Pozdrawiam ! :*
Muzyka : Budka Suflera "Adami i Ewa "
Falkowicz zerknął na wpatrzone w siebie stalowe oczy synka,
który z niegasnącą uwagą przysłuchiwał się jego słowom. Przenikliwy wzrok syna
w niewytłumaczalny sposób przywrócił mu poczucie humoru. Uśmiech rozmarzenia
pojawił się na twarzy chirurga, który niespiesznie zaczął swoją opowieść,
rozsiadając się wygodnie na materacu tuż obok chłopca. Mały oparł swoje
zmęczone czoło na ramieniu wciąż zaskoczonego jego bezpośredniością taty,
próbując zapanować nad nieustępliwym poczuciem senności, które powoli odbierało
wykończonemu malcowi nie tylko siły, ale także świadomość. Mimo wszystko Alex
bardzo chciał dotrwać do końca bajki, na której finał czekał od dobrych kilku
tygodni, w żadnym wypadku nie miał zamiaru zwlekać bądź rezygnować z możliwości
usłyszenia jej właśnie z ust ojca. Andrzej po raz kolejny uśmiechnął się pod
nosem patrząc na chłopczyka z mieszaniną rozbawienia i politowania. Malujące
się w oczach malca napięcie i determinacja momentalnie przywróciło w pamięci
Profesora wspomnienie gniewnego, szmaragdowego spojrzenie jego rudowłosej,
upartej mamy , po której bez wątpienia chłopiec odziedziczył tą
charakterystyczną dla Wiktorii zaciętość, która bezsprzecznie tworzyła niezwykły urok osobowości Rudej, którym
urzekła go niemal od pierwszego spotkania, choć w tym czasie Falkowicz nie potrafił w najmniejszym stopniu
tego dostrzec.- Miłość naprawdę jest ślepa – westchnął w myślach, przenosząc
się w świat swoich wspomnień.
Profesor doskonale pamiętał swoje początki w Leśnej Górze.
Przystał na propozycję objęcia stanowiska ordynatora oddziału chirurgii, którą
zaoferowała mu Elżbieta Żak ,z oczywistych dla siebie pobudek. Oferta
ordynatury w małym, podmiejskim szpitalu wydawała mu się wówczas bardzo
kusząca, to była prawdziwa szansa od losu
dla jego badań.Musiał przyznać przed samym sobą, że ta propozycja w
odpowiednim czasie wręcz spadła mu z nieba. Dobrze znał swoje motywy i powody,
dla których zgodził się pełnić tą z pozoru niezbyt prestiżową ,jak na swoje
możliwości ,funkcję w nic nieznaczącym
szpitalu jakim była placówka w Leśnej Górze . Bez wątpienia kierował się jedynie
dobrem swoich badań. Oferta Elżbiety zainteresowała go właśnie dlatego, że
dawała mu ogromne szanse na dalszy rozwój studium nad lekiem na SM oraz szerokie
pole możliwości, w tym łatwy dostęp do zdesperowanych pacjentów, gotowych
podjąć się eksperymentalnej terapii, którzy byli nieodzownym punktem potrzebnym
do kontynuacji przedsięwzięcia Profesora. Falkowicza skusiła również współpraca
z ambitnymi lekarzami z prowincji, którzy żądni kariery, mogliby zgodzić się
dołączyć do jego zespołu, nie obawiając się przy tym wyjścia poza przyjęte w
środowisku lekarskim etyczne ograniczenia. Ponadto Andrzej usilnie potrzebował
sław, znanych nazwisk, żywych reklam dla swojej prężnie rozwijającej się
kliniki, w której już od dłuższego czasu pojawiało się wiele niezgodności,
