niedziela, 10 maja 2015

XXXVI

Nie wiem jak mam Was przeprosić za tą przerwę...brak czasu i brak weny - po prostu. Z tej części też nie jestem zadowolona, ale od czegoś trzeba zacząć po dłuższej przerwie. Bardzo dziękuję Wam za komentarze pod poprzednią częścią :D Wzruszyłam się ...Jeszcze raz = dzięki :D Literówki poprawię jutro :)



Odwrócił się ,mocniej ściskając  niewielką dłoń synka. Przykucnął ,sprawiając że ich spojrzenia znalazły się w jednej linii. Wpatrywał się w zaszklone oczy małego z nieukrywanym wzruszeniem. Wiedział ,że wypowiedzenie tych słów nie przyszło mu łatwo , dlatego tym bardziej docenił ich wartość. Musiał przyznać przed samym sobą – nie spodziewał się ,że to nastąpi tak szybko. Pragnął być dla Alex’a kimś ważnym i powoli wykuwać w jego sercu miejsce dla swojej osoby, okazało się ,że synek po raz kolejny i na pewno nie ostatni bardzo go zaskoczył. Nie zamierzał zwlekać, otworzył dla niego całe swoje serce i z bagażem wszelkich konsekwencji zaprosił go do swojego życia. Sam Profesor zdawał się nie wiedzieć ile to jedno słowo małego naprawdę dla niego znaczyło .Wcześniej chciał być ojcem dla Alex’a, teraz już prawdziwie nim był i dopiero w tej chwili zorientował się jak bardzo czuje się odpowiedzialny za synka, za jego szczęście, przyszłość. Wiele osób przeraził by ten ciężar, spadający właśnie na barki Falkowicza ,ale na pewno nie jego samego. Był pewien, że zrobi wszystko by odnaleźć się w nowej roli.- W roli taty – myślał z uśmiechem. Dla niego największym zaskoczeniem było jednak jak wiele nauczył się od tego malca w ciągu zaledwie tych kilku wspólnych chwil, szczerych rozmów. Przy nim na nowo odkrywał siebie i prawdziwe znaczenie tak prozaicznego słowa  jakim jest „kochać”. Chłopiec sprawiał , że wszystko wydawało mu się prostsze, oczywistsze, bardziej przejrzyste.- Jeszcze wiele muszę się nauczyć- pomyślał ,zerkając znad głowy synka na ledwie utrzymującą równowagę Wiktorię. Alex niewątpliwie był do tego najbardziej odpowiednim ,ale i równie niezwykłym nauczycielem.
-Jesteś moim tatą– powiedział stanowczym głosem ,patrząc prosto w oczy Falkowicza,
- Wiem – odpowiedział nieco zaskoczony stwierdzeniem małego ,nie rozumiał do czego zmierza malec
- Będziesz nim już zawsze ? – zapytał z niegasnącą w oczach nadzieją chłopiec
-Oczywiście, że będę …-nie dokończył osłupiały Falkowicz ,gdyż przerwał mu cichy głos malca
- Pamiętasz – zaczął ,spuszczając głowę – jak wtedy ,w szpitalu – uściślił- obiecałeś ,że już nigdy mnie nie opuścisz – dokończył ledwie słyszalnym głosem . Profesor  zmarszczył brwi ,słysząc jego słowa, dobrze pamiętał ,że Alex był wtedy nieprzytomny ,nie mógł tego słyszeć.
-Alex – dotknął jego rozpalonego policzka – przecież jestem – dokończył pewnym głosem, wciąż uważnie przyglądając się chłopcu.
- Nie chcę żebyś znowu wyjechał – stwierdził poważnie ,wlepiając swoje szare spojrzenie w tatę
- Nigdzie się nie wybieram – uśmiechnął się prawym kącikiem ust – W każdym razie nie teraz – dodał, przełykając głośno ślinę
- Chcę żebyś BYŁ ,tutaj , ze mną i mamą  – powiedział mały z charakterystyczną dla siebie, rozbrajającą szczerością
- Zawsze przy tobie będę – pogłaskał go po głowie – No może nie bezpośrednio ,ale w każdej chwili możesz na mnie liczyć – dodał stanowczo Profesor, mocniej ściskając dłoń synka. Trudno mu było ukryć ,że słowa syna nie robią  na nim wrażenia, wręcz przeciwnie. Czuł, że na jego sercu coraz mocniej i mocniej zaciska się niewidzialna, zimna jak lód tkanina.
- Słowo ?- dopytywał niepewnie malec, nie spuszczając z Andrzeja wzroku . W jego roziskrzonych oczach Falkowicz z łatwością dojrzał dziwną niepewność i napięcie. Wbrew pozorom to zapewnienie było dla niego bardzo ważne. Ostatnio już nic nie było dla małego tak oczywiste jak kiedyś. Jego życie przeszło prawdziwą rewolucję, a chłopiec  nie potrafił do końca odnaleźć się w nowej  rzeczywistości. Mimo całej tej otaczającej go niepewności wiedział i czuł jedno : Andrzej był dla niego kimś niezwykle ważnym, kimś komu ofiarował całe swoje serce, nie patrząc na wypływające z tego problemy czy konsekwencje. Mały nie chciał od Falkowicza zbyt wiele w zamian.  Alex pragnął tylko kochać i być kochanym, tak po prostu…Niczego więcej nie oczekiwał…Bo przecież to nie jest zbyt wiele ?  On mógł zaoferować tylko ,a może aż swoją dziecięcą ,bezwarunkową miłość .- Czy to wystarczy ?- myślał. Nawet nie zdawał sobie sprawy ile wart jest jego dar.
