XXXI
Przepraszam Was bardzo, że dopiero teraz pojawił się next, ale niestety ponownie zachorowałam i nie miałam możliwości pisania.Poza tym nie mogłam odnaleźć napisanego wcześniej rozdziału i musiałam zacząć pisać go od początku.Jest dość inny, niż pierwowzór, gdyż na pamiętałam, co dokładnie znajdowało się w tamtym.Czuję, że Was zawiodłam, ale nie mogłam już dłużej "nie dodawać"
Wesołych świąt ! ( w ciągu przerwy świątecznej powinno się coś jeszcze ukazać)
Nigdy nie spodziewała się, że
widok tego miejsca wywoła u niej niespodziewany przypływ żalu. Jeszcze mniej prawdopodobne wydawało jej się
to ,że po raz kolejny się tu znajdzie ,a osobą ,która ją tutaj zabierze będzie właśnie Andrzej.
Było to dość mała, ale niezwykle urokliwa
restauracja mieszcząca się w zacisznej części dzielnicy Notting Hill, która słynęła
z kameralnych ,ale słynących z dobrej kuchni restauracji i klimatycznych
kawiarni. Kiedy spojrzała na dobrze znany sobie szyld „ Food and much more…magic” poczuła bolesne
ukłucie w okolicach serca. –Tutaj wszystko się zaczęło – uśmiechnęła się lekko
do swoich wspomnień. Dobrze pamiętała swoją pierwszą randkę z przyszłym mężem…-
Chociaż – myślała-To był kompletny niewypał –po raz kolejny uśmiechnęła się do
siebie ,przestępując próg lokalu. Pamiętała jak ten zwyczajny spacer z małym przez letnią burzę zakończył
się dokładnie przy mijanym przez nich stoliku. Wtedy czysto przyjacielska
relacja z Anthony’m zmieniła diametralnie swój charakter. Od tamtego momentu
dla „ich” ,jak zwykła mawiać, trójki niedzielne wizyty w tym lokalu były prawdziwym
rytuałem.
Przystanęła gwałtownie
,kiedy natrafiła na szczery uśmiech
kelnera Josh’a. Nie wiedziała dlaczego, ale ten gest przeważył szalę .Musiała
stąd wyjść ,jak najszybciej. Nie patrząc na zdezorientowaną minę Andrzeja,
pospiesznie opuściła restaurację. Z tym miejscem wiązało się tyle wspomnień.
Zbyt wiele by tak po prostu można by odsunąć je na bok.
-Wiktoria – usłyszała
podniesiony ,zmartwiony głos Falkowicza, który
podążał krok za nią ,złapał ją za ramię i odwrócił w swoją stronę-Co się
stało?
-Przepraszam-mruknęła,
odwracając od niego wzrok
-Mieliśmy…-zaczął pewnie
,przyglądając jej się uważnie. Była blada , jej policzki przybrały barwę
purpury ,a oczy błyszczały
nienaturalnie.
-Wiem- odparła- Mieliśmy porozmawiać..-zaczęła
niechętnie
-W pierwszej kolejności zjeść
porządny obiad-poniósł prawy kącik ust
-Nie chcę tam wracać-
stwierdziła pewnie ,poczym po raz kolejny odwróciła się w kierunku chodnika.
Zmarszczył delikatnie brwi ,ale nie chciał pytać ,dlaczego to miejsce wywołało u niej taki przypływ emocji. Ruszył
za nią.
-Możemy zjeść gdzieś indziej –stwierdził ,rozglądając się po pełnej
kawiarenek ulicy
-Nie –powiedziała po chwili
niepokojącej ciszy, spojrzał na nią przenikliwie, wciąż myślami znajdowała się
w innym świecie – Możemy się przejść – zaproponowała cicho, uprzedzając jego
pytanie
-Nie mam na to szczególnej
ochoty, ale lepiej nie zostawiać cię na dłużej bez opieki lekarskiej-
stwierdził prowokująco
-Co masz na myśli? –
przystanęła i obrzuciła go oburzonym spojrzeniem
-Wiki- chwycił jej uniesione
ku górze ręce – Nie jesz, prawie w ogóle nie śpisz ,nie opuszczasz szpitala
…-zaczął wymieniać spokojnie – Wiesz jak to się może skończyć – dodał ,patrząc
prosto w jej oczy
-Teraz nie mogę …-zaczęła ,ale
nie dokończyła swojej wypowiedzi ,gdyż zdała sobie sprawę z jej absurdalności
,spuściła wzrok
-Nie możesz pozwolić sobie na
chorobę – dokończył za nią
- Nie wygram?- westchnęła z
nadzieją
-Ze mną – uśmiechnął się
lekko –Nigdy –dokończył pewnie
-I właśnie tego się obawiam
–wyszeptała ,spuszczając wzrok. Profesor zmarszczył czoło.
-Mnie?- zapytał zdziwiony.
Przystanął na moment. Wiedział, że lata temu bezpowrotnie już stracił jej
zaufanie, ale nie sądził ,że kiedykolwiek będzie uważała go za wroga. Przecież
na nikim nigdy nie zależało mu równie mocno jak na Wiktorii i ich synku. Sądził ,że
ostatnio udowodnił jej ,że może na nim polegać.
-Między innymi –odparła
zamyślona. Jej myśli krążyły wokół rodziny Ravenswood’ów.
-Wiktorio…-zaczął
zdenerwowany i zaniepokojony jej słowami
-Ja tylko głośno myślę-
przyznała ,nerwowo poprawiając włosy. Światło z pobliskich latarni oświetlało
chodnik. Było już dość późno ,dzielnica dopiero teraz zaczynała budzić się do
życia. Z mijanych przez nich lokali unosiły się ciche szepty melodii. Od kilku dobrych minut między nimi zapanowała
nieprzyjemna ,ciężka cisza. Pierwszy
przerwała ją Andrzej.
-Chyba nie sądzisz ,że chcę
Ci go odebrać?- mruknął ,wpatrując się w niewidzialny punkt przed nimi
-To nie tak – pokręciła
przecząco głową – Andrzej ja po prostu
nie wiem ,co powinnam…- westchnęła głośno ,nie dokańczając swojej wypowiedzi
-Może powinnaś dać
tej sprawie przybrać własny obrót – zaproponował ,wciąż nie spuszczając
z niej wzroku
- Może masz rację ,ale to nie
jest łatwa sytuacja – stwierdziła ze smutkiem ,dla ich obojga to była
oczywistość – Jest jeszcze bardziej skomplikowana ,niż myślisz – dodała prawie
niesłyszalnym tonem
- Żadna sytuacja nie jest
prosta, ale każda ma jakieś wyjście- stwierdził Falkowicz ,głaszcząc się po jednodniowym zaroście
-Jakieś?-zaczęła zrezygnowana
,właśnie skręcili w alejkę prowadzącą do parku
-Jakieś nie znaczy dobre ,a
dobre nie znaczy łatwe-powiedział swoim niskim głosem
-Cóż za filozoficzne
podejście –zauważyła z ironią ,mimowolnie się uśmiechnęła
-Raczej życiowe –przyznał
,podnosząc lewą brew - Wiki – zatrzymał
się ,spojrzał prosto w jej oczy – Myślisz ,że on kiedyś mnie zaakceptuje?-
zapytał niespodziewanie ,jego głos był pełen niepewności ,tak bardzo mu obcej. Sam
nawet nie wiedział ,dlaczego ją o to zapytał. Odkąd tylko dowiedział się o Alex’ie nie mógł odgonić od siebie tej
myśli .Teraz kiedy wszystko wskazywało
na szybki powrót chłopca do zdrowia zaczął zastanawiać się czy i w jaki sposób
uda im się zbudować relacje z synem. Nie sądził ,że w tak krótkim okresie czasu
można tak bardzo się do kogoś przywiązać ,pokochać. W chwili obecnej nie wyobrażał
sobie powrotu do swojego życia sprzed
ostatniego tygodnia. Miał o kogo się starać .
Rudowłosa poczuła na nowo
nękające ją wyrzuty sumienia. Obserwując zaangażowanie Andrzeja jeszcze
dotkliwiej odczuwała skutki swoich
decyzji.
-Nie wiem –słowa same
wydostały się jej z ust – Łatwo nie będzie ,zważywszy na to ,jak bardzo jesteście do siebie podobni –stwierdziła
zmartwiona. Nieoczekiwanie ,nawet ,a może szczególnie dla siebie, przejechała dłonią po jego policzku.
- To znaczy?- dopytywał
,również zaskoczony jej gestem
-Obaj jesteście uparci, zawzięci,
zawsze stawiacie na swoim…- zaczęła wymieniać ,uśmiechnął się szczerze
-Nawet nie wiesz jak bardzo
żałuję ,tego co się wtedy stało- stwierdził prawdziwie skruszonym głosem, uśmiech
momentalnie spełznął z jego twarzy -Tego, że was straciłem .Wiedziała ile
Andrzeja kosztowało przyznanie się do błędu, a co dopiero takie wyznanie.
