze bardziej przygnębiony ,widząc nekropolię w tak ?opłakanym? stanie. Zawsze mówił ,że niebo płacze ,teraz nie był to jednak płacz ,lecz lament. Szybko przeszedł przez aleje i znalazł się niedaleko starego mauzoleum ,posiadającego spory daszek.  Przechodził między grobami ,kiedy  poślizgnął się o jeden z  mokrych kamieni ,upadł ,uderzając głową o krawędź marmurowego grobu. Krew popłynęła po jego śnieżnobiałej z zimna twarzy. Deszcz padał dalej ...
Ta część jest dłuuuga. Mam nadzieję, że  wam się spodoba. W oryginale to było pięć osobnych części ,ale tu je łączę. Jakbym je podzieliła to emocje byłyby większe,ale co tam. Macie. Pewnie to był błąd ,ale chcę wyrównać z forum. Dziękuję za komentarze i proszę o kolejne !!!

                                                              XXVI
                                                             PART I
Wsiedli do samolotu ,zajęli swoje miejsca w  biznes klasie .Jak zwykle Alex zajął miejsce przy oknie ,podczas lotu uwielbiał patrzeć z góry na puszyste obłoki i prawdziwy błękit nieba. Z tej perspektywy wszystko  zmieniało swoje oblicze.
- Stąd wszystko wydaje się takie piękne- powiedział kilka minut po starcie samolotu ,w tym dniu niebo było wyjątkowo przejrzyste i doskonale widać było panoramę Polski ,Wiktoria odwróciła głowę znad magazynu medycznego i spojrzała w stronę okna .
-Wiesz ,Polska  to wyjątkowy kraj-powiedziała patrząc na bieg Wisły 
-Według mnie Anglia jest jeszcze ładniejsza ? powiedział z przekonaniem ,uśmiechnęła się w jego stronę . Czasami zapominała ,że jej syn jest tak przywiązany do tego kraju. Trudno było mu się dziwić ,urodził się tam i mieszkał przez całe życie. Dobrze go rozumiała ,dla niej Hiszpania też była najwspanialszym miejscem na Ziemi . Kiedyś myślała ,że nie będzie w stanie mieszkać w innym miejscu ,ale los zdecydował inaczej. Teraz wiedziała ,że ukochany zakątek tworzą  bliscy ludzie i wspomnienia  ,a nie krajobrazy ,atrakcje i niesamowite budynki. 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Właśnie wrócili do swojego londyńskiego apartamentu. Gdy tylko otworzyła drzwi do mieszkania ,poczuła  delikatne ukłucie w okolicach serca. ? Tyle wspomnień ? westchnęła cicho. Kiedyś w tym mieszkaniu czuła się szczęśliwa ,kochana . Obecnie czuła jedynie smutek i pustkę ,której nie była w stanie zapełnić . Tutaj wszystko wiązało się z jej zmarłym mężem ,kiedy tu wracała na nowo przeżywała jego odejście . Zawsze leczyła rany pracą ,teraz też miała taki zamiar. Jutro miała wrócić do Prince Albert ?s Hospital . Cieszyła się z tego powodu ,w końcu wróci do normalności. Niemal kochała swoją pracę. Czuła niewyobrażalną satysfakcję ratując ludzkie życie. Bardzo jej brakowało kontaktu z pacjentami ,operacji , znajomych ,adrenaliny .  Położyła walizkę na łóżku w sypialni z zamiarem jej szybkiego rozpakowania ,ale zrezygnowała z tego pomysłu  w chwili ,gdy usłyszała  głos syna.
-Mamo?- zapytał delikatnie 
-Mhm- mruknęła  ,ściągając walizkę z łóżka
- Skoro jutro wracasz do pracy ,to myślałem ,że ?.-zaczął  ,wiedział ,że to dla niej trudne ? Odwiedzimy dzisiaj  grób taty ? dokończył pewnie i spojrzał na nią wyczekująco 
- Dobrze ? powiedziała spokojnie ,pieszczotliwie poczochrała go po głowie  . Sama również chciała tam pojechać .
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Szli starą ,kamienną ,cmentarną alejką. Mijali porośnięte mchem marmurowe obeliski w starszej części nekropolii . Kiedy zbliżali się do ukrytego za krzewami rodzinnego grobowca Ravenswood ? ów zaszkliły jej się oczy ,szybko przetarła je ręką by chłopiec ich nie zauważył. Nie chciała by dodatkowo się o nią martwił ,zwłaszcza teraz ,kiedy miał wyjechać do szkoły w innym hrabstwie .Po kilku minutach stali już przy jego grobie. ?Zimna płyta z wyrytym napisem ?pomyślała ? Tyle mi po tobie zostało ?westchnęła. To miejsce nawet jak na cmentarz było wyjątkowo szare i smutne. Paradoksalnie właśnie w tym miejscu spoczywał Anthony . Jeden z najbardziej radosnych i pełnych życia osób jakie znała. -Jego grób powinien znajdować się na jakimś  wzgórzu ,przy łące w parku pałacu w Essex ,a nie tutaj ? myślała  ,patrząc na otaczające ich wokół stare rodowe grobowce. Alex podszedł bliżej i położył  kupione przez nich wcześniej kwiaty przy ciemnej płycie  , dotknął ręką kamienia .
-Cześć tato ?powiedział w stronę grobu ? Właśnie wróciliśmy z Polski . Było bardzo fajnie. Wujek Adam zabrał mnie na gokarty ,tak jak my kiedyś razem chodziliśmy .Byliśmy też przed chwilą u pani Hudson ,jest już w domu ,niedługo dojdzie do siebie . Wiesz ,bardzo nam ciebie brakuje ? stwierdził smutno ? Niedługo znowu cię odwiedzimy ? dodał i odszedł w stronę matki . Wiktoria stała w bezruchu i wciąż z pustką w oczach patrzyła się przed siebie . Rozmowa ,a raczej monolog syna wiele jej uświadomił ,przebudziła się i  delikatnie uśmiechnęła do chłopca .