- Słowo – uśmiechnął się ,przybijając z małym piątkę – Zobaczysz ,jeszcze będziesz chciał się uwolnić od mojego towarzystwa – stwierdził niskim głosem ,unosząc do góry lewą brew . Był w stanie zrobić wszystko by mały odzyskał poczucie bezpieczeństwa, by znów czuł się szczęśliwy. Wiedział ,ze przez ostatnie miesiące brakowało mu tej codziennej zwyczajności ,spokoju. To był bardzo trudny czas dla Alex’a. Dało się zauważyć ,że mocno wpłynął na chłopca, sprawiając ,że ten stracił poczucie własnej wartości. Falkowicz chciał zrobić wszystko by je odbudować. Dla niego synek był wart więcej ,niż tylko można sobie wyobrazić. Profesor patrząc w tym momencie na Alex’a w pełnym wymiarze zdał sobie sprawę jak bardzo zmieni się  jego życie, od niedawna jego głowną częścią był właśnie ten mały, roztrzęsiony ,stojący tuż przed nim chłopiec. Był pewien ,że już nie chce dłużej funkcjonować bez niego  i zrobi wszystko by być przy nim.. Dopiero teraz dostrzegł jak  wcześniej bezsensowne i jałowe było jego życie.
-Tylko tak mówisz– zarzucił mu pewnie  mały – Tato – dodał tym razem już całkiem pewnie ,dostrzegając w oczach ojca wesołe iskierki ,które i jemu nie były obce.
- Sam się przekonasz – uśmiechnął się tajemniczo ,nie spuszczając z synka wzroku .Trudno było mu przyznać nawet przed samym sobą jak wielki wpływ na niego miał ten małym chłopiec . Owładnął niemal każdą jego myślą. Adam miał rację – zmienił się i powoli zaczynał coraz wyraźniej to dostrzegać . Kiedyś  „żył dla siebie” – jak lubił to powtarzać, nie zależało mu zbytnio na innych, ich opiniach, uczuciach ,ważne były tylko korzyści, przyjemności. Kiedy utracił Wiktorię wszystko się zmieniło ,nie potrafił sobie wybaczyć … Chciał stać się lepszy ? A może tak naprawdę znów pragnął  być sobą ? Tym  prawdziwym Andrzejem, którego zatracił wiele lat wcześniej. Obecnie miał kolejny bodziec do swojej poprawy – chciał być lepszym człowiekiem nie dla siebie czy innych ,właśnie dla syna. Poklepał go delikatnie po ramieniu i  wyprostował się ,przenosząc swój wzrok na Wiki. Twarz Rudej  pokrywały rzęsiście spływające po policzkach ,perliste łzy ,lecz na jej ustach gościł delikatny uśmiech.
- Mogę odwiedzić was wieczorem ? – zapytał ,zakładając swój czarny płaszcz  ,kiedy Wiktorii wreszcie udało się nakłonić chorego synka by ponownie się położył.
- Tak ,oczywiście – odpowiedziała pewnie - Mały na pewno się ucieszy – dodała
- Nie bardziej niż ja – stwierdził ,uważnie jej się przyglądając – A ty ?- zapytał niewzruszony, strzepując z powierzchni ubrania niewidzialny kurz
-Co ja ? – zdziwiła się ,nerwowo splatając dłonie
- Przyleciałem bez zapowiedzi , nie chcę niszczyć twoich planów – powiedział ciepło ,walcząc z rządkiem guzików
- Tak się składa, że żadnych nie miałam – odpowiedziała szczerze, zaczesując rude włosy za ucho – Poza tym z Alex’em i tak bym nie wygrała – przyznała z rezygnacją ,bawiąc się zawieszką srebrnego wisiorka
- No tak – roześmiał się – Jest niezwykły – stwierdził z nieukrywaną dumą – Choć przyznaję ,że miałaś rację twierdząc ,że przy nim „nie ma miejsca na nudę „- lekko pokręcił głową
- To prawda – przyznała –Alex wie zbyt wiele jak na sześciolatka – spojrzała na Falkowicza porozumiewawczo – Zaskakuje mnie na każdym kroku- westchnęła ciężko
- Nie tylko ciebie – mruknął prawie niewyraźnie – Czasem wydaj mi się , że to tylko jakieś złudzenie, że mam jego, ciebie….że znów mam rodzinę – chrząknął ,sam zaskoczony tym, że zdecydował się to powiedzieć . Wiktoria patrzyła na niego zdumiona nie tyle jego wyznaniem, co otwartością z jaką to powiedział. Dobrze go znała i nigdy nie przypuszczała, że jest on wstanie z własnej woli poruszyć  tak bolesny dla siebie temat. Zawsze był bardzo tajemniczy, rzadko nawiązywał do trudów swojego dzieciństwa, wiedziała że to dla niego niełatwe i dlatego tym silniej to zdanie dotarło do jej świadomości.