które próbował skrzętnie zatuszować. Dr Piotr Gawryło wydawał mu się wtedy łakomym kąskiem do pozyskania. Znał Piotra od
dobrych kilku lat, wiedział, że oprócz sławy w środowisku lekarskim ma on
również spore umiejętności, których Falkowicz tak bardzo potrzebował wśród
zespołu swojej kliniki. Leśna Góra wydawała mu się idealnym miejsce do pracy również
dlatego, że tak mały szpital paradoksalnie mógł dać mu o wiele większe
możliwości działań, niż znana placówka w centrum stolicy. Oni potrzebowali
prestiżu jego osoby, którą z łatwością mógł im zaoferować, w zamian
pozostawiając mu wolną rękę w stosunku do wielu jego podejrzanych poczynań i
traktując jego nadużycia z przymrużeniem oka. Dawało to obustronne korzyści,
oczywiście do czasu… Podobał mu się ten układ, którego naiwny dyrektor Leśnej
Góry nie był świadomy. W końcu był TYM profesorem Falkowiczem, wydawało mu się,
że to wystarczy by odciągnąć uwagę
Trettera od jego nielegalnej
działalności i zapewne tak by się stało…Wtedy sądził, że jego urok,niezaprzeczalny autorytet i
surowe rządy wystarczą by skutecznie odwrócić wzrok ciekawskich współpracowników
od swoich podejrzanych poczynań. Przeliczył się i to na pewno nie pierwszy raz
w swoim życiu. Na początku niemal wszyscy lekarze byli pod prawdziwym wrażeniem
jego umiejętności i wiedzy. Byli wręcz nim oczarowani, a młodzi rezydenci
patrzyli na Profesora niczym na święty obrazek.Musiał przyznać, że niezwykle
bawiła go ich naiwność i infantylne zachowanie. Już wkrótce jednak zawiódł się
na personelu oddziału chirurgii, oczekiwał czegoś więcej od
podwładnych… Czar jego dokonań wkrótce prawie kompletnie przygasł , gdy
Falkowicz dał prawdziwy pokaz swoich zdolności… Mimo arogancji i bardzo
śmiałych decyzji w strefie kadr wielu lekarzy, w tym dr Zapała nadal było pod silnym wpływem Profesora.
Nowatorskie operacje, które stawały się coraz powszedniejsze w leśno-górskim
szpitalu, niewątpliwy autorytet w połączeniu z niczym niezmąconą pewnością
siebie dawały mu silną pozycję wśród pracowników. Mimo że jego rządy nie
należały do najlżejszych , to jednak żelazna dyscyplina w znacznym stopniu
poprawiła funkcjonowanie oddziału chirurgii, który zaczął się prężnie rozwijać.
Oczywiście, zanim pozorny, czarujący wizerunek Falkowicza odszedł już w
zapomnienie leśno-górskiego personelu, to jednak Profesor nie wzbudził swoim
pierwszym wrażeniem początkowego, powszechnego
podziwu wśród wszystkich
podwładnych. Młoda, rudowłosa rezydentka od samego początku ich znajomości nie obdarzyła
go choćby nutką sympatii, a wręcz przeciwnie, szczerą niechęcią. Wciąż dochodziło między
nimi do wybuchowych starć i zaciekłych dyskusji, do których pretekstów
Falkowicz dawał temperamentnej Rudej wiele słusznych powodów. Andrzej z
łatwością odtworzył w swojej pamięci pierwsze spotkanie z rudowłosą złośnicą,
która nieoczekiwanie, już wkrótce miała zawładnąć nie tylko każdą myślą, ale także zwykle
wyzbytym z uczuć sercem chirurga.
*
To był pierwszy dzień
Profesora w roli nowego ordynatora chirurgii. Gdy tylko zamknął za sobą dębowe
drzwi prowadzące go gabinetu dyrektora Trettera sztuczny uśmiech momentalnie
zniknął z jego oblicza. Wyraźnie rozbawiony ,zaśmiał się w duch z naiwności
starszego mężczyzny, po czym władczo rozejrzał się po korytarzu, wzdychając z
satysfakcją. Gdy pewnym krokiem przechadzał się po swoim nowym miejscu pracy
zauważył towarzyszące jego osobie niespokojne spojrzenia i szepty krążących po
oddziale pielęgniarek. Ponownie tego dnia Falkowicz przykleił do swojej twarzy
typowy dla siebie ironiczny uśmiech, poprawiając biały kitel, nonszalancko zarzucony na
granatową marynarkę. Bezsprzecznie lubił wzbudzać sensację, a zmieszane i
zdezorientowane jego widokiem pielęgniarki jedynie potęgowały rozbawienie
chirurga. Niewątpliwie tryskał dzisiaj zaskakująco dobrym humorem. Gdy na końcu
naprzeciwległego korytarza dojrzał dr
Gawryłę flirtującego w najlepsze z długowłosą blondynką, lewy kącik jego
ust powędrował do góry, a on dalej podążył we wcześniej obranym przez siebie
kierunku, wkładając ręce do kieszeni garniturowych spodni. – Pora zaprowadzić
nowe zasady na tym leśnym pagórku – westchnął ciężko w myślach, uchylając drzwi
do pokoju lekarskiego, po którym zaledwie godzinę temu odprowadzał go dyrektor.
Wbrew swoim oczekiwaniom pomieszczenie wydawało mu się całkowicie opustoszałe.
Zmarszczył czoło, zerkając na swój srebrny zegarek, po czym mrugnął
kilkukrotnie, próbując upewnić się czy dobrze odczytał godzinę. Falkowicz
uniósł do góry brwi w złowrogim geście, ostentacyjnie rozglądając się po pustym
pokoju. – Widzę, że trzeba poważnie zabrać się za porządek w tej piaskownicy-
mruknął pod nosem, kręcąc głową z dezaprobatą. Już zapomniał ,co to naprawdę
znaczy praca w publicznym szpitalu. Rozdrażniony opieszałością pracowników
Profesor dopiero w tej chwili usłyszał melodyjny głos kobiety, nucącej cicho
jedną ze znanych hiszpańskich ballad. Rudowłosa dziewczyna siedziała przy
szklanym biurku w przeciwległym rogu pomieszczenia, dlatego nie dostrzegł jej
za pierwszym razem. Falkowicz przez dłuższą chwilę przyglądał się lekarce,
która przeglądała pospiesznie wyniki badań, popijając przy tym parującą jeszcze kawę. Chirurg
pewnym krokiem podszedł do biurka, po czym chrząknął sugestywnie, oczekując
reakcji od nieświadomej towarzystwa Rudej. Oparł się dłonią o blat mebla,
obdarzając rezydentkę ironicznym spojrzeniem, chciał wreszcie przyciągnąć jej uwagę.
- Tak ?-westchnęła
ociężale Rudowłosa, dopiero po chwili przenosząc swoje zmęczone, szmaragdowe
spojrzenie na nieznanego jej mężczyznę o nienagannej sylwetce, który bezczelnie
wpatrywał się prosto w jej oczy, nachylając się nad czytaną przez nią
dokumentacją.
-Pani nie przychodzi
tutaj tylko na dobrą kawę, jak przypuszczam ? – zakpił, spoglądając na
zdezorientowaną lekarkę krytycznym wzrokiem. Ruda również zlustrowała go
pytającym spojrzeniem unosząc do góry brwi.
-Przepraszam, a pan to
? – zaczęła urażona, iskrzącym spojrzeniem wpatrując się prosto w stalowe oczy towarzysza. Spodobał mu
się ten błysk oburzenia w jej zielonych tęczówkach. Uśmiechnął się półgębkiem,
powodując jeszcze większą konsternację atrakcyjnej lekarki. Bezsprzecznie miał nad nią przewagę.
-Jestem pani szefem-
zniżył głos o oktawę, nachylając się nad zmieszaną dziewczyną – Doktor
Consalida – szepnął zmysłowo tuż nad jej twarzą, odczytując nazwisko z
identyfikatora nowej podwładnej. Na jego twarzy
pojawił się szeroki, sztuczny uśmiech, który paradoksalnie jeszcze
bardziej rozdrażnił Rudą. Profesor nie czekając na odpowiedź wyraźnie
zaskoczonej Zielonookiej w mgnieniu oka opuścił pokój lekarskich ,
pozostawiając po sobie mocną woń korzennych perfum oraz nieprzyjemny grymas na
twarzy rudowłosej rezydentki, do którego niebawem dołączył niezdrowy, bordowy
rumieniec. Niczego nieświadomy Przemek minął się w drzwiach z wychodzącym
Falkowiczem, który jeszcze zdążył dosłyszeć strzępek ich rozmowy, gdyż niemal
przy sameych drzwiach prowadzących do pokoju
lekarzy spotkał Piotra.
- Wiki ! – zaczął z
ekscytacją Zapała, podchodząc do przyjaciółki– Podobno mamy nowego ordynatora –
uchylił jej rąbka tajemnicy ,jak przynajmniej sądził. Udał się w stronę ekspresu
do kawy, nie zauważając nietęgiego wyrazu twarzy Wiktorii.
- Naprawdę –zakpiła,
zamykając leżącą przed sobą teczkę z badaniami, po czym poderwała się z fotela,
lustrując Przemka drwiącym spojrzeniem. Jej spotkania z nowym przełożonym nie
można było zaliczyć do udanych.
- To sam profesor
Falkowicz – rzekł podekscytowany Zapała, dziwiąc się obojętności Rudej, która
na jego słowa zakrztusiła się pitym przez siebie, czarnym jak noc płynem.
Nerwowo założyła miedziany kosmyk włosów za ucho . Doskonale znała nazwisko
jednego z najbardziej cenionych chirurgów naczyniowych w kraju, którego
publikacje czytywała regularnie.
- Niestety miałam
okazję przed chwilę go poznać – odparła markotnie, kierując się do wyjścia.
Arogancja Profesora niesamowicie ją zirytowała, już po tych kilku wspólnie
wymienionych zdaniach. Przeczuwała, że ich współpraca nie będzie należała do
najłatwiejszych. Wydawało jej się, że to kolejny kaprys losu, że nowopoznany
szef jest wybitnym specjalistą z zakresu chirurgii naczyniowej, akurat tej
dziedziny medycyny, z której marzyła już wkrótce rozpocząć specjalizację.
- Co ? – zdziwił się
młody chirurg, łapiąc Rudowłosą za nadgarstek – Nic nie mówiłaś ?! – spojrzał
na nią z wyrzutem. – Jaki on jest ? – nie ustępował, Ruda zmierzyła go zabójczym
spojrzeniem, kierując się w stronę drzwi, gdzie wpadła na rozmawiających
przyjaźnie lekarzy.
- Cześć Wiki –
przywitał ją ciepły uśmiech Piotra, który już otwierał usta, by przedstawić jej
Falkowicza.
- Cześć-odparła bez
wyrazu wciąż zmieszana Consalida, ignorując widoczne rozbawienie, które
malowało się na twarzy nowego przełożonego. Pospiesznie podążyła w kierunku
SOR’u.
- To była właśnie
doktor Consalida – wyjaśnił mu zaskoczony nietypowym zachowaniem Wiki Gawryło.
- Zdążyliśmy się już
poznać – rzekł lekceważąco Falkowicz, podążając wzrokiem za znikającym na końcu
korytarza rudym uparciuchem. Piotr zerknął na niego wymownie. wzruszając ramionami.
- Wiktoria to nasz
najzdolniejszy chirurg – przyznał szczerze Gawryła, odczytując zmiany w
dzisiejszym grafiku, które Tretter umieścił na szklanej tablicy.- Intrygująca
informacja – zaśmiał się w duchu Andrzej.
- Tak ? –zaczął
kpiąco, unosząc lewą brew do góry. Przemek uważnie przysłuchiwał się rozmowie
chirurgów, Falkowicz nie zaszczycił go nawet krótkim spojrzeniem ,zerkając
ponownie w kierunku drzwi, w których przed chwilą zniknęła Rudowłosa. Nie mógł oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że młoda lekarka ma w sobie coś niezwykłego, intrygującego, choć nie miał najmniejszego pojęcia, co to właściwie może być ?
- Zresztą sam się już
wkrótce przekonasz – rzekł spokojnie Piotr, podchodząc do parzącego kawę
Zapały.
- To nie ulega
wątpliwości, panie kolego – obdarzył znajomego ironicznym spojrzeniem,
ignorując ciekawskie spojrzenie młodego lekarza, który przyglądał mu się z
widocznym podziwem . – Już mi się tutaj podoba –myślał, wzdychając teatralnie,
po czym uśmiechnął się pod nosem, pewnie wyciągając dłoń w geście powitania w kierunku rozradowanego młodzika .
*
Przez umysł Falkowicza przewinęły się fragmenty żywiołowych
sprzeczek z udziałem wówczas znienawidzonej przez siebie rudowłosej podwładnej.
Starcia z upartą Consalidą były nieodłączną częścią jego ówczesnego życia. Od
samego początku ich znajomości był wobec niej nieugięty i nieustępliwy. Już od
ich pierwszego spotkania zaintrygowała go, a przy pierwszej wspólnej operacji
zaimponowała mu swoimi umiejętnościami, jak słusznie wspomniał mu Gawryło,
Wiktoria miała ten rzadki talent do chirurgii, a także godną podziwu
determinację do spełnienia swoich marzeń. W pewien sposób Profesor chciał ją
sprawdzić, udowodnić ambitnej Rudej, gdzie tak naprawdę jest jej miejsce w
szeregu. Nie wiedzieć czemu w dziwny i niewytłumaczalny sposób Wiktoria
irytowała go ,chyba jak jeszcze żadna inna kobieta. Właściwie trudno było mu
wtedy określić swoje prawdziwe nastawienie względem Wiki. Bezwątpienia podobała
mu się , nie tylko podziwiał jej niebanalną urodę, ale także siłę charakteru i
wytrwałość. Paradoksalnie niemal od początku ich znajomości zauważył, że ma z
pyskatą podwładną całkiem wiele wspólnego. Podobnie jak on, Consalida posiadała wyznaczone przez siebie, jasno
sprecyzowane cele i ambicje, z których pod żadnym pozorem nie miała zamiaru
zrezygnować. Ufała wrodzonemu instynktowi, wierzyła we własne możliwości i
zawsze nieugięcie trwała przy swoim zdaniu. Pod żadnym pozorem starał się wtedy
nie okazywać tego Rudowłosej, ale szczerze podziwiał jej wewnętrzną siłę.
Drażnił go jej temperament, ale w pewien pokręcony sposób miał do niej słabość.
Nie mógł tego znieść. Chciał udowodnić sobie, że to dziwne uczucie, które
towarzyszyło mu w obecności pyskatej Rudowłosej to tylko rozdrażnienie i gniew.
Zawsze opanowany i przywidujący to właśnie przy niej tracił kontrolę i
panowanie nas sobą. W tym czasie nie potrafił, a raczej nie chciał odpowiedzieć
sobie na pytanie, dlaczego to właśnie
przy znienawidzonej rezydentce nie jest w stanie skupić myśli, powstrzymać
swoich nerwów i niewybrednych komentarzy ? Wolał nie znać powodów, dla których
tak niezwykle drażniło go, że niemal cała męska część personelu medycznego
udała się do niego na prywatną rozmowę dotyczącą jego rzekomego dręczenia
Rudzielca. Frustrowało go, że zarówno Sambor, Piotr, Zapała, a nawet Tretter
bronią Wiktorii, kwestionując przy tym jego decyzje . Dwa, pokrewne, silne
charaktery zarówno Wiki jak i Falkowicza wciąż się ze sobą ścierały, żadne z
nich nie miało najmniejszego zamiaru ustąpić. Profesor utrudniał życie Wiktorii, wymuszając na niej podjęcie stażu na oddziale chirurgii
dziecięcej w innym szpitalu ,właśnie po to, by wypróbować Consalidę, sprawdzić, czy rzeczywiście jest tak utalentowana jak
powszechnie sądzono i czy naprawdę ma wszelkie predyspozycje by osiągnąć
sukces. Nie zawiodła go. Andrzej nie