-Możemy już iść ?-zapytał ,ściskając jej rękę
- Tak ?odpowiedziała i odwróciła się w stronę głównej alejki ,usłyszeli za sobą głos 
- Wiktoria! ? krzyknął stojący kilkadziesiąt kroków za nimi John ,zatrzymali się ,a on po  chwili do nich dołączył 
-Cześć ?przywitała go bez entuzjazmu ,ostatnio gdy go spotykała spadały na nią kolejne problemy 
-Hej ?powiedział do niej ? Witaj młody ?mężczyzna  przywitał się z chłopcem  
- Cześć wujku ?powiedział obojętnie malec ,wiedział ,że zaraz rozpocznie się rozmowa o dalszej ścieżce jego edukacji ,czyli internacie .
- Czy mi się wydaje ,czy urosłeś ostatnio ?zagadnął ciepło  ,patrząc na chłopca
-Nie wydaje mi się ? stwierdził pewnie ,zapanowała niezręczna cisza 
- Nie odbierałaś moich telefonów ? zaczął z lekkim wyrzutem John 
-Nie  miałam ochoty z tobą rozmawiać ? nawet nie wysiliła się na prostą wymówkę , mężczyzna spojrzał na nią przepraszająco 
- Wiesz ,że to nie moja wina ,że Alex?. -zaczął się tłumaczyć ,chłopiec uważnie się im przysłuchiwał 
- Dobrze ?skończyła dyskusję i westchnęła zniecierpliwiona ,nie miała najmniejszej ochoty na tą rozmowę 
- Właśnie przyjechałem tutaj z myślą ,że was zastanę ? zaczął mężczyzna ? Wielokrotnie do ciebie dzwoniłem ,byłem w waszym apartamencie ?kontynuował ?Chodzi o to ,że ??-o szkołę Alex?a- powiedział w końcu .-Wspominałem ci ,że to niezwykle prestiżowa placówka. Poza wysokimi czesnymi kandydat  musi również przejść testy w różnych dziedzinach ? zaczął tłumaczyć 
- Dobrze rozumiem ,ale John ,przejdź do rzeczy ? upomniała go ,John był prawnikiem ,jego natura często dawała o sobie znać .
-W takim razie ?zaczął lekko zmieszany ? Jutro  w Charterhouse School odbywają się egzaminy wstępne dla kandydatów  ,obecność jest obowiązkowa. Alex jest już zgłoszony ?zaczął  pospiesznie Ravenswood , Wiktoria dostrzegła błysk w oczach syna ,spodziewała się ,co knuje.
- Czekaj ? przerwała mu ? Jutro ?- zapytała zdziwiona
- Właśnie   w  tym problem ? stwierdził - Jutro z samego rana ? podkreślił 
- Jaka szkoda ?powiedział  kpiąco Alex ,już cieszył się ,że nie będzie musiał uczyć się w  odległym internacie ,Wiktoria spiorunowała syna wzrokiem . Wiedziała ,że ta szkoła to dla niego wielka ,niepowtarzalna szansa.
- Jest jeszcze jeden problem ? kontynuował  mężczyzna ? Potrzebuję wszystkich dokumentów  Alex?a  ,większość ma nasz rodzinny prawnik ,ale kilku brakuje 
-A dokładniej jakich ?-zapytała  od razu 
-Aktu urodzenia i  dokumentacji medycznej- odpowiedział pewnie Ravenswood ? To może jeszcze poczekać ?dodał 
-To dobrze ?odetchnęła z ulgą ? Ale jutro zaczynam dyżur o 8.00 i nie jestem w stanie zawiedź go na drugi koniec kraju ? stwierdziła  lekko zdenerwowana Rudowłosa ,była na siebie zła ,że lekceważyła telefony od John?a 
-Pomyślałem ,że pojadę tam z nim. Nasza rodzina ma w okolicy dom ,moglibyśmy się tam zatrzymać ?zaproponował  ,Wiktoria spojrzała na niechętna twarz synka
- No nie wiem ? powiedziała niepewnie 
- W tej sytuacji ,to jedyne rozwiązanie ?nalegał 
- Przecież nie mam ze sobą żadnych rzeczy ?wtrącił się chłopiec 
- Kupimy po drodze ?odpowiedział automatycznie John ,spojrzał na zamyśloną Wiktorię  ,widać było ,że nie jest do końca przekonana
-No dobrze ?powiedziała w końcu  , mały spojrzał na nią ze smutkiem
-Najlepiej byłoby ,gdybyśmy zaraz ruszyli . Podróż trochę trwa ? stwierdził John ,cieszył się ,ze udało mu się rozwiązać tą sytuację ,niektórzy kilka lat przed planowany pójściem dziecka do szkoły zajmowali miejsca ,to cud ,że dzięki znajomościom  Rodziny udało mu się zorganizować dodatkowe miejsce dla Alex?a.
-Mogę jeszcze chwilę porozmawiać z synem ? ? stwierdziła ,nie zapytała 
- Tak ,oczywiście ?odpowiedział ,zostawił ich samych  ,usiedli na pobliskiej kamiennej ławce. Alex patrzył się prosto przed siebie .
- Alex ?zaczęła ,patrząc na niego 
- Mamo ,dlaczego ?-zapytał ją po raz kolejny  
-Kochanie ,już tyle razy o tym rozmawialiśmy ?objęła go ramieniem 
-Wiem ?przyznał jej niechętnie rację ? Ale ciągle nie rozumiem ? stwierdził rozgoryczony ? Chcę z tobą zostać. ?popatrzył na nią swoimi szarymi oczami ,miała do nich słabość-Nie chcę tam mieszkać ,sam  -powiedział smutno 
-Też bardzo bym chciała żebyś został ,ale zrozum ,tak będzie dla ciebie lepiej ? kolejny raz pogłaskał go po głowie ? Poza tym ,nie będziesz sam ,na pewno poznasz wielu nowych kolegów ?próbowała znaleźć jakieś pozytywy 
-Kolegów ?-powiedział kpiąco ? Rozpieszczone dzieci bogaczy ?stwierdził ,zrezygnowana pokręciła głową ,trudno było odszukać jej kolejny zachęcający go argument . 