- Andrzej – powiedziała wzruszona, dotykając nieśmiało jego policzka – Ty masz rodzinę – podkreśliła ,napotykając na  jego zrezygnowane spojrzenie
- Zrobię wszystko żeby naprawdę  tak było – stwierdził dobitnie, chwytając delikatnie jej  dłoń  – Chcę żeby mój syn był szczęśliwy – dokończył z niesłabnącą stanowczością, sprawiając ,że serce Rudej zabiło szybciej. 
- Dzisiaj pierwszy raz od dawna był – nie kryła szczerości – Dzięki tobie – podkreśliła drżącym głosem  – Mały bardzo cię polubił…nie pamiętam kiedy ostatnio tak szczerze  się uśmiechał –kontynuowała ,patrząc się w stronę drzwi prowadzących do pokoju chłopca – A musisz wiedzieć, że on nie toleruje zbyt wielu osób-dokończyła lekko zmieszana
-W tym chyba jesteśmy do siebie podobni- powiedział ciepło ,przeczesując ręką włosy
- Nie tylko w tym – zamyśliła się , przenosząc wzrok na swoje dłonie
- Chcę lepiej go poznać-rzekł, wyciszając natrętnie dzwoniący telefon, który przerwał im w tej chwili – Nie mogę znieść tego, że jestem dla małego kimś obcym- dodał nieco ostrzej, lekko zaciskając szczękę.
- Już o tym rozmawialiśmy, możesz go odwiedzać kiedy tylko chcesz – odpowiedziała  ,czując rosnącą w gardle gulę
- Będę starł się bywać w Londynie jak najczęściej – zastrzegł – Chciałbym wreszcie być go wart – dopowiedział ,sprawiając, że serce Wiktorii stanęło na chwilę, przypomniała sobie ich rozmowę sprzed ponad miesiąca. Pragnęła coś powiedzieć, ale usta odmówiły jej posłuszeństwa. Spojrzała na mężczyznę niepewnie, dostrzegając w jego stalowych oczach przygnębienie. Między nimi zapanowała krótka cisza, którą przerwał Falkowicz, zamierzający przywrócić ich rozmowie zwyczajne tory. Nie chciał dodatkowo dokładać Rudej zmartwień i wyrzutów, dobrze wiedział, że ledwie radzi sobie z tymi, które zdążyły poważnie zadręczać ją przez ostatnie lata. Pragnął zacząć wszystko od nowa, na pozbawionym win i wzajemnych krzywd gruncie. Marzył nie tylko o tym by zdobyć zaufanie syna, równie mocno, a może nawet i bardziej zależało mu na zaufaniu jego mamy.
- Czyli jesteś gotowa na wieczór w towarzystwie dwóch najprzystojniejszych mężczyzn w Londynie? – zagadnął ,sprawiając ,że uśmiechnęła się uroczo. Jego jedno spojrzenie wystarczyło, że choć odrobinę powrócił jej humor.
- Jednym z nich musi być mój syn- rozbawiona przymrużyła powieki – A ten drugi jegomość ? –ostentacyjnie rozejrzała się po holu , Falkowicz zrezygnowany pokręcił głową
- To taki pewien srebrzysty osioł- szepnął ,podnosząc z ziemi pluszową zabawkę
- Burro ? – zdziwiła się ,głaszcząc grzywę osła
- A co miałaś na jego miejsce inną kandydaturę? – zapytał zaciekawiony ,uśmiechając się szelmowsko
- Tak się składa, że tak – roześmiała się szczerze , patrząc prosto w jego oczy – Ten drugi osioł  jest jednak ciut większy – przyznała ,marszcząc brwi  . Parsknął śmiechem słysząc jej słowa.
-Chyba domyślam się kim jest ten drugi kandydat – przewrócił teatralnie oczami - Nawet nie wiesz jak bardzo mi tego brakowało – zaczął po chwili  , patrząc na nią oczarowany  - Twojego uśmiechu oczywiście – sprecyzował ,podnosząc jeden kącik ust do góry.
-Myślałam ,że moich złośliwości – powiedziała nieoczekiwanie, wciąż się uśmiechając. Po napięcie i początkowy chłodzie ich rozmowy nie było już ani śladu.
-Z grzeczności zaprzeczę – ściszył głos ,zerkając na zegar nad nimi – Na mnie już czas – powiedział niechętnie ,przenosząc swoje spojrzenie na Wiktorię. Po jej bladej twarzy i podkrążonych oczach łatwo można było wywnioskować, że przebyty dyżur porządnie dał jej się we znaki.
