RzeWność
Jakiś czas temu, a mianowicie trzy odcinki przed ślubem "kochanego" RzeWi napisałam pierwszą część opowiadania o nich (oczywiście RzeWi w domyśle)jednak po "zobaczeniu" tego odcinka pt. Operacja "ślub" lekko się załamałam, tym bardziej ,że to Falko odprowadzał Wiki do ołtarza... Teraz postanowił wrócić do tego opowiadania. Może chcecie poczytać...
Śniła o wielkim, nowoczesnym domie ,z którego widok
rozciągał się nad pobliskie jezioro. Ona ,w pięknej, zwiewnej białej sukni wolnym krokiem schodziła po
marmurowych schodach. Wołała ,lecz nikt nie odpowiadał na jej wezwanie ,wyszła
na taras . Tam również nikogo nie zastała.
Rozejrzała się po kamiennym patio . Długie na kilka metrów ,suto
zastawione jedzeniem stoły i grającą w tle muzyka zwiastowały rychłe pojawienie
się gości. –Gości ?- zastanawiała się ,rozglądając się uważnie. Dopiero teraz
zauważyła ,że ma na sobie suknię ślubną ,a stojący na jednym ze stołów stożek
,zapewne jest tortem weselnym. Chciała podejść bliżej ciasta ,by dostrzec
znajdujące się na nim inicjały. Jednak zdążył dostrzec tylko literę „W” i
„&” napisane malinowym lukrem ,gdy
ktoś mocno złapał ją za ramię.
-Gotowa?- zapytał niskim głosem ,nie kto inny jak sam
Profesor Falkowicz
-Na co ?-dopytywała z przerażeniem .Parsknął śmiechem
,ukazując swoje białe zęby. Prowadził ją w kierunku drewnianego molo.
-Na ślub – szepnął jej do ucha konspiracyjnym tonem
-Nasz ?!- niemal krzyknęła ,lecz on spojrzał na nią z
politowaniem
-Nie tym razem kotku – mruknął ,oddając jej rękę stojącemu przy
różowych krzesłach Adamowi. Nawet nie zauważyła ,gdy Krajewski chwycił jej
ramie ,ponieważ jej wzrok przykuły rubinowe ,wszędobylskie satyny.
-Co to ?!- warknęła patrząc na wściekle różowy materiał
okalający przeznaczone dla gości krzesła. Pudrowa kokardy i balony koloru fuksji jeszcze bardziej
przyprawiały ją o mdłości.
-Ozdoby – odpowiedział ,dalej prowadząc ją w kierunku molo
-Jeszcze mi powiedz ,że to ja je wybierałam ?-zapytała
retorycznie
-Po części – uśmiechnął się do niej – Twoja najlepsza
przyjaciółka pomagała Ci w wyborze - dodał
- Agata ?-zapytała z niedowierzaniem . –Sądziłam ,że ma
lepszy gust – myślała
-Nie – odpowiedział radośnie – Oczywiście ,że Kinga-
stwierdził
-KINGA !- niemal nie przewróciła się z wrażenia ,przytaknął
w chwili ,gdy obok nich z podziemi wyłoniła się amarantowa beza.
-Kochana – cmoknęła ją w policzek ,pozostawiając na nim
równie mocno różową smugę – Cieszysz się prawda – szczebiotała dalej – Nie
dziwię Ci się –dodała z ekscytacją – To taki wspaniały mężczyzna –bełkotała ,rozwodząc
się nad cudownością jej wybranka. Z każdym kolejnym słowem Blondynki źrenice
Wiktorii niebezpiecznie się rozszerzały. – Ja i Kinga przyjaciółkami !!! – jej
umysł nie mógł tego zaakceptować.
-Kto ?-zniecierpliwiona Wiktoria spojrzała na nich
,oczekując odpowiedzi.
- Twój przyszły mąż – powiedział Przemek ,przewracając
oczami. Wiktoria szybko złapała go za rękę i odeszła od pozostałych gości.
-Zapała ,powiedz o co
im wszystkim chodzi! – wściekała się , odciągnęła go od prowadzącej , w tak
bardzo niechcianym przez nią kierunku , ścieżki.
- No o co może chodzić ? –uśmiechnął się – Wychodzisz za mąż
–pogłaskał ją po głowie
- Zdążyłam się domyślić – warknęła ,po czym z
niedowierzaniem zlustrowała go wzrokiem.
- Co to ma być ! –wrzasnęła ,szarpiąc go za liliową
marynarkę
- Mówiłem Oli ,że to fioletowy ! –powiedział do siebie ,po
czym próbował uniknąć jej wzroku – Ale ona swoje – szeptał załamany
- O co Wam wszystkim chodzi z tym różowym ?- pytała
,przyglądając się malinowym lakierkom
przyjaciela.
-Przepraszam – po policzku Przemka zaczęły spływać łzy –
Myślisz ,przepuści mi ?- pytał z nadzieją w głosie – Jeśli ty…..-zaczął
-KTO ?- była na skraju załamania ,jej pytania, jak bumerang
,wracały do niej bez odpowiedzi
-Jak to –spojrzał na nią z niedowierzaniem – Kinga – szepnął
i automatycznie wzdrygnął się słysząc jej imię
-Kinga – powtórzyła jak echo i obdarzyła go wzrokiem
mówiącym „ Co Ci strzeliło do głowy
pacanie?” ,przestraszony Zapała podejrzliwie rozejrzał się wokół
- Może nas usłyszeć – dodał – Wiesz przecież ,co stało się z
Borysem- nerwowo złapała za swój wiśniowy krawat .- Mam dziecko na utrzymaniu – kontynuował
,spojrzała na niego pytająco
-No dobra –westchnął – Ola ma –przyznał
- A co to ma …do –zaczęła zbulwersowana ,kiedy zza
wyrośniętego bukszpana wyskoczył ubrany w garnitur koloru biskupiego Piotr .
