niedziela, 13 marca 2016

XXXVIII cz.III

Kurcze, jak zwykle pewnie będziecie rozczarowani.:( Ta część to gniot, bo jest może 1/5 tego, co planowałam zawrzeć w tym rozdziale... To dopiero taka zapowiedź :D Jeszcze będzie się działo w następnych podczęściach. Narzekaliście, że mało FaWi ? Już niedługo pojawi się więcej <3 Jak wiadomo, to opowiadanie odnosi się do wydarzeń, które mają miejsce kilka lat po ich rozstaniu. Czasem bywały jakieś retrospekcje itd. Niedługo właśnie będzie przedstawiany "powrót" do początku ich znajomości z perspektywy Andrzeja. :D Literówek dużo - wiadomo komórka :( Telefon nie jest w stanie zastąpić pełno wymiarowej klawiatury, nie mówiąc już o automatycznej korekcie :-'(. Mam dużo pomysłów, ale mało czasu, więc nie wiem, kiedy dokładnie pojawi się next...
Dziękuję wszystkim bardzo serdecznie za tak miłe komentarze :D Szczególnie : Wiktorii.M, Kasi, Florentynie, Julce ( przyszłej mamie <3), Maćkowi i anonimkom. Oczywiście czekam na kolejne (część stanowczo zasługuje na krytykę).
Pozdrawiam serdecznie :* :*
Dzięki, że czekacie...Przez Eugeniusza Bodo mam mały poślizg czasowy :P mam nadzieję, że nie będziecie zawiedzeni tą podczęścią, tak jak ja...


Muzyka : Adele "One and only"


                                                      XXXVIII cz. III

Mimo że chłopiec już kiedyś miał okazję spędzić kilka godzin w willi Profesora, to jednak w chwili, gdy ponownie przekroczył próg jego domu, nie potrafił rozpoznać w nim tego samego budynku. Niemal całe wnętrze domostwa uległo diametralnym przemianom. Ciemne, przytłaczające kolory, którymi otulony był przestronny salon zostały zastąpione przez jasne, pastelowe barwy, które w znacznym stopniu uwydatniały naturalne piękno japońskiego ogrodu, okalającego dom Falkowicza, który dzięki przeszklonym drzwiom tarasowym stanowił nie tylko niezwykły widok, ale nieomal żywy pejzaż, zdobiący całą bawialnię. Czekoladowy parkiet z egzotycznego drewna, kontrastujący z jasnymi odcieniami ścian sprawiał, że to rozświetlone majowym słońcem pomieszczenie stawało się bardzo przytulnym i atrakcyjnym miejscem do wypoczynku, wręcz idealnym na krótką, piątkową przygodę z książką, których niezliczone ilości zajmowały mahoniową biblioteczkę, znajdującą się za jednym z filarów, odgradzających salon od nowoczesnej kuchnio-jadalni. To właśnie regały pełne ułożonych alfabetycznie medycznych periodyków, podręczników i publikacji od razu przyciągnęły uwagę malca, który od dobrych kilku minut uważnie przyglądał się zmianom, które dokonały się w domu Falkowicza. Był pod prawdziwym wrażeniem. Alex z charakterystycznym błyskiem ekscytacji w swoich ciemnoszarych oczach zauważył książkę, którą ostatnio miał okazję przeglądać, z wysiłkiem próbował dosięgnąć upragnionej pozycji, która na jego nieszczęście znajdowała się na jednej z wyższych półek. Chłopiec zacisnął wargi w wąską linię, odkładając trzymaną przez siebie zieloną torbę podróżną na parkiet. Niepewnym wzrokiem rozejrzał się po pustym pomieszczeniu w poszukiwaniu ojca, który jak mu się zdawało, jeszcze przed chwilą, znajdował się w graniczącym z salonem holu. Czuł się zagubiony w tym wielkim domu, który był dla niego przecież prawie całkiem obcym miejscem. Ponadto Alex nie do końca wiedział jak ma się zachowywać w willi Profesora. Nie znał zasad tutaj panujących oraz nie wiedział właściwie w jakim charakterze się tutaj zjawił. Mimo wcześniejszych słów i stanowczych zapewnień  Falkowicza, który podczas kilkunastominutowej jazdy samochodem wyraźnie dał mu do zrozumienia by czuł się w jego willi jak u siebie w domu, chłopiec nie potrafił zachowywać się tutaj swobodnie. Sam nawet  właściwie nie wiedział dlaczego ? Mały miał wrażenie, że jest nie tylko nieproszonym gościem i intruzem  w tej posiadłości, ale również w pewien sposób w życiu jej właściciela. Malec pragnął sprawić by tata nigdy nie żałował faktu, że syn niespodziewanie  pojawił się w jego poukładanym świecie. Chciał by ojciec zaakceptował go takim jaki jest, ale na początku zamierzał choć w nikłym stopniu oszczędzić Profesorowi rewolucji, które wiązały się z jego pojawieniem się  w życiu chirurga. Ponadto malec przyrzekł , że przynajmniej na razie nie będzie zadręczał Falkowicza swoimi nieskończonymi pytaniami medycznymi. Poza tym Alex solennie obiecał mamie, że będzie starał się być grzeczny, a dotykanie książek  bez zgody właściciela chyba wykraczało ponad przyjęte normy. Chłopiec  tęsknie zlustrował półkę wzrokiem, wzdychając z nieukrywanym żalem.
- Tak właśnie myślałem, że cię tu znajdę – stwierdził rozbawiony jego poczynaniami Profesor, który nieoczekiwanie pojawił się za plecami synka. Już od kilku minut obserwował malca, który intensywnie wpatrywał się w jego pracę doktorancką.
- Ja tylko …-zaczął speszony chłopiec, który odwrócił się w stronę Andrzeja  - Oglądałem – odparł już pewniejszym głosem, zauważając cień rozbawienia na twarzy taty. Mały odetchnął z widoczną ulgą, nie chciał swoją samowolą denerwować Profesora, a tym bardziej ostatnią rzeczą, której pragnął było by mama dowiedziała się, że znowu sięga po medyczne publikacje. Niepozorna Ruda już niejednokrotnie dawała mu wyraźnie znać, co sądzi o podkradaniu artykułów. Wciąż trwała w przekonaniu, że Alex jest stanowczo zbyt młody by interesować się medycyną i nie przejmowała do wiadomości jego próśb i sprzeciwów. Wiktoria chciała by jej syn miał normalne dzieciństwo, dlatego starała się wyperswadować małemu te nietypowe pasje, oczywiście bezskutecznie. Chłopiec nie chciał by mama ciągle się o niego martwiła, więc chociaż starał się zachowywać pozory.
-Oczywiście– odparł ironicznie Falkowicz, przewracając teatralnie oczami. Zawadiacki uśmiech nie znikał z jego twarzy, pieszczotliwie pogłaskał synka po głowie. – Co tak cię zainteresowało ? – zaciekawiony uniósł lewą brew do góry, nie spuszczając wzroku z chłopca. Wciąż nie był w stanie dać w pełni wiary niezwykłemu „hobby” sześciolatka. W przeciwieństwie do Wiki nie uważał  by było ono zagrożeniem dla małego, a wręcz przeciwnie. W pewien sposób zainteresowanie Alex’a medycyną wydawało mu się trochę zabawne, a ponadto stanowiło dla niego ogromną szansę. Andrzej usilnie potrzebował wspólnych tematów z synkiem, a medycyna zdawała się być ich niewyczerpalnym źródłem. Wydawało mu się, że wspólna pasja może zbliży ich do siebie, jeszcze nie całkiem odkrył jak wiele poza nią ich łączy .
- Praca doktorancka  „ Analiza obrazu rezonansu magnetycznego u chorych z późną postacią  stwardnienia rozsianego” –odczytał sprawnie chłopiec, przyglądając się zaintrygowanemu Falkowiczowi, który w tej samej chwili sięgnął po interesującą synka ,oprawioną w czarną skórę publikację. Gdy tylko napotkał wzrokiem na bardzo dobrze  sobie znany tytuł, zmarszczył nieprzyjemnie  brwi, niechętnie wracając do swoich wspomnień związanych z lekiem na SM. Profesor poświęcił większą część swojego życia by doprowadzić badania do końca i wprowadzić na rynek farmaceutyczny swój rewolucyjny wynalazek. Badania niemal zupełnie owładnęły jego życiem. To właśnie moment , w którym jeszcze jako młody i niedoświadczony lekarz zdecydował się na podjęcie pracy w instytucie neurologicznym, a następnie decyzja  o napisaniu doktoratu na temat stwardnienia rozsianego stanowiły przełomowy punkt nie tylko w jego karierze, ale również w życiu osobistym. Przez umysł Profesora przewinęły się strzępki wspomnień związanych z problemami przy realizacji swojej wizji. Wanda, zatargi ze Szwajcarami, prokuratura , Izba Lekarska, szantaż, a wreszcie ślub z Kingą… W chwili obecnej wątpił, czy cena jaką zapłacił za realizację swojego marzenia była warta całego tego przedsięwzięcia. Był w pełni świadomy jak wiele go to kosztowało. To pogoń za sukcesem uczyniła z niego wyrachowanego karierowicza, wypaczając przy okazji wszystkie jego dobre cechy. Największe rozgoryczenie jednak wzbudzał w nim fakt, że gdyby posiadał choć trochę więcej cierpliwości i zdrowego rozsądku, to prędzej czy później i tak udało by mu się dopiąć swego i opatentować  lek, nie narażając się przy tym na niechciane konsekwencje swoich nielegalnych działań. Falkowicz wciąż nie potrafił wybaczyć sobie tego, że myśl o sukcesie i chwale tak nim owładnęła, sprawiając  że do reszty zapamiętał się w badaniach, mimowolnie pozbawiając siebie szczęścia. W chwili obecnej nie był w stanie pojąć jak mógł dobrowolnie zrezygnować z Wiki, godząc się na chory układ z niestabilną emocjonalnie laborantką ?!  Z perspektywy czasu wydawało mu się to absurdalne. Trudno było mu przyznać się przed samym sobą do błędu, który owszem doprowadził go do upragnionego sukcesu i międzynarodowej sławy, ale jednocześnie pozbawił dwóch najważniejszych osób w jego życiu. Myśl, że nie potrafił zaryzykować i ugiął się pod żądaniami Walczyk budziła teraz jego zniesmaczenie. Nie potrafił pogodzić się ze swoją słabością. Gdyby wtedy nie odpuścił i  wbrew radom Adama  zdecydował się odnaleźć Wiktorię i w pełni szczerze z nią porozmawiać … ? Wolał nie zadręczać się tą myślą, a skupić się na teraźniejszości.- Przecież i tak nie jestem w stanie cofnąć czasu – myślał zrezygnowany, pocierając dłonią skronie. Wciąż stał przed chyba największym wyzwaniem, jakiemu przyszło mu stawić czoła. Wiedział, że nie jest w stanie zmienić przeszłości, ale ma za to wpływ na to, co dzieje się tu i teraz. Profesor zamierzał skupić się na synku  i ich relacji. Chciał chociaż w niewielkim stopniu wynagrodzić chłopcu stracone lata. Nie mógł mieć pewności, czy jego działania zakończą się sukcesem, ale wiedział, że zrobi wszystko by spełnić się w swojej nowej roli.
Zdziwiony malec uważnie przyglądał się  tej wyjątkowo szybkiej przemianie Andrzeja. Szczere rozbawienie od razu momentalnie zniknęło z twarzy Profesora ,już w chwili gdy chwycił skórzaną oprawę książki.  Nadzieja i iskierki ekscytacji, które zdążyły zabłysnąć w oczach Alex’a również wyparowały, gdy napotkał na spochmurniałą twarz ojca.
- Uwierz mi, nie zainteresuje cię ten staroć- stwierdził lekceważąco Profesor , odkładając pozycję na swoje miejsce. Alex zmarszczył czoło, uważnie przyglądając się tacie, który wyraźnie unikał jego wzroku. Żyłka na czole Falkowicza zaczęła niebezpiecznie pulsować.
-Dlaczego ? – mały nie zamierzał tak łatwo ustąpić. Wciąż usilnie wpatrywał się w chirurga. Reakcja Profesora zaintrygowała go prawie w równym stopniu, co artykuł. Malec nie potrafił pohamować swojej wrodzonej ciekawości. Zastanawiał się, dlaczego publikacja wywołała taką zmianę w zachowaniu Falkowicza ?
- To jedynie marzycielskie wywody pewnego młodzika, nic ponad to – stwierdził stanowczo Profesor, wzruszając obojętnie ramionami. Nerwowo przeczesał dłonią swoje krótkie włosy. Ruszył w stronę kuchni by rozpakować zrobione przez nich wcześniej zakupy. Pragnął jak najszybciej odgonić od siebie uciążliwe myśli, skupiając się na tak prozaicznej czynności jak wykładanie produktów na marmurowy blat. Przeszywający wzrok synka spowodował u niego niekontrolowany napływ wyrzutów sumienia. Andrzej próbował jak najszybciej pozbyć się wyrazu gniewu i rozgoryczenia ze swojej twarzy, niestety tym razem nie był w stanie sprostać temu wyzwaniu. W obecności Alex'a wszystkie jego maski, które wykorzystywał w życiu codziennym, zdawały się być nietrwałe, a co gorsza kompletnie bezużyteczne. Falkowicz zaczynał powoli gubić się w tej nowej rzeczywistości, czuł się jakby ktoś pozbawił go systemu obronnego. Jednak dziwnym trafem nie potrafił zgrywać pozorów przed synkiem. Nie potrafił, a może nie chciał ? Właśnie w tym tkwiło sedno całej sprawy. Chirurg chciał lepiej poznać małego, ale również pragnął by i synek poznał jego prawdziwe oblicze. Nie miał zamiaru nikogo przed nim udawać.
- Podobno żyjemy, półki mamy marzenia – zaczął pewnie mały, zerkając na ojca – Zawsze tata mi to powtarzał…- zaczął pozbawionym emocji głosem, po czym spuścił głowę – Znaczy… Anthony – poprawił się momentalnie , napotykając na pozbawione wyrazu spojrzenie Falkowicza, który zacisnął mocno usta w wąską linię. Doskonale zdawał sobie sprawę ile Anthony znaczył dla jego synka, ale wciąż nie mógł pogodzić się z faktem, że ten zupełnie obcy mu mężczyzna wywarł tak ogromny wpływ na chłopca. Zdawał sobie sprawę, że Ravenswood już na zawsze pozostanie w sercu malca, ale nie mógł znieść myśli, że to nie jemu przypadło bycie numerem jeden w kategorii „tata”. Najgorszym był jednak fakt, że za zaistniałą sytuację mógł w głównej mierze obwiniać tylko i wyłącznie siebie. Bezwiednie ,mocno ścisnął plastikową butelkę, którą właśnie wyciągał z torby z zakupami. Bogu ducha winny jogurt pod wpływem silnej dłoni chirurga zaczął wydobywać się poza zakrętkę opakowania.