Ostatnio wyraźnie dostrzegła ,że zmienił się przez te lata. Stał się Andrzejem
,tym prawdziwym Andrzejem ,którego
pokochała ,a którego tak niewiele osób miało okazję poznać.
-Oboje popełniliśmy błędy
,nie ma sensu roztrząsać przeszłości –powiedziała stanowczo . Nie przypuszczała
,że kiedykolwiek będzie w stanie mu wybaczyć, ale równie mocno zastanawiała się
czy to oni jej wybaczą zatajenie prawdy -
Teraz musimy skupić się na tym by Alex wrócił do zdrowia – powiedziała
dobitnie. Falkowicz spojrzał na jej zdeterminowaną twarz .Właśnie tak ją
zapamiętał.
-A propos – przeczesał dłonią
przyprószone siwizną włosy – Rozmawiałem już z jego lekarzem prowadzącym ,dr
Brensonem – specjalnie przekręcił jego nazwisko
-Chyba Bensonem – poprawiła
go ,kręcąc lekko głową
-Co to za różnica –stwierdził
lekceważąco – Zgodził się na jego
transport do kliniki w Bath. Wszystko już zorganizowałem, za dwa dni…- nie
dokończył, gdyż Ruda przerwała mu pełnym wyrzutu głosem
-Co proszę ?! – obdarzyła go
wściekłym spojrzeniem. Zawsze zastanawiała się w jaki sposób w tak krótkim czasie Andrzej wywołuje u niej
skrajne emocje .-To się nie zmieniło-pomyślała z goryczą. Nie cierpiała ,gdy
ktoś stawiał ją przed faktem dokonanym, szczególnie w tak szalenie ważnej
sprawie jak leczenie jej dziecka.
-To najlepsza klinika
zajmująca się tego typu przypadkami w całej Wielkiej Brytanii- powiedział
spokojnie- Będzie tam miał najlepszą opiekę – popatrzył na nią z nadzieją
,przygryzła lekko wargę
-Dlaczego nie zapytałeś mnie o zadanie ?–zapytała, nie spuszczając z
niego wzroku
-Nie wiedziałem czy to
dojdzie w ogóle do skutku, nie jest łatwo zdobyć tam miejsce-powiedział
szczerze…
-Zdaję sobie z tego sprawę
–westchnęła ,wyraźnie tym zmartwiona – Niestety będziesz musiał odwołać całe to
przedsięwzięcie –stwierdziła , odwracając wzrok
w kierunku krzyczącego głośno bezdomnego przemierzającego park.
-Dlaczego?- powiedział
zaskoczony ,również spojrzał w kierunku brudnego mężczyzny niosącego w ręku
czarny, wypchany „skarbami” worek na śmieci.
- Muszę skonsultować to z
Johnem –odpowiedziała niechętnie. Ta zależność od Ravenswood’ów była niezwykle
uciążliwa. Zdawała sobie sprawę z tego
,że gdy tyko dowiedzą się ,że to Falkowicz zaproponował takie rozwiązanie
odmówią bezzwłocznie. Dobro malca było dla nich mniej ważne ,niż duma. Ostatnio
szczerze to okazywali.
-Nie wiem ,co rodzina twojego
męża ma do decyzji związanej z leczeniem małego –wysyczał podniesionym głosem ,przyglądając
jej się przenikliwie . Miał dość tych
ciągłych wymówek Wiktorii typu – Bo Ravenswood’owie-. Zależność
Rudowłosej od tej rodziny była mocno zastanawiająca. Nie spodziewał się
,że mają on aż taki wpływ na życie Wiktorii, a co za tym idzie także i jego.
Tuż po wypadku chłopca jasno zaznaczyli ,że będą starać się ograniczyć jego
kontakty z Alex’em ,a wręcz do nich nie
dopuszczą. Na samą myśl o tym ,krew w jego żyłach zaczęła podnosić swoją
temperaturę.
-Anthony zobowiązał ich po
swojej śmierci do opieki nad Alex’em. W pewien sposób stali się jego opiekunami
,w świetle prawa mają obowiązek czuwać nad jego wychowaniem i wspierać go, ale
oni dość opacznie rozumieją te słowa – na jej twarzy pojawił się grymas
-Ale to ty jesteś jego matką
,ty decydujesz – stwierdził z lekko wyczuwalnym smutkiem . Wiktoria odwróciła
głowę w kierunku alei dębów . Przez dłuższą chwilę zastanawiała się nad słowami
Andrzeja ,tak odpłynęła w wir rozmyślań ,że zapomniała o jego obecności- Jest
dość zimno, może Cię odwiozę –zaproponował ,gdy zauważył ,że lekko zadrżała.
Dopiero po tych słowach przypomniała sobie ,że on wciąż stoi tuż obok niej. Trudno jej było na nowo przyzwyczaić się do
obecności Falkowicza w swoim życiu. Zdawało jej się ,że on jest tylko kolejnym wymysłem jej wyobraźni.
-Odwieziesz ?- uśmiechnęła
się ironicznie – Czym?
-Taksówką – uniósł
filozoficznie brwi ku górze
- Jesteśmy już blisko –
przyjrzała się mijanej przecznicy – Mieszkam tuż za rogiem –sama zdziwiła się
,że dotarli aż tutaj
-Rzeczywiście-dostrzegł
nowoczesny budynek na rogu następującej po skrzyżowaniu ulicy ,był już tam
kilkukrotnie ,ale wciąż czuł rozgoryczenie
mijając próg tego mieszkania
Kilka minut później znaleźli
się pod przeszklonymi drzwiami budynku.
-W takim razie…-zaczęła lekko
zakłopotana Ruda ,założyła kosmyk włosów za ucho
-Dziękuję Ci za –próbował
odnaleźć odpowiednie słowo – spacer – dokończył z lekkim uśmiechem
-Ja Tobie też –odparła ,nie
pamiętała kiedy ostatnio tak szczerze ze sobą rozmawiali, tak jak kiedyś .
- Śpij dobrze –uśmiechnął się
do niej w ten charakterystyczny sposób i cofnął się w stronę ruchliwej ulicy
-Andrzej-dotknęła jego dłoni,
gdy się odwrócił cofnęła ją jak oparzona. Wysłał jej pytające spojrzenie.
- Na długo tu zostaniesz?- zapytała niepewnie
-A już chcesz się mnie pozbyć
?-westchnął teatralnie ,w jego oczach pojawił się dobrze jej znany błysk
-Po prostu wolę wiedzieć –
zaczęła bawić się frędzelkami beżowego szalika
- Zostanę tyle ile będzie
trzeba – stwierdził szorstko ,odwracając wzrok w kierunku przyglądającego się
im portiera
-A Twoja klinika ?-zapytała
,patrząc w prosto w jego szare oczy
-Adam wszystkim się zajmie
–odpowiedział pospiesznie ,nie był do końca przekonany ,co do swoich słów
-Adam ?-zapytała zaskoczona
–Nasz Adam ?- chciała się upewnić
-Tak –zaśmiał się ,obserwując
jej reakcję – Nie wierzysz w mojego brata ?-zapytał ironicznie
-Skądże znowu –ona również
się roześmiała ,przyglądał się jej onieśmielony . –Wciąż jest taka piękna
–przemknęło mu przez myśl .- Czyli wasze relacje są dobre ?-zapytała na poważne
.Krajewski nie opowiadał jej zbyt wiele o swoich kontaktach z bratem ,lecz jak
słusznie sądziła robił to ze względu na
nią.
-Nigdy nie były lepsze –
przyznał pewnie. Przez ostatnie lata wiele między nim i Adamem się zmieniło
,szczególnie po jego rozwodzie z Kingą.
-Dopiąłeś swego – zaczęła –
Wyprowadziłeś Adama na ludzi – kontynuowała…
-Nie musiałem ,sam dał sobie
radę – zaprzeczył pewnym siebie głosem –Po twoim wyjeździe bardzo się zmienił –
dodał ,jego twarz ponownie spowiła maska obojętności
-Wiem –odparła ,obserwując
Falkowicza- Ktoś mi to już powiedział- dodała cicho. W tym momencie poczuła
mocny przypływ chłodu wywołany silnym wiatrem.
- Może wejdziesz?-
zaproponowała niepewnie ,lekko się zarumieniła
- Nie jesteś zmęczona
?-zapytał z troską
-Nie – skłamała . – Po prostu
chcę żebyś został –pomyślał z tęsknotą, lecz nie wypowiedziała tych słów na
głos.- Myślałam ,że dobrze by było byśmy coś ustalili –zagadnęła i była
szczerze zadowolona z tego ,że zaproponowała tą rozmowę. Teraz mogliby
spokojnie porozmawiać ,bez zbędnym osób trzecich i prawników. Wiedziała ,że
jeśli w najbliższym czasie nie ustali spraw dotyczących Alex’a z Andrzejem
,Ravenswood’owie zrobią to za nią w zupełni innych okolicznościach. Przykrych
dla nich obojga i krzywdzących dla małego.
-Masz rację – stwierdził –
Sytuacja jest już wystarczająco …-westchnął z rezygnacją-trudna…
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Weszli do przestronnego i
dobrze oświetlonego salonu Rudowłosej. Ciemny parkiet i nowoczesne meble
tworzyły niepowtarzalny klimat, panujący w tym pomieszczeniu. Mimo ,że uważał
to wnętrze za jak najbardziej gustownie urządzone, nie mógł oprzeć się wrażeniu
,że jest zimne i puste. Wiktoria najwyraźniej miała taką samą opinię dotyczącą
tego miejsca, gdyż gdy włączyła światło zauważył przygnębiający smutek w jej
oczach. Miał rację ,bez Alex’a biegającego radośnie po mieszkaniu i bez śmiechu
Anthony’ego to miejsce wydawało jej się nijakie ,czuła się tutaj samotna i
zagubiona. Obiecała sobie w duchu ,że gdy tylko mały wyjdzie ze szpitala przeniosą
się do mniejszego ,bardziej przytulnego mieszkania.
-Rozgość się – zaproponowała
,wracając do rzeczywistości . Wyszła z
pomieszczenia ,po chwili wróciła z
porcelanowym dzbankiem i dwoma filiżankami.
-Herbata?- zapytał z
niedowierzaniem
-Tak – odparła ,siadając
naprzeciwko niego
-Na angielską
modłę-uśmiechnął się pod nosem ,nalewając zarówno sobie jak i jej brązowego
płynu do naczynia
-Lata emigracji robią swoje –
stwierdziła ,szukając wzrokiem cukru na szklanym stoliku – Poza tym ludzie się
zmieniają -ich spojrzenia się spotkały
-Nie wierzę –uśmiechnął się
czarująco -Ty i twoje hektolitry kawy jesteście w separacji ?-zapytał
ironicznie
-Tylko poza pracą –szepnęła z
tajemniczym uśmieszkiem . Oboje przez
moment przyglądali się parującej cieczy w filiżankach.
-To co, kawa ?-uniosła wzrok
ku górze ,przymykając zmęczone powieki
-Kawa-odpowiedział z
aprobatą, odprowadził ją wzrokiem ponownie w kierunku kuchni.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Marek od kilku minut uważnie
obserwował nerwowo krążącą po salonie Agatę. Nie pamiętał ,kiedy ostatnio
widział taką złość w błękitnych oczach żony.
-Co on sobie wyobraża –
szeptała ,po raz kolejny wybierając numer przyjaciela
-Agata –prosił – uspokój się
,Adam na pewno za chwilę oddzwoni – nalegał łagodnie
-Za chwilę – zirytowała się –
Marek –spojrzała na męża – Ja odchodzę od zmysłów ! –niemal wykrzyknęła
,tłumiąc szloch. Rogalski podszedł do niej
i mocno objął ją ramieniem.
-Wszystko będzie dobrze
,zobaczysz –stwierdził z przekonaniem
-A jeśli nie?- zapytała
poważnie ,ocierając łzy spływające po jej zaczerwienionych ze złości policzkach. Nie potrafił odpowiedzieć na jej
pytanie .
-Ja tego dłużej nie zniosę –
stwierdziła blondynka ,pospiesznie kierując się w stronę drzwi. Zarzuciła na
ramiona płaszcz i chwyciła znajdujące się na drewnianej półce kluczyki do ich srebrnego mercedesa.
-Zaczekaj- krzyknął w jej stronę ,ruszył w kierunku
drzwi wyjściowych- Może lepiej będzie jeśli ja będę prowadził-zaproponował
ciepło ,zerkając na kluczyki znajdujące się w jej drżącej dłoni
-Chyba masz rację- odparła
,uśmiechając się do niego smutno
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Krajewski nie pamiętał ,kiedy
ostatnio czuł się taki przytłoczony i czy w ogóle kiedykolwiek odczuwał takie
znużenie. Co prawda nie można było odmówić Adamowi ciężkiej pracy, szczególnie
od momentu ,gdy kilka miesięcy temu zaczął piastować stanowisko ordynatora. Przez niemal pół roku
całe serce poświęcał swojemu oddziałowi. Nowa funkcja niewątpliwie dała mu wiele ,oczywiście nie tylko korzyści. Odkąd
został ordynatorem obraz jego prawdziwych przyjaciół niebezpiecznie się
wyostrzył. Przemek ,którego uważał za przyjaciela pokazał mu swój prawdziwy
charakter. Na początku zarzucił mu karierowiczostwo ,potem całe tygodnie był
niezwykle naburmuszony i nieprzyjemnie komentował każdą jego decyzję. Borys –
Dobry kumpel – jak myślał, również negatywnie go zaskoczył. Czuł się jakby
„przyjaciele” mieli do niego pretensje za to ,że awansował. Już nie potrafili
normalnie ze sobą rozmawiać ,bez zbędnych złośliwości. Dodatkowo za każdym razem podważali jego decyzje i
ciągle miażdżyli z błotem jego autorytet. Zdawał sobie sprawę ,że on i
autorytet w jakiejkolwiek dziedzinie z punktu widzenia personelu
leśno-górskiego szpitala to sprzeczność ,ale –Szef to szef- sądził ,zgadzając
się objąć tą posadę. Przeliczył się jednak ,a dzisiejszy dzień szczególnie dał mu tego dowód.