- Mamo ,nie wiem jak wy to sobie wyobrażacie. Miałbym widywać cię tylko na święta i ferie ?powiedział z wyrzutem malec ,nie wiedziała co powiedzieć 
- Będę cię odwiedzać ,obiecuję ?pogłaskała go po policzku ,choć ta perspektywa napawała ją niewyobrażalną tęsknotą ,gdy nie widziała syna  przez dwa dni już bardzo za nim tęskniła. Ostatnia dwutygodniowa rozłąka dała im się we znaki ?A co dopiero miesiąc?- przemknęło jej przez myśl  - Są jeszcze telefony ?próbowała go przekonać. Jego i siebie. ?Za późno na wątpliwości ?stwierdziła  w myślach ,delikatnie przygryzając wargę.
- Telefony ?prychnął pogardliwie ? Mamo ?zaczął głośniej ? Ja nie chcę tam jechać ?stwierdził z przekonaniem
- Wiesz ,ja też nie chciałam wielu rzeczy ,a jednak nie żałuję ? powiedziała to niby zwyczajnym tonem ,przyglądał jej się uważnie ,milczał.
- Al ,obiecaj mi coś dobrze ?- zapytała patrząc na jego nieobecne oczy 
-Dobrze ?westchnął ? Co ?
- Wiem ,że nie chcesz przejść tych testów ?zaczęła pewnie ,odgarniając włosy za ucho ? Ale proszę cię ,bądź sobą  i daj z siebie wszystko ?dokończyła  ,wiedziała ,że chłopiec jest bardzo inteligentny i zdolny ,wiedział więcej niż połowa jego rówieśników ,nie chciała by zmarnował się w zwykłej szkole ,zasługiwał na więcej ,na wszystko co najlepsze.
- Tego nie mogę  i nie chcę ci obiecać ?stwierdził chłodno 
- Synku ,ta szkoła daje ci ogromne perspektywy- chciała przemówić do jego rozsądku
- To niczego nie zmienia ? nie ustępował  ,widziała znajome gniewne iskry w jego oczach
- Po kim ty jesteś ..taki?taki- zaczęła  podnosząc powoli głos ,od razu żałowała ,że nie ugryzła się w język 
- No właśnie ,jaki ? Tego też się nie dowiem ! ? powiedział gniewnie  ,wstał z ławki i szybko odszedł w stronę John ?a .
-Alex !? krzyknęła za nim ,nawet się nie odwrócił ,podszedł do stojącego w oddali mężczyzny i razem z nim opuścił cmentarz , schowała twarz w dłoniach ,łzy pociekły po jej zaczerwienionych policzkach ,żałowała ,że powiedziała kilka słów za dużo . Czuła ,że niedługo zacznie go tracić i to na własne życzenie.

                                                                  PART II
W skupieniu patrzył na pasażera  ,słowa brata w zastraszającym tempie zaczęły docierać to jego świadomości .-Jak to jest możliwe ?-myślał ,dalej nie zwracał uwagi na trąbiące samochody i krzyki ich właścicieli .
-Adam ? szturchnął brata ,lecz Krajewski bełkotał coś pod nosem ,był kompletnie pijany . Nawet otaczający ich zewsząd hałas nie przeszkodził mu w zaśnięciu. Oparł ręce o kierownicę. Ciągle gorączkowo analizował ,to co usłyszał. Przypomniał sobie dzień ,w którym spotkał chłopca.  Nawet nie pamiętał jego imienia. Westchnął . ? To nie może być prawda- nie mógł siebie przekonać . Pamiętał ,że mały wydawał mu się dziwnie znajomy ,teraz wiedział dlaczego . ?To dziwne zachowanie Agaty ,gdy weszła wtedy do  salonu ?przypomniał sobie ? Jak patrzyła na mnie ,kiedy wsiadała do taksówki ?myślał .- I Wiki . Patrzył się przed siebie ,kiedy usłyszał pukanie w okno ,otworzył je .
-Panie kierowco ,czy wszystko jest w porządku ?-zapytał standardowo policjant 
- Nie ,nic nie jest w porządku !?warknął ,nawet nie  odwracając głowy w jego stronę 
- W takim razie ..-zaczął profesjonalnym tonem drogowiec
- Niech pan da spokój ?syknął ,z pogardą patrząc na policjanta
- Zakłóca pan ruch drogowy ?powiedział pewnie stróż prawa ? Spowodował pan korek ?stwierdził ,patrząc na sznur aut za nimi ,Falkowicz również spojrzał w lusterko samochodu ? Cholera ?powiedział w myślach 
-  Już jadę ? stwierdził ,dodając gazu 
- Na to liczę ?powiedział ,policjant ,wrócił do swojego radiowozu 
Falkowicz mocno zacisnął dłonie na kierownicy , nawet nie patrzył na drogę ,mijał światła ,kolejne skrzyżowania , nie zauważył kiedy znalazł się pod swoją willą. Odetchnął głośno i spojrzał na pijanego Krajewskiego .  W tym momencie Adam stał się dla niego jedynym źródłem wyjaśnień ,próbował go obudzić ,ale mężczyzna  jedynie mamrotał coś niewyraźnie . Trzasnął drzwiami i wyprowadził brata z samochodu , objął go ramieniem i chwiejnym krokiem doprowadził do drzwi domu. 