- To prawda – mruknął ze zrozumieniem Profesor, ścierając truskawkowy przysmak z dłoni – Jednak autor tej pracy zatracił granicę między życiem z marzeniami – podkreślił dobitnie- a życiem marzeniem – dodał surowszym głosem, odkładając butelkę mleka, do stojącej za nim, wbudowanej w kuchenny blat lodówki.
- Andrzej Baran – przypomniał sobie chłopiec, marszcząc wyczekująco czoło, usiadł na jednym z designerskich, czarnych krzesełek barowych, znajdujących się przy wyspie kuchennej  – Zna go pan ? – zapytał szczerze zainteresowany, nie spuszczając wzroku z twarzy mocno zaskoczonego jego słowami taty. Mały czasem zapominał jak powinien zwracać się do Falkowicza, wciąż czuł się niepewnie w tej sytuacji, jednak to nie ten zwrot przyciągnął uwagę chirurga, a wypowiedziane przez malca nazwisko. Andrzej chrząknął nieznacznie, kręcąc głową z niedowierzaniem. Z minuty na minutę synek zaczynał coraz bardziej go zaskakiwać.Uniósł oczy ku górze, zastanawiając się ,czy to kolejne zrządzenie losu , że jego syn właśnie spośród setek publikacji znajdujących się na półkach wybrał właśnie tą jego autorstwa ?
- Właściwie ….- westchnął teatralnie Profesor, unosząc lewy kącik ust do góry – To mój stary, dobry znajomy- przyznał otwarcie, uśmiechając się tajemniczo  w stronę Alex'a. Również spoczął na jednym ze stołków barowych, tuż obok malca.
- Pracował z tobą and lekiem ? – zapytał z zaciekawieniem chłopiec, Andrzej z łatwością dostrzegł radosne iskierki ekscytacji, które rozświetliły wpatrzone w niego oczy małego.
- Można nawet powiedzieć, że to on zapoczątkował cały ten proces – westchnął ciężko Falkowicz, podrywając się z siedziska. Uśmiech niespodziewanie zniknął z jego oblicza.
- Skoro to twój przyjaciel, to dlaczego uważasz, że jego praca jest nic nie warta ? – zapytał szczerze chłopiec, uważnie lustrując sylwetkę ojca, który udał się do holu w poszukiwaniu jego torby podróżnej. Andrzej słysząc jego słowa parsknął śmiechem, ukazują rząd śnieżnobiałych zębów.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – odpowiedział mu ciepły głos z korytarza, malec również zeskoczył ze stołka, dołączając do taty.
-Mówisz jak ciocia Agata – westchnął znudzony chłopiec, obdarzając Andrzeja swoim rozbrajającym uśmiechem.
-Nigdy nie wątpiłem w życiową mądrość doktor Woźnickiej – odrzekł pewnym głosem chirurg, uważnie rozglądając się po obszernym holu. Zastanawiał się ,gdzie Alex położył swój bagaż.
- Życiowa mądrość i ciocia ? – zastanawiał się głośno malec, marszcząc brwi – Chyba nie mówimy o mojej cioci Agacie – podkreślił stanowczo, zauważywszy zieloną torbę, którą pozostawił tuż przy rzędzie mahoniowych regałów.
- Twoja ciocia ? – zaśmiał się chirurg, podążając za synkiem w kierunku biblioteczki – Masz ją na wyłączność ? – włożył ręce do kieszeni swoich grafitowych spodni, zerkając na małego z rozbawieniem.
- Jestem jej jedynym chrześniakiem – rzekł usprawiedliwiająco malec, chwytając swoją niewielką dłonią uchwyt poliestrowej torby w malutkie, ciemnozielone krokodylki z jednej ze znanych kreskówek. Z wysiłkiem podniósł ją z podłogi, był bardzo zmęczony. Trudy dzisiejszego dnia mocno dały mu się we znaki. Alex’owi wydawało się wręcz, że oczy same zamykają mu się pod ciężarem ołowianych powiek. Ledwie był w stanie utrzymać równowagę. Godziny oczekiwania i niepewności wyczerpały jego siły. Ponadto zmęczenie podróżą i głód sprawiły, że tylko radość ze spotkania z ojcem powstrzymywała go przed zapadnięciem w długą, słodką drzemkę, o której marzył odkąd razem z Adamem wreszcie dostał się do kliniki Andrzeja.
-To wiele wyjaśnia – rzekł ironicznie Profesor, unosząc znacząco brew do góry- Jeśli tylko będziesz chciał, to możemy odwiedzić jutro panią Agatę, już z nią o tym rozmawiałem – zaproponował śmiało Andrzej, wyciągając w stronę synka dłoń, chcąc pomóc mu w niesieniu bagażu.
-Naprawdę ! – ucieszył się chłopiec, podążając za Falkowiczem w stronę szklanych schodów, prowadzących na pierwsze piętro ogromnej willi. Profesor przytaknął mu skinieniem głowy. Mały zdawał się nie słyszeć słów taty, który zaproponował, że zaniesie do pokoju jego bagaż. Zrezygnowany Andrzej  pokręcił przecząco   głową, widząc walczącego z dużą torbą synka, który  sam  próbował wnieść ją po schodach.
- Może jednak Ci pomogę, co ? –zapytał z troską Falkowicz , widząc upartego chłopca, który ledwie trzymał bagaż w swojej rączce. Spojrzał na małego z mieszaniną rozbawienia i politowania.
- Sam sobie poradzę – stwierdził pewnie malec, zaciskając mocniej palce na beżowym uchwycie – Dziękuję – posłał tacie nieznaczny uśmiech, który kontrastował z błyskiem zacięcia widocznym w stalowych oczach Alex’a.
- Cała Wiki – mruknął cicho Profesor, uśmiechając się pod nosem.
Alex uważnie przyglądał się wnętrzu domu Falkowicza. Zauważył, że piętro, tak jak parter również zostało poddane gruntownemu remontowi. Mały był pod ogromnym wrażeniem zmian, które dokonały się w wystroju tego domostwa.
-Sam tutaj mieszkasz ? – zapytał zaintrygowany malec, zerkając wyczekująco na ojca. Wydawało mu się dziwne, by tylko jedna osoba zamieszkiwała tak ogromny dom.
- Tak – odparł zgodnie z prawdą Falkowicz, razem z synem kierując się na sam koniec przestronnego korytarza.
-Chyba nie potrafiłbym mieszkać sam w takiej wielkiej willi – przyznał szczerze malec, nie spuszczając wzroku z Profesora, któremu wreszcie udało się przekonać chłopca by pozwolił mu zanieść bagaż do pokoju gościnnego.
- Nie miałem innego wyboru – westchnął teatralnie Andrzej, unosząc lewy kącik ust do góry. On również w pełni zgadzał się z synkiem, samotna egzystencja w tym olbrzymim domu już od dawna dawała mu się we znaki. Wszechogarniająca pustka, którą napotykał po powrocie z pracy coraz bardziej ciążyła mu na sercu.
-Myślałem, że wujek Adam też tutaj mieszka – zaczął niepewnie mały, kiedy znaleźli się już prawie przy drzwiach do niewielkiego, acz przytulnego pokoju.
- Kiedyś mieszkał w tym domu, ale przeprowadził się do siebie, do Mińska – wyjaśnił mu Falkowicz, otwierając dębowe drzwi na oścież. Zaintrygowany Alex podążył za nim. – Poza tym Adam strasznie bałaganił – prychnął ironicznie Profesor, unosząc znacząco brwi ku górze. Delikatnie położył torbę synka na mięciutkim, jasnym kocu, okrywającym materac niewielkiego łóżka.
