czwartek, 25 grudnia 2014

ReWności... cz.I

RzeWność

Jakiś czas temu, a mianowicie trzy odcinki przed ślubem "kochanego" RzeWi napisałam pierwszą część opowiadania o nich (oczywiście RzeWi w domyśle)jednak po "zobaczeniu" tego odcinka pt. Operacja "ślub" lekko się załamałam, tym bardziej ,że to Falko odprowadzał Wiki do ołtarza... Teraz postanowił wrócić do tego opowiadania. Może chcecie poczytać...


Śniła o wielkim, nowoczesnym domie ,z którego widok rozciągał się nad pobliskie jezioro. Ona ,w pięknej, zwiewnej  białej sukni wolnym krokiem schodziła po marmurowych schodach. Wołała ,lecz nikt nie odpowiadał na jej wezwanie ,wyszła na taras . Tam również nikogo nie zastała.  Rozejrzała się po kamiennym patio . Długie na kilka metrów ,suto zastawione jedzeniem stoły i grającą w tle muzyka zwiastowały rychłe pojawienie się gości. –Gości ?- zastanawiała się ,rozglądając się uważnie. Dopiero teraz zauważyła ,że ma na sobie suknię ślubną ,a stojący na jednym ze stołów stożek ,zapewne jest tortem weselnym. Chciała podejść bliżej ciasta ,by dostrzec znajdujące się na nim inicjały. Jednak zdążył dostrzec tylko literę „W” i „&” napisane malinowym lukrem ,gdy  ktoś mocno złapał ją za ramię.
-Gotowa?- zapytał niskim głosem ,nie kto inny jak sam Profesor Falkowicz
-Na co ?-dopytywała z przerażeniem .Parsknął śmiechem ,ukazując swoje białe zęby. Prowadził ją w kierunku drewnianego molo.
-Na ślub – szepnął jej do ucha konspiracyjnym tonem
-Nasz ?!- niemal krzyknęła ,lecz on spojrzał na nią z politowaniem
-Nie tym razem kotku – mruknął ,oddając jej rękę stojącemu przy różowych krzesłach Adamowi. Nawet nie zauważyła ,gdy Krajewski chwycił jej ramie ,ponieważ jej wzrok przykuły rubinowe ,wszędobylskie satyny.
-Co to ?!- warknęła patrząc na wściekle różowy materiał okalający przeznaczone dla gości krzesła. Pudrowa kokardy  i balony koloru fuksji jeszcze bardziej przyprawiały ją o mdłości.
-Ozdoby – odpowiedział ,dalej prowadząc ją w kierunku molo
-Jeszcze mi powiedz ,że to ja je wybierałam ?-zapytała retorycznie
-Po części – uśmiechnął się do niej – Twoja najlepsza przyjaciółka pomagała Ci w wyborze - dodał
- Agata ?-zapytała z niedowierzaniem . –Sądziłam ,że ma lepszy gust – myślała
-Nie – odpowiedział radośnie – Oczywiście ,że Kinga- stwierdził
-KINGA !- niemal nie przewróciła się z wrażenia ,przytaknął w chwili ,gdy obok nich z podziemi wyłoniła się amarantowa beza.
-Kochana – cmoknęła ją w policzek ,pozostawiając na nim równie mocno różową smugę – Cieszysz się prawda – szczebiotała dalej – Nie dziwię Ci się –dodała z ekscytacją – To taki wspaniały mężczyzna –bełkotała ,rozwodząc się nad cudownością jej wybranka. Z każdym kolejnym słowem Blondynki źrenice Wiktorii niebezpiecznie się rozszerzały. – Ja i Kinga przyjaciółkami !!! – jej umysł nie mógł tego zaakceptować.
-Kto ?-zniecierpliwiona Wiktoria spojrzała na nich ,oczekując odpowiedzi.
- Twój przyszły mąż – powiedział Przemek ,przewracając oczami. Wiktoria szybko złapała go za rękę i odeszła od pozostałych gości.
-Zapała ,powiedz  o co im wszystkim chodzi! – wściekała się , odciągnęła go od prowadzącej , w tak bardzo niechcianym przez nią kierunku , ścieżki.
- No o co może chodzić ? –uśmiechnął się – Wychodzisz za mąż –pogłaskał ją po głowie
- Zdążyłam się domyślić – warknęła ,po czym z niedowierzaniem zlustrowała go wzrokiem.
- Co to ma być ! –wrzasnęła ,szarpiąc go za liliową marynarkę
- Mówiłem Oli ,że to fioletowy ! –powiedział do siebie ,po czym próbował uniknąć jej wzroku – Ale ona swoje – szeptał załamany
- O co Wam wszystkim chodzi z tym różowym ?- pytała ,przyglądając się  malinowym lakierkom przyjaciela.
-Przepraszam – po policzku Przemka zaczęły spływać łzy – Myślisz ,przepuści mi ?- pytał z nadzieją w głosie – Jeśli ty…..-zaczął
-KTO ?- była na skraju załamania ,jej pytania, jak bumerang ,wracały do niej bez odpowiedzi
-Jak to –spojrzał na nią z niedowierzaniem – Kinga – szepnął i automatycznie wzdrygnął się słysząc jej imię
-Kinga – powtórzyła jak echo i obdarzyła go wzrokiem mówiącym  „ Co Ci strzeliło do głowy pacanie?” ,przestraszony Zapała podejrzliwie rozejrzał się wokół
- Może nas usłyszeć – dodał – Wiesz przecież ,co stało się z Borysem- nerwowo złapała za swój wiśniowy krawat  .- Mam dziecko na utrzymaniu – kontynuował ,spojrzała na niego pytająco