-Poczekaj ?powiedział mu ,jakoś opierając go o ścianę ,otworzył drzwi i wprowadził brata do środka . Doprowadził go do sofy i usiadł na  fotelu obok. Spojrzał na śpiącego Adama i rozejrzał się po swoim salonie ,oprócz rozrzuconych wszędzie drobinek szkła i rozlanego whisky , na szklanym stole leżały rozrzucone w nieładzie zdjęcia i  ich stary ,rodzinny album. Podszedł bliżej i przyjrzał się fotografiom. Jedna z nich przedstawiała go i jego matkę. Miał wtedy z siedem ,może osiem lat ,uśmiechał się . Na drugiej znajdował się Adam i  sześcioletni  chłopiec. On również się uśmiechał ,zauważył jasny błysk w jego szarych oczach ,właśnie ,przyjrzał się dokładniej ,w  JEGO szarych oczach. Spojrzał jeszcze raz na jedno i na drugie zdjęcie ,nerwowo przetarł dłonią skronie ,położył zdjęcia z powrotem na stoliku i zaczął chodzić po pokoju. ? Jak to ?-myślał ,niedowierzał . Nie potrafił w to uwierzyć. Nigdy nie chciał  mieć dzieci ,nawet o tym nie myślał. Kinga nalegała na dziecko ,lecz nie chciał się na to zgodzić ,nie kochał jej. Ożenił się z nią tylko dla dobra badań. A Wiki ?-no właśnie ,była jedyną kobietą ,którą kochał i nadal kocha. To była inna sytuacja . -Jak mogła nic mi nie powiedzieć ?zastanawiał się, marszcząc  brwi.  Wiedział ,że ją skrzywdził  ,ale zasługiwał na prawdę. ?Przecież mogła powiedzieć mi przed ślubem z Kingą ?myślał ,ale znów przypomniał sobie swoje zachowanie ,był dupkiem ,skończonym idiotą ,nawet informując ją o ślubie nie był w stanie na nią spojrzeć. ? Może wtedy jeszcze nie wiedziała ?pocieszał się tą myślą ,przypomniał sobie ich ostatnią wspólną noc ,zacisnął usta. Wtedy stracił nie tylko Wiki ,ale jak się właśnie okazało także i dziecko.  Wtedy był też  innym człowiekiem . Ale czy aż tak różnym ? Kolejny raz potarł skronie. Z tej perspektywy nie dziwił się Wiktorii . Ona wyjechała do Anglii ,on z żoną do Stanów ,jak by to rozwiązali ? Czy rzeczywiście to byłoby dobre ? Teraz myślał ,że gdyby wiedział to rzuciłby wszystko ,ale nie miał tej pewności. W tym czasie badania były dla niego najważniejsze. Był wściekły ,głównie na siebie ,podszedł do ściany i  z całej siły w nią uderzył ,poczuł pulsujący ból w dłoni. Najgorsza była świadomość ,że zarówno Adam jak i Agata wiedzieli  oraz ,że jego syna wychowywał obcy mężczyzna. Na samą myśl zacisnął pięści. Zazdrościł mu. On widział go tylko dwa razy ,w ogóle go nie znał . Zamienił z nim kilka słów ,uśmiechów . Już po krótkiej rozmowie chłopiec zdobył jego uznanie ,był bardzo inteligentny ,błyskotliwy ,wtedy jednak nie wiedział ,że jest on jego synem. Bolało go ,że nawet nie zna jego imienia. ? Może rzeczywiście na niego nie zasługuję ? do głosu dochodziło sumienie ,szybko odsunął od siebie te myśli. Nie ważne jakim był człowiekiem ,powinien wiedzieć. Miał do tego pełne prawo.  Podszedł do barku i nalał sobie szklaneczkę rudego płynu . Usiadł naprzeciwko Adama i jednym haustem opróżnił szklankę. Chciał porozmawiać z Wiktorią ,mimo wszystko chciał wiedzieć dlaczego to zrobiła .Pragnął zobaczyć chłopca ,nawet nie porozmawiać ,po prostu zobaczyć. Nigdy by nie spodziewał się po sobie ,że będzie mu kiedykolwiek tak na czymś zależeć jak na tym.- Ne poznaję siebie ?przyznał w myślach . W ciszy obserwował opadającą się i unoszącą klatkę piersiową Adama ,Krajewski spał spokojnie.
Adam obudził się z ogromnym bólem głowy ,przetarł oczy i usiadł na sofie. Nie pamiętał nic z wczorajszego wieczoru .Dopiero po chwili zauważył przyglądającego się mu brata ,patrzył na niego w dziwny ,niezrozumiały sposób . Był jakiś inny. Przygnębiony ?
 - Andrzej ?-zapytał cicho ,mężczyzna  spojrzał mu w oczy 
-Wiedziałeś ?-z niekrytą niechęcią syknął prosto z mostu 
- O czym?- powiedział zdezorientowany Krajewski 
- O tym ,że jestem jego ojcem ?stwierdził chłodno ,dopiero w tym momencie Adam przypomniał sobie ,co było powodem jego nocnej ??wycieczki?? do baru 
- Nie ?przyznał szczerze ,jeszcze raz spojrzał na twarz brata , to  nie był Andrzej ,którego znał. Zdziwił się ponownie ,kiedy zauważył ,że jego twarz lekko pojaśniała ,kiedy zaprzeczył. Sam również pozostawał w niemałym szoku. Również czuł się oszukany. Mimo wszystko cieszył się ,że jest prawdziwym wujkiem Alex?a , pokochał tego chłopca. Zastanawiał się jak postąpi teraz Andrzej.
- Nie wiem jak to jest możliwe ? Jak mogła mi nie powiedzieć?- powiedział ,opierając się o regał .
- Andrzej ,przecież wiesz jak było ? zaczął Adam , Falkowicz machnął lekceważąco ręką ,bardzo dobrze wiedział ,słowa brata tylko spotęgowały jego gniew 
- Adam ,do cholery !?powiedział ? Czy ty nie rozumiesz ,że ja nawet nie wiem jak on ma na imię !? ?powiedział głośno ? Nie wiem jak ma na imię mój własny syn ?podkreślił ,jego oczy ciskały gromami
- W tym akurat mogę ci pomóc ?stwierdził  -Alex  ,a właściwie Alexander ?powiedział  ,Andrzej zamyślił się na chwilę , bez słowa udał się na górę ,a po chwili wrócił ubrany w świeży , czarny garnitur , poprawił swój znak rozpoznawczy ,czerwony krawat  i   poszedł w kierunku drzwi
- Wychodzisz gdzieś ?-zapytał ciągle skacowany Adam
- Tak ?odpowiedział ,zakładając płaszcz 
-Chyba nie..-zaczął ,wstając z sofy 
- A własne ,że tak ? wysłał w jego kierunku wymuszony uśmiech ,który w połączeniu z jego przeraźliwie smutnymi oczami dodawał jego postaci odrobinę groteski 
- Teraz?! ?zapytał Adam  ,z niedowierzaniem spojrzał na Andrzeja
- Chyba już wystarczająco długo czekałem ,nieprawdaż ?-zapytał retorycznie ,obdarzył go morderczym spojrzeniem  ? Sześć lat ?dodał chłodno i zatrzasnął bratu drzwi przed nosem.
                                                                 PART III
Wsiadł do swojego czarnego samochodu. Musiał mieć pewność ,jedyną osobą ,która w tej chwili mogłaby to potwierdzić była Agata. Zdawał sobie sprawę ,że o wszystkim musiała wiedzieć.  Spędził ostatnio tyle czasu z Blondynką ,zastanawiał się jak mogła ciągle ukrywać przed nim  coś takiego . Dopiero teraz uświadomił sobie  ,że Agata unikała jego wzroku ,często patrzyła się na niego w dziwny sposób. No właśnie ? W jaki ? Trudno mu było to określić . To było współczucie ? Nie zwracał na to zbyt dużej uwagi ,ale teraz nabierało to sensu. Odpalił auto i ruszył w kierunku Leśnej Góry , Rogalscy mieszkali kilka minut drogi od szpitala. Pięć minut później znalazł się już pod drzwiami ,dużego ,posiadającego kremowo-kawową elewację domu. Zadzwonił dwukrotnie. Po chwili otworzył mu zaspany Rogalski ,przetarł oczy i z niedowierzaniem zlustrował postać stojącego przed nim profesora.
- Andrzej ?-zapytał zdziwiony ? Jest za piętnaście szósta ?powiedział ,patrząc na znajdujący się za nim ,duży ,drewniany zegar ? Odsypiam ,to coś ze szpitala ?-zapytał ,ledwo trzymając się na nogach ,niedawno wrócił z całodobowego dyżuru ,nie miał siły stać ,nie mówiąc o rozmowie.
-Nie ?odparł krótko Falkowicz 
- Może przyjdziesz później ? zaczął ,powoli zamykając drzwi ,Andrzej zatrzymał je ręką . Wszedł do środka. 
- Nie trzyma się gości przy drzwiach? powiedział ze znaną mu pewnością siebie ,omiótł wzrokiem wnętrze domu ? A gdzie szanowna małżonka ?-zapytał po chwili 
- Agata ?-zdziwił się Marek
- Nie wiedziałem ,że jest pan poligamistą ?stwierdził chłodno ? Oczywiście ,że pani Agata Woźnicka-Rogalska ?powiedział wyraźnie ,czuł się dziwnie ,tłumacząc dokładnie wszystko kardiologowi
- Agata jest w szpitalu ,ma dyżur ? powiedział ,zaintrygowany wczesno-poranną wizytą Profesora 
- Dobrze . Dziękuję ? udał się do wyjścia . Zatrzymał się . ? Ładny zegar- stwierdził ,patrząc na drewnianą konstrukcję w przedpokoju  ,zamknął za sobą drzwi . Marek stał osłupiały ,nie miał jednak  teraz siły na próby interpretacji zachowania Falkowicz ,położył się spać.
Andrzej wsiał do samochodu ,minutę później był już pod szpitalnymi drzwiami. Wpadł do środka jak burza ,na sam jego widok pielęgniarki w recepcji wzdrygnęły się lekko. Przypomniały sobie rządy Profesora sprzed kilku lat .
- Doktor Woźnicka ? rzucił w ich stronę ,wysłał im to charakterystyczne ,budzące w nich strach  spojrzenie. Zawsze dbał o swój leśno-górski wizerunek .
- SOR ?powiedziała cicho pani Ania ,stojąca obok niej Iza uśmiechnęła się lekko 
- Dziękuję ? syknął ,skinął głową . Udał się we wskazane miejsce  ,lecz nie znalazł tam internistki ,okazało się ,że właśnie skończyła dyżur. Wiedział gdzie ją zastanie. Bez zastanowienia ruszył w kierunku pokoju lekarskiego .
- Serwus ?powiedział ,jak to miał w zwyczaju 
- Witamy pana profesora ! ?wyszczerzył się do niego Konica ,przypomniał sobie wczorajszą rozmowę z Adamem ? Tak wcześnie ?-zdziwił się mężczyzna , Andrzej puścił jego słowa mimo uszu ,rozejrzał się po pomieszczeniu. W rogu pokoju ,zauważył parzącą kawę internistkę.
-Pani Agato ?zwrócił się do niej ,dopiero teraz zauważyła jego obecność 
-Tak ?-zapytała cicho ,biorąc do rok kubek czarnego ,tak potrzebnego jej płynu 
- Czy mogłaby pani ?powiedział chłodno ,wskazując jej ręką drzwi 
- Tak . Oczywiście ? powiedziała  zmieszana ,niechętnie odkładając poranną kawę na blat stolika ,ruszyła za profesorem . Stanęli na korytarzu. Już miała coś powiedzieć ,kiedy Falkowicz położył palec na ustach .
-Chyba nie sądzi pani ,że będziemy rozmawiać na korytarzu-zachrypiał ,uśmiechając się sztucznie ,poszedł przed siebie. Ruszyła za nim. Agata w myślach analizowała ,dziwne zachowanie profesora. Wnioski ,do których dochodziła były niepokojące. ? Może chodzi o Adama ? myślała z nadzieją . ? Niby skąd miałby ?-zaczęła się zastanawiać ,kiedy Falkowicz zniknął w jednej z sal ,zamknęła za sobą drzwi.
- 219?-zapytała zdziwiona 
-Pan Tadeusz jest w śpiączce ?stwierdził ,patrząc na pacjenta ,starszy mężczyzna leżał od dwóch tygodni podłączony do aparatury ,nie miał rodziny ,rzadko ktoś tu bywał  ? Nie powinien przeszkadzać ? dodał ,zwracając wzrok ku internistce ,spojrzała szybko  w róg pokoju ,nie potrafiła spojrzeć mu w oczy .
-Jeśli chodzi o Adama ,to wczoraj dziwnie się zachowywał ? zaczęła niepewnie ,powoli domyślała się ,że Andrzej nie chce rozmawiać z nią o bracie
-Nie ?odpowiedział szorstko ? Ale jeśli chce pani wiedzieć ,to Adam znajduje się u mnie w domu ,jak mniemam właśnie odsypia  wczorajszy  wypad ?dodał beznamiętnie 
- Acha ?powiedziała ? Chociaż tyle ?przemknęło jej przez myśl ,teraz naprawdę martwiła się ,o co zapyta ją profesor , co gorsza ,czy uda jej się skłamać  i czy naprawdę tego właśnie chce? Nie potrafiła już dużej ,praca z nim była dla niej koszmarem . On przypominał jej Alex?a i na odwrót . Kiedy patrzyła w jego szare tęczówki ,widziała w nim chłopca. Malca ,którego znała i kochała od początku jego pojawienia się na świecie. Kiedy oszukiwała Andrzeja ,czuła się jakby jego również oszukiwała. Przecież to też było prawdę ,westchnęła cicho ,spojrzała na pana Tadeusza ? Też chciałabym tylko spać ?pomyślała.
- Pani Agato ?zaczął ,patrząc  na nią ,chciał zmusić ją by wreszcie spojrzała mu prosto w oczy 
-Mhhm- nie była w stanie wydusić z siebie nic więcej 
- Odpowie pani na moje pytanie : tak albo nie ,nie chcę żadnych wyjaśnień . Krótka odpowiedź ?powiedział chłodno ? Rozumie pani ?- potwierdziła skinieniem głowy . ? Niech pani będzie szczera i tak będę wiedział ,kiedy pani  kłamie ?dodał ,Agata nerwowo potarła jedną ręką o drugą. Wiedziała ,o co zapyta i wiedziała ,co mu odpowie.
- Czy jestem ojcem Alex?a ?-zadał to kluczowe pytanie ,spojrzał na  Blondynkę ,podniosła głowę 
- Tak ?przyznała ,nie spuszczając wzroku , w końcu to z siebie wydusiła ,czuła ,że kamień spadł jej z serca . Dopiero po słowach Agaty ,to w takim stopniu do niego dotarło. Teraz miał niemal stuprocentową pewność . Przeczesał włosy . Odszedł w stronę okna . W ciszy stał tam przez chwilę.
-Dziękuję ?powiedział do niej i szybko opuścił pokój nr 219 ,Agacie zaszkliły się oczy ,usiadła na krześle obok  pacjenta i uśmiechnęła się delikatnie . Czuła ulgę. Wiedziała ,że dobrze postąpiła.
                                                                   PART IV
Pospiesznie opuścił szpital ,nawet nie odpowiadał na słowa ,witających go ludzi. Szybko odpalił samochód ,pół godziny później był już na lotnisku.
Za godzinę miał samolot do Londynu . Szybko przedarł się przez tłum czekających na odprawę ludzi i  dostał się do recepcji.
-Są jeszcze miejsca na ten lot do Londynu ?-zapytał od razu ,kobieta spojrzała na wyświetlacz komputera 
-Niestety już nie ma ,ale może pan kupić bilet na następny lot ?odpowiedziała ,ze sztucznym uśmiechem
- A kiedy jest następny ?-zapytał zniecierpliwiony 
-Jutro o godzinie 12 ? odpowiedziała ,obdarzając go kolejnym wymuszonym uśmiechem 
- Dobrze ?powiedział wzburzony ? A czy w pierwszej klasie  na pewno  nie ma miejsc na ten lot ?podkreślił przed ostatnie słowo ,nie mógł czekać do jutra ,jak najszybciej chciał się tam znaleźć.
-Już sprawdzałam ,nie ma ?odpowiedziała z udawaną uprzejmością 
- To niech pani sprawdzi jeszcze raz ? wysyczał ,oparł się o blat 
- Tak jak panu przed chwilą powiedziałam ,nie ma już wolnych miejsc ? stwierdziła tryumfalnie ,odszedł na bok . Na nieszczęście natrafił na falę podróżnych ,wracających ze świąt do Anglii . Wpadł na pewien pomysł. Podszedł do stojącej na końcu kolejki staruszki .
- Dzień dobry ?powiedział  do niej 
- Dzień dobry ?odparła zdziwiona ,trzymała w ręce bilet 
- Ach ?westchnął i teatralnie przewrócił oczami ? Co za dzień ?powiedział ,spuszczając głowę ,starsza pani spojrzała na niego podejrzliwie ,nie mogła oprzeć się swojej ciekawości ,normalnej dla kobiet w jej wieku.
- Coś nie tak ?-zapytała ,odwrócił głowę w jej stronę 
- Widzi pani ?zaczął ? Bardzo zależy mi na tym locie ?stwierdził 
- Mi również ?powiedziała ,już miał zdecydować się na jakieś zgrabne kłamstwo ,lecz zrezygnował z tego pomysłu .
- Bardzo chciałbym zobaczyć się z synem ?powiedział ? Do tej pory nie wiedziałem o jego istnieniu . Może wiedziałem ,ale nie sądziłem ,że jest moim dzieckiem- nawet sam nie wiedział ,dlaczego zdecydował się na szczerość wobec obcej staruszki  ,spojrzał  na nią. 
-Ile ma  lat ?-zapytała ,czuła ,że to ,co mówi ten mężczyzna jest prawdą
- Sześć ? odpowiedział z lekkim uśmiechem ,patrzył się przed siebie 
- To tyle ile mój wnuk ? uśmiechnęła się do niego ? A jak ma na imię ?-zapytała z ciekawością 
-Alex ?odpowiedział ,podnosząc brew 
-Bardzo ładnie ? powiedziała ,poprawiając okulary ,jeszcze raz spojrzała na mężczyznę ,przez chwilę się zastanawiała .- Proszę ? wręczyła mu bilet -Niech pan leci 
-A pani ?-zapytała ,staruszka wzbudziła jego sympatię 
-Polecę następnym ?stwierdziła 
- Nie ,nie mogę tego przyjąć ?odmówił grzecznie ,starsza pani jednak nie dawała za wygraną 
- Niech pan bierze ,bo się rozmyślę ?zagroziła z uśmiechem 
-Bardzo pani dziękuję ?powiedział szczerze ,pocałował jej dłoń ? To moja wizytówka ,niech pani zadzwoni ,a przeleję pani pieniądze ?wręczył jej kawałek beżowego papieru  - Jeszcze raz dziękuję ?dodał ,kierując się do odprawy . Nigdy nie sądził ,że szczerością można coś zdobyć ? A jednak ?pomyślał zaskoczony .Starsza pani odeszła na bok ,spojrzała na  nazwisko na wizytówce : Prof. zw. UWr dr hab. n. med. Andrzej Falkowicz . Zdziwiła się nieco widząc to nazwisko ? Czy nie mówili o nim kiedyś w wiadomościach ?-zapytała samą siebie ,odwróciła się do tyłu ,ale mężczyzny już tam nie było.
Tryumfalnym wzrokiem spojrzał na recepcjonistkę przeprowadzającą odprawę.
- Klasa ekonomiczna ,jak rozumiem ?-zapytała ,spojrzał na nią zdezorientowany ,nigdy nawet nie leciał w tej klasie 
- Skoro tak ?przyznał niechętnie i wszedł w tunel ,prowadzący do samolotu ,nie spodziewał się ,że klasa ekonomiczna jest równa kilku godzinom męczarni.
                                                           PART V
Wstała rano . Rozejrzała się po pustym mieszkaniu . Była bardzo przygnębiona od wczorajszej kłótni z synem . Nie była w stanie wytłumaczyć mu ,dlaczego musi uczyć się właśnie w tej szkole. Ona również nie chciała tej rozłąki ,ale jego dobro było najważniejsze. Żałowała ,że powiedziała kilka zbędnych słów. Wiedział ,że w tej sprawie nie postąpiła zbyt rozważnie. Nie chciała powiedzieć mu o prawdziwym ojcu ,kiedy nadarzyła się  ku temu okazja .Przez lata go oszukiwała ,a teraz ? Westchnęła ,musiała go zranić .  Założyła płaszcz i spojrzała na swoje odbicie w lustrze ,już  nie była tą samą kobietą . Wsiadła do taksówki i odjechała do pracy ,dzisiejsza pogoda idealnie odzwierciedlała jej nastrój . Było bardzo zimno i padał  drobny deszcz. Przez okno w samochodzie obserwowała ,pokryte chmurami niebo . Ta pogoda potęgowała jej smutek. Przypomniała sobie ,jak odprowadzała chłopca do przedszkola  ,jak to w Anglii bywało ,właśnie panowała dokładnie taka pogoda , Alex mimo  deszczu ściągnął kaptur i podbiegł do najbliższego mostu . Patrzył w górę. 
- Co ty wyprawiasz ?-zapytała ,gdy tylko go dogoniła 
- Patrzę na płacz nieba ? odpowiedział wówczas trzyletni malec ,uśmiechnęła się . Pamiętała ,że potem Alex zawsze mówił ,że niebo płacze ,kiedy padał deszcz. Uśmiechnęła się na samo wspomnienie tych chwil. Nawet nie spostrzegła ,kiedy znalazła się tuż pod szpitalem. Weszła do środka ,od razu przywitały ją uśmiechy pielęgniarek. Poszła w kierunku swojego gabinetu ,natchnęła się na Ellie .
-Wiki ! ?przyjaciółka rzuciła się jej w ramiona 
-Hej ?powiedziała ,patrząc na nią radośnie 
-Nawet nie wiesz jak się cieszę ,że wróciłaś ?powiedziała szczerze szatynka 
- Ty też ?przyznała ,przyglądając się dokładniej przyjaciółce. Była jakaś inna ,widziała charakterystyczny błysk w jej oczach ? Widzę ,że dużo mnie ominęło ?stwierdziła ,patrząc na nią pytająco 
- Trochę ?przyznała ,lekko się czerwieniąc ? A jak mój mały przystojniak ?-zapytała 
- Jest w Surry ?powiedziała smutno , Ellie spojrzała na nią ze zrozumieniem  - To co ,może spotkamy się wieczorem i pogadamy ?zaproponowała 
- Chętnie ?zgodziła się ? Widzę ,że mamy o czym ?przyznała  Rudowłosa 
-Ja też ?spojrzała na nią z troską ? Lecę już ?powiedziała ,wysyłając jej ciepłe spojrzenie. Wiktoria weszła do swojego gabinetu. Już nawet nie pamiętała ,kiedy ostatnio tu była. Założyła swój uniform i poszła na odprawę.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzisiejszy dzień dał jej się we znaki. Po tak długiej przerwie ,było jej trudno wrócić do normalnego rytmu pracy. Jak na nieszczęście Londyn ogarnęła dziś fala wypadków samochodowych  ,była w pracy dopiero od kilku godzin ,a już przeprowadziła dwie poważniejsze operacje .Z jednej strony cieszyła się ,że wróciła ,że znów może operować ,ale wciąż miała obawy. Na szczęście okazało się ,że nie wyszła z wprawy.
-Świetna robota pani doktor ?przyznał jeden z jej kolegów 
-Dziękuję ?odpowiedziała ,idąc do rodziny pacjenta 
-Brakowało nam pani ? powiedział te niby nic nie znaczące słowa ,uśmiechnęła się lekko ,porozmawiała z żoną pacjenta  ,spotkała  Ellie ,wymieniła z nią przysłowiowe dwa słowa  i weszła do swojego gabinetu.
Brunetka właśnie szybko szła korytarzem ,nawet nie zauważyła ,kiedy wpadła na idącego w przeciwnym kierunku mężczyznę.
- Niech pani trochę uważa ?powiedział 
-Przepraszam ?stwierdziła cicho ,spojrzała na jego twarz . Wydawał jej się znajomy . Te oczy .Otworzyła usta by coś powiedzieć ,ale przerwał jej donośny głos dyrektora
-Pan profesor Falkowicz ?powiedział radośnie ,podszedł bliżej ? Co pana do nas sprowadza ?-zapytał ciepło 
- Sprawy prywatne ?odparł krótko 
-Acha ?powiedział staruszek ? A może zobaczyłby pan nasz nowy odział chirurgii naczyniowej ,zależy mi na pana opinii ? kontynuował niezrażony 
-Może innym razem ?powiedział profesjonalnym tonem ? A teraz przepraszam ?odszedł zostawiając  tą dwójkę 
- Kto to ?-zapytała z ciekawością ,nie mogła oprzeć się pewnemu wrażeniu
- To profesor Andrzej Falkowicz. Wybitny naczyniowiec  ,prowadził badania nad lekiem nad SM ?powiedział dyrektor 
-  Badania nad tym lekiem ?-zapytała ,podkreślając ostatnie słowo 
-Mhhmm- przytaknął ,odeszła kilka kroków ,kiedy zobaczyła John?a ,kuzyna Anthony?ego i  Alex?a.
-Ciocia ? mały przytulił ją mocno 
-Hej? powiedziała radośnie ?Już po ?stwierdziła ,skinął głową 
-Mama jest u siebie w gabinecie ?-zapytał 
-Tak ?potwierdziła 
- To ja już pójdę ?powiedział mężczyzna , pożegnał się z chłopcem , mały uśmiechnął się do niej i odszedł w kierunku gabinetu matki.
 ----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Stała przy oknie ,obserwowała wchodzących i wychodzących ze szpitala ludzi ,miała teraz przerwę. Nie usłyszała ,gdy drzwi się otworzyły ,ciągle stała w bezruchu . Poczuła ukochany ,mocny zapach korzennych perfum ,odwróciła się odruchowo. Stanęła z nim twarzą w twarz.
-Andrzej ?powiedziała z  niedowierzaniem ,myślała ,że to kolejny sen 
- Wiki ?szepnął , jego bliska obecność sprawiała ,że jej serce biło coraz szybciej ,spojrzała mu w oczy ,były smutne ,pełne żalu ,nie poznawała ich. Znała tysiące ich wcieleń ,ale nie pamiętała by kiedykolwiek widziała je takim stanie . 
-Dlaczego ? ?zapytał swoim niskim głosem ,jej serce na moment stanęło.- Dlaczego nie powiedziałaś mi nic o naszym synu ?-zapytał z wyrzutem ,odgarniając jej włosy za ucho 
- Nie mogłam ?powiedziała cicho,łza spłynęła po jej policzku ,nie miała pojęcia skąd o tym wie . Wiedziała ,że nie było to dobre wytłumaczenie. Po  raz kolejny spojrzała mu w oczy . Byli tak blisko. Mogłoby się zdawać ,że dla niech ,nie było tych kilku lat.Jaby nigdy się nie rozstali. Nie musieli do siebie nic mówić ,uczucia wzięły górę. Andrzej po raz kolejny odgarnął jej włosy .
-Ciągle jesteś taka piękna ?powiedział z uznaniem ,odsunęła się nieznacznie ,wiedziała ,że tym razem nie może stracić nad sobą kontroli. Odwróciła się w stronę okna .  Westchnął .
-Proszę Wiki ? zaczął 
-Co mam ci powiedzieć ?powiedziała ,lekko zaciskając usta ? Że wciąż cię kocham ?podpowiadało serce 
- Miałem prawo wiedzieć ?stwierdził chłodniej ? Dlaczego nie powiedziałaś mi nic o ciąży ?-nie ustępował ,odstawił uczucia na bok ,wiedział ,po co tu przyleciał.
- Miałeś żonę ,klinikę w Stanach, badania ?wypomniała mu  smutno 
- To niczego nie zmienia ?powiedział pewnie 
-Mylisz się ,wiele. ?stwierdziła ? Skrzywdziłeś mnie .Przekładałeś badania ponad wszystko, gdzie było miejsce na dziecko ?-zapytała ? Nie potrafiłbyś go kochać ,ty nikogo nie kochasz ?powiedziała to ,mimo ,że wcale tak nie myślała ,zamarł. 
-Mam serce ?powiedział do niej ? I dla ciebie i małego zrobiłbym wszystko ?powiedział chłodno ,nie spodziewał się ,że usłyszy coś takiego właśnie z jej ust.
- Skąd to wiesz ?-zapytała ? Nigdy cię przy nas nie było 
- Jakbym wiedział ..-zaczął ,podnosząc głos 
-Miałeś czas ?stwierdziła ,jej policzki przybrały barwę lekkiej purpury ? Sam wybrałeś to ,co było dla ciebie ważniejsze ?powiedziała ,spuścił głowę. Miała rację.- Poza tym ,dowiedziałam się o Alex?e ,kilka miesięcy po przyjeździe tutaj. Ty byłeś już ustawiony w Stanach ,odnosiłeś sukcesy w swoich badaniach ,ja miałam tutaj własne życie. Wtedy  myślałam ,że wychowam go sama ,że tak będzie lepiej. Nie chciałam by jak niechciany pakunek ,kursował między Stanami ,a Anglią  ,zresztą ,miałam wtedy inne zmartwienia ?przyznała , zaczęła drżeć ? Nawet nie wiedziałam ,czy on w ogóle się urodzi ?powiedziała ,próbując zatrzymać spływające po jej policzkach łzy .tyle słów ,tyle bólu ,nie była gotowa na tą rozmowę.
-Chciałaś go usunąć ? nie wierzyła w jego słowa ,jak mógł jej coś takiego zainsynuować ,jak mógł w ogóle tak pomyśleć ,przecież wiedział ,że kiedyś straciła dziecko ,była wyjątkowo  wyczulona na punkcje aborcji . Te słowa bardzo ją zraniły . Ona walczyła o małego ,chciała by się urodził ,mimo tylu jej osobistych problemów ,a teraz on niemal wbił jej nóż w serce. Mocno przeżyła tą rozmowę ,zarówno jak ktoś za drzwiami ,o obecności którego nie mięli pojęcia.
Jedna ,tylko jedna łza spłynęła po jego policzku ,niezauważony wybiegł ze szpitala . Nie usłyszał już końca tej rozmowy. Nie mógł tego dłużej słuchać ,zacisnął pięść. Nie wiedział ,gdzie idzie ,szedł przed siebie. Nie chciał w to uwierzyć ,pierwszy raz czuł taki ból.  Ukrył się w londyńskim tłumie i z jakąś szkolną wycieczką wsiadł do autobusu ,nie wiedział ,gdzie jedzie . ? Najlepiej jak najdalej stąd ?pomyślał .
                                                                            CDN