-Wiele się zmieniło odkąd byłem tutaj pierwszy raz – napomknął prawdziwie zdumiony chłopiec, gdy wreszcie znaleźli się w środku. Mimo że kiedyś już miał okazję razem z wujkiem Adamem trochę pozwiedzać dom Profesora ,to w tym momencie z trudem odnajdywał w mijanych pomieszczeniach znajome elementy.
-Podobno wielkie zmiany zaczynają się od małych kroczków – szepnął tajemniczo Falkowicz, uśmiechając się szczerze. Z nieukrywaną dumą zlustrował efekty swojej pracy, czekając na reakcję Alex’a.
Mocno zaskoczony chłopiec przez dłuższą chwilę przyglądał się niewielkiemu pokojowi, który wypełniał zestaw funkcjonalnych i gustownych mebli, które zdawały się w pełni odzwierciadlać jego potrzeby. Stylowa, designerska biblioteczka i kolorowy fotel wiszący w formie worka, jak i ogromna grafika przedstawiająca jego ulubiony, zabytkowy model forda wprawiły malca w osłupienie. Nieoczekiwany smutek malował się na twarzy chłopca, który z każdą kolejną sekundą zdawał się być coraz bardzie przygnębiony. Zdziwiony Profesor uważnie przyglądał się przemianie Alex’a, który wcześniej tryskał zaskakująco dobrym humorem. Falkowicz musiał przyznać, że właśnie takiej reakcji kompletnie się nie spodziewał. Synek wciąż pozostawał dla niego zagadką.
-Czyj to jest pokój ?- zapytał cicho Alex, zaciskając mocniej wargi.
-Twój – odparł zdezorientowany Falkowicz, unosząc pytająco lewą brew do góry. Nie miał najmniejszego pojęcia, do czego mały zmierza swoim pytaniem.
-Mój ?- zaczął z niedowierzaniem malec, z błyskiem w oczach lustrując postać taty.
-Oczywiście- odpowiedział pewnie Profesor, unosząc jeden kącik ust do góry – Tylko mi nie mów, że nie trafiłem z tonacją kolorów ?- westchnął z udawanym żalem Andrzej, nonszalancko opierając się o białą komodę ,stojącą tuż pod wychodzącym na ogród oknie.
-Nie, jest idealny- przyznał dobitnie Alex, patrząc na ojca roziskrzonym wzrokiem- Ale … – zaczął już pewniej, podchodząc do stojącego nieopodal łóżka.
-Ale ? – Profesor podłapał go za słowo, unosząc wyczekująco brew.
- Ale poduszki są krzywo ułożone- zaśmiał się chłopiec, z zadziwiającą perfekcją układając kolorystycznie małe poduchy.
-Rzeczywiście- rozbawiony Falkowicz przyznał mu rację, uśmiechając się półgębkiem.
---***---
Kiedy mały już na dobre zadomowił się w swoim nowym pokoju i dokładnie zwiedził już wszystkie pomieszczenia w domu Profesora, nie omieszkawszy przy tym precyzyjnie wypytać go o autora każdego obrazu, które licznie zdobiły ściany mieszkania chirurga , zmęczeni i wygłodniali panowie wreszcie zdecydowali się skonsumować przyzwoitą kolację. Ich życzenie okazało się niezwykle trudne do zrealizowania, gdyż Falkowicz wysłała swoją gosposię na tygodniowy urlop, nie prosząc jej wcześniej o pozostawienie przygotowanych przez nią  obiadów w lodówce. Ponadto późna pora uniemożliwiała im zmówienie przyzwoitego posiłku do domu, gdyż o tej godzinie mogli liczyć jedynie na kiepską pizzę, bądź chińszczyznę wątpliwego pochodzenia. Andrzej próbował uniknąć tej opcji za wszelką cenę, więc postanowił zmierzyć się ze swoją piętą achillesową, a mianowicie wraz ze swoimi zdolnościami kulinarnymi, a raczej ich rażącym brakiem, chirurg postanowił własnoręcznie przygotować wyśmienitą potrawę. Andrzej bez wątpienia był koneserem win i wyrafinowanych smaków, w każdym tego słowa znaczeniu. Mimo sprecyzowanego gustu kulinarnego i kubków smakowych godnych najsurowszego krytyka, zdolności Falkowicza w kwestii przygotowywania posiłków ograniczały się jedynie do ugotowania wody na herbatę, podgrzania zupy, czy zrobienia zwykłej, szkolnej kanapki. Po prostu Andrzej był zdania, że jeśli ktoś nie ma o czymś najmniejszego pojęcia , to naturalnym jest ,że nie powinien nawet próbować profanować danie, a po prostu pozostawić jego przygotowanie komuś kompetentnemu. Profesor nie znosił partactwa w każdej dziedzinie swojego życia i z pewnością nie miał najmniejszego zamiaru kalać swoim umiejętnościami  dań- klasyków, nawet tak banalnych  jak spaghetti. Był perfekcjonistą i zawsze oczekiwał od siebie najwyższych wyników, dlatego po prostu unikał porażki, na co dzięki sporym wpływom finansowym mógł sobie na szczęście pozwolić.
- Co my tutaj mamy ?- mruknął do siebie Falkowicz, otwierając drzwi lodówki na oścież. Mimo, ze szklane półki wypełnione były po brzegi jedzeniem, Andrzej nie mógł dostrzec na nich żadnych interesujących produktów, z których mógłby przygotować jakąś smaczną potrawę.
- Jestem głodny, tato – powiedział cicho malec, który  siedział na stołku barowym, tuż przy wyspie kuchennej, obserwując Andrzeja, który już od dłuższego czasu przeszukiwał lodówkę. Alex oparł pulsujące czoło na dłoniach, wzdychając ciężko. Był wyczerpany dzisiejszym dniem, ale przez uporczywy głód nie był w stanie zasnąć.
- Co powiesz na paellę z kurczakiem ? – zapytał ciepło Profesor, uśmiechając się niepewnie do synka.Próbował odtworzyć w pamięci przepis, lecz przychodziło mu to z trudem. Wyciągnął z lodówki całą sztukę drobiu przyglądając jej się z nietęgą miną. Sam był zdziwiony, że zaproponował właśnie to danie. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że właściwie tylko je potrafi przygotować. Pamiętał jak  Wiki bezskutecznie próbowała kiedyś nauczyć go sporządzać  ten podstawowy specjał kuchni hiszpańskiej, oczywiście nie obyło się bez salwy donośnego śmiechu i pokaleczonych palców. Falkowicz wiedział, że był raczej miernym uczniem, ale postanowił zaryzykować. Nie miał innego wyboru, w końcu jego synek był bardzo głodny, a on po prostu musiał coś z tym zrobić.
- Uwielbiam paellę – mały trochę się rozchmurzył, podchodząc do pogrążonego w kuchennym rozgardiaszu ojca.- Mama często gotuje tą potrawę – przyznał pewnym głosem przyglądając się niezdarnym poczynaniom taty.
- Raczej nie osiągnę jej poziomu- stwierdził pewnie Profesor, śmiejąc się pod nosem. Falkowicz nieudolnie próbował rozdzielić kurczaka na części. Chirurg, który potrafił z łatwością zespolić najmniejsze naczynie, czy bez trudu pozbyć się rozległego krwiaka był bezradny w starciu ze zwykłym drobiem.  Andrzej westchnął zrezygnowany, gdy po raz kolejny tępy nóż zawiódł go, boleśnie przecinając jego palce. Zdenerwowany Profesor sięgnął do apteczki, w której nieoczekiwanie znalazł skalpel. Nie zastanawiając się dłużej sięgnął po dobrze znane sobie narzędzie, które zamierzał wykorzystać w kuchni.
- Tato ? – zapytał zaintrygowany malec, uważnie obserwując preparującego mięso Falkowicza, który zmarszczył czoło w napięciu.
-Tak – mruknął niewyraźnie mężczyzna, z chirurgiczną precyzją skupiając się na pozbyciu niechcianej skóry.
- Nie odpowiedziałeś na moje wcześniejsze pytanie –zagadnął niespodziewanie, lecz napotkał na zdezorientowany wzrok ojca – To dotyczące pracy twojego przyjaciela – uściślił, nie spuszczając swojego spojrzenia z Falkowicza. – Dlaczego uważasz jego pracę za kiepską ? –zdziwił się, marszcząc wyczekująco brwi. Mały nawet nie był od końca świadomy jak  bardzo ceni sobie opinię Profesora.
- Mój drogi – westchnął ciężko Falkowicz, odrywając się od przygotowań, gotujący się makaron zaczął powoli kipieć, jednak chirurg nie był w stanie tego dostrzec.- Ja wcale nie twierdze, że jest ona kiepska – stwierdził stanowczym głosem – Po prostu nie widzę niczego złego w odrobinie samokrytyki – przyznał, unosząc lewą brew do góry. Alex spojrzał na niego zdezorientowany, kompletnie nie zrozumiał sensu słów taty. Falkowicz zaśmiał się , widząc zmarszczone czoło malca.
- Nie rozumiem – przyznał szczerze chłopiec, obdarzając Profesora nieodgadnionym spojrzeniem.
-To długa historia – stwierdził ostrzejszym głosem chirurg, zmniejszając gaz na kuchence. Cała kuchnia wyglądała jak rodem z tsunami. Marmurowe blaty pokrywała warstwa tłuszczu i fragmenty warzyw, a nierdzewna kuchenka elektryczna nosiła znamiona ostrego sosu i piany z gotujących się muszli. Falowicz wolał nie zastanawiać się komu przypadnie rola posprzątania tego bałaganu. – Chyba powinienem dać pani Krysi sporą podwyżkę- lekarz utwierdził się w tym przekonaniu, próbując odcedzić makaron. Gorący wrzątek musnął dłonie chirurga, parząc go przy tym boleśnie. Andrzej zagryzł mocno dolną wargę, próbując opanować falę ostrych słów pogardy dotyczących nierdzewnego garnka. Wcześniej Profesor nie był w stanie do końca docenić pracy swojej gosposi, teraz wiedział jakim wysiłkiem okupione są jego smaczne obiady ,przygotowywane przez sympatyczną emerytkę.
- Ja mam czas – odparł przekornie malec, wysyłając Andrzejowi swój czarujący uśmiech.
- Kiedyś ci to wyjaśnię – odparł niewzruszony Profesor – Ale teraz nie jest to chyba najlepszy moment- przyznał szczerze próbując zapanować nad przypalającym się sosem.- Poza tym już zdążyłeś poznać autora tej pracy – Falkowicz puścił małemu oczko, nerwowo przeczesując ręką swoje przyprószone już siwizną włosy. Alex przyglądał się tacie zaintrygowany, nie zrozumiał jego aluzji.
---***---
Kiedy malec na prośbę Andrzeja przygotował na jadalnianym stole nakrycia do ich długo wyczekiwanego posiłku, nie mógł powstrzymać swojej ciekawości i ponownie tego dnia udał się pod biblioteczkę Falkowicza. Po chwili znalazł interesującą go publikację i trzymając niewielką książkę w swojej małej dłoni usiadł na wygodnej, skórzanej sofie. Chłopiec nawet nie zauważył, kiedy oprawiona w twardą okładkę praca wypadła mu z rączki, a on nieoczekiwanie wreszcie poddał się swojemu zmęczeniu i odpłynął w słodką krainę snów.
---***----
Dumny ze swojego dzieła Profesor postawił gotowe, parujące danie na ciemnym, sporych rozmiarów stole znajdującym się na granicy kuchni i salonu. Przyjrzał się największemu dorobkowi kulinarnemu w swojej krótkiej kucharskiej karierze, uśmiechając się z satysfakcją i rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu syna, który kilkanaście  minut temu postanowił  przygotować nakrycie w jadalni. Falkowicza zdziwiła nieoczekiwana cisza, która pojawiła się, gdy tylko mały opuścił kuchnię. Nie chciał nawet zastanawiać się nad dziwną  pustką, która od razu po wyjściu malca pojawiła się w jego sercu. Andrzej nie spodziewał się jak wiele ten mały chłopiec wnosił do jego domu. Sam dziwił się sobie ,dlaczego z taką łatwością przychodzi mu rozmowa z synem. Nie pamiętał ,kiedy ostatnio był wobec kogoś taki szczery, naturalny ? Przy mały zdawał się być kimś zupełnie innym i  to trochę zaczynało go przerażać. Spodziewał się, że zmęczony chłopiec postanowił trochę wypocząć, zresztą wcale mu się nie dziwił. Profesor wiedział, że kilka godzin oczekiwania na lotnisku bardzo nadwątliło siły malca, który i tak starał się w pełni wykorzystać ten krótki, wspólnie spędzony  czas, który dzisiaj zaoferował im przewrotny los. Przeklinał w myślach Marka, który w dużej mierze był odpowiedzialny za  dzisiejszy upadek planów Profesora.
- Alex – powiedział głośno chirurg, przechodząc do salonu. Od razu spostrzegł małą postać śpiącą w najlepsze na jego beżowej sofie. Uśmiechnął się szeroko na ten widok, mimowolnie wspominając swoje pierwsze spotkanie z Alex’em w tym domu. – Synu- ostrożnie poklepał malca po ramieniu, ale wymęczony wrażeniami tego dnia chłopiec tylko nieznacznie obrócił głowę w drugą stronę, mrucząc cicho pod nosem.
- To chyba nie posmakujemy tej legendarnej paelli – cmoknął z rezygnacją Falkowicz, delikatnie podnosząc synka. Wiedział, że nie ma większych szans na to by wykończony chłopiec obudził się na tyle by zjeść kolację.
---***---
Andrzej ostrożnie ułożył malca na łóżku w jego pokoju, szczelnie okrywając go mięciutkim, szarym kocem, po czym czule pogłaskał synka głowie. Bezszelestnie opuścił jego pokój, jednak gdy ostrożnie  zamykał  drzwi usłyszał cichy głos chłopca.
- Obiecałeś, że przed snem opowiesz mi bajkę, tato – przypomniał mu mały, który przeciągnął się ,ziewając głośno. Obudził się w chwili , gdy Andrzej gasił światło. Mimo że oczy kleiły mu się ze zmęczenia nie miał zamiaru odpuścić, liczył na porządną dobranockę ze strony ojca. W końcu Falokowicz jeszcze dzisiaj obiecał mu, że mu ją opowie. Ponadto Alex był bardzo przywiązany do tego wieczornego rytuału.
- Ja ? –zdziwił się Profesor, niewinnie unosząc pytająco brwi do góry – Niczego takiego sobie nie przypominam – zastrzegł, uśmiechając się szelmowsko.
- Bez niej nie zasnę – przyznał mały, robiąc na brzegu łóżka miejsce dla taty. Falkowicz westchnął teatralnie, po czym mrugnął do synka porozumiewawczo. Przysiadł tuż obok malca.
- To o czym życzysz sobie usłyszeć ? – zapytał ciepło, nie spuszczając troskliwego wzroku z zaspanej twarzy chłopca.
- Zdaję się na ciebie – oparł rozbawiony malec, wtulając głowę w puszystą, czerwoną poduchę.
- Skoro tak – odparł pewnie Falkowicz, opierając łokieć na kakaowej etażerce – To co powiesz na opowieść o chłopcu, który podróżuje po innych planetach, aż wreszcie napotyka na swojej drodze zagubionego pilota ? – uśmiechnął się tajemniczo w stronę syna. Gdy po wielu latach sięgnął po książkę, którą zaledwie kilka dni temu dostał od brata, wciąż nie potrafił pozbyć się ogromnego  wrażenia, jakie ona na nim wywarła. Wydawało mu się, że wcześniej nie potrafił dostrzec nawet jednej dziesiątej przesłania, jaką za sobą niosła.
---***---
Chłopiec od dobrych kilku minut przysłuchiwał się opowiadanej przez Falkowicza bajce, jednak słowa chirurga zdawały się zlewać w jego umyśle w jeden wielki ciąg niezrozumiałych wyrazów, mały był już bardzo zmęczony, jednak bardzo chciał wytrwać do końca opowieści.
- A czy ty też jak Mały Książę masz taką swoją Różę ? –zapytał z widocznym zainteresowaniem mały, wpatrując się w napięciu prosto w ciemnoszare oczy Andrzeja. Już jakiś czas temu w jego umyśle wyklarował się pewien plan, a z każdej kolejnej rozmowy przeprowadzonej zarówno  z mamą, jak i z tatą dochodził do bardzo intrygujących wniosków. Alex nie byłby sobą gdyby nie zaczął działać. On w przeciwieństwie do Wiktorii nie widział sensu w odwlekaniu nieuniknionego. Gdy tylko zobaczył jak jego mama zachowuje się w towarzystwie Falkowicza miał pewność, co do jej uczuć. Ojciec również jak na razie go nie zawiódł. Alex był zdeterminowany by mieć prawdziwą rodzinę. Nie rozumiał faktu , że skoro Rudowłosa kocha Profesora, a on odwzajemnia jej uczucie, to dlaczego nie mogą być razem ? Mały chciał mieć zarówno mamę jak i tatę przy sobie. Chłopiec przyrzekł sobie, że jeśli rodzice nie zdecydują się na pierwszy krok w tej sprawie, to on nie omieszka ich wyręczyć. Nie potrafił przyglądać się bezczynnie całej tej sytuacji. Swoim szczerym, dzieciecym sercem zrozumiał, że nie chce już dłużej godzić się na to by dobrowolnie pozbawiać się jednego z rodziców. W końcu kochał ich oboje i chciał pomóc im w zdobyciu szczęścia. Przecież miał w tym też swój cel.
- Chyba każdy ją ma – przyznał pewnie chirurg, czując się nie do końca komfortowo pod przenikliwym spojrzeniem malca – Jednak nie do końca zdajemy sobie sprawę, że …- Falkowicz wskazał na widoczne za okno niebo, nakreślając w powietrzu okrąg – gdzieś tam ona wciąż na nas czeka – dodał z przekonaniem, poprawiając kocyk chłopca, który na jego słowa zmarszczył brwi, intensywnie nad czymś rozmyślał.
- A może Róża nie zawsze jest Różą? – zastanawiał się głośno mały, sugestywnie spoglądając na ojca.
- Jak to mówią „ miłość nie jedno ma imię” – odparł przekornie chirurg, masując dłonią pulsujące skronie. Jemu również ten dzień mocno dał się we znaki, jednak nie zamierzał okazywać tego przy synu.
- Moja mama ma na imię Wiktoria – powiedział spokojnym głosem malec, wciąż uważnie przyglądając się chirurgowi. Andrzej zrozumiał cel, w jakim mały wypowiedział to z pozoru oczywiste zdanie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego synek ma absolutną rację.
- Wiem – odparł zmieszany Profesor, przełykając głośno ślinę – Ja i twoja mama…-zaczął dziwnie niepewnym jak na siebie głosem, przenosząc swoje spojrzenie z powrotem na malca.
- Tato – Alex spojrzał na Falkowicza wyczekująco, po czym dotknął swoją rączką jego dłoni – Opowiesz mi o sobie i mamę,o tym  jak się poznaliście…- poprosił cichym głosem, mocniej ściskając rękę Andrzeja. Profesor nawet gdyby chciał nie potrafiłby w tym momencie odmówić synkowi.
- Wiesz – Falkowicz uniósł nonszalancko lewy kącik ust do góry – Poznaliśmy się raczej zwyczajnie, w szpitalu- stwierdził przekornie, czochrając go po głowie. Alex spojrzał na niego cielęcym wzrokiem.
- Dobrze wiesz, co mam na myśli – westchnął zniecierpliwiony malec, marszcząc czoło w oczekiwaniu.- Chodzi mi o to, jak  zakochałeś się w mojej mamie – podkreślił dobitnie. Momentalnie zauważył nienaturalny błysk w ciemnoszarych oczach ojca. Chłopiec chciał mieć pewność, co do uczuć chirurga. W przeciwieństwie do Wiki, zachowanie Falkowicz było dla niego jedną wielką zagadką, którą z trudem przychodziło mu rozszyfrowywać. To była jedna z wielu cech, która łączyła ojca i syna.
- Nasza historia to pasmo wzlotów i upadków- przyznał szczerze Profesor, nieoczekiwany ciepły uśmiech pojawił się na jego twarzy- Oczywiście, jak pewnie wiesz, te mniej przyjemne wydarzenia przeważają – uniósł znacząco lewą brew, kątem oka spoglądając na zaciekawionego malca, który usiadł na łóżku, by lepiej słyszeć Falkowicza.
- Ale – zagadnął podekscytowany malec, którego ciekawość przeważyła nad zmęczeniem.- Spodziewam się, że jest tam jakieś ale – uśmiechnął się zawadiacko, podciągając kolana do góry. Oparł głowę na łokciach, wsłuchując się w nową bajkę taty, która zdawała mu się być szalenie ciekawa. W przeciwieństwie do poprzedniej była prawdziwa, a chyba każde dziecko ma słabość właśnie do tych autentycznych opowieści. Zwłaszcza, jeśli rzucają one nowe światło na całą sprawę ponownego połączenie rodziców. Dla Alex’a każda informacja była na wagę złota.
-Pewnie, że jest – zaśmiał się Profesor, przenosząc się we wspomnienia – Oczywiście trudne chwile przeplatają się również z tymi bardziej przyjemnymi momentami – uśmiechnął się tajemniczo, spoglądając na świecący za oknem księżyc. – Myślałem, że mama już trochę ci o NAS opowiadała- zauważył zaciekawiony Falkowicz, ponownie przenosząc swój wzrok na trochę zmieszanego malca. Alex’owi bardzo spodobało się, że tata użył właśnie tego określenia.