- Do zobaczenia – powiedziała ciepło ,kryjąc ziewnięcie
- Tak, do wieczora – odpowiedział ,wciąż stojąc tuż przed Rudowłosą. Chciał wyciągnąć w jej kierunku rękę na pożegnanie ,lecz cofnął ją od razu. Prawdę mówiąc nie wiedział jak ma postąpić w tej sytuacji. Wiktoria najwyraźniej miała ten sam problem , gdyż z nietęgą miną wciąż wpatrywała się w jego szare oczy. Trudno było im w tym momencie ocenić swoje relacje, te kilka spotkań ,chwile próby ,strachu i ostatnie tygodnie codziennych rozmów telefonicznych skutecznie stopiły barierę sekretów i niedomówień, które rozdzieliły ich przed laty, jednak oboje zdecydowali się zachowywać wobec siebie bezpieczny dystans. Choć  trzeba przyznać, że przychodziło im to z ogromnym trudem Paradoksalnie w ciągu tych kilku lat rozłąki siła ich uczucia wzrosła, dlatego nie łatwo było zarówno Wiktorii jak i Andrzejowi ukrywać to co ich łączy , nie tylko przed otoczeniem, ale może i szczególnie przed samymi sobą. Oboje potrzebowali czasu by wyraźnie to dojrzeć.
- To cześć – przełknęła głośno ślinę, wysilając się na uśmiech. Profesor skinął głową, chwytając za metalową klamkę głównych drzwi.
-Tak ? –zapytał, słysząc ciche chrząkniecie Rudowłosej
- Chciałam zapytać..czy…- westchnęła ,kręcąc głową z niedowierzaniem – Przecież mnie znasz – stwierdziła pewnie ,podchodząc na tyle blisko niego ,że mógłby nie wysilając się policzyć każdy pieg na jej zgrabnym nosie.- Nie potrafię udawać, że jesteśmy tylko zwykłymi znajomymi – wydawało jej się ,że słowa bez żadnej  kontroli wydostają się z jej ust . Obserwował ją wyraźnie zaintrygowany.
- Zwykli – szepnął, przewracając oczami – To rzeczywiście do nas nie pasuje – uśmiechnął się bezczelnie ,na co ona pokręciła głową
- Chyba możemy pożegnać się jak- zawahała się -  przyjaciele – zaproponowała ,choć w jej szmaragdowych oczach z łatwością wyczytał ,że sama nie zgadza się ze swoim pomysłem . Delikatnie objął ją ramieniem  ,a Ruda z wyraźną ulgą wtuliła się w jego tors, napawając się mocnym, korzennym zapachem jego perfum.
- Jest wystarczająco przyjacielsko ? –zapytał po dłuższej chwili ,głaszcząc z czułością jej plecy
- Chyba tak – odparła trochę rozbawiona, odsuwając się od niego.
- Śpij dobrze Wiktorio – powiedział  ,opuszczając jej mieszkanie
Ruda po chwili spłonęła bordowym rumieńcem, karcąc się w myślach za swoją głupotę. Oparła się o zimną fakturę drzwi wejściowych, w których ,jak jej się wydawało, chwilę wcześniej zniknął Andrzej.
-Kogo ja oszukuję ? –powiedziała do siebie ledwie słyszalnym głosem ,wciąż opierając się o trzeźwiące ją w tej chwili, zimne drewno.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Alex mimo ustępującej choroby nie potrafił zasnąć. Przez kilka godzin przewracał się z boku na bok, próbując wreszcie dać wytchnienie swoim myślom. Nie widział, czy to nadmiar emocji, czy jeszcze choroba, ale jego umysł dręczyło dziwne rozdarcie. Zerwał się z łóżka ,ledwo utrzymując się na nogach. Światło dnia dziennego oświetlało jego błękitny pokój, sprawiając ,że musiał zmrużyć powieki by cokolwiek dostrzec. Przetarł ręką oczy i jeszcze niepewnym krokiem ruszył w kierunku kuchni.
-Już wstałeś –zdziwiła się krzątająca się po kuchni Wiktoria  ,słysząc jego kroki  – Na co masz ochotę skarbie ? – zapytała z uśmiechem ,odwracając się w jego stronę. – Alex – dopiero teraz dostrzegła jego podkrążone ,smutne oczy i bladą twarz. W mgnieniu oka znalazł się przy nim i automatycznie dotknęła  dłonią jego czoła. – Nie masz gorączki – zdziwiła się ,przyglądając mu się przenikliwie.
- Czuję się dobrze ,nie martw się mamo – odpowiedział pewnie ,uśmiechając się do niej . Choć nie było w tym stwierdzeniu ani ziarna prawdy.
- Jakoś mnie nie uspokoiłeś – przygryzła dolną wargę ,podając mu jego ulubiony kubek z herbatą i świeżo zrobione kanapki .
- Nie jestem głodny – odparł sceptycznie ,ściągając z kanapki szynkę
- Może wolałbyś zjeść coś innego ,mhh?- spojrzała na niego wyczekująco ,lecz mały zaprzeczył ruchem głowy – Kochanie – pogroziła mu żartobliwi palcem  ,wzdychając ciężko. Otworzyła usta by coś powiedzieć, ale mały jej przerwał .
-Mamo ? –zapytał ,obserwując z zadziwiającym skupieniem ulatniającą się z naczynia parę – Rozmawiałaś z nim…..z panem Falkowiczem …-poprawił się szybko – znaczy z moim tatą ? – zapytał z wyraźnym zainteresowaniem. Nie potrafił uwolnić się od myśli o Profesorze . Odkąd go poznał, już nie jako pana, chirurga, czy brata wujka Adama, ale jako tatę wszystko się zmieniło. Chyba z nikim jeszcze nie rozmawiało mu się z taką łatwością, tak jakby znali się od zawsze. Przy nim w pełni czuł się sobą. Jak niczego w świecie pragnął teraz lepiej go poznać, a przez to poznać i siebie. Znów miał tatę i nie chciał się już nigdy  z nim rozstawać ,na pewno  nie teraz kiedy go odnalazł.
- Tak, skoro przyleciał to przecież nie miałam innego wyjścia – powiedziała ciepło ,przewracając oczami
- I ? – malec zmarszczył brwi wyczekująco
-I ,co ? –udawała ,że nie wie o co mu chodzi ,uśmiechając się przy tym uroczo
-Mamo – skarcił ją wzorkiem ,ale uśmiechnął się równie szeroko
- Odwiedzi nas wieczorem – powiedziała ,czochrając go po głowie – Tak tylko chciałam się z tobą podroczyć – dodała ,widząc że odetchnął z ulgą
- Naprawdę ? – rozchmurzył się ,widziała dobrze znane wesołe iskierki w oczach synka, które napełniły jej umysłu dziwnym spokojem.
- Przecież po to tutaj przyleciał ,dla ciebie- objęła go ramieniem- Chce byście lepiej się poznali – dodała ,wciąż go przytulając
- Wiesz mamo  – oparł głowę na jej ramieniu – Jakoś nie mogę uwierzyć, że on tutaj jest, że pojawił się w naszym życiu – stwierdził ,wprawiając Wiktorię w zdumienie.  Trudno było jej się z tym nie zgodzić  ,rozumiała go doskonale. Często zastanawiało ją jakim sposobem Alex jednym ,szczerym stwierdzeniem potrafił wyprowadzić ją z równowagi. – Cieszę się ,że jest –powiedział pewnie chłopiec – A ty ?- przypatrywał się jej uważnie
- Ja też – odpowiedziała niepewnie ,przyznając się nie tyle przed synkiem ,co przed samą sobą
-  Opowiesz mi o nim jeszcze ? –zapytał ,unosząc głowę do góry
-  Myślałam, że potrzebujesz więcej czasu …że chcesz sam powoli go poznawać – zaczęła zaskoczona jego pytaniem
- Chcę wiedzieć ….-urwał ,spuszczając głowę ,przytuliła go mocniej – On jest …inny – zaczął niepewnie ,sam nie wiedział jak to ująć
- W twoich ustach to chyba komplement ,co ? – uśmiechnęła się szczerze
- Mam wrażenie, jakbym znał go od zawsze – powiedział niewzruszony ,uśmiech z ust Wiki zniknął momentalnie – Nie wiem dlaczego ,ale … po prostu go potrzebuję, wiesz ? – spojrzał na nią uważnie
- Wiem ,skarbie – odpowiedziała wzruszona ,mierzwiąc  czule jego włosy – Tak bardzo jak on ciebie –westchnęła w myślach
- Chyba jednak zgłodniałem – powiedział po chwili chłopiec
- Kanapki czekają – Ruda uśmiechnęła się do niego złowieszczo ,wskazując  na talerz z pełnoziarnistym pieczywem z sałatą i innymi warzywami
- A naleśniki ? – zaczął ze smutkiem malec
- No nie wiem ,nie wiem…- zaśmiała  się – To chyba takie nie do końca zdrowe śniadanie ,co ? –spojrzała na niego z udawaną powagą – i to kolejny dzień z rzędu – westchnęła sztucznie
- Mamo – spojrzał na nią błagalnie
- Kochany ,te twoje słodkie oczy nie robią na mnie już żadnego wrażenia – zastrzegła ,niezgodnie z prawdą
- A jeśli ci pomogę ? –zapytał z błyskiem w oku
- Mój Al kucharzem ,interesujące – spojrzała na niego wyzywająco
-Jeszcze moje naleśniki będą ci smakować – droczył się z nią dalej ,otwierając lodówkę by wyciągnąć mleko ,niestety bezskutecznie ,był zbyt mały by móc dosięgnąć na najwyższą półkę
-Może ci pomogę, mój mały mistrzu – pogłaskała go po głowie i podała mu butelkę z białym płynem
- Może urządzimy konkurs ?- zastanawiała się głośno ,podając  synkowi jedną z misek , otworzyła puszkę z mąką
- I tak wygrasz – stwierdził zrezygnowany malec
- W takim razie upieczemy je razem- powiedziała ciepło, podając mu  puszkę - nasyp troszeczkę ,zobaczymy czy wystarczy – dodała. Chłopiec niezdarnie wsypał odrobinę mąki do miseczki – Więcej – zachęciła go . Tym razem Alex ciut przesadził wsypując całą zawartość puszki nie tylko do miski ,ale zabrudzając nią również cały kuchenny blat i podłogę.
- Kucharza to z ciebie nie będzie – roześmiała się Wiki ,próbując pozbyć się białej substancji z kuchennych kafelek – Nic nie szkodzi – spojrzała na jego zawiedzioną minę – Podasz mi tą czerwoną ściereczkę ?- zapytała. Chłopiec z trudem dosięgnął kawałka krwistoczerwonej tkaniny leżącej na wyspie kuchennej ,niestety zahaczył łokciem o jedną z misek ,którą na nieszczęście również wypełniała mąka.
-Ups – usłyszała tylko ciche westchnienie .w całej kuchni unosiła się mgła białego proszku
-Chyba naleśniki nie były nam dzisiaj pisane – powiedziała już całkiem rozbawiona ,kręcąc głową z niedowierzaniem. Kuchnia wyglądała jak prawdziwe pobojowisko.
-Mamo –zaczął pewnie mały – Masz to we włosach – zauważył
- Ty już też skarbie – sypnęła mu na głowę odrobinę mąki ,nie przypuszczała ,że roznieci tym prawdziwą mączną wojnę, która zakończyła się dopiero ,gdy oboje nie mogli już ustać ze śmiechu. Pobojowisko – jak sadziła wcześniej było niczym w porównaniu z krajobrazem ,który teraz panował ,tu należy dodać ,w tym z dużą przewagą w czerni pomieszczeniu.
-Chyba wykorzystaliśmy cały domowy zapas mąki – zaśmiał się chłopiec, którego włosy i całe ubranie pokrywała warstwa bieli
- Każda wojna wymaga ofiar – powiedziała ciepło ,oddychając z trudem – No chodź tu rozrabiako – powiedziała ,strzepując z włosów syna sporą ilość skrobi.
- Kocham cię mamo – stwierdził z uroczym uśmiechem ,przytulając się do niej najmocniej jak tylko potrafił
- Ja ciebie też synku – objęła go – Tylko wiesz, miłość miłością ,ale kto to teraz posprząta ?- zapytała retorycznie z niedowierzaniem lustrując to spore pomieszczenie .
- Smerfy raczej nie – westchnął malec
- Raczej – rozbawiona zmarszczyła czoło – Niezły z nas team – westchnęła ,przyglądając się szkodom
- -----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Gdy Wiktorii raz na zawsze wreszcie udało się uporać z konsekwencjami mącznej bitwy, w holu rozległ się dobrze jej znany dzwonek.- Tak wcześnie –zdziwiła się ,przechodząc na korytarz ,zerknęła ukradkiem na zegar. – Trochę czasu pochłonęło to sprzątanie – westchnęła ciężko ,otwierając  Andrzejowi drzwi.
- To dla ciebie – wręczył jej na powitanie bukiet czerwonych róż
- Dziękuję – powiedziała zaskoczona ,napotykając na niego ciekawskie spojrzenie
- Masz coś …- zaczął ,przymrużając oczy – we włosach – dokończył ,strzepując biały proszek z rudego kosmyka jej włosów -  Mąką – zaśmiał się ,rozcierając w dłoniach białą substancję
- Nie pytaj – westchnęła z tajemniczym  uśmiechem ,wreszcie wpuszczając go do wnętrza apartamentu
- Chyba rzeczywiście wolę nie wiedzieć – uniósł prawy kącik ust do góry – Gdzie jest….?- nie dokończył ,gdyż nie wiadomo skąd pojawił się przy nich malec
- Pokażę ci coś – stwierdził zagadkowo, chwytając dłoń taty i prowadząc go do swojego pokoju
- Nie mogę się już doczekać – powiedział wysyłając w kierunku Rudej porozumiewawcze spojrzenie i znikając za jaskółczymi drzwiami.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiktoria przez cały wieczór nie odzywała się zbyt wiele. Wyraźnie zainteresowana, bardzo uważnie wsłuchiwała się w rozmowę Andrzeja z synkiem. Patrzyła na nich oczarowana. Dopiero teraz zrozumiała co miał na myśli Alex, wyglądali tak jak gdyby znali się od zawsze. Rozmawiali ze sobą z taką uwagą, pasją, łatwością. Gdy żywo dyskutowali, śmiali się można było wręcz dostrzec magnetyczną więź między nimi. Powstającą właśnie więź ojca z synem. Dopiero w tym momencie Rudowłosa dostrzegła jak wiele ich łączy, jak uderzająco podobni są do siebie. Zarówno w oczach Andrzeja jak i Alex’a dostrzegła niegasnący błysk ekscytacji. Chłonęli wiedzę na swój temat z niewyczerpywanym apetytem. Widocznie szukali, szukali siebie nawzajem. Ruda już nie słyszała o czym rozmawiają dwaj najważniejsi mężczyźni jej życia, obserwowała ich jakby przez mgłę. Szum wypełniał jej głowę, rozdzierające poczucie winy i  gorycz opanowały  jej umysł. Obserwując ich zdała sobie sprawę z wyrządzonych i nieodwracalnych szkód. Nie wiedziała dlaczego rozdzieliła ich na tyle lat.- Jak mogłam zrobić coś takiego – łzy cisnęły jej się do oczu. Tak bardzo ich kochała, ich obu.