-No dobra –westchnął – Ola ma –przyznał
- A co to ma …do –zaczęła zbulwersowana ,kiedy zza wyrośniętego bukszpana wyskoczył ubrany w garnitur koloru biskupiego  Piotr .
- Może ty będziesz tak łaskawy i powiesz mi co jest grane ?-zapytała ,podchodząc bliżej Gawryły
-Spóźnisz się – szarpnął ją za ramię niczym komandos ,teraz to Piotr prowadził ją w stronę jeziora
- Wszyscy już się niecierpliwią – dodał – Pan Młody czeka – pocałował ją w policzek i oddał ją w ręce stojącego, przy początku drewnianego pomostu , Wojtkowi
- A ty co tu robisz ?-zdenerwowała się ,zalewała ją krew na sam widok pierwszej miłości
-Jak mogło mnie tu zabraknąć – powiedział ,wręczając jej do ręki eozynową obrożę z wygrawerowaną literką „T”
-T?- zapytała ,kiedy ręką Wojtka wysunęła się spod jej ramienia –Wojtek ?-odwróciła się ,poszukując go wzrokiem  ,lecz były kochanek zajął już swoje miejscy w różowym rzędzie krzeseł.  Przyjrzała się zgromadzonym gościom ,zastanawiając się ,co ich wszystkich łączy . Piotr,Przemek,Wojtek ,Adam i Andrzej  wszyscy byli dla niej kiedyś ważni.- Kiedyś -westchnęła .  Jeszcze raz spojrzała w ich stronę ,wszyscy ubrani byli w garnitury w różnych odcieniach różu ,jedynie Andrzej miał na sobie typowy dla niego czarny garnitur. Jeszcze raz przyjrzała mu się dokładniej. Czarny krawat ,czarna koszula …-Jest w żałobie ?- myślała gorączkowo . – Ale o co chodzi z tą Kingą ?-jej wzrok i myśli skupiły się na machającej do niej Różowej Landrynie ,skrzywiła się i odwróciła w stronę ołtarza . Niepewnie podeszła na sam kraniec ,lekko rozsypującego się już molo.
-Zebraliśmy się tutaj – usłyszała głos Trettera
-Pan Dyrektor –zdziwiła się ,nie mogąc opanować śmiechu. Stefan Tretter miał na sobie togę w kolorze bordo .
- Pani Doktor ,trochę powagi – skarcił ją po ojcowsku  znad  okularów  z lekko pociemnianymi szkłami
- Nie wiedziałam ,że Pan Dyrektor udziela ślubów – wyszczerzyła się w jego stronę ,wciąż w miejscu przeznaczonym dla Pana Młodego  nikt się nie zjawiał
-Szpital musi szukać alternatywnych źródeł pieniędzy – powiedział pewnie ,po czym kontynuował ceremonię . Zdenerwowana Wiktoria wciąż szukała wzrokiem swojego wybranka. Niestety nigdzie nie było śladu jej przyszłego męża – Kto to jest ?-pytała się w myślach ,kiedy zza krzaków wyskoczył biszkoptowy labrador ,który głośnym szczeknięciem potwierdził zawarcie małżeństwa ,wśród gości rozległ się drwiący śmiech , Wiktoria z niedowierzaniem spojrzała na zwierzaka ,który pozbawił ją równowagi . Poczuła smród wydostający się z jego paszczy i mokrą ślinę na swoim policzku. Zaczęła głośno krzyczeć ,lecz goście śmiali się nadal. – Mogłaś wybrać nas –powtarzali w kółku. Kinga śmiała się słodko : - Prawda ,że jest uroczy –chichotała ,a  jej chichot powoli przeradzał się w diaboliczny śmiech. Różowa Beza stała się różową ropuchą ,która pojedynczo zaczęła pożerać gości.
Obudziła się z głośnym krzykiem ,czuła na sobie mokry pot. Czyjaś ręka skutecznie utrudniała jej wstanie z łóżka. Śpiący Tomasz chrapał głośno. Zsunęła z tali jego rękę i usiadła na skraju materaca. Odkąd zaczęły się przygotowania do ich ślubu codziennie miewała takie koszmary. Czuła ,że jej podświadomość w taki właśnie sposób próbuje odwieść ją od tego pomysłu. Przyjrzała się twarzy narzeczonego ,chrząknął głośni przez sen i obudził się nagle . Już miał przymknąć oczy ,ale zauważył niepokojącą pustkę po prawej stronie łóżka.
-Nie śpisz – ziewnął i przysunął się bliżej niej
-Jakoś nie mogę – skłamała ,odwracając od niego wzrok
- Wiki ,co się dzieje ?-zapytał szczerze
- Nic – uśmiechnęła się sztucznie
-To dobrze –odpowiedział ,składając mokry pocałunek na jej szyi . Wzdrygnęła się lekko ,przypomniała jej się scena ze snu.

- Wszystko w porządku ?-dopytywał zdezorientowany – Wiktoria ?! – ona już go nie słuchała ,poderwała się z łóżka i szybko zniknęła za drzwiami.- Consalida weź się w garść – próbowała przywołać się do porządku- To  był tylko sen  ,wyjątkowo głupi sen –powtarzała ,przemywając twarz zimną wodą-Masz być szczęśliwa ,nie rób głupstw – dalej podpowiadał jej zdrowy rozsądek – Bo przecież jestem szczęśliwa ?-pytała siebie ,lecz odbicie w jej lustrze mówiło coś zupełnie innego.

5 komentarzy: