środa, 12 listopada 2014

Kolejna część

                                           XXX

To ostatnia z części opisujących okoliczności i konsekwencje wypadku Alex'a. Teraz będą małe przeskoki czasowe i akcja przyspieszy swoje tempo. Sądzę, że będzie trochę ciekawiej.W końcu budowa relacji ojciec-syn w tych okolicznościach łatwa nie będzie,a przez co mam nadzieję bardziej interesująca.To jest (nie ukrywam) niezbyt dobra część,ale następną już szlifuję. Komentujcie !


Podniósł  leniwie powieki, obraz przed jego oczami zaczął dziwnie wirować. Wpadające przez okno światło skutecznie drażniło jego źrenice. Gorączkowo  próbował rozejrzeć  się po pomieszczeniu  .Nie pamiętał ,co dokładnie zaszło. Wiedział jedynie ,że   czuł się oszukany ,wściekły  ,że bardzo tęsknił za mamą i za wszelką cenę chciał ją znów zobaczyć. Przebłyski  minionych wydarzeń mignęły mu przed oczami , skutecznie odwracając uwagę od teraźniejszości.  Dopiero po chwili poczuł dziwny ciężar po prawej stronie łóżka, gwałtownie odwrócił się  w jego kierunku ,kiedy obezwładniający ból przeszył jego  głowę.
Zasnęła przy jego łóżku ,wciąż trzymając rękę chłopca . Mimo ciągłych sprzeciwów pielęgniarek  nie opuściła jego sali. Długie, kasztanowe włosy  Wiktorii kaskadą opadały na błękitną ,szpitalną pościel.  
Jej płytki sen przerwał głośny dźwięk aparatury ,automatycznie poderwała głowę ,jej włosy zawirowały .Nawet nie zdążyła zareagować . Tłum pielęgniarek  i  lekarze przywołani przez alarmujący dźwięk urządzenia  w momencie pojawili się przy łóżku Małego . Nie spostrzegła ,kiedy po raz kolejny ,nie wiadomo w jaki sposób, znalazła się pod drzwiami jego oddziału . – Przecież wszystko miało być już dobrze –powtarzała w myślach  jak mantrę.
Spojrzał na wyświetlacz telefonu. –Dziewiąta- westchnął i usiadł na brzegu łóżka. Sądził ,że sen przyniesie mu oczekiwaną ulgę ,lecz niestety tak się nie stało. Budził się co kilka minut i sprawdzał rejestr połączeń. Mimo braku snu ,czuł się dziwnie wypoczęty ,kofeina wciąż krążyła w jego żyłach. Przetarł ręką skronie. Po raz kolejny wziął komórkę do ręki. – Brak wiadomości ,to dobra wiadomość – pomyślał ,odkładając ją  na drewnianą szafkę nocną. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Wyblakłe ,beżowe ściany ,przetarta skórzana sofa ,zapadające się łóżko i wykładzina z plamami niewiadomego pochodzenia nie zachęcały do spędzenia w tym miejscu ani jednej dodatkowej sekundy. Hotel ,w którym się zatrzymał na pewno nie spełniał standardów ,do których był przyzwyczajony. Modernistyczny budynek w kształcie sześciennej bryły z lekko zdewastowaną elewacją nie był cudem architektury ,jednak Profesor uznał go za najtrafniejszy wybór.  Hotel ,a raczej hotelik niemal graniczył ze szpitalem . Dla Andrzeja właśnie to było najważniejsze. Chciał być jak najbliżej.
 Z nieukrywanym wstrętem zszedł na parter budynku ,był on w jeszcze gorszym stanie ,niż pokoje. Kanarkowo –zielony hall i wszędobylski zapach nikotyny skutecznie zachęcały gości do jak najszybszego opuszczenia tego miejsca. Profesor nie sprzeciwiał się jednoznacznym sygnałom wysyłanym mu przez budynek i udał się w kierunku szpitala. Miał kilka wiadomości dla Wiktorii. Już od dawna miał obiekcje związane z leczeniem Małego. Uważał ,że dr Benson działa zbyt zachowawczo ,a stan chłopca wciąż się nie poprawiał. Wykorzystał wszystkie swoje kontakty by uczynić jakieś postępy w jego leczeniu. Na szczęście dawny znajomy ,jeszcze ze stażu w Chicago, przypadkowo znalazł kilka godzin czasu pomiędzy lotem z Nowego Jorku  ,a tym do Moskwy. Zgodził się na konsultację. Była to ogromna szansa ,gdyż profesor Cooper był znanym neurologiem i neurochirurgiem ,który już dawno zasłynął  w świecie wielkiej medycyny .
Hotel i szpital dzielił dystans równy pięciu minutom spaceru . Przed wejściem do środka Andrzej postanowił zatrzymać się  w przyszpitalnej restauracji. – Restauracji ? Chyba tylko z nazwy – pomyślał zdegustowany ,kiedy znalazł się w środku lokalu. Niechętnie zamówił zestaw śniadaniowy na wynos . Wiedział, że mimo jego próśb Wiktoria po raz kolejny została na noc przy Alex’ie i zapewne znów  nie raczyła zejść do bufetu na posiłek. Nie zdawała sobie sprawy jak bardzo się o nią martwił. Choroba chłopca odbijała się wyraźnie na jej zdrowiu ,nie  mógł dłużej na to patrzeć i robił wszystko by ją odciążyć. Niestety jego działania obijały się o gruby mur ,stworzony przez rodzinę Ravenswood’ów  ,którzy na każdym kroku dbali by ograniczyć jego kontakty z Wiktorią ,choć sami nie służyli jej jakimkolwiek wsparciem.
Słyszał głośne dyskusje wokół siebie  ,otworzył oczy ,a niezwykłe jasne światło latarki diagnostycznej zmusiło go do ich zmrużenia.
-Prawidłowa reakcja źrenic – wyraźnie zadowolony mężczyzna stwierdził ,uśmiechając się do niego ciepło
-Wreszcie jesteś- powiedział szczerze – Oj mały narobiłeś nam strachu – dodał ,spoglądając na pielęgniarkę ,która również ujmująco uśmiechnęła się w stronę zdezorientowanego chłopca- Lubisz niespodzianki ,co?- zapytał retorycznie ,kręcąc latarką w dłoni . –Już zaczynaliśmy się martwić –dodał ,unosząc brwi.
- Co się stało ?- malec ,pytającym wzrokiem spojrzał na lekarza . Nie pamiętał zbyt wiele. Prawdę mówiąc ,nic nie pamiętał, poza starym autobusem ,burzą ,cmentarzem i swoją złością.
- Sądziłem ,że to ty odpowiesz nam na to pytanie – dr Benson spojrzał na niego przenikliwie – Nie martw się . Za kilka dni wszystko wróci do normy – stwierdził ,wkładając latareczkę do przedniej kieszeni fartucha. Często po takich urazach w umyśle pozostają przysłowiowe „luki  w pamięci”.
- A gdzie jest moja mama ?- to była myśl ,z która nie mógł się rozstać. Podniósł się lekko .W tym momencie chciał ją jedynie mocno przytulić . Czuł jakby minęły wieki odkąd widział ją ostatni raz.
-Hola ,hola – starszy pan zatrzymał go ręką – Dopiero co się wybudziłeś- skarcił go wzrokiem
-Ale ...-malec  nie chciał ustąpić
-  A rodzice – spojrzał na drzwi - Zaraz do ciebie przyjdą – stwierdził ,spoglądając na pielęgniarkę sugestywnie .
 –Rodzice?- chłopiec sądził ,że się przesłyszał – Mój tato nie żyje – stwierdził smutno ,patrząc prosto w oczy lekarza. Zaintrygowany mężczyzna ,spojrzał przez szklane drzwi na dwóje   ludzi przed salą. Jeszcze raz zwrócił swój wzrok na malca i z zakłopotanie uśmiechając się lekko ,opuścił pokój.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Andrzej po kilkudziesięciu sekundach jazdy windą wysiadł na wprost Oddziału Intensywnej Terapii. Zdziwił go podejrzany  tłum otaczający salę Alex’a. Szybko podszedł w jej kierunku ,Wiktoria stała wprost pod drzwiami .
-Wiki…–zaczął niepewnie. Odwróciła głowę w jego  stronę ,kiedy z pobliskiej sali wyłonił się uśmiechnięty ,starszy mężczyzna.
-Dobrze dobrane imię. Nasz Alexander to prawdziwy wojownik – zaczął ,nie przestając szczerzyć się w ich stronę . W takich chwilach czuł ,że jego praca ma jakiś sens ,a energia promieniowała z niego na kilka dobrym metrów.- Wszystko jest w porządku – odpowiedział na ich lekko zagubione spojrzenia- Poza lukami w pamięci ,ale jak dobrze państwo wiedzą –zlustrował ich wzrokiem – To normalne- dokończył
-Luki ?-dopytywał niepewnie Andrzej ,gładząc ręką kilkudniowy zarost. Domyślał się ,co to może oznaczać ,szczególnie dla niego .
- Chłopiec nie pamięta doby przed wypadkiem –stwierdził dr Benson ,wzrok Falkowicza automatycznie powędrował w kierunku Rudej ,ich spojrzenia się spotkały ,przez moment patrzyli na siebie w napięciu.
-Oczywiście –lekarz spojrzał na nich zaintrygowany – Ta sytuacja może się zmienić – dodał – Możliwe ,że w ciągu najbliższych dni przypomni sobie ,co się wydarzyło ,ale jeszcze bardzie prawdopodobne jest ,że nigdy tak się nie stanie-przyznał ,obserwując ich uważnie. Najwyraźniej przekazane przez niego informacje były dość istotne. Ubrany w granatowy garnitur mężczyzna ,nerwowo zmierzwił włosy i po raz kolejny spojrzał na Rudowłosą kobietę ,jakby oczekując odpowiedzi z jej strony. Wiktoria pospiesznie odwróciła głowę ,by uniknąć konfrontacji wzrokowej z Andrzejem. Sama miała nie wiedziała  jak ma postępować w tej sytuacji. Nie chciała znów ukrywać przed synem prawdy ,nie chciała ranić Andrzeja ,ale w tym momencie najważniejsze dla niej było zdrowie malca ,a po jego pierwszej reakcji na „nowinę” spodziewała się jakie konsekwencje może przynieść ona w jego obecnym stanie zdrowia.
-Czy….- Wiktoria przerwała chwilę ciszy ,uciekając od natrętnych myśli. Spojrzała na szklane drzwi.
-Tak.Tak oczywiście – odpowiedział lekarz – Synek pytał o panią – uśmiechnął się i przepraszając ich skierował się do swojego gabinetu. Wiktoria ruszyła pospiesznie w kierunku drzwi . Najbardziej na świecie pragnęła w tym momencie objąć malca i powiedzieć mu jak bardzo go kocha. Jednak ,zatrzymała się ,trzymając klamkę . Spojrzała za siebie. Wycofany Andrzej z nietęga miną ,stał oparty o ścianę. Nie mogła zbyt wiele wyczytać z jego twarzy ,jedynie dziwna pustka w jego oczach wskazywała na targające ich właścicielem emocje. Podeszła do niego i delikatnie dotknęła jego ramienia ,Falkowicz odwrócił się momentalnie.
- Coś nie tak ?- zapytał ,zdziwiony jej obecnością . W jego głosie słychać było smutek i rozgoryczenia ,nie miał siły po raz kolejny ukrywać swoich uczuć pod idealną maską. Dobrze wiedział ,że nie powinien wchodzić do sali Alex’a ,ale tak bardzo chciał go teraz zobaczyć. Czuł się rozdarty. Zdrowy rozsądek i serce miały odrębne zdania ,co do tego jak powinien postąpić.
-Wiem ,że….- zaczęła cicho