Ocknęła się dopiero, gdy zauważyła ,że mały zasnął.
- Śpi – upewnił ją, wstając z sofy – Nie mogę uwierzyć, że tak długo rozmawialiśmy – westchnął prawdziwie zaskoczony. – Wszystko w porządku ,Wiki ? – zapytał ,widząc jej minę – Jak na ciebie nie byłaś dzisiaj zbyt rozmowna – zauważył z troską  Falkowicz
- Nie chciałam wam przeszkadzać – odpowiedziała zmieszana, podchodząc bliżej synka – Położę  go do łóżka – wzięła go na ręce
-Pomóc ci ? –zapytał ,przytrzymując głowę małego
- Nie ,dam radę – uśmiechnęła się z wysiłkiem ,kierując się w kierunku pokoju syna
- Wiem – westchnął – Zawsze „dawałaś sobie radę” – dokończył chłodno ,mimo wszystko podążając krok za nią . Wiktoria ostrożnie ułożyła małego na niewielkim łóżku i okryła go szczelnie śnieżnobiałym kocem.
- Do zobaczenia ,synu – szepnął Profesor ,głaszcząc go delikatnie po krótkich włosach – Jutro rano wylatuję – odpowiedział na jej pytające spojrzenie.
- Myślałam ,że masz samolot dopiero w poniedziałek – powiedziała ,zamykając za sobą drzwi
- Muszę trochę odciążyć Adama – westchnął – Wiesz jaki jest – przewrócił teatralnie oczami
- Ojj tak – nie potrafiła ukryć uśmiechu – Pozdrów go ode mnie – poprosiła ciepło . Skinął głową ,przechodząc z nią ponownie do salonu.
- Dziękuję ci –zaczął niskim głosem ,wpatrując się prosto w jej szmaragdowe oczy
-Za co ? – zapytała zdezorientowana ,siadając na sofie tuż obok niego
- Za Alex’a ,to cudowny chłopiec – uśmiechnął się lewym kącikiem ust – Dzięki tobie ,oczywiście – dokończył pewnie
- Chyba mnie przeceniasz – zaczęła stanowczo –On taki jest…po prostu..od zawsze – dodała zwyczajnym tonem
- Wiki – spojrzał na nią znacząco – to ty siebie nie doceniasz – utwierdził się w tym przekonaniu – Mały mówi o tobie prawie cały czas , wychowałaś go na świetnego dzieciaka – powiedział z wyczuwalnym  żalem
- To nie tylko moja zasługa…-nie dokończyła
- Tak – potwierdził – Twoja i twojego męża – dopowiedział bezbarwnym tonem 
-Alex jest do niego bardzo przywiązany – stwierdziła ,obserwując go uważnie
- Wiem – odparł chłodnym tonem – Rozumiem go –dodał pewnie – Anthony zawsze będzie dla niego kimś ważnym – westchnął ,odwracając od niej wzrok – Może mi nie uwierzysz – kontynuował pewnym głosem- ale cieszę się, że nie byłaś sama ,że mieliście kogoś kto się wami zaopiekował – dokończył z przekonaniem
- On był wspaniałym człowiekiem – stwierdził drżącym głosem – Chyba najlepszym jakiego kiedykolwiek spotkałam – dodała ze smutkiem
- To znaczy, że był ciebie wart – odrzekł ,mimowolnie zaciskając mocniej palce u prawej dłoni
- Nie – odpowiedziała – To raczej ja nie byłam go warta …- powiedziała bezbarwnym tonem – Nie jestem i nie byłam ideałem – odgarnęła włosy za ucho – dlatego nigdy nie szukałam ideału  i nie potrafiłam  go docenić, bardziej pokochać….
- Wiki – przerwał jej szybko ,dotykając niewielkiej dłoni Rudej – Mimo wszystko jestem mu wdzięczny – dodał wyraźnie –Nie zamieram wpływać na pamięć o nim – ostrożnie dobierał słowa – ale chciałbym poruszyć z tobą kilka ważnych kwestii  …-powiedział spokojnym głosem
- Dotyczących ? – zapytała od razu
- Alex’a, naszej przyszłości – powiedział bardzo ogólnie – A dokładniej jego relacji z Ravenswoodami – uściślił z napięciem w oczach. Samo wspomnienie tych ludzi podnosiło ciśnienie jego krwi.