- Może… – odparł z pozoru obojętnym głosem, unikając palącego spojrzenia Andrzeja. Alex koniecznie chciał poznać wersję wydarzeń Profesora, nie tylko by lepiej zrozumieć decyzję jakie podjął on w przeszłości i dzięki temu lepiej go poznać, ale również by dowiedzieć się ile tak naprawdę znaczył dla chirurga związek z Rudowłosą. Mały chciał mieć pewność, że jego działania mają jeszcze sens. W końcu minęło już tyle lat od ich rozstania… Ostatnią rzeczą, której pragnął Alex było by mama po raz kolejny przez niego cierpiała, nie chciał do tego dopuścić. Mimo że Falkowicz z dnia na dzień stawał się dla niego kimś coraz bardziej ważnym, to jednak Wiktoria bezsprzecznie zajmowała pierwsze miejsce w sercu synka. Miała na niego największy wpływ, a jak na razie chirurg nie mógł równać się z nią w żadnej kategorii. Alex zrobiłby dla swojej mamy wszystko,  przecież to dzięki Wiki zdecydował się w ogóle dać szansę Profesorowi, czego oczywiście nie żałował. Wiki nawet nie mogłaby przypuszczać jak bardzo mały jej ufał i jak usilnie starał się by wreszcie była szczęśliwa.
-  Nasz historia nie jest ani oczywista, ani prosta…- zaczął po chwili ciszy Profesor – Można powiedzieć, że jest raczej trudna do zrozumienia – przyznał, marszcząc brwi. Jednak Alex kompletnie się tym nie zraził. Z coraz większą ciekawością wsłuchiwał się w każde słowo ojca.- Jesteś pewien, że chcesz to usłyszeć ? – zapytał w napięciu, sam nawet nie wiedział czemu, ale czuł, że musi wyznać synkowi całą prawdę. To było dla niego nietypowe. Chyba tylko Alex potrafił wzbudzić w Falkowiczu taki przypływ szarości, nie wiedzieć czemu chirurg nie obawiał się potępienia ze strony małego, być może dlatego nie bał się przed nim otworzyć ? Z perspektywy czasu Andrzej bardzo wstydził się swojego postępowaniu, ale nie zamierzał tuszować swoich niezaprzeczalnych błędów. Sądził, że Alex jest chyba jedyną osobą, która zasługuję by poznać całą prawdę. Zarówno on jak i Wiki byli mu to winni.
- Chcę – odpowiedział stanowczo malec, obdarzając ojca spojrzeniem pełnym ekscytacji.
- Nie chciałbym byś stracił o mnie dobre mniemanie – przyznał przygaszony Profesor, zaciskając dłonie w pięści – Ja byłem wtedy zupełnie innym człowiekiem.... –  zaczął bezbarwnym tonem chirurg , mocno zaciskając szczęki. Nie chciał w ciągu kilku minut stracić zaufania syna, które skrzętnie budował przez ostatnie tygodnie. Po prostu nie mógł sobie na to pozwolić, a już stanowczo nie teraz, kiedy znajdowali się w przełomowym punkcie swojej relacji.
- Cieszę się, że tutaj jestem – stwierdził z pełnym przekonaniem malec, przytulając się do mocno zaskoczonego tym faktem  Andrzeja – Kocham Cię tato i nic tego nie zmieni – przyznał dobitnie, nie puszczając ramienia Profesora, którego stalowego oczy zaszkliły się nienaturalnie. Prawdziwie zdumiony Falkowicz chrząknął nieznacznie, próbując ukryć swoje wzruszenie. Wciąż dopiero uczył się okazywać w widoczny sposób swoje prawdziwe  uczucia, choć jego synek, który już od dobrych kilku tygodni szkolił go w tym zakresie, nawet nie dostrzegł tej powściągliwości w zachowaniu ojca. Wcale nie przeszkadzało mu, że Andrzej zachował nieznaczny dystans w tej sytuacji. W ciągu kilku ostatnich spotkań zdążył już trochę poznać ojca. Wiedział, że dla taty są to zupełnie nowe doświadczenia, dlatego zdecydował się być wobec niego trochę bardziej wyrozumiały. Wciąż uważnie obserwował Profesora, chcąc lepiej go poznać i szybko odkrył, że właśnie takim pozornym dystansem chirurg próbuje w pewien sposób odnaleźć się w swojej nowej roli. Mały obmyślił sobie zupełnie nietypową taktykę, dzięki której próbował lepiej rozszyfrować Andrzeja. Paradoksalnie nie zamierzał zachowywać wobec taty oczywistego dystansu i wycofania, którego Falkowicz mógłby się po nim spodziewać, a postanowił być wobec ojca szczery i bezpośredni. Sądził, że takim zachowaniem w pewien sposób zbije Profesora z pantałyku i wymusi na nim by i on okazał mu swoje prawdziwe uczucia. Dzięki temu mały chciał szybciej poznać granice, do których może się posunąć , a i również pragnął wypróbować tatę. Miał zamiar wystawić Falkowicza na próbę. Jak na razie wszystko szło po jego myśli, Andrzej kompletnie gubił się w tej nowej rzeczywistości. Otwartość małego niezwykle go oszołomiła. Ponadto Alex chciał postawić sprawę jasno, zależało mu na tacie i jak najszybciej pragnął mu to udowodnić i dowiedzieć się czy i na to samo może liczyć z jego strony. Tylko swoją naturalnością i bezpośredniością mógł wymusić na chirurgu by ten był wobec niego szczery. Jak na razie udawało mu się to bezbłędnie.
- W takim razie, możemy uznać, że cała opowieść ma jakieś światełko w tunelu – powiedział pewnym głosem Profesor, z czułością patrząc na malca. Niewątpliwe Alex był chyba najcenniejszym darem od losu jaki z Wiki tylko mogli sobie wymarzyć. Mimo że ich związek zakończył się już lata temu, to Andrzej miał nadzieję, że uda im się go odbudować, w końcu mieli dla kogo starać się by tak właśnie się stało. Pomimo wielu porażek i wzajemnych krzywd wciąż wiele ich łączyło, a uczucie, które niegdyś do siebie żywili nie wypaliło się ,mimo próby czasu. Falkowicz zerkając na synka musiał przyznać, że jedno na pewno im się udało – właśnie on. A przecież to mały był największym owocem i dowodem łączącego ich uczucia ?  Profesor z każdą kolejną minutą był coraz bardziej oczarowany Alex’em.
- Ja wciąż czekam na to szczęśliwe zakończenie – powiedział ponaglająco mały, śmiejąc się pod nosem. Falkowicz również parsknął śmiechem, spoglądając na niego znacząco. Każdym kolejnym spojrzeniem chłonął całą postać malca, nawet najdrobniejszy uśmiech czy mrugnięcie. Sam nawet do końca nie wiedział jak ważny stał się dla niego synek oraz w jak ogromnym stopniu już wkrótce odmieni on nie tylko jego pogląd na świat, ale wręcz całe życie.
- To nie zależy tylko ode mnie – stwierdził dziwnie nieobecnym głosem, podwijając rękawy swojej granatowej koszuli. Wydawało mu się, że temperatura w pokoju gwałtownie się podniosła.
- Z mojej strony masz pełne błogosławieństwo – stwierdził przewrotnie mały, dając tacie kuksańca w bok – A mama jest po prostu zagubiona…. -dodał cicho, spuszczając głowę. Andrzej doskonale zdawał sobie sprawę z słuszności słów synka. Był mu jednak wdzięczny, za nadzieję, która  na nowo zakiełkowała w jego umyśle.
-Wiesz synu- westchnął ciężko Falkowicz , wpatrując się intensywnie we własne dłonie – Ja i Wiki potrzebujemy jeszcze czasu by to wszystko jakoś poukładać... – powiedział pewnie, nerwowo przeczesując ręką włosy. Sam nie potrafił odnaleźć się w tej sytuacji, więc w jaki sposób mógł wytłumaczyć to małemu chłopcu ? W chwili obecnej nie wiedział, czy postąpił słusznie decydując się na tą rozmowę z malcem. Z każdym kolejnym prawdziwym i  szczerym stwierdzeniem synka na jego sercu zaciskała się coraz to mocniej i mocniej zimna jak lód tkanina. Wydawało mu się, że głos zaraz ugrzęźle mu w gardle. Pierwszy raz w życiu znalazł się w takiej sytuacji. W towarzystwie syna czuł się kompletnie zbity z tropu. Po prostu nie potrafił odnaleźć słów, którymi mógłby wyjaśnić mu jak bardzo skomplikowane jest ich wspólne położenie, być może działo się tak,bo po prostu on sam ich nie znał ? Zawsze miał problemy z wyrażaniem uczuć, tym razem było podobnie. Mimo że Andrzejowi zależało na synku, to wciąż nie potrafił w pełni przekazać mu jak bardzo jest on dla niego ważny. Sądził ,że chłopiec dostrzeże jego zaangażowanie i drobne gesty, którymi chciał pokazać mu ile dla niego znaczy, ale przecież podświadomie wiedział, że mały nie może tego zrozumieć. W końcu Alex miał dopiero sześć lat i potrzebował jasnych komunikatów i znaków, Falkowicz doskonale zdawał sobie z tego sprawę jednak wciąż nie potrafił się przemóc i odpowiedzieć na szczere wyznanie malca. Nie jest prawdą, że było dla niego na to  za wcześnie. Już od dawna wiedział, że to co czuje do synka, to bezsprzecznie miłość, choć miała ona zupełnie inne oblicze ,które było mu kompletnie nieznane. Profesor był pewien, że to co czuje do malca, to silne, bezwarunkowe uczucie, które w pewien sposób go nie tyle  przytłoczyło, co wprawiło w osłupienie jest prawdziwe. Na razie sądził, że sam musi uporać się z wachlarzem swoich rozterek i uczuć zanim zdecyduje się powiedzieć synkowi te dwa kluczowe słowa. Nie miał najmniejszego zamiaru fundowania synowi kolejnej uczuciowej huśtawki. Jednak po dzisiejszym wyznaniu małego Falkowicz nie mógł mieć pewności czy dobrze postępuje, nie chciał być wobec synka dłużny, obawiał się, że chłopczyk może  zniechęcić się przez jego rzekomą obojętność, ale Andrzej po prostu chciał dać ich relacji trochę więcej czasu. Nie spodziewał się, że syn będzie wobec niego tak otwarty, zwłaszcza po bardzo trudnych początkach ich znajomości, które ciągle miał w pamięci. Dobrze pamiętał chłodne, pełne gniewu spojrzenie malca, wkrótce po tym jak dowiedział się, że to właśnie on jest jego prawdziwym ojcem. Wiedział, że z synek chyba nie do końca jeszcze wybaczył mu, że zostawił jego mamę, choć Wiki usilnie starał się wytłumaczyć malcowi, że wina za zaistniałą sytuację w głównej mierze leży po jej stronie. Alex zdecydował się go wysłuchać i dać mu szansę, lecz nie spodziewał się , że tak szybko go zaakceptuje, choć Andrzej bardzo tego pragnął. Mały nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni bardzo go zaskoczył. Choć trochę zabawne wydawało mu się, że tą skłonność do "zaskakiwania" innych również po nim odziedziczył. Musiał przyznać, że Alex osiągnął w tym perfekcję. W żadnym wypadku nie był w stanie przewidzieć zachowania chłopca.
- Wiem – mruknął smutno malec – Po prostu chciałbym mieć prawdziwą rodzinę – przyznał z rozbrajającą szczerością, bawiąc się rogiem poduszki – Oddał bym wszystko by mieć zarówno ciebie i mamę przy sobie – dodał pewnie, błysk zaciętości pojawił się w jego zaszklonych oczach. Profesor tak dobrze go rozumiał. Jego szare oczy również pociemniały niebezpiecznie, lecz w tym momencie wydawały się dziwnie puste.
- Obiecuję Ci, że kiedyś tak się stanie – odparł stanowczo Falkowicz, mocniej ściskając dłoń Alex’a. W chwili obecnej był już w pełni zdeterminowany by dopiąć swego. W końcu teraz to nie było tylko jego marzenie…
- To co, opowiesz mi w końcu tą bajkę ? – zaczął po chwili ciszy malec, który wciąż lustrował ojca swoim przenikliwym spojrzeniem. Andrzej wydawał się dziwnie nieobecny, ocknął się dopiero po ponaglających słowach syna.
- Opowieść o aroganckim profesorze i rudej złośnicy ? – zapytał zaczepnie Falkowicz , mimowolnie uśmiechając się rozmarzenie do swoich wspomnień. Oparł się wygodniej o materac, mrużąc sugestywnie oczy.
- Dokładnie –zaśmiał się chłopczyk , opierając pulsującą głowę na poduszce. Ciągle przyglądał się tacie, wciąż nie mógł uwierzyć ,że jest tutaj razem z nim. Andrzej nie mógł wiedzieć, jak bardzo Alex czuł się przy nim szczęśliwy, pełniejszy ? Kiedy mały rozmawiał ze swoim ojcem, słyszał jego błyskotliwe odpowiedzi i zabawne żarty, widział szczery uśmiech i cień rozbawienia na jego twarzy czuł się jakby czas cofnął swój bieg, a on znów miał kochającą się, pełną rodzinę. Bardzo za tym tęsknił. Tragiczny w skutkach wypadek przewrócił jego życie do góry nogami. Chłopiec z trudem odnalazł się w nowej sytuacji, która ponownie diametralnie się odmieniła. Nie zamierzał marnować drugiej szansy od losy. W pewien sposób czuł się wyróżniony, że miał okazję być kochanym przez Anthony'ego, że taki wspaniały człowiek potrafił być dla niego dobrym ojcem i przygarnął go do swojego serca, jednak mały czuł, że wolał by to jednak Andrzej od początku był obecny w jego życiu. Ta myśl trochę go raniła, wydawało mu się, że w pewien sposób zdradza Anthony'ego. Jednak cóż mógł poradzić ? Jakaś dziwna, magnetyczna siła ciągnęła go do chirurga, który z każdą kolejną rozmową stawał się dla małego coraz większym autorytetem. Mimo że znali się dość krótko to jednak bardzo wiele ich łączyło, choć obaj jeszcze nie wiedzieli ile tak naprawdę mają ze sobą wspólnego. W ich przypadku stereotyp więzów krwi wcale nie był mylący. Coś nie do końca określonego sprawiało, że wręcz podświadomie szukali ze sobą kontaktu, wspólnych zainteresowań, tematów. Alex'owi wydawało się ,że tata jest jakimś brakującym elementem układanki, której efektu finalnego przecież nigdy nie widział... Intuicyjnie wyczuwał, że nikt nie jest w stanie mu go zastąpić. Potrzebował właśnie tego istotnego elementu, tego "klocka lego ", bez którego nie był w stanie zbudować solidnych fundamentów.Szukał Andrzeja, a kiedy wreszcie go odnalazł, nie zamierzał zrezygnować. Profesor wydawał się małemu być dziwnie bliski, jakby był cząstką niego samego.W końcu chirurg nie pojawił się na jego drodze przypadkiem.
- Można powiedzieć, że nasza historia to prawdziwa droga „od nienawiści do miłości” – uśmiechnął się półgębkiem Falkowicz, odtwarzając w umyśle swoje pierwsze spotkanie z rudowłosym uparciuchem, które już na zawsze odmieniło jego życie…