-Borys!- krzyknął w kierunku
zarośniętego bruneta trzaskającego drzwiami od myjni – Co to miało znaczyć –
warknął . Pospiesznie umył ręce i rzucił maskę chirurgiczną do mijanego kosza.-
Co za …-urwał ,próbując znaleźć odpowiedni synonim opisujący zachowanie już
byłego kolegi ,niestety bezskutecznie. Dzisiaj szala się przelała ,a Krajewski
dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Opuścił pomieszczenie ,szukając wzrokiem
gromiącego właśnie korytarz Jakubka.
-Możesz mi to wytłumaczyć ?!–
zaczął podniesionym głosem , chirurg jednak nie kwapił się odpowiedzieć na jego pytanie. Adam szarpnął go za ramię.
-Albo dokładnie wyjaśnisz mi
,co strzeliło ci do głowy albo – w tym
momencie zmrużył zmęczone oczy …
-Albo co ?- warknął brodacz –
Zwolnisz mnie ? – dodał kpiąco ,zaciskając wargi w wąską linię
-Nie będę miał wyboru
–przyznał szczerze – Po tym co
odwaliłeś…- dodał – Ale to od ciebie zależy jak będzie wyglądało twoje odejście
z pracy- chciał dać mu szansę – Chyba ,że skończy się na Izbie Lekarskiej – w
tej chwili zobaczył przerażenie w oczach Borysa
-Nie…to niemożliwe – bełkotał
Jakubek
-To poważny błąd w sztuce
lekarskiej – nie ukrywał szczerości – Borys do cholery ,dlaczego nie przeprowadziłeś takiego podstawowego
badania – wyrzucił mu prosto w twarz ,pocierając ręką skronie
-Nie sądziłem,że…-zaczął się
tłumaczyć ,nie spodziewał się ,że przez ten jeden błąd całe jego życie zawodowe
może legnąć w gruzach
-Nawet studenciak wie, że w
takim przypadku należy wykonać EKG ,a co dopiero doświadczony lekarz jak ty –
żyłka na jego czole zaczęła pulsować . Zdawał sobie sprawę z konsekwencji
postępowania kolegi. Nie tylko uszczerbku na zdrowiu pacjenta ,ale także
odszkodowania ,które może zażądać od szpitala ,a w tym momencie placówka szczególnie nie mogła sobie na to
pozwolić.
- Wszystko działo się tak
szybko ,nie pomyślałem nawet…-urwał – Poza tym nie powiedział ,że jest
przewlekle chory na serce- szukał usprawiedliwienia
- Bo był nieprzytomny –
oświecił go Krajewski – Od czego masz kartę ! –podniósł głos – Borys on się u
nas leczył ,stracił przytomność w naszym szpitalu ,miałeś dostęp do podstawowych informacji – jego gniew osiągnął
szczytową granicę – On mógł umrzeć – dodał ,patrząc z żałością na i tak już
mocno przygnębionego i załamanego chirurga- Chodź do mojego gabinetu
–zaproponował ,gdyż dopiero teraz zorientował się ,że oczy wszystkich
pielęgniarek znajdujących się w pobliżu bloku operacyjnego są skupione właśnie
na nich. Czuł ,że zaniedbanie Jakubka jest również po części jego winą ,gdyż
nie potrafił być wobec współpracowników wystarczająco wymagający. Pozwalał im
na zbyt wiele i nie umiał wyciągać wobec nich odpowiednich konsekwencji .
Postanowił ,że od dziś musi się to zmienić.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zmęczony całodniową izbą
Zapała właśnie rozsiadł się na beżowej
kanapie, opierając głowę na butelkowo-zielonej poduszce.
-Nie za wygodnie ci –rzucił
do niego ,stojący przy ekspresie Rafał ,na jego ustach wciąż nieustannie
panował głupkowaty uśmieszek
-Daj spokój ,stary – wyjęczał
Przemek ,zamykając ponownie oczy
-Izba- stwierdził
,spoglądając na niego ze zrozumieniem
-Pobiłem chyba rekord w
dziennym limicie wycinania kaszaków- westchnął i ponownie zamknął oczy
- Czy ja dobrze słyszę - do lekarskiego wpadła uśmiechnięta Klaudia-
Zapała – zwróciła się do leżącego kolegi – Robisz specjalizację z steatomalogi
?- zapytała kpiąco ,wyciągając z rąk Konicy kubek z kawą.
-Dziękuję kochanie –
uśmiechnęła się do niego uroczo ,biorąc łyk gorzkiego płynu
-Dała Bozia rączki ?-zapytał
zdenerwowany kradzieżą napoju
-Dała tylko dwie lewe –
wyszczerzyła się do niego i usiadła obok Zapały. Konica uniósł błagalnie oczy
ku górze i ponownie rozpoczął skomplikowany proces parzenia czarnego płynu.
- Zrób też dla mnie –
poprosił Przemek
-Jeszcze czego – mruknął
Rafał ,sięgająco po kolejny kubek dla kolegi
-Nasz chirurg steatomalog
prosi – po raz kolejny dogryzła starszemu koledze
-Bardzo śmieszne – skrzywił
się ,odpierając od Konicy biały kubek z napisem „Najlepszy tata na świecie” .
Upił łyk gorącego płynu i skrzywił się pospiesznie ,robiąc się przy tym cały
czerwony.
-Wrzątek –na twarzy Rafała po
raz kolejny pojawił się sięgający od ucha do ucha przysłowiowy „banan”
-Tatuśku –zagadnęła brunetka
,przyglądając się napisowi ,znajdującemu się na naczyniu – A czy ty przypadkiem
nie miałeś gdzieś dzisiaj iść?-dodała ,przypominając sobie wczorajszą rozmowę z
Olą.
-Która godzina ? – Zapała
gwałtownie poderwał się z sofy ,patrząc na wiszący nad oknem zegar. –Julka ma
przedstawienie w przedszkolu –przypomniał sobie ,niemal wybiegając z
lekarskiego
-Przemo –krzyknęła Klaudia
,rzucając w niego brązową kurtką
-Dzięki –mruknął ,znikając za
drzwiami. Zarówno brunetka jak i jej mąż wybuchli szczerym śmiechem
-Ja nie wiem w jakim on
świecie żyje – parsknął Rafał ,w momencie ,gdy do pomieszczenie wkroczył mocno
przygaszony i przygarbiony Borys. Bez słowa ,a nawet jednego spojrzenie w ich kierunku wszedł do przebieralni.
Małżonkowie wymienili ze sobą zaskoczone
i pełne pytań spojrzenia.
-Stary ?-Klaudia zwróciła się
do brodacza ,kiedy ten już w „cywilnym” ubraniu opuszczał Pokój Lekarski .
Zdawał się nie słyszeć jej słów.
-Jakubek -powiedziała cicho ,gdy ten jak Zapała kilka
minut przed nim zniknął za drzwiami
-Ciekawe ,co się stało?- powiedziała sama do siebie –
Przecież ona ma jeszcze dyżur –zmarszczyła brwi ,patrząc na szklaną tablicę z
grafikiem
- Nie słyszeliście nowych
wieści –jej pytanie usłyszała wchodząca do środka z wyrytą na twarzy „Sensacją” Rudnicka
-Nie –odpowiedzieli
jednocześnie ,ich zaprzeczenie spotęgowało iskierki ekscytacji w oczach
blondynki
-Nasz szanowny pan ordynator
– zaczęła ze wstrętem – właśnie zwolnił Jakubka – uchyliła im wrota newsa .
Klaudia rozdziawiła usta ze zdziwienia.
-A to nie wszystko – z twarzy
Niny nie schodził zdawkowy uśmieszek – Borys podobno popełnił błąd w
sztuce…-dodała tajemniczo
-Nie wierzę –Rafał pokręcił
głową z niedowierzaniem- Ale jak to ?
-Nie znam szczegółów –
przyznała blondynka –Ale Iza słyszała jak Krajewski zjechał go na korytarzu. To
coś poważnego -dodała
-To pewnie głupie plotki
–Rafał machnął lekceważąco ręką, słyszał już nie jedną historię wykreowaną
przez plotkarskie środowisko pielęgniarek
- A jak wyjaśnisz jego zachowanie – na twarzy
brunetki pojawił się grymas
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Adam oparł głowę na rękach.
Niewątpliwie dzisiejszy dzień nie należał do najlepszych. Nie tylko ze względu
na zwolnienie Jakubka.Cały ranek spędził
w klinice ,próbując dojść do porozumienia z prawnikami ,jednak bez decyzji
Andrzeja sprawa wciąż stała w miejscu ,a w tej chwili nie miał serca zaprzątać
mu tym głowy. Szczególnie po jego ostatnim telefonie ,z którego dowiedział się
o zapaści małego. To był kolejny bolesny cios, Adam nawet nie starał się
ukryć łez. Alex wiele dla niego znaczył,
a teraz jego życie wisiało na włosku. Uderzył pięścią w stół i poderwał się ze
skórzanego fotela. Chodził nerwowo po gabinecie ,nie mogąc znaleźć dla siebie
miejsca. Wciąż przed oczami miał wspólne chwile spędzone z malcem. Dobrze
pamiętał ich gokarty- uśmiechnął się na samo wspomnienie. Nie wyobrażał sobie
,że już wkrótce może go zabraknąć. Czuł się fatalnie ,ale nawet nie chciał myśleć
,co w tej chwili przeżywa jego brat ,a co gorsze co czuje Wiktoria. Dobrze
pamiętał ,co działo się po wypadku Rudej i Alex’a sprzed kilku miesięcy. –
Wyszedł cało z takiego poważnego wypadku
,z tym też sobie poradzi – myślał ,szukając nadziei. Jego rozmyślania przerwała
wibrująca na dębowym biurku komórka. Spojrzał na wyświetlacz telefonu : Ellie.
Odebrał pospiesznie .
-Halo?- zapytał ,opierając
nerwowo rękę o blat mebla
-----------------------------------
-Naprawdę ! – w jego oczach
pojawiły się radosne iskry –Kiedy ?-dopytywał
------------------------------------------
-Wiedziałem – stwierdził ,uśmiechając
się ciepło
--------------------------------
- Oczywiście ,że dzielny –
przytaknął – W końcu moja krew – pomyślał ,odetchnął z ulgą
----------------------------
-Dzięki za telefon ,jesteś
nieoceniona – podziękował Elizabeth ,rozłączył się.
Chciało mu się krzyknąć z
radości. Wydawać by się mogło ,że ona wręcz z niego emanowała. Czuł się jakby
kamień spadł mu z serca.- Może w końcu wszystko się ułoży- myślał, otwierając
zamaszyście drzwi od swojego gabinetu . Mimo ,że był mocno naznaczony przez
pracowity tydzień ,mimo trudów dzisiejszego dnia nie potrafił się nie
uśmiechać. Wyszedł na korytarz ,wszystkie pielęgniarki przyglądały mu się ,zastanawiając
się czym spowodowana jest ta przemiana ordynatora .
-Panie ordynatorze – podeszła
do niego Beata
-Tak pani Beatko – wciąż się
uśmiechał ,oddychając głęboko
-Dr Woźnicka pana szuka –
spojrzała na niego pytająco
-Stało się coś ?-zwrócił się
do niej ciepło
-Nie ,nic – odpowiedziała zakłopotana.
Krajewski ruszył w kierunku pokoju lekarskiego ,kiedy spostrzegł idącą w jego
kierunku Agatę.
-Agatka – podszedł do niej i objął
ją przyjaźnie ,ona zrzuciła jego ramie
-Ty …-szukała odpowiedniego
słowa – draniu
-O co ci chodzi ?-zapytał
zdezorientowany
-Jeszcze się pytasz –westchnęła-
Zadzwoniłeś do mnie ,mówiąc ,że z małym jest źle ,po czym rozłączyłeś się
tłumacząc przed tym ,że zaraz oddzwonisz i wyjaśnisz mi dokładnie ,co się
stało- wysyczała wściekle
-Zapomniałem –przypomniał sobie
,drapiąc się po głowie
-Jezu ,Adam …-wyszeptała – Ja umieram ze strachu-
westchnęła
-To nie ważne – machnął ręką
-Co?!- spiorunowała go
wzrokiem
-Agata – spojrzał na nią
łagodnie – Mały się wybudził – powiedział ciepło
-Naprawdę ?-zapytała z
niedowierzaniem ,po jej policzkach ponownie popłynęły łzy
-Tak –potwierdził ,otaczając
przyjaciółkę po raz kolejny ramieniem