- Może ty będziesz tak łaskawy i powiesz mi co jest grane
?-zapytała ,podchodząc bliżej Gawryły
-Spóźnisz się – szarpnął ją za ramię niczym komandos ,teraz
to Piotr prowadził ją w stronę jeziora
- Wszyscy już się niecierpliwią – dodał – Pan Młody czeka –
pocałował ją w policzek i oddał ją w ręce stojącego, przy początku drewnianego
pomostu , Wojtkowi
- A ty co tu robisz ?-zdenerwowała się ,zalewała ją krew na
sam widok pierwszej miłości
-Jak mogło mnie tu zabraknąć – powiedział ,wręczając jej do
ręki eozynową obrożę z wygrawerowaną literką „T”
-T?- zapytała ,kiedy ręką Wojtka wysunęła się spod jej
ramienia –Wojtek ?-odwróciła się ,poszukując go wzrokiem ,lecz były kochanek zajął już swoje miejscy w
różowym rzędzie krzeseł. Przyjrzała się
zgromadzonym gościom ,zastanawiając się ,co ich wszystkich łączy .
Piotr,Przemek,Wojtek ,Adam i Andrzej
wszyscy byli dla niej kiedyś ważni.- Kiedyś -westchnęła . Jeszcze raz spojrzała w ich stronę ,wszyscy
ubrani byli w garnitury w różnych odcieniach różu ,jedynie Andrzej miał na
sobie typowy dla niego czarny garnitur. Jeszcze raz przyjrzała mu się
dokładniej. Czarny krawat ,czarna koszula …-Jest w żałobie ?- myślała
gorączkowo . – Ale o co chodzi z tą Kingą ?-jej wzrok i myśli skupiły się na
machającej do niej Różowej Landrynie ,skrzywiła się i odwróciła w stronę
ołtarza . Niepewnie podeszła na sam kraniec ,lekko rozsypującego się już molo.
-Zebraliśmy się tutaj – usłyszała głos Trettera
-Pan Dyrektor –zdziwiła się ,nie mogąc opanować śmiechu.
Stefan Tretter miał na sobie togę w kolorze bordo .
- Pani Doktor ,trochę powagi – skarcił ją po ojcowsku znad
okularów z lekko pociemnianymi
szkłami
- Nie wiedziałam ,że Pan Dyrektor udziela ślubów –
wyszczerzyła się w jego stronę ,wciąż w miejscu przeznaczonym dla Pana
Młodego nikt się nie zjawiał
-Szpital musi szukać alternatywnych źródeł pieniędzy –
powiedział pewnie ,po czym kontynuował ceremonię . Zdenerwowana Wiktoria wciąż
szukała wzrokiem swojego wybranka. Niestety nigdzie nie było śladu jej
przyszłego męża – Kto to jest ?-pytała się w myślach ,kiedy zza krzaków
wyskoczył biszkoptowy labrador ,który głośnym szczeknięciem potwierdził
zawarcie małżeństwa ,wśród gości rozległ się drwiący śmiech , Wiktoria z niedowierzaniem
spojrzała na zwierzaka ,który pozbawił ją równowagi . Poczuła smród wydostający
się z jego paszczy i mokrą ślinę na swoim policzku. Zaczęła głośno krzyczeć
,lecz goście śmiali się nadal. – Mogłaś wybrać nas –powtarzali w kółku. Kinga
śmiała się słodko : - Prawda ,że jest uroczy –chichotała ,a jej chichot powoli przeradzał się w
diaboliczny śmiech. Różowa Beza stała się różową ropuchą ,która pojedynczo
zaczęła pożerać gości.
Obudziła się z głośnym krzykiem ,czuła na sobie mokry pot.
Czyjaś ręka skutecznie utrudniała jej wstanie z łóżka. Śpiący Tomasz chrapał
głośno. Zsunęła z tali jego rękę i usiadła na skraju materaca. Odkąd zaczęły
się przygotowania do ich ślubu codziennie miewała takie koszmary. Czuła ,że jej
podświadomość w taki właśnie sposób próbuje odwieść ją od tego pomysłu.
Przyjrzała się twarzy narzeczonego ,chrząknął głośni przez sen i obudził się
nagle . Już miał przymknąć oczy ,ale zauważył niepokojącą pustkę po prawej
stronie łóżka.
-Nie śpisz – ziewnął i przysunął się bliżej niej
-Jakoś nie mogę – skłamała ,odwracając od niego wzrok
- Wiki ,co się dzieje ?-zapytał szczerze
- Nic – uśmiechnęła się sztucznie
-To dobrze –odpowiedział ,składając mokry pocałunek na jej
szyi . Wzdrygnęła się lekko ,przypomniała jej się scena ze snu.
- Wszystko w porządku ?-dopytywał zdezorientowany – Wiktoria
?! – ona już go nie słuchała ,poderwała się z łóżka i szybko zniknęła za
drzwiami.- Consalida weź się w garść – próbowała przywołać się do porządku-
To był tylko sen ,wyjątkowo głupi sen –powtarzała ,przemywając
twarz zimną wodą-Masz być szczęśliwa ,nie rób głupstw – dalej podpowiadał jej
zdrowy rozsądek – Bo przecież jestem szczęśliwa ?-pytała siebie ,lecz odbicie w
jej lustrze mówiło coś zupełnie innego.
Bardzo fajne opowiadanie. Będzie next?
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś będzie chciał to tak.
UsuńNo ja chcę!
UsuńWłaśnie się wzięłam za pisanie,ale tamtego opo . :P
Usuńtak chcemy to next jak możesz to dodaj
OdpowiedzUsuń