-Co Wiki ?- zapytał nerwowo ,wiedział ,że to nie jest odpowiednia chwila na takie rozmowy – Idź do niego – spojrzał w jej oczy – Potrzebuje Cię – dodał czule ,okrywając swoimi dłońmi ,wciąż spoczywającą na jego ramieniu kobiecą rękę. Ruda udała się we wcześniej obranym przez siebie kierunku.
 Falkowicz nie byłby sobą ,wciąż marnując czas na bezsensowne siedzenie przy oddziale. Postanowił  udać się do gabinetu dr Bensona  i poznać wszystkie szczegóły dotyczące stanu zdrowia chłopca. Chciał mieć wgląd we wszystkie wyniki badań Alex’a. Jak zwykle miał obiekcje związane z  jego leczeniem i przyszłą rehabilitacją. Chciał zapewnić synowi jak najlepsze warunki ,dlatego po wcześniejszej telefonicznej konsultacji z profesorem Cooper’em  ,zdecydował się na przeniesienie malca do znanej prywatnej kliniki. Niestety jego plany miały spełznąć  na niczym ,gdyż dr Benson był temu stanowczo przeciwny.
*
------------------------------------------------------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------------------------
-Co?- wzburzony Profesor był niezwykle zaskoczony odmową lekarza, zmarszczył brwi
-Jak już panu mówiłem – westchnął staruszek – Nie mamy do tego podstaw – stwierdził ,rozsiadając się wygodnie w fotelu
- Przepraszam ,ale chyba nie rozumiem – warknął Falkowicz ,przyklejając na twarz sztuczny uśmiech
-Czego ?-westchnął zniecierpliwiony ,nie zrozumiał ironii rozmówcy -  Sądzę ,że MÓJ PACJENT– podkreślił ostatnie dwa słowa,- Ma tutaj odpowiednie warunki ,a transport na drugi koniec kraju może być dla niego niebezpieczny – dodał ,przyglądając się Falkowiczowi z niekrytą ciekawością
- Wybaczy pan – Andrzej znów obdarzył go kpiącym uśmieszkiem – Jednak przytoczone przez pana argumenty są bezpodstawne ,a odczucia związane ze świetnością Pana oddziału są jedynie ,JEDYNIE –podkreślił już ostrzejszym głosem - ..subiektywną mrzonką –dokończył ,twarz dr Bensona zaczerwieniła się
-Sugeruje mi Pan ,że ….-zaczął gniewnie
-Proszę pana – prychnął – Ja Panu niczego nie sugeruję . Ja po prostu stwierdzam fakt – dodał ,podnosząc brwi . krew w żyłach starszego z mężczyzn zagotowała się.
- Powtarzam jeszcze raz –zaczął przez zęby – Nie pozwolę na transport chłopca
-Dobrze – wydawał się niewzruszony ,czym zbił z tropu rozmówcę – Pana pozwolenie na nic się nie zda – stwierdził pewnie ,po czym wstał z krzesła .
-Bez mojego pozwolenia …-zaczął ,lecz Andrzej jedynie wskazał na górę
-Istnieje coś takiego jak” sądy wyższej instancji”– stwierdził –  Skoro Pan dalej obstaje przy swoim stanowisku –zaczął ze  udawaną ,smutną miną – To załatwię tę sprawę na wyższym szczeblu . Dyrektor chyba jest najbardziej kompetentną ku temu osobą ?-zapytał ,rozglądając się po pomieszczeniu ,staruszek podrapał się po brodzie
- Dlaczego tak bardzo Panu na tym zależy ?-zapytał szczerze – To dobry szpital
-Dobry ,ale nie najlepszy –odpowiedział szybko – A mi zależy na tym , by zapewnić swojemu synowi jak najlepsze warunki – stwierdził dobitnie . Nigdy wcześniej nie sądził ,że takie słowa kiedykolwiek padną z jego ust. Lekarz prowadzący Alex’a spojrzał na niego krótko i podpisał leżący przed nim na biurku kawałek papieru.
-Proszę – niechętnie wręczył mu kartkę
-Wiedziałem ,że dojdziemy do porozumienia – Falkowicz ścisnął jego dłoń
-Zrobiłem to tylko i wyłącznie ze względu na chłopca – przyznał ,po czym ponownie spoczął na fotelu
-Dowidzenia – powiedział ,opuszczając pokój
-Powodzenia –mruknął staruszek ,czym wzbudził ciekawość Andrzeja
*
Falkowicz wrócił pod drzwi pokoju chłopca. Sięgnął po komórkę ,w celu połączenia się ze swoim prawnikiem. Zawsze w takich sytuacjach uciekał w wir pracy . Już wybierał numer ,kiedy zerknął przed siebie. Alex przytulał się do Wiktorii ,która wyraźniej rozbawiona , przekomarzał a się z nim ,pieszczotliwie głaszcząc go po głowie. Od dawna nie widział uśmiechu Rudej,a tak bardzo mu go brakowało. To on stanowił nieodparty urok jej osoby. W tym momencie byłby w stanie oddać wszystko ,byleby móc być  teraz ,tam ,razem z nimi. Westchnął zrezygnowany ,patrząc wciąż w ich stronę. Pokręcił komórką w dłoni . Zdecydował się jednak wybrać numer brata. Sam się sobie dziwił ,ale ostatnio Adam okazywał mu największe ,jak nie jedyne wsparcie. Jeszcze raz skupił na nich swoją uwagę  ,przypadkiem przez krótką chwilę  spojrzenia jego i Alex’a  się spotkały . Teraz dzieliła ich tylko ,cienka ,szklana szyba ,lecz w rzeczywistości był to długi ,gruby ,niemal chiński mur ,przez który czekała ich długa  ,ciężka przeprawa.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiktoria cicho weszła do środka , na jej widok twarz małego momentalnie rozpromieniała.
-Mamo –powiedział radośnie ,wyciągając w jej kierunku ręce . Rudowłosa usiadł na skraju jego łóżka i przytuliła go z całych sił. Tak bardzo brakowało jej tych iskierek ,radośnie tańczących w jego oczach ,tych uśmiechów i dźwięku jego głosu. Łzy szczęścia zaczęły spływać po jej policzkach. Znów Alex był przy niej ,cały i zdrowy.
-Mamusiu ,dlaczego płaczesz ?-zapytał ,przyglądając się jej uważnie .Delikatnie starł z jej policzka  łzę . Czule spojrzała na synka . – To przeze mnie ,tak-stwierdził, marszcząc czoło
-Nie kochanie –zaprzeczyła ,głaszcząc go po  włosach
- Tata zawsze powtarzał ,że prawdziwy mężczyzna powinien żyć tak ,aby żadna kobieta przez niego nie płakała- stwierdził pewnym głosem ,czym lekko rozbawił Wiktorię – Mój mały mężczyzna –pomyślała  ,uśmiechając się do niego. Spojrzał na nią uważnie.
-Przepraszam Cię mamo –powiedział ,po raz kolejny mocno się do niej przytulając- To chyba ja powinnam Cię przeprosić  skarbie –pomyślała , uśmiech momentalnie zniknął z jej twarzy . Czuła się winna.
-Wiesz co ?-zaczął zagadkowo
-Co kochanie ?- odpowiedziała ,nie kryjąc ciekawości
- Tata mi się śnił . Był przy mnie –powiedział pewnie ,błyszczały mu się oczy
-Alex przecież wiesz…-zaczęła ,głośno przełykając ślinę
-Wiem ,że nie żyje – stwierdził stanowczo  ,obrócił głowę na drugą stronę łóżka
-Synku –dotknęła jego ramienia – Nie mówię ,że to nie prawda. Anthony zawsze przy tobie będzie ,ale…-nie pozwolił jej dokończyć
-Czułem jego obecność. Był tutaj – upierał się
-No dobrze –niechętnie przytaknęła na jego słowa – Najważniejsze ,że się wybudziłeś -  stwierdziła ,głaszcząc go po zaczerwienionym policzku
-Co się stało ?-zapytał po chwili milczenia – Dlaczego tutaj jestem?- dopytywał
-Miałeś wypadek –powiedziała ,patrząc na niego  w napięciu
-Niczego nie pamiętam – rzekł smutno
-Za kilka dni wszystko wróci do normy. Przypomnisz sobie – powiedziała nieprzekonana. W głębi serca liczyła ,ze tak się nie stanie. Nie wyobrażała sobie ,co mogłoby się stać, ,gdyby jej synek przypomniał sobie wydarzenia sprzed wypadku. Niczego na świecie nie bała się tak jak jego straty. Teraz najważniejsze było jego zdrowie ,a w chwili obecnej prawda musiała jeszcze poczekać. Czuła ,że zarówno ona jak i Andrzej dostali drugą szansę na ułożenie swoich wspólnych relacji z synem. Wiedziała ,że tym razem musi postarać się dobrze rozegrać  tą rozmowę. Z troską spojrzała w kierunku przeszklonej szyby. Andrzej stał oparty o  znajdującą  się ,centralnie naprzeciwko sali malca , kolumnę. Zdawała sobie sprawę  ,że w tej sytuacji ,jak na razie, to on po raz kolejny jest najbardziej poszkodowany.
-A pani Hudson?- głos malca odwrócił jej uwagę od  postaci Falkowicza
- Była tu wczoraj u ciebie – powiedziała ,poprawiając mu kołdrę ,na co chłopiec przewrócił oczami
- No co ?-Ruda zapytała zdziwiona ,podciągając kawałek materiału pod samą szyję malca
-Dusisz mnie mamo – roześmiał się ,na jej twarzy znów zagościł szeroki uśmiech
-Ja cię duszę ?-zapytała retorycznie ,lekko go łaskocząc  - Ja ?
-Tak –nie ustępował  ,śmiejąc się  . Przymknął zmęczone powieki. Był wyczerpany ,mimo że obudził się niecałą godzinę temu. Jego organizm potrzebował regeneracji. – Jestem zmęczony –szepnął
-Musisz wypoczywać kochanie – stwierdziła z troską ,po raz kolejny podciągając jego kołdrę pod sama szyję ,od razu ją spuścił .
-Śpij dobrze – powiedziała ,całując go czoło ,po czym w ciszy opuściła jego pokój. Targały nią mieszane uczucia. Czuła ulgę ,że jej synek nareszcie wracał do zdrowia ,ale bała się o przyszłość ,jego ,swoją i Andrzeja . Czuła paraliżujący strach przed już zbliżającą się wielkimi krokami rozmową . Jednak jeszcze większym smutkiem napawał ją fakt ,że po raz kolejny oszukuje własne dziecko. Nie chciała tego. Spokój i odrobina stabilizacji – tego w tym momencie potrzebowała zarówno dla siebie jak i Alex’a ,ale nie była w stanie mu i sobie tego zapewnić. Roszczeniowe żądania Ravenswood’ów nie poprawiały jej  samopoczucia. Nie była pewna co do ich intencji i wpływu na ich dalsze życie.
Rozejrzała się po korytarzu, był pusty. Postanowiła udać się do automatu z kawą ,oczy same zamykały jej się ze zmęczenia. Ruszyła w jego kierunku ,gdy z nikąd pojawił się przed nią Falkowicz.
-Co z nim ?-zapytał w napięciu ,nie spuszczając z niej wzroku
-Wszystko dobrze –uśmiechnęła się lekko ,widocznie odetchnął z ulgą. Te słowa wypowiedziane z jej ust miały dla niego największą wartość. Dobrze znała  Małego. Wiktoria poczuła  ,że traci równowagę ,zakręciło jej się w głowie .
-Wiki – Andrzej westchnął zniecierpliwiony , podtrzymując jej ramie – Musisz wreszcie zacząć o siebie dbać- powiedział jak do małego dziecka – Pewnie znowu niczego nie zjadłaś –stwierdził pewnie ,unikała jego wzroku – Idziemy na obiad – stwierdził głosem nie znoszącym sprzeciwu ,po czym pociągnął ją za sobą
-Ale..-zaczęła ,wskazując głową na korytarz
- Idziemy –wyartykułował – Musimy porozmawiać –dodał ,zatrzymała się momentalnie
-To nie jest najlepsza chwila na tą rozmowę – stwierdziła niepewnie
- Nigdy nie będzie –przyznał szczerze 

wtorek, 11 listopada 2014

Witajcie !

Może jeszcze mnie pamiętacie ? Wiem miałam "małą" przerwę,  ale ostatnio jakoś zebrało mi się na pisanie. Zastanawiam się, czy nie dodać tu może czegoś bo "ucięłam" to opowiadanie w najmniej odpowiednim momencie.Dodatkowo miałam niewielki problem z ustawieniami bloga, ale wszystko powinno już wrócić do normy.Zalegam tutaj z jedną częścią, a następna się pisze. Może chcecie next?

niedziela, 28 września 2014

                             
                                                                       XXIX


  To był najtrudniejszy tydzień w jego życiu. Każda sekunda tych niezliczonych godzin wypełniona była strachem  i niepewnością. Najchętniej wymazałby te siedem dni z pamięci. Całe dnie spędzał w szpitalu ,nawet nie w sali chłopca  ,ale pod nią ,gdyż jako osoba rzekomo z nim nie spokrewniona nie miał prawa do odwiedzin. W innych okolicznościach zapewne walczył  by z tą sytuacją ,ale nie teraz. Nie miał na to sił. To mogłoby wydawać się dziwne – on Andrzej Falkowicz odpuszcza . Jednak  robił to tylko i wyłącznie dla niej. Rodzina męża Wiktorii ,która do niedawna wydawałaby się być nieobecna w ich życiu w tym momencie jakby zmieniła swój orientację i ze zdwojoną siłą zaczęła nacierać na przytłoczoną tą sytuacją Wiktorię. Ciągłe pretensje ,pytania i oskarżenia sprawiały ,że Rudowłosa była na skraju wytrzymałości. Nie dość ,że stan Alex’a  ciągle nie ulegał poprawie to jeszcze Ravenswood’owie odbierali jej resztki chęci do życia. –Nie mają litości- niejednokrotnie myślał ze wstrętem patrząc na wysłuchującą kolejnych uwag Wiktorię. Nie mógł dłużej na to patrzeć . W takich chwilach zazwyczaj rodziny się łączą ,wpierają ,a oni ? Jedynie dokładali jej zmartwień.  Westchnął i zrezygnowany spojrzał przez szybę na podłączonego to aparatury chłopca.  Wpatrywał się w niego intensywnie, zaciskając pięść. Jeszcze tyle chciał mu powiedzieć ,pokazać . Chciał by mały go poznał ,zaakceptował ,być może obdarzył uczuciem skrajnie innym od obojętności czy nienawiści ,które zapewne zdążyły  już zakiełkować w jego małym sercu. Wiedział ,że nie cofnie już czasu ,ale za wszelką cenę chciał pokazać Alex’owi ,że mu na nim zależy. Jak na nikim innym w świecie. Chciał …chciał ,ale nic nie mógł zrobić? Ta bezczynność zabijała go od środka. Jego rozmyślania przerwał natarczywy dźwięk dzwonka ,już miał odrzucić połączenie , w tej chwili nie miał ochoty na rozmowę z kimkolwiek ,ale zdawał sobie również sprawę z konsekwencji ,które mogą go w przyszłości czekać.
-Tak-westchnął ,odbierając połączenie
-Andrzej ,gdzie ty jesteś!- wzburzony prawnik warknął do telefonu
- Marek – zaczął niechętnie – Musiałem pilnie wyjechać- dokończył ,odszedł w stronę windy
-Wyjechać !-prawnik wrzasnął po raz kolejny – Teraz ,kiedy otwieramy kolejną klinikę – dopowiedział z niedowierzaniem
- Tak ,teraz –stwierdził niewzruszony ,nie chciał wysłuchiwać wyrzutów adwokata
-Andrzej .Proszę ! –obojętność chirurga względem nowego ośrodka jedynie potęgowała jego gniew – Chociaż powiedz ,kiedy wracasz ?- mężczyzna nie zamierzał odpuścić ,zbyt wiele poświęcił nowemu projektowi. Nie rozumiał ,dlaczego jego klient  jak i stary dobry znajomy tak łatwo zrezygnował z kilku miesięcy ciężkiej pracy
-Czego ode mnie oczekujesz ?- zapytał oschle ,w tej chwili jego umysł zaprzątały  inne ,ważniejsze sprawy
- Jak to czego ? –burknął – Oczekuję byś natychmiast wrócił !Nawet nie wiesz ile problemów namnożyło się przez Twoją niekompetencję – zaczął swój wywód
-W tej chwili mam ważniejsze sprawy na głowie – odpowiedział pewnie – Dzwoniłem już do Adama ,on wszystkim się zajmie. Daj mu wszelkie pełnomocnictwa- ciągnął smętnie
-Dobrze – odpowiedział zaintrygowany niezwykle smutnym głosem chirurga  – Kiedy zamierzasz wrócić ? Adam nie jest wtajemniczony we wszystkie szczegóły ,nie wiem.. –zaczął ,ale Falkowicz przerwał mu szybko
-Nie mam pojęcia  kiedy znów będę w Polsce-przyznał chłodno – Zapewniam Cię ,że mój brat ze wszystkim sobie poradzi –jak najszybciej ,chciał skończyć  tą rozmowę
-No dobrze –prawnik odetchnął ciężko –W takim razie będziemy w kontakcie –skończył zatroskany
-Owszem- potwierdził Falkowicz – Niedługo się z Tobą skontaktuję w zgoła innej sprawie – stwierdził zagadkowo
-Coś się stało ?-zapytał zaintrygowany Marek
-Po prostu będę Cię potrzebował ,a raczej Twoich umiejętności – odpowiedział ,odprowadzając wzrokiem ciekawsko wpatrującą się w niego starszą kobietę ,ciotkę męża Wiktorii . Nie mógł wystrzec się tych spojrzeń i szeptów.
- Czy kiedyś się na mnie zawiodłeś – zagadnął z lekkim rozbawieniem ,ufał Andrzejowi i jego zdrowemu rozsądkowi ,wiec dobry humor wrócił mu z niezwykłą szybkością
-Raz-odpowiedział z goryczą chirurg ,przypominając sobie wymuszone małżeństwo z Kingą ,prawnik nic  nie odpowiedział
-Mam nadzieję ,że w tym przypadku będzie inaczej – zaczął niepewnie adwokat
- Też na to liczę . To będzie dla ciebie sprawa priorytetowa -  stwierdził pewnie ,odwracając głowę w stronę sali chłopca
-Czego będzie dotyczyć ?–sfrasowany Marek chciał jak najszybciej przygotować materiały
- Zamierzam walczyć o prawa do syna – odpowiedział chłodno,urywając po chwili . W pomieszczeniu obok rozległ się głośny pisk aparatury ,grupa lekarzy i pielęgniarek w pośpiechu pobiegła w stronę pokoju Alex’a  . Andrzej upuścił telefon i szybko podążył za nimi.
-Syna?- jak echo powtórzył Marek – Halo Andrzej !? – kontynuował  ,nieświadomy ,że właściciel telefonu już chwilę temu porzucił go na korytarzu. –Halo!- dźwięk unosił się dalej ,jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi . Umysły większości osób znajdujących się na oddziale zwrócone były ku małemu chłopcu ,który usilnie pragnął wrócić do „świata żywych”.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Duży czerwony kubek w białe grochy ,najwierniejszy ,poza Wiktorią, przyjaciel Woźnickiej z głośnym łoskotem upadł na podłogę pokoju lekarskiego ,rozsypując się w drobny mak.
-  No nie ! –krzyknęła zdenerwowana Blondynka ,nerwowo odgarniając zbyt długą grzywkę
-Agata – Konica spojrzał na nią podejrzliwie – To już piąty dzisiaj –uśmiechnął się dziecinnie ,kręcąc głową . Zdenerwowana internistka obdarzyła ortopedę wściekłym spojrzeniem i uklęknęła ,zbierając drobinki starego przyjaciela .
- Dostałam go w pierwszym  dniu pracy w Leśnej Górze –westchnęła smutno ,była bardzo sentymentalna i łatwo przywiązywała się do ulubionych przedmiotów .
- To znak – Rafał podniósł sugestywnie brwi – Może Piotr szykuje cięcia etatów – zaśmiał się cicho ,lecz wbrew jego oczekiwaniom nie rozśmieszył internistki ,która  ciągle w milczeniu zbierała drobiny porcelany .
-Ziemia do Woźnickiej – machnął ręką  zamyślonej Agacie przed oczami
-Co mówiłeś ? –zmarszczyła czoło ,nie potrafiła nie myśleć o Alex’ie. Czuła się winna tej sytuacji . Gdy tylko dowiedziała się o wypadku jak najszybciej chciała lecieć do Londynu  ,ale niestety nie mogła po raz kolejny tak sobie zostawić szpitala ,to były najcięższe miesiące w Leśnej Górze ,brakowało lekarzy ,a pacjenci wiosną mnożyli się jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Musiała zostać. Czuła się z tym okropnie , zostawiając przyjaciółkę w takiej chwili. –Przecież nie jest sama – pocieszała się jak mogła. Myślała ,że wyjawiając prawdę Profesorowi sprawi ,że Wiktoria nareszcie ,pierwszy raz od dawna będzie szczęśliwa.  Sądziła ,że może z czasem stworzą szczęśliwą rodzinę dla Alex’a ,a tego pragnęła najbardziej. Poza tym dobrze wiedziała ,że Ruda nigdy nie przestała kochać Andrzeja ,a biorąc pod uwagę zachowanie Falkowicza to i z wzajemnością.
-Coś widzę ,że koleżanka nie w humorze – zaczął po raz kolejny Konica ,wyrywając  Blondynkę z rozmyślań
- Jak widać –westchnęła – A niby jak mam być !- prychnęła w myślach. Dr Rafał Konica jak nikt inny zawsze potrafił skutecznie podnieść jej ciśnienie. W Leśnej Górze pełnił już od wielu lat rolę dyżurnego błazna i  zdawał się być w tym zajęciu niezastąpiony. Z czasem konkurencja na to stanowisko rosła w siłę. Niejednokrotnie Borys i Paweł udowadniali ,że zasługują by nosić ten tytuł ,ale Rafał znamienity mistrz ciętej riposty nieugięcie dalej piastował to stanowisko ,ku uciesze gawiedzi ,w tym przypadku niezwykle wścibskich pielęgniarek.
- To powiedz kochana ,gdzie tak odpłynęłaś ?-zapytał z ciekawością ,patrząc jej prosto w oczy
-Nie twój interes – zbyła go szybko – A co ty nie masz pracy ?-zapytała ,patrząc na niego uważnie
-Ostro – Rafał wzdrygnął się lekko i z zawadiackim uśmieszkiem opuścił pokój lekarski
-Jak dziecko –Agata ,westchnęła głośno z lekkim uśmiechem   , już po raz szósty próbowała zaparzyć sobie tak potrzebną jej w tej chwili kawę.
-Cześć –  powiedział smętnie, wchodzący do Lekarskiego Adam ,Blondynka przywitała go krótkim spojrzeniem
- Masz może jakieś informacje ?-zapytał od razu ,siadając na sofie. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Podkrążone oczy i  niedbale  zarzucona na wczorajszy sweter kurtka wskazywały na to ,że ta sytuacja odbija się również mocno na Krajewskim.
-Nie ,a ty?- zapytała, siadając naprzeciwko niego . Upiła łyk  czarnego płynu i spojrzała prosto na Adama ,oczekując ,że zaraz obdarzy ją jakąś nową informacją dotyczącą małego. Niestety zamiast upragnionych wiadomości dostała od Krajewskiego jedynie błagalne spojrzenie.
-O co ci chodzi ?-zapytała  ,Adam przeniósł przymrużone oczy na jej kubek ,Agata pokręciła głową i oddała mu kawę
-Życie mi ratujesz – wyszeptał ,zanurzając usta w czarnym jak noc płynie . Nie pamiętał ,kiedy ostatnio spał dłużej ,niż dwie godziny . Internistka spojrzała z troską na przyjaciela.
-Adaś –zaczęła – Długo tak nie pociągniesz –chwyciła go za ramię
- A co niby ma robić? -westchnął i poderwał się z sofy ,nerwowo zaczął chodzić po pomieszczeniu-Agata ! Powiedz mi !
- Adam ,usiądź- powiedziała łagodnie ,Brunet prychnął i spoczął ponownie w tym samym miejscu. Ten tydzień  wykończył go zarówno fizycznie jak i psychicznie . Zbyt duża dawka emocji i nawał pracy miały odzwierciedlenie w jego zwykle radosnej ,a tym razem przeraźliwie smutnej twarzy.  Alex był mu bardzo bliski ,nie mógł znieść swojej bezradności. Chciał zrobić coś więcej dla małego ,brata ,Wiktorii ,ale nie był w stanie nawet być przy nich. –Co ze mnie za brat –myślał z goryczą. W takiej sytuacji Andrzej zrobiłby wszystko by go wesprzeć ,ale on nie potrafił się zrehabilitować. Czuł ,że mocno zawiódł jako brat i przyjaciel.
-Kiedy ostatnio spałeś ?-zapytała profesjonalnie ,lustrując ledwo trzymającego się na nogach Krajewskiego
-Nie wiem . Wczoraj ,przedwczoraj ,może wcześniej ….Co to ma do rzeczy –zirytował się ,drapiąc się nerwowo po  kilkudniowym  zaroście
-Dużo –stwierdziła szczerze –Weź kilka dni urlopu ,nie wiem –rozłożyła bezradnie ręce -Szpital ,klinika Andrzeja ,wypadek małego ,jeszcze ordynatura ,nie dajesz już rady-powiedziała ,patrząc na niego z troską
- Przecież dobrze wiesz ,że teraz szpital przechodzi kryzys z zatrudnieniem –stwierdził –Poza tym nie mogę tak zostawić Andrzeja ,jestem mu to winien – przyznał ,przymykając powieki .Był wykończony ,ostatnie dni dały mu się we znaki .
- Może dzwonił do ciebie ostatnio ?-zapytała z nadzieję ,nie dostawała zbyt wielu informacji od Wiktorii ,a Ellie zwykle informowała ją ze sporym opóźnieniem ,nie była ciągle na miejscu.
- Nie –westchnął – Od kilku dni nie odbiera telefonów –zasępił się – Mam już tego dość –poderwał się z kanapy po raz kolejny – Mam dość tej cholernej niewiedzy !- wrzasnął ,upuszczając  kubek z kawą Agaty ,ciecz artystycznie rozprysła się po beżowym dywanie  ,a  biały kubek rozpękł się na pół.- Numer szósty –westchnęła w myślach Woźnicka.
-Powinienem tam być – dodał ,podchodząc do okna –Agata – spojrzał na nią , niewielka łza popłynęła po jego policzku ,internistka bez słowa podeszła do przyjaciela ,dotknęła delikatnie jego ramienia.
- Nawet nie chcę myśleć ,co będzie – wyszeptał ,opierając się o ścianę . Tak dobrze rozumiała jego obawy.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na całe dwie minuty świat się dla niej skończył . Te sto dwadzieścia sekund były czarną dziurą w jej życiu. Nic nie czuła  ,nie odbierała żadnych bodźców. Ludzie wokół  zaczęli biegać ,mówić coś do niej ,lecz  ona nic nie słyszała ,straciła kontrolę nad własnym ciałem. Poczuła silne ramie ,które wyciągnęło ją z szalonego wiru .
-Mamy go ! –dopiero po tych słowach wróciły jej zmysły ,ocknęła się twarzą wtulona w tors Andrzeja ,stali pod salą Alex’a. Przez moment patrzyli sobie w oczy. Widziała napięcie w jego zaszklonych oczach. Nigdy nie widziała jego łez.
-Pani Ravenswood –podszedł do nich lekarz ,Wiktoria momentalnie odwróciła się w jego stronę ,nie była do końca świadoma ,czy ma halucynacje związane z przemęczeniem ,czy lekarz prowadzący Alex’a rzeczywiście uśmiecha się do niej szeroko.
-Tak ? –zapytała z napięciem w głosie
-Ma pani bardzo upartego synka –stwierdził z uśmiechem –Chyba przyjął sobie za punkt honoru wybudzić  się dzisiaj –dokończył – Niestety jest jeszcze za wcześnie ,dlatego musieliśmy po raz kolejny wprowadzić go w stan śpiączki farmakologicznej ,ale lada dzień powinien już do nas wrócić.-dodał pokrzepiająco i ruszył w stronę kolejnej sali. Andrzej odetchnął z niewyobrażalną ulgą. Wesoły iskry znów powróciły do jego oczu nadając im ten niezwykły charakter.
Wiktoria odwróciła się w stronę szyby ,nacisnęła klamkę drzwi do sali małego.
-Wiki –Andrzej spojrzał na nią z troską . Jej przeraźliwie blada twarz i rozpuszczone w nieładzie włosy mówiły same za siebie . Na słowa Falkowicza ,Ruda odwróciła delikatnie głowę.
- Kiedy ostatnio spałaś ? Jadłaś cokolwiek ?-zapytał spokojnie , patrząc na nią przenikliwie . Rudowłosa chciała coś odpowiedzieć  ,lecz gdy tylko otworzyła  usta zdała sobie sprawę ,że nie pamięta ostatniego posiłku,a w dyskusji z Andrzejem w tej kwestii jest z góry na przegranej pozycji.
-Tak zresztą myślałem – stwierdził pewnie – Czy ty w ogóle wychodziłaś na dłużej niż kilka minut z jego sali ? –zapytał oskarżycielskim tonem ,nawet nie wiedziała jak bardzo się o nią martwił.
-Przecież i tak bym nie zasnęła –stwierdziła pewnie ,odwracając  ponownie wzrok na malca
- Wiktoria –pokręcił karcąco głową – Musisz mieć siły – pogłaskał ja po ramieniu ,spojrzała mu w oczy
-Nie chcę by został sam – zerknęła na syna
-Nie będzie  - stwierdził pewnie – Mogę ?-zapytał wskazując wzrokiem na drzwi  ,przytaknęła i udała się w stronę łazienki. Andrzej miał rację ,była kompletnie wykończona. Jedynie widok syna sprawiał ,że miała siły by dalej czuwać przy jego łóżku. Odchodząc krok dalej poczuła falę zalewającego ją zmęczenia ,która w momencie opanował całe jej ciało.
Andrzej niepewnie otworzył drzwi jednej z sal Oddziału Intensywnej Terapii . Starsza ,lekko otyła pielęgniarka z typowym dla siebie wrednym uśmieszkiem zastrzegła:
-Tylko rodzina – chrypnęła ,przewracając kolejną kartę magazynu modowego
- Jestem z rodziny – stwierdził pewnie ,podchodząc do łóżka chłopca. Usiadł na krześle obok  ,rozglądając się po pomieszczeniu. Nowoczesne meble ,sterylna biel i błękitne wstawki materiałów  nadawały temu pomieszczeniu dziwnie znajomy klimat.  Czuł się tutaj jak w swojej klinice w Stanach. Ze wstrętem odrzucił od siebie te wspomnienia . Praca w Stanach  ściśle wiązała się z Kingą ,a ten rozdział zamknął już raz na zawsze.
Spojrzał na  pogrążonego we śnie chłopca. Dźwięk urządzeń i obraz na monitorze wskazywał funkcje życiowe malca. Westchnął ciężko ,nie mógł wybaczyć sobie tego ,że jego  syn w tak ciężkim stanie znalazł się w szpitalu i to po części z jego winy.  Delikatnie chwycił małą dłoń malca. Była zimna. Ponownie przeniósł  wzrok na twarz chłopca. Był jeszcze taki mały ,delikatny . Pragnął chronić go przed wszelkimi niebezpieczeństwami ,a tak naprawdę to przecież przez niego Alex omal nie stracił życia. Kiedy na niego patrzył czuł ukłucie w okolicy serca.  Miał pretensje zarówno do siebie jak i Wiktorii ,bo to przez ich błędy Alex znalazł się właśnie tutaj.  Andrzej był świadomy ,ile stracił . Dla własnego syna był tylko i wyłącznie obcym człowiekiem. Pragnął zrobić wszystko by to zmienić .

- Obiecuję ,że już zawsze będę przy Tobie  -wyszeptał nad jego twarzą  i delikatnie pogłaskał go po głowie . Wstał ,kierując się w stronę  drzwi ,naciskając klamkę obdarzył chłopca krótkim spojrzeniem . Od tygodnia jego życie ,wszystkie jego priorytety i plany  zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni ,a to wszystko za sprawą tego nic nieświadomego sześciolatka.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Przepraszam ,że dopiero teraz ,ale miałam niemałe problemy z tą częścią. Kompletnie nie miałam pomysłu . Miałam wstawić ją wczoraj ,ale po przeczytaniu trochę się załamałam i starałam się ją "jakoś" poprawić. Nie wiem ,czy wyszło :(  Dno...trudno było mi wrócić do pisania. Na szczęście mam pomysł na next i może trochę lepiej mi pójdzie. Dziękuję ,że tyle czekaliście. Pozdrawiam Was serdecznie. Zadedykowałabym ją wszystkim czytającym ,ale to taki gniot ,że byłoby mi głupio. Zresztą sami ocenicie. Standardowo Proszę o szczere komentarze !   Wiem - początek dziwny ,to przez brak pomysłu.

                                                           XXVIII

     Staruszek podszedł do wychodzącego na ogród  okna. Niebo pokrywała gruba ,ciemna warstw chmur ,która w tej chwili obdarowywała tą angielską ziemię kolejną dawką deszczu. Chwilę w bezruchu obserwował ciągnący się aż po horyzont krajobraz pól o wszystkich odcieniach zieleni. Uśmiechnął się lekko. Kochał życie na wsi ,a możliwość obserwacji  niezwykłych przemian natury  była dla niego prawdziwym darem od losu.  Nie zamienił by tego na nic innego. Jeszcze raz spojrzał na rozświetlone od błyskawic niebo i ruszył  w kierunku kuchni. Sięgnął po czerwony, żelazny czajnik i napełnił  go wodą ,postawił go na starej, pokrytej przypalonym tłuszczem kuchence i  zapalił palnik . Patrzył na tańczące iskry ognia łaskoczące żeliwne dno czajnika. Po chwili w górę uniosła się ulatniająca z niego para. Mężczyzna zalał wrzątkiem filiżankę z herbatą i rozsiadł się wygodnie w stojącym w rogu pomieszczenia   wyblakłym ,butelkowo-zielonym fotelu. Podkręcił w zamyśleniu końce swoich siwych już wąsów  i  ze smutkiem spojrzał na stojącą  na kredensie fotografię ,jego wzrok momentalnie przeniósł się na kalendarz. Tak ,właśnie dziś mijała  dziesiąta już rocznica śmierci Mary.- Jak mogłem o tym zapomnieć ?- myślał ,kręcąc głową z niedowierzanie. Poderwał się nagle ,pospiesznie założył płaszcz i chwycił za sekator. Zawsze w rocznicę jej śmierci ścinał białe róże rosnące na krańcu ogrodu. Mary je uwielbiała. Buddy słysząc swojego pana idącego w stronę drzwi szczeknął radośnie. Staruszek spojrzał na niego krótko i pogłaskał po całkiem białym ze starości pysku starego Jack Russel Terrier’a . Poczciwe psisko polizało radośnie rękę swojego pana i razem z nim opuściło dom.  Mimo deszcze pies nie zdezerterował. Zawsze wiernie służył Edwardowi.
- Chodź staruszku – pospieszał go właściciel ,z politowaniem patrząc na idącego za nim psiego przyjaciela.-Staruszku- powtórzył i westchnął ciężko -  Tak ,widzisz przyjacielu. Właśnie tak skończyliśmy. Starzy i samotni – dokończył dobitnie patrząc na dziwnie rozumne oczy zwierzaka. Ściął pięć ,ogromnych  ,pokrytych kroplami wody róż i przyłożył jedną z nich do nos napawając się jej zapachem. – Są takie jak moja Mary …-zaczął-kruche i piękne –dokończył patrząc na powstającą właśnie na niebie tęczę. Razem z Buddy’m skierował się w  kierunku pobliskiej drogi. Cmentarz znajdował się na skraju wsi. Edward odwiedzał grób żony niemal  codziennie ,ale czasem  odpuszczał sobie te wizyty ,zwłaszcza w takie pogody. Musiał przyznać ,że te odwiedziny i dbanie o ogród były jego jedynym zajęciem. We wsi uważano go za dziwaka ,dlatego nie mógł liczyć na częste  wizyty sąsiadów. Buddy był praktycznie jego jedynym towarzyszem. To z nim dzielił swoją Samotność. Siedemdziesięciolatek nawet nie spostrzegł, kiedy dotarł pod bramę cmentarza. Przeszedł główną alejką i skręcił w lewo. Szedł dalej kamienistą ścieżką ,kiedy usłyszał głośne szczeknięcie psa. Odwrócił się  i zawołał pupila . Ten jednak nie wrócił.  Zaniepokoiło to mężczyznę ,który ruszył z  powrotem w kierunku głównej ścieżki.
-Buddy –krzyknął ,po chwili pies pojawił się w zasięgu jego wzroku ,zaczął nerwowo szczekać i ciągnąć jego nogawkę
-Odbiło ci –powiedział zdziwiony  staruszek, pies jednak nie ustępował i pobiegł w kierunku mauzoleum , mężczyzna ruszył za nim . Przeszedł  pospiesznie między pomnikami. Spojrzał w stronę   ,z której dochodziło szczekanie. Serce stanęło mu na ten widok. Pomiędzy marmurowymi grobami leżał mały chłopiec ,jego blada twarz z lewej strony pokryta była lekko zakrzepniętą już krwią. Mężczyzna  automatycznie uklęknął i sprawdził puls na jego zimnej szyi. Żył. Z tą myślą staruszek odetchnął z ulgą. Delikatnie poklepał malca po policzku. Ten zmarszczył delikatnie brwi .
-Mamo –szeptał  cicho
- Słyszysz mnie –zaczął głośno mężczyzna-Mały – kontynuował ,dalej poklepywał go po policzku ,chłopiec delikatnie otworzył oczy ,ale  po chwili je zamknął ,trząsł się  z zimna .Edward był emerytowanym wojskowym ,wiedział ,że w tej sytuacji lepiej nie ruszać chłopca ,ponieważ to może mu tylko zaszkodzić.- Tutaj i tak nie mam jak zadzwonić po pomoc –myślał. Jego dom znajdował się najbliżej cmentarza ,a i tak dotarcie tam zajmowało dobre piętnaście minut . – Przecież go tak nie zostawię –myślał gorączkowo ,ponownie uklęknął przy chłopcu. Był  przemarznięty .Jego ubranie było przemoczone. Nie miał wyboru . Ściągnął płaszcz i okrył nim malca ,następnie delikatnie uniósł jego głowę i wziął go na ręce.  
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiktoria drżącymi rękami otarła spływającą po policzku łzę. Wciąż patrzyła z niepokojem przez okno.  Jak na nieszczęście dzisiejszy dzień był jednym z najzimniejszych w tym miesiącu. Dodatkowo od kilku godzin padał deszcz .
-Wiki usiądź – prosiła przyjaciółkę Ellie
- Niby jak mam to zrobić –  wybuchła ,nerwowo chodzą po salonie .To było pięć najdłuższych godzin w jej życiu. Szukali Alex’a już wszędzie. Nic.  Ani śladu. Jakby zapadł się pod ziemię. Nie potrafiła siedzieć bezczynnie i czekać .
 Drzwi do mieszkania otworzyły się ,Ellie i pani Hudson gwałtownie poderwały się z sofy  w napięciu patrząc w ich stronę. Po chwili do salonu wszedł zdenerwowany Andrzej w towarzystwie dwóch mężczyzn w mundurach. Uważnie rozglądali się po mieszkaniu.
- Pani Ravenswood?- zapytał starszy z nich
- To ja – odezwała się Rudowłosa
- Komisarz Frank Jessey – blondyn przedstawił się chłodnym tonem – A to –wskazał na towarzysza –Sierżant  Fleming ,Ruda  wymieniła z nimi krótkie spojrzenie .Obaj mężczyźni spoczęli na stojącej naprzeciwko szklanego stolika sofie.
- Rozumiem ,że chce zgłosić pani zaginięcie syna ?-zapytał przyglądając się jej uważnie
-Tak-odpowiedziała
-Czy odwiedzili państwo miejsca ,w których chłopiec potencjalnie może przebywać. Mam tu na myśli mieszkania rodziny ,znajomych ,ulubione miejsca ?-zapytał profesjonalnie
-Tak –powiedziała przygnębiona Wiktoria
-Na pewno?-zapytał ją sierżant Fleming –Niech się pani dobrze zastanowi.
 Ruda po raz kolejny zmusiła swój umysł do analizy wszystkich miejsc w Londynie ,w których może znajdować się Alex. Domy przyjaciół ,parki ,przedszkole ,do którego chodził,restauracje…wszystko ,a jednocześnie nic. Sprawdzili już większość z tych miejsc. Westchnęła zrezygnowana.
-Rozumiem – odpowiedział komisarz – Zapytam od razu : Czy ma pani jakiś wrogów ?
-Co?-zapytała zdezorientowana
- Wie pani o co nam chodzi. Osoby pani nieprzychylne. Mające jakieś pretensje –zaczął – Jest pani lekarzem .Może jakiś pacjent ? – kontynuował Jessey
- Nie. Nie wydaje mi się –odpowiedziała pewnie
-Pani Wiktoria to szczere złoto – wtrąciła się pewnym głosem Pani Hudson . Komisarz spojrzał podejrzanie na chodzącego po pomieszczeniu Andrzeja. Nagle Falkowicz zatrzymał się przy jednej z półek i wziął do ręki srebrną ramkę ze zdjęciem . Dłuższą chwilę  przyglądał się fotografii. Uśmiechnięty brunet obejmujący Wiktorię z  około dwuletnim Alex’em na kolanach ,a  w tle piękny pałac.-Szczęśliwa rodzina  -pomyślał z goryczą ,odkładając  zdjęcie  na półkę .
- Nie ukrywam ,że w grę może wchodzić też  porwanie dla okupu – kolejny scenariusz nakreślany przez komisarza zaczął powoli wyprowadzać Andrzeja z równowagi .Wcześniej wyjaśniał policjantom prawdopodobny powód ucieczki chłopca. To nie był przypadek.
- Zacznijcie wreszcie działać – zdenerwował się Falkowicz .
-Nie możemy podjąć żadnych większych działań zanim nie  upłynie dwanaście godzin od zniknięcia – zaczął wyjaśniać mu sierżant Fleming
- Czy mi się wydaje ,czy pan nie rozumie – powiedział pewnie ,obdarzając młodszego z policjantów gniewnym spojrzeniem –To jest sześcioletni chłopiec-podkreślił ,podchodząc niebezpiecznie blisko Fleminga
- Takie są procedury – odpowiedział policjant
- A co mnie obchodzą wasze procedury – nie wytrzymał ,żyłka na jego czole zaczęła pulsować ,a oczy pociemniały z gniewu
- Ponad dziewięćdziesiąt pięć procent zaginionych dzieci znajduje się do dwunastu godzin po zniknięciu – wyrecytował Fleming  ,Andrzej obdarzył go morderczym spojrzeniem
-I my mamy tak sobie czekać te kilkanaście godzin przy herbatce ,tak ? –powiedział ironicznie
-Zasadniczo…-zaczął niepewnie  młodszy policjant
-Zasadniczo to jeśli zaraz nie podejmą panowie stosownych kroków…..-zaczął ostro ,lecz tym razem komisarz przerwał  mu szybko
-Czego pan oczekuje ?-zapytał
- Wysłania patrolów ,nagłośnienia sprawy w mediach. Na pewno ktoś  go widział ..-kontynuował
-Zgadzam  się – wtrąciła się Ellie
-Przykro mi ,na razie to niemożliwe – stwierdził  komisarz
- Na co chcecie czekać – zaczęła głośno Wiki ,z niepokojem patrząc na zapadający za oknem zmierzch
Policjanci spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- A myślałem ,że policja w Polsce nie jest skuteczna – pokręcił głową Falkowicz ,policjancie wstali jednocześnie
-Wszystkie jednostki  ,szpitale i inne placówki zostaną poinformowane . Skontaktujemy się z państwem-powiedział Fleming  - Jeśli w ciągu najbliższych godzin sprawa się nie wyjaśni. Podejmiemy odpowiednie działania – dodał ,wręczając Wiktorii wizytówkę – Niech się pani tak nie martwi –powiedział ,patrząc  na jej zapłakaną twarz  – Pani syn na pewno jest cały i zdrowy –dodał pocieszająco . Te słowa jeszcze bardziej zwiększyły gniew Andrzeja ,zacisnął pięść. – Przysięgam ,że zadbam byś długo nie popracował w tym zawodzie – myślał ,po raz ostatni patrząc na młodego sierżanta.
-Dowidzenia – odpowiedzieli jednocześnie mężczyźni i ruszyli w stronę drzwi
-Co według panów mamy teraz robić ?-zapytała Ellie na odchodne
- Czekać droga pani. Czekać – odpowiedział komisarz ,brunetka prychnęła ,zamykając drzwi.
-Wiki –zwróciła się do przyjaciółki – Odprowadzę panią Hudson –dodała  zerkając na Profesora,Ruda przytaknęła cicho i usiadła na sofie . Falkowicz spojrzał z troską na jej bladą twarz.
-Powinnaś odpocząć- stwierdził ,siadając koło niej .
-Nie teraz – odpowiedziała  ze znanym mu błyskiem w oczach ,wciąż gorączkowo nad czymś myślała. Potarła skronie- Jeśli coś mu się stanie…-zaczęła drżącym głosem Rudowłosa ,patrząc w szare  oczy mężczyzny – to nigdy sobie…
-Nie kończ-powiedział twardo-To nie twoja wina – odgarnął kosmyk jej rudych włosów
-Skrzywdziłam go – stwierdziła ze smutkiem – Jego i ciebie – dokończyła
-Wiki – zaczął Andrzej ,kładąc delikatnie  rękę na jej ramieniu – To nie czas na wyrzuty sumienia- stwierdził z przekonaniem – Teraz liczy się tylko to by mały się odnalazł –dodał nie spuszczając z niej wzroku
-Masz rację – oparła swoją głowę na jego ramieniu  i przymknęła powieki. Usłyszeli głośny dzwonek telefonu.
-Halo – Ruda pospiesznie sięgnęła po komórkę
------------------------------------------------
- Tak ,dobrze John. Rozumiem – odpowiedziała smętnie
-------------------------------------
- Od razu się z tobą skontaktuję
---------------------------------
- Tak. Wiem – westchnęła – Cześć-rozłączyła  się szybko
- To kuzyn mojego męża – odpowiedziała na pytające spojrzenie Falkwicza – Przyjedzie najszybciej jak będzie mógł –dodała
-To dobrze  - powiedział nie do końca szczerze . Nie potrafił w spokoju myśleć o mężu Wiktorii jak i jego rodzinie. Oboje nie mogli  dłużej  znieść  bezczynności .Wiktoria wyszła   na chwilę  z salonu, by po chwili  wrócić z grubą ,oprawioną w skórę księgą.
- Trzeba znaleźć jakieś zdjęcie Alex’a –westchnęła, kładąc , jak się okazało , rodzinny album na stoliku. Szybko przewracała karty ,zatrzymała się na jednej z końcowych stron .  Nie potrafiła  nie uśmiechnąć się na widok tego zdjęcia. -Zrobiła je  Agata ,kiedy pierwszy raz odwiedziłam z Al ’em Polskę- wyjaśniła .Wyciągnęła je i położyła na stoliku.
-Widzę ,że  pani Agata to kobieta wielu talentów –uśmiechnął się ,patrząc na bardzo udaną fotografię malca – Mogę ? –zapytał zerkając  na album
-Tak.  Proszę-odpowiedziała podając mu księgę .  Profesor otworzył delikatnie album i spojrzał na pierwsze zdjęcie na stronie . Mała rudowłosa dziewczynka z dwoma kucykami próbując uwolnić się z uścisku starszej pani. Zaśmiał się cicho.
-Od zawsze byłaś taka niepokorna – uniósł lewy kącik ust ,uśmiechnęła się lekko. Choć na moment zapomniała o problemach. Przewracał kolejne karty.  Wreszcie natrafił na strony w nowszej części albumu. Zatrzymał się na wydruku USG .Spojrzał na datę poniżej : 22.12.2013,zmarszczył brwi ,dalej przeglądał zdjęcia. Kilka fotografii przedstawiającą ciężarną Wiktorię . Uśmiechała się, błyszczała jej się oczy. Wydawała mu się jeszcze piękniejsza. Kwitnęła . Spojrzał na zdjęcie poniżej . Rozpromieniona Ruda trzymała na rękach małe zawiniątko. Przyjrzał się zdjęciu uważniej i trudno było mu ukryć wzruszenie. Przejechał palcem po fotografii. – To powinien być najszczęśliwszy dzień w moim  życiu-westchnął patrząc na śpiące niemowlę. Przeglądał dalsze zdjęcia. Pierwsze urodziny ,zdjęcia ze ślubu Wiktorii ,wakacje ,święta. Wszędzie tylko mały ,Wiktoria i jej mąż. Poczuł ukłucie w okolicach serca ,nie miał siły dalej oglądać zdjęć. Dopiero teraz dotarło do niego ile tak naprawdę stracił. –Tyle czasu –pomyślał i nagle poderwał się z sofy ,Rudowłosa przyglądała mu się w milczeniu. Pierwszy uśmiech ,pierwsze słowo ,pierwszy krok. Wszystko co daje radość rodzicom .Stracił to przez jeden błąd. Trudno mu było to sobie wybaczyć . Sobie i Wiktorii. Wiedział ,że był wielkim nieobecnym w życiu syna i trudno mu będzie to zmienić. Dotarła do niego prawdziwa świadomość sytuacji ,w której się znalazł. Zdobycie zaufania malca – wszystko co w jego położeniu było najważniejsze było też jednocześnie nieosiągalne. Zdawał sobie sprawę ,że chłopiec od razu może go nie zaakceptować  . – Nawet może nie zechcieć ze mną porozmawiać –  myślał i w tym wypadku wcale by mu się nie dziwił. Za rozpad szczęśliwego życia zapewne obwiniłaby jego. -Będzie potrzebował czasu – ciągle rozmyślał przechadzając się po salonie. – Ale co jeśli nie zrozumie ,nie będzie chciał zrozumieć ?-Nie chciał teraz dłużej o tym myśleć ,ponieważ z każdą jego myślą obraz przyszłości zdawał się stawać coraz bardziej posępny. – Najważniejsze żeby się znalazł – upewnił się i powiesił marynarkę na krześle. Nie przypominał siebie sprzed kilku godzin. Bez krawata ,marynarki ,z podwiniętymi rękawami koszuli . Ponownie usiadł koło Rudowłosej. Nerwowo przejechał ręką po włosach. Pierwszy raz od dawna czuł taki strach. Bezradność. Jako chirurg był panem życia i śmierci. Wielokrotnie już to udowadniał ,a teraz? Teraz siedział bezczynnie nie mogąc zrobić nic dla ukochanej osoby. –Ukochanej ? – dopiero to do niego docierało. Kochał tego chłopca. Nawet nie zorientował się ,kiedy to nastąpiło. –Kochać?- co tak właściwie to znaczy ?-  Już w dzieciństwie Profesorowi brutalnie poskąpiono tego uczucia ,w późniejszym życiu  uważał miłość za świetny mit ,który nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. Przez wiele lat żył bez miłości . To jednak się zmieniło w chwili ,gdy odnalazł brata ,pokochał tą Rudą Złośnicę i teraz  kiedy dowiedział się o synku .Dla Andrzeja miłością było niekończące się uczucie ,które sprawiało ,że był  w stanie zrobić wszystko dla tej osoby . Teraz był w stanie poruszyć niebo i ziemię by chłopiec się odnalazł. Postanowił zadzwonić do jednego ze swoich  „starych” znajomych.
Wiktoria od kilu minut  przyglądała się zamyślonemu obliczu Andrzeja.  Nie pamiętała by kiedykolwiek był w takim stanie. Miała ogromne wyrzuty sumienia.-Jak mogłam dopuścić do takiej sytuacji –wypominała sobie ,przygryzając delikatnie wargę . Wiedział ,że gdyby zdecydowała się na szczerą rozmowę z synem wcześniej ,nigdy by to tego nie doszło.  Jak każda matka w tej sytuacji była przerażona. Nawet nie chciała myśleć ,co mogłoby  się stać z jej dzieckiem. Westchnęła ciężko .-To moja wina – myślała ,a jej oczy znów się zaszkliły. Teraz marzyła tylko by przytulić synka ,pogłaskać go po głowie. Oddałaby wszystko by  w tym momencie wrócił do domu i rzucił jej się na szyję ,jak to miał w zwyczaju. Był jej iskierką ,szczęściem. Bez niego wszystko było puste i bezwartościowe. Dręczyły ją czarne myśli. Czuła ,że los karze ją  za decyzje sprzed lat.  –Mój mały-myślała patrząc na leżące na stoliku zdjęcie . Usłyszeli dźwięk  telefonu, momentalnie spojrzeli na siebie. Wiktoria odebrała go pospiesznie.
-Halo ?-zapytała cicho z nadzieją w głosie
----------------------------------------------
Przez moment  patrzyła z widocznym przerażeniem na Profesora.
-Dobrze.  Zaraz będę – wyjąkała, telefon wyślizgnął się z jej drżącej dłoni i  z głośnym trzaskiem upadł na drewnianą podłogę
-Wiki – Andrzej podszedł do niej i chwycił za ramię ,nie odpowiedziała – Wiki – powtórzył ,nie mógł dłużej wytrzymać ciszy , Ruda mocno wtuliła się w mężczyznę  . Falkowicz pogłaskają po włosach ,wiedział ,co przeżywa teraz Rudowłosa.
-I co ? –zapytał ciszej ,w jego głosie wyczuwalne było napięcie
-Muszę jechać do szpitala – wyszeptała trzeźwiej  ,ocierając łzę ,wyswobodziła się z jego uścisku
-Musisz ?-powtórzył bezbarwnym tonem ,patrząc jak  udaje się w stronę drzwi
-To znaczy My musimy – poprawiła się ,zakładając kurtkę .  Milczała.
- Co się stało ? Co z nim ? – zaczął pytać w napięciu  ,kiedy nacisnęła  klamkę . Fala skrajnych uczuć zalewała jego umysł. Już dawno nie  czuł  takiego strachu.
-Nie wiem  Andrzej.    Nie wiem – powiedziała patrząc w jego oczy.   Opuścili apartament.
                -----------------------------------------------------------------------------------------------
Staruszek w pośpiechu położył chłopca na kanapie w salonie. Dorzucił drewna to tańczącego w kominku ognia. Uklęknął przy malcu. Był nieprzytomny . Miał sine usta. Już się nie trząsł. Edward  zaklął w myślach. Zdawał sobie sprawę ,co to oznacza.
-Hipotermia – westchnął  . Wiedział ,że musi jak najszybciej ogrzać chłopca. Próbował ściągnąć jego ubranie ,ale mokre tkaniny  zesztywniały.
-Cholera-warknął ,ruszając w stronę kredensu . Obserwujący go Buddy zaszczekał dwukrotnie. Jego pan kiwnął na pupila głową. Pies wskoczył na sofę i zwinął się w kłębek. Swoim ciałem chciał ogrzać chłopca.
-Mam – krzyknął staruszek ,podchodząc  do nich z nożycami w ręku – Dobre psisko – powiedział, głaszcząc  Buddy’ego po głowie . Szybko przystąpił  do rozcinania ubrań. Okrył małego kocem.
-Zostań – powiedział do psa,ten pisnął ze zrozumieniem. 
Siedemdziesięciolatek  skierował się do drugiego salonu. Pospiesznie wykręcił numer pogotowia .
-Będą za piętnaście minut- powiedział do siebie ,wciąż zachodził w głowę ,jak to się stało ,że tak mały chłopiec znalazł się zupełnie  sam na cmentarzu w tą deszczową pogodę.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mimo okropnej pogody na zewnątrz temperatura w taksówce sięgała zenitu. Od dziesięciu  minut  taksówkarz nieskutecznie próbował wyjechać z zatłoczonej ulicy.
-Nie może pan cofnąć – irytował się Andrzej
-Niby jak – po raz dziesiąty odburknął kierowca . Falkowicz zniecierpliwiony otworzył drzwi i pociągnął za sobą Wiktorię.
- Tak będzie szybciej –stwierdził ,okrywając ją swoją marynarką
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po kilkunastu minutach wędrówki w deszczu w końcu przemoczeni dotarli do szpitala. Przy samych drzwiach przywitał ich komisarz Jassey .
-Witam – zaczął- Zadzwoniłem, ponieważ niedawno przywieziono tu chłopca ,którego rysopis odpowiada temu nakreślonemu nam przez panią ,więc..-przemawiał profesjonalnie
-Więc nie marnujmy więcej czasu i wreszcie tam chodźmy – przerwał mu ostro Profesor ,przewracając oczami . Miał dość tego mężczyzny. Jak nic w świecie denerwował go policyjny bełkot.
-No dobrze – odparł zmieszany ,udał się z nimi windą na kolejne piętro budynku. Znaleźli się pod odziałem intensywnej terapii. 
-To dr  Benson – policjant wskazał na podchodzącego do nich starszego lekarza
- Proszę – mężczyzna wskazał na przeszkloną szybę jednej z sal ,Wiktoria podeszła do niej chwiejnie i spojrzała na podłączonego pod aparaturę chłopca ,z jej ust wydobył się tłumiony szloch ,Falkowicz szybko do niej podszedł.
-Co z nim ?-zapytał ,marszcząc czoło
- To było już II stadium hipotermii –zaczął – Dla dzieci ,szczególnie tak małych ,jest to bardzo niebezpieczne ,do tego ten uraz -zaczął lekarz- Podejrzewaliśmy krwiaka wewnątrzczaszkowego ,ale tomografia nie wykazała tego typu zmian ,teraz wystąpił dość poważny obrzęk mózgu ,rozpoczniemy leczenie farmakologiczne ,ale dopiero za kilka godzin okaże się jak poważny to uraz . Nie ukrywam ,jego stan jest ciężki- dr Benson zakończył swój  wywód – Przepraszam- dodał ,oddalając się do jednej z sal . Zarówno Profesor jak i Wiktoria byli świadomi stanu zdrowia chłopca.- Najbliższa doba będzie decydująca – pomyślał .  Już tyle razy słyszał i wypowiadał te słowa.  Dające nadzieję i zarówno jej pozbawiające. –Doba- westchnął . Wiktoria dalej wpatrywał się w syna.
-Jeśli on ..-zaczęła ,dotykając ręką szyby ,nie mogła opanować łez….Był tak blisko ,a jednocześnie tak daleko.
- Nie –powiedział wyraźnie Andrzej – On nie umrze . Nie może- chciał przekonać sam siebie
-Najpierw Anthony ,teraz Alex…- spuściła wzrok ….-Dlaczego?- pytała cicho  - Nie mogę go stracić
- I nie stracisz ,Wiki – objął  ją ramieniem – chciała wierzyć w jego słowa . Andrzej nawet nie mógł dopuścić do siebie myśli ,że chłopiec umrze. Dopiero co go odzyskał ,nie mógł od razu go stracić . Nie mógł stracić kogoś ,kogo kochał ,a którego nawet nie zdążył jeszcze dobrze poznać. W takich chwilach inne wartości zaczynają maleć  ,problemy znikają ,liczy się tylko życie.
Ellie i John wkroczyli  na odział ,na którym znajdował się chłopiec. Brunetka szybko podbiegła do przyjaciółki. Bez zbędnych słów przytuliła ją mocno. Falkowicz i John wymienili krótkie spojrzenia. Zapanowała cisza . Oczy wszystkich zwrócone były na nieprzytomnego chłopca. Oczekiwanie przerywało ciche pikanie aparatury  . Tylko to mogli teraz zrobić - czekać...
                                                              CDN

czwartek, 21 sierpnia 2014

Witam.....po długiej przerwie ....

Na wstępie przeproszę Was za tą dwumiesięczną przerwę w pisaniu. Brak czasu i brak weny. Jednak teraz blog wraca z powrotem do życia. Mam nadzieję ,że pamiętacie jeszcze to opowiadanie. W pewnym momencie chciałam nawet z nim skończyć ,ale ostatnio znów powróciła mi wena. Next ,który już dawno powinien pojawić się tutaj nareszcie jest na ukończeniu. Może nie będzie zbyt długi ,ale powroty są ciężkie. Dziękuję za to ,że jeszcze czekacie :D W sumie tylko to przekonało mnie do dalszego pisania. Jeszcze raz dziękuję :P i pozdrawiam .
Marthson
P.S. Następna część pojawi się w sobotę .

niedziela, 22 czerwca 2014

Ta część jest beznadziejna, ale jest. To raczej kolejna podczęść. Jestem z niej bardzo niezadowolona.
                                                                XXVII Part II
Stała w bezruchu, patrzyła z niedowierzaniem prosto w oczy mężczyzny. Nie płakała, już nie mogła. To zbyt ją zraniło. Kochała swoje dziecko ponad wszystko. Po części przelała swoją miłość do Andrzeja na ich syna. –Właśnie na NASZEGO syna – pomyślała i po raz kolejny poczuła ukłucie w sercu. Teraz wiedziała, że to był błąd ,ogromny błąd. Tłumaczyła sobie, że chciała uchroń małego przed cierpieniem ,odrzuceniem ,ale czy to było prawdą? Tak naprawdę chciała chronić siebie . Przed czym? Przed kolejnym zranieniem. Samotnością. Bólem. Właśnie teraz to czuła, więc jaki miało to sens ? Przed tym nie da się uciec. Zbyt późno to zrozumiała. Zapłaciła za to cenę ,o wiele za wysoką. Przypomniała sobie ostatnią kłótnię z synem, po raz kolejny spojrzała na pełne troski oczy Andrzeja.-Jak mogłam – pomyślała. Skrzywdziła dwie najukochańsze osoby w swoim życiu. Dlaczego ? Bała się . Owładnęły ją sidła strachu. Myślała, że jest twarda ,silna, że niczego się nie boi. W rzeczywistości jednak było zupełnie inaczej. Ukrywała to, ale właśnie strach był jej największą słabością. Potrafił owładnąć ją  w jednej chwili. Teraz bardzo tego żałowała, lecz wiedziała ,że nawet jeśli cofnęłaby czas i tak nie byłaby w stanie  postąpić inaczej. W tej chwili poczuła prawdziwie  gorzki smak swej decyzji i swoich słabości. Być może przez swoje zaślepienie straciła szansę na szczęście ,dla siebie ,Andrzeja ,Alex’a. Odkryła jak wiele innych  osób zostało dotkniętych jej decyzją. Pomyślała o Agacie ,Marku, Adamie. To bolało ,bardzo. Nie chciała nikogo skrzywdzić ,a jednak. Im bardziej próbowała ukryć pewne fakty ,tym szybciej tonęła w wirze tajemnic, niedomówień , a za nią tonęli wszyscy jej bliscy. Westchnęła. Miała żal, niewyobrażalny żal ,lecz tylko do siebie.  
Patrzył na ciągle zmieniający się obraz twarzy Wiktorii. Spojrzał  w  jej szmaragdowe oczy, nie potrafił nic z nich wyczytać. Sam nie wiedział ,dlaczego   wypowiedział ostatnie słowa, wcale tak nie myślał. Znał Wiktorię ,swoją Wiktorię. Wiedział jaka była, jaka jest. Zdał sobie sprawę ,że to musiało bardzo ją dotknąć. Chciał ją objąć ,przeprosić ,ale wiedział ,że na pewno by go odtrąciła. Kilka minut stał i w ciszy przyglądał się kobiecie. Nienawidził bezczynności  .Musiał coś zrobić ,cokolwiek. Podszedł do Rudowłosej.
-Wiki –powiedział stłumionym głosem  ,nie zareagowała ,nadal nieprzytomnym wzrokiem patrzyła w stronę okna –Wiktoria – powtórzył ,nic. Delikatnie uniósł jej podbródek do góry ,zmuszając ją by spojrzała mu w oczy.
-Przepraszam –powiedział swoim niskim głosem ,dopiero w tej chwili na niego spojrzała ,widział smutek w jej oczach.
-Nie ,Andrzej –powiedziała cicho i odsunęła się od niego ,patrzył na nią z lekkim zaskoczeniem– To ja przepraszam –powiedziała wyraźnie ,dopiero w tym momencie tłumione łzy  zaczęły spływać jej z oczu. Nawet nie zauważyła ,kiedy wtuliła się w jego tors. On również był zaskoczony ,objął ją najmocniej jak potrafił ,myślał ,że to kolejna mrzonka jego umysłu, a gdy ją puści  ,jej postać jak mgła zniknie równie szybko jak się pojawiła. Jednak to nie był kolejny sen. Stali w ciszy delektując się swoja obecnością ,nie potrzebowali słów ,jedynie siebie. Zdawać by się mogło ,że zapomnieli o problemach i odbytej chwilę temu ostrzejszej wymianie zdań. Odgarnął jej rude włosy.
-Boję się –powiedziała ,zaciskając lekko wargi
- Czego ?-zapytał ,nie odwracając od niej wzroku
- Tego, że zaraz się to skończy ,że znów zostanę sama –powiedziała szczerze – że stracę Alex’a ,że on tego nie zrozumie…- kontynuowała
- Wszystko będzie dobrze –stwierdził pewnie ,choć wyjątkowo ton jego głosu nie wyjawiał znanej jej pewności . W tej chwili była skłonna uwierzyć w każde jego słowo. Chciała wierzyć ,lecz  w jej umyśle pojawiały się coraz to nowe wątpliwości
- Nie wiem –stwierdziła
- Dlaczego ?-zapytał ,choć wiedział ,że na początku nie będzie mu łatwo
- Alex jest… -zaczęła ,lecz przerwała na chwilę – bardzo przywiązany do tego miejsca ,rodziny mojego męża – kontynuowała niepewnie ,posmutniał . To najbardziej go bolało. Fakt ,że jego syna wychowywał inny mężczyzna ,że to dla tego człowieka w sercu chłopca zarezerwowane było miejsce : tata. Prawie w ogóle go nie znał ,nic o nim nie wiedział ,był dla niego całkiem obcym człowiekiem .  Wiedział ,że trudno będzie mu wzbudzić jego zaufanie ,nie mówiąc nawet o wymienionym wcześniej miejscu. Nigdy nie podejrzewał siebie o przypływ uczuć rodzicielskich ,lecz chciał być kimś ważnym dla tego malca ,a nie być tylko jakimś panem . Nawet nie wiadomo kiedy , to stało się jego  priorytetem. Chciał go poznać ,a w tej chwili choćby zobaczyć.
-Rozumiem – odparł  bez uczucia
- Andrzej –zaczęła – Wiem ,że nie będzie łatwo. On ma trudny charakter . Jest za bardzo  podobny do ciebie –powiedziała ,nerwowo zakładając kosmyk włosów za ucho ,uśmiechnął się lekko.
-Chciałbym go zobaczyć –stwierdził
-Na to jest chyba jeszcze za wcześnie –odpowiedziała ,lekko zmieszana
- Za wcześnie – ironicznie podkreślił dwa ostatnie słowa – Wiki –dodał ,patrząc prosto w jej oczy – Ja chcę go tylko zobaczyć ,nawet nie muszę z nim rozmawiać- kontynuował
-Teraz i tak to nie jest możliwe – powiedziała – Jest w Surry …..-nie dokończyła . Usłyszeli ciche pukanie do drzwi ,momentalnie odsunęli się od siebie.
-Wiki –Ellie odruchowo wtargnęła do gabinetu przyjaciółki ,kiedy zobaczyła w nim mężczyznę ,wysłała Rudej pytające spojrzenia ,powoli wszystko zaczęło układać się w jej umyśle w jedną całość . – Te oczy – przypomniała sobie swoje wcześniejsze spostrzeżenie ,chwilę stała obserwując zarówno Wiktorię jak i profesora .
-To ja może ….-zaczęła lekko zmieszana chirurg , Falkowicz wyprzedził jej słowa
- Andrzej Falkowicz .Bardzo mi miło –powiedział ,całując w dłoń kobietę . – Który facet w tych czasach to robi ?! –westchnęła w myślach szatynka
-Elizabeth Sanderson – przedstawiła się pospiesznie ,nastała niezręczna chwila ciszy ,podczas której Ellie jeszcze dokładniej przyglądała się postaci profesora ,otrząsnęła się po chwili .
-Właśnie wpadłam do ciebie –zaczęła zwracając się do zielonookiej ,nie czuła się zbyt swobodnie – Skończyłam dyżur i myślałam ,że wezmę  Alex’a  na te dwie godziny do parku obok – dokończyła
- Alex’a ?- zapytała zdziwiona Wiki ,Profesor  z ciekawością spojrzał na brunetkę
- No tak –wybąkała ,czując na sobie ich spojrzenia – John jakieś trzydzieści minut temu  przyprowadził go do szpitala ,poszedł do twojego gabinetu . Sądziłam ,że jest tutaj –tłumaczyła zdziwiona
- Co ?! – powiedziała cicho Wiktoria ,z przerażeniem spojrzała na przyjaciółkę

- Nigdzie go nie widziałam ,jeśli tu go nie ma…..-zaczęła  Ellie …

piątek, 20 czerwca 2014

Ta część może wam się nie spodoba. Jest krótka. Poza tym to 1/4 części. Dodam : perspektywa Alex'a. KOMENTUJCIE !!!!!!!!!
                       
                                                      XXVII
Wszedł do środka pojazdu, w tłumie dzieci wydawał się niezauważalny, usiadł na samym końcu .Oparł głowę o szybę i spojrzał na krajobraz Londynu. Po zatłoczonych ulicach tego wielkiego miasta spacerowali ludzie wszystkich ras i nacji ,tworzyli coś na kształt kolorowej mozaiki . Ekscentryczne stroje ,dziwne makijaże,  to było tutaj na porządku dziennym. Przyglądał się szczęśliwym jak i nieszczęśliwym ludziom. Radosne dzieci ,beztrosko rozmawiające z rodzicami ,nastolatki ,starsze panie, wszyscy uśmiechnięci i roześmiani. Gdzieniegdzie widać było kilku zapracowanym mężczyzn ,żywo dyskutujących przez telefon ,gdzieś przeplątał się zagubiony kot. A on? On czuł tylko pustkę ,niewyobrażalną pustkę. Na początku czuł ból, złość, gniew ?lecz teraz uważał ,że jego życie jest jakimś wielkim oszustwem ,pomyłką. Znów zacisnął pięść. Kolejna łza popłynęła po jego policzku. Przypomniał sobie ostatnie zdanie posłyszanej rozmowy. Nie mógł w to uwierzyć. ?Nawet mama  mnie nie chciała-pomyślał ,a jego policzki zaczerwieniły się. Bardzo ją kochał, była dla niego najważniejsza, a teraz dowiedział się, że był dla niej tylko balastem, problemem ,którego chciała się pozbyć. Zacisnął powieki. Chciał by to był sen, a gdy się obudzi będzie przy nim tata. Tata?- pomyślał ,tak bardzo mu go brakowało. Czuł ,że tylko on tak naprawdę go kochał.-A ten pan?- pomyślał ,spotkał go już kilkukrotnie. Tak naprawdę nic o nim nie wiedział. Był dla niego obcym człowiekiem, który nagle okazał się być jego ojcem. ?Nie chcę go znać ? powiedział cicho, marszcząc brwi. Zostawił mnie i mamę ?myślał ,a jego rozgoryczenie przeniosło się na jego osobę. Przez tyle lat nie zainteresował się  nim . Miał kolegów ,których rodzice nie byli razem, ale się nimi interesowali, spędzali razem czas. Kiedy kilka miesięcy temu dowiedział się, że Anthony nie był jego prawdziwym ojcem ,bardzo to przeżył, nie okazywał tego ,ale był to dla niego cios. Teraz dowiedział się ,że jego  biologiczny ojciec miał inną rodzinę, żonę. Czuł się winny ,choć w najmniejszym stopniu się do tego nie przyczynił. Był błędem ,który nie powinien nigdy się zdarzyć . Czuł ból w swoim małym sercu. ?Kim ja w ogóle jestem?- pytał siebie. Kolejne łzy spływały po jego policzkach. Ojciec  zostawił go jeszcze zanim się urodził, mama chciała się go pozbyć. Dziadek nie chciał utrzymywać z nim kontaktów.  ?Czy komuś w ogóle na mnie zleży ,zależało?- ciągle myślał . Ostatnie miesiące bardzo go zmieniły. Nie był już tym beztroskim, szczęśliwym dzieckiem, ostatnio na jego drodze pojawiały się  coraz to nowe problemy ,musiał dojrzeć ,o wiele  za szybko. Ciągle był jeszcze małym ,zagubionym chłopcem, którego to przerastało . Kiedyś chciał być ?duży? ,teraz pragnął być znowu pięciolatkiem bawiącym się z tatą w ogrodzie pałacu w Essex. Wtedy wszystko było dla niego takie proste. Osoby ,które kochał cały czas go oszukiwały ,okazywał się być zupełnie inne.  Był na to jeszcze stanowczo za mały. Chciał przytulić się do mamy ,chciał by powiedziała ,że to jakaś pomyłka. Jednak teraz jej widok  wywołałby u niego zimne ukłucie w sercu.. Choć po chwili zaczął ją rozumieć. Mimo wszystko ,mimo tego co dzisiaj usłyszał ,wiedział ,że mama go kocha .On też ją kochał ,cały czas była przy nim. ?Może nie miała innego wyboru? To ona dała mu miłość ,dom i tatę ,którego  uwielbiał. W tym momencie chciał z całej siły ją przytulić ,przeprosić za tą kłótnię. Dużo dla niego poświęciła ,na pewno to nie była dla niej łatwa sytuacja. ?Chcę wrócić do domu ?pomyślał jak każde dziecko  ,do domu z przed kilku miesięcy?Do domu ,w którym wspólnie wygłupialiśmy się w niedzielne wieczory-myślał dalej ?Przed oczami znów pojawił mu się obraz tego pana, nawet nie  pamiętał jak się nazywa ,wiedział tylko ,że jest bratem Adama. Rzekomo  jego prawdziwy  tata. -Tata?- Na pewno nie ?stwierdził ?Mój prawdziwy tato nie żyje. Ten pan zawsze będzie tylko panem .Nikim więcej ?zacisnął wargi ?On mnie nie chciał ,teraz ja niechęcę znać jego. Mimowolnie przypomniał  sobie chwile spędzone w jego towarzystwie ,musiał przyznać ,że wtedy zaczął go lubić. Odgonił od siebie tą myśl ,czuł się jakby zdradzał tatę. Był tylko sześciolatkiem ,choćby jak nie wiem inteligentnym ,jednak tylko sześciolatkiem .Nie rozumiał tego.  Niejeden dorosły by nie zrozumiał ,a co dopiero mały chłopiec. W głowie miał jeden mentlik. Wiedział ,że w tej chwili nie chce widzieć ani jego ,ani mamy.  Jego twarz była lekko zaczerwieniona od emocji  ,rozejrzał się po niemal pustym autobusie. Kierowca oznajmił ,iż właśnie zakończyła się trasa pojazdu. Chłopiec nerwowo rozejrzał się dookoła ,znajdował się gdzieś na wsi ,w pobliżu widać było  kilka kamiennych domów krytych strzechą . ? Gdzie ja jestem ?-pytał się gorączkowo ,wszyscy pozostali pasażerowie opuścili już pojazd.
-A ty mały?-  zapytał go ponaglająco kierowca
- Tak ? powiedział ,ciągle rozglądając się po okolicy 
-Jesteś sam ?powiedział patrząc na niego podejrzliwie ,widać było ,że coś jest nie tak
-Nie ?skłamał szybko
-To w taki razie ?wskazał mu drzwi ,chłopiec spojrzał na nie niepewnie
- A tak właściwie to gdzie jesteśmy ?-zapytał ,uśmiechając się do niego sztucznie
-W Chelmsford ?stwierdził pokazując na rynek ,jak się okazało małego miasteczka
- W Essex?- zapytał ,dopiero teraz zauważył ,tablicę informującą o kierunku trasy bus?a
-Tak ?odpowiedział zdziwiony mężczyzna ,dokładnie mu się przyglądał ,miał o coś go zapytać ,ale chłopiec przerwał mu szybko
-Dziękuję-stwierdził i opuścił pojazd. Wyszedł na chodnik. Autobus odjechał ,rozejrzał się dookoła. Znał skądś to miejsce ,spojrzał w stronę pobliskiego parku. Był tu już kiedyś z Anne. -To miasteczko znajduje  się  niedaleko pałacu-przypomniał sobie ,ucieszył się lekko na tą myśl ,właśnie tu chciał się znaleźć. W miejscu ,które kojarzyło mu się ze szczęściem ,miłością ,tatą. To właśnie niedaleko stąd znajdował się jego grób ,czuł ,że powinien się tam znaleźć. Odszedł w stronę przystanku ,spojrzał na rozkład jazdy ,następny autobus jadący w tamtą stronę miał odjechać za dopiero za cztery godziny .Westchnął zrezygnowany i włożył ręce do kieszeni . Wszystko zostawił w szpitalu. W tej sytuacji nie miał innego wyjścia jak udać się tam piechotą . Poszedł  przed siebie . Wielu ludzi w mieście zwróciło na niego uwagę . Rzadko widuje się  małego chłopca przechadzającego się samotnie po ulicach. Był przygnębiony ,szedł ,szedł przed siebie ,nawet nie zauważył ,kiedy znalazł się poza miastem. Spojrzał w górę ,jak to często bywa niebo pokryła ciemna warstwa chmur ,był tylko w cienki swetrze ,kiedy usłyszał pierwszy grzmot ,wzdrygnął się lekko. Jak każde dziecko w tym wieku ,bał się burz ,w dodatku był sam ,otaczały go tylko zielone pola . Nigdzie w zasięgu jego wzroku nie było widać zabudowań. Ogarnęła go fala strachu . Kolejny grzmot. I siarczysty deszcz. Wielkie krople w mgnieniu oka ogarnęły jego całe ubranie ,był zmęczony i mokry. Żałował ,że w ogóle się tu znalazł . W tej chwili pragnął jedynie wtulić się w mamę i poczuć cytrusowy zapach jej włosów.  Już nic go nie obchodziło ,chciał być blisko niej. Dopiero w takich chwilach uświadamiamy sobie ,jak ktoś jest dla nas ważny.  Teraz mały chciał tylko ją zobaczyć ,jakby nie słyszał tej dzisiejszej rozmowy. Kolejny grzmot. Przyspieszył kroku. Deszcz nadal padał. Był przemoczony do suchej nitki . Temperatura gwałtownie się spadła ,teraz dodatkowo było jeszcze zimniej. Przeszedł go dreszcz. W tej chwili myślał tylko o swoim ciepłym łóżku w pałacu w Essex.
-Mamo ?wyszeptał cicho ,jakby to miało mu pomóc ,powoli ogarniała go gorączka ,szedł w tym deszczu od ponad półgodziny . Chwilę później znalazł się pod cmentarzem. Znajdował się on zbyt daleko pierwszych domów ,był jego najbliższym schronieniem. Deszcz skutecznie spłoszył wszystkich odwiedzających , to  miejsce było puste. Poczuł się jeszcze bardziej przygnębiony ,widząc nekropolię w tak ?opłakanym? stanie. Zawsze mówił ,że niebo płacze ,teraz nie był to jednak płacz ,lecz lament. Szybko przeszedł przez aleje i znalazł się niedaleko starego mauzoleum ,posiadającego spory daszek.  Przechodził między grobami ,kiedy  poślizgnął się o jeden z  mokrych kamieni ,upadł ,uderzając głową o krawędź marmurowego grobu. Krew popłynęła po jego śnieżnobiałej z zimna twarzy. Deszcz padał dalej ...