-Dobrze wiesz, że w pewien sposób mam związane ręce w tej kwestii –przypomniała mu ostrzej
- Mój prawnik się temu przyjrzał i muszę powiedzie ,że …-przerwała mu od razu
- Twój prawnik ? – uniosła pytająco brew ,przypominając sobie jego dawne praktyki – Nie mam zamiaru wplątywać w swoje sprawy prywatne kolejnego adwokata – westchnęła zrezygnowana
- Kolejnego ?- zmarszczył czoło – Co masz na myśli ? – zlustrował  uważnie jej twarz
- Andrzej ,proszę – westchnęła zmęczona – To naprawdę nie jest rozmowa na dziś – dodała wyraźniej
- Nie mogę dużej zwlekać – uświadomił jej swoje stanowisko – Przecież wiesz..-szepnął
- Nie możemy załatwić tego bez udziału osób trzecich – zaproponowała ,opierając się o jedną z puszystych poduch
- Dobrze wiesz, że z rodziną twojego męża nie ma takiej możliwości – syknął poirytowany – Wyraźnie zaznaczyli, że nie pozwolą na moje kontakty z synem – dodał gniewnie
- To tylko kolejna zagrywka z ich strony – rzekła lekceważąco – Nie mają do tego prawa -
- Tak się składa ,że w obecnym świetle ,mają – uniósł głos ,wstając z sofy
-To niemożliwe – pokręciła przecząco głową ,chcąc się w tym upewnić
- To ja nie mam żadnych praw do Alex’a – powiedział z goryczą-  Według prawa jesteśmy dla siebie całkowicie obcymi osobami – kontynuował – Chciałbym to zmienić ….
- Rozumiem cię – westchnęła ciężko – Ale czy nie jest na to za wcześnie…?- zapytała szczerze
- Skoro obaj znamy prawdę –mówił zadziwiająco spokojnym głosem – Nie wiem na co miałbym czekać….te kolejne sześć lat – dopowiedział kpiąco
- Dajcie sobie jeszcze trochę czasu – nalegała stanowczo – Nie chcę pakować syna w te wszystkie zawiłe procedury – odnalazła trafny argument – W walkę z własną rodziną -
- A ja nie chcę go stracić ,Wiki , zrozum – uniósł się ,nerwowym krokiem przechadzając się po pokoju
- On jest jeszcze taki mały – powiedziała z troską – Poza tym nie wiem dlaczego miałbyś go stracić ?-
- Chcę tylko jego dobra – podkreślił dobitnie – Oni mają wpływ na Alex’a ,a ja nie…- powiedział wyraźnie poruszony – Wiem ,że wszystkie procedury wydają się być  bardzo skomplikowane, ale pragnę realnie być jego ojcem  i tylko w ten sposób mogę to osiągnąć – próbował ją przekonać
-Andrzej nie musisz nikomu niczego udowadniać –chciała by dał jej w pełni dojść do słowa – Jesteś jego ojcem ,oficjalnie – podkreśliła ,wprawiając go w osłupienie – biologicznym rzecz jasna- uściśliła ,nie masz prawa do czynności prawnych, ale w takim przypadku to nie będzie  problemem – już od jakiegoś czasu chciała mu to uświadomić ,lecz nie znalazła do tego odpowiedniego momentu – Mój mąż usynowił Alex’a po naszym ślubie, tutaj tego typu adopcja rządzi się odrębnymi prawami, ale przecież w  akcie urodzenie figuruje twoje nazwisko – powiedział wreszcie
- Co takiego ?- był bardzo zaskoczony
- Chyba nie sądzisz ,że miałam zamiar całe życie oszukiwać własne dziecko – zaczerwieniła się – Mój syn zawsze miał ojca,nie musiałam wtedy tego ukrywać – dodała podenerwowana
- Jakoś przede mną zataiłaś ten fakt – zauważył chłodno – Przepraszam – opanował się ,przeczesując ręką włosy – Ale to diametralnie zmienia postać rzeczy – ponownie spoczął na sofie
- Chodzi mi o to ,że nie możemy działaś zbyt impulsywnie, mały ostatnio dużo przeszedł – przypomniała mu ,przywracają pokłady rozsądku
- Masz rację – podrapał się po jednodniowym zaroście – Po prostu nigdy na nikim nie zależało mi tak jak na nim , ta sytuacja trochę mnie zmieniła -  rzekł całkiem szczerze – Chodzi mi głównie o ten internat w Surry ,mimo wszystko wątpię by był to dobry pomysł –powstrzymał się od ostrzejszego komentarza
- Alex ci o tym powiedział – zdziwiła się
- Adam – odparł pewnie – Nie tylko mnie obchodzi przyszłość małego – zerknął na swój zegarek
- To prawda – westchnęła ,przypominając sobie nie jedne ,trudne rozmowy zarówno z Agatą jak i ojcem
- Przepraszam jeśli sprawiłem ci swoim przyjazdem kłopot – powiedział ,zrywając się z beżowego mebla
-Wręcz przeciwnie ,otworzyłeś mi oczy – uświadomiła sobie ,odprowadzając tego niezwykłego gościa w kierunku holu
- Mam jeszcze do ciebie jedną prośbę ?- zapytał tajemniczo ,będąc już prawie przy drzwiach
- Zamieniam się w słuch – uśmiechnęła się widząc nieznane jej ciepło w jego ciemnoszarych oczach .