potrafił zrozumieć, że to właśnie znienawidzona , młoda pani chirurg zyskuje
nie tylko podziw, ale także szacunek w jego oczach. Profesor nawet nie zauważył, kiedy zaczął
odczuwać względem Wiki szczerą
fascynację , dlatego z rozmysłem
stawiając na jej drodze kolejne
przeszkody. Pragnął udowodnić nie tyle Wiktorii, co sobie, że bezczelna
podwładna nic dla niego nie
znaczy, jest nikim…jedynie kolejną, zwykłą,
naiwną ,wścibską , słabą kobietą, których dziesiątki podobnych spotkał już na swojej drodze. Andrzej chciał wówczas wyprzeć ze swojej świadomości fakt, że jeszcze nigdy nie miał okazji poznać
tak niezwykłej osoby jaką jest Wiktoria. Z każdym kolejnym dniem, wspólną
dyskusją, ostrzejszą wymianą spostrzeżeń , czy nawet jawną kłótnią zdawał się
coraz bardziej doceniać Wiki. Imponowała mu inteligencją, błyskotliwością, ale także dobrym, wrażliwym sercem i
delikatnością. Nie minęło zbyt wiele czasu, by dostrzegł, że zwykle opanowana i pewna siebie lekarka
posiada zupełnie dwa, różna oblicza, które okazję poznać mieli tylko nieliczni.
-„Nie wiem, gdzie się
pani uczyła medycyny, i nie chcę wiedzieć, na którym to było trzepaku !”- uśmiechnął
się lewym kącikiem ust, wspominając jeden ze swoich wybuchów. Wolałby odsunąć
od siebie te nie do końca przyjemne wydarzenia związane ze początkiem swojej
znajomości z Wiktorią. Wszystkie wspomnienia tamtych czasów wróciły ze zdwojoną
siłą, wzbudzając niepokój Falkowicza. W pewien sposób żałował i wstydził się
swojego ówczesnego postępowania względem Wiki. Wtedy nie był jeszcze gotowy by
zrozumieć, co tak naprawę czuje w stosunku do Rudowłosej i dlaczego tak usilnie pragnie ją
do siebie zniechęcić? Wiktoria miała na niego wyraźny wpływ i nieoczekiwanie,
szczególnie dla siebie, odkrył , że liczy się z jej zdaniem. Zaczynał przerażać
go ten fakt. Zawsze polegał tylko na sobie i po prostu nie potrafił zrozumieć,
że można liczyć nie tylko na wiedzę i umiejętności kogoś innego, ale także na
jego wsparcie i pomoc. Postanowił zachowywać złowrogi dystans między nimi, gdyż po
prostu bał się, że ktoś może go przejrzeć, odkryć, że pod maską pozorów kryje
się posiadający uczucia człowiek. Nie chciał by ktoś przełamał jego barierę,
naruszył sferę skrzętnie budowanego, wewnętrznego bezpieczeństwa, poznał jego
słabości… Nigdy wcześniej nie potrafił się przed nikim otworzyć. -” U doktor Consalidy brak pokory
zdecydowanie wyprzedza talent”- słyszał swoje własne słowa. Wbrew wszelkim
jego staraniom Consalida nie miała zamiaru dać za wygraną. Wciąż na nowo
udowadniała apodyktycznemu szefowi, że nie przyjdzie mu tak łatwo złamać jej siły woli.
Musiał przyznać, że z każdym kolejnym dniem coraz bardziej zyskiwała w jego
oczach i nieoczekiwanie ,podczas licznych dyskusji zaczął zauważać coraz to
nowe niezwykłe detale urody Rudej. Lubił widok jej roziskrzonych, pociemniałych
z gniewu zielonych oczu, podobały mu się
ledwie dostrzegalne piegi, które tylko w
słoneczne dni pojawiały się na zgrabnym nosie Wiki, podziwiał niezwykły,
miedziany kolor jej włosów. Dziwiło go,
że dopiero teraz odkrył jak atrakcyjną kobietą jest Wiktoria. Andrzej, mimo
szczerych chęci nie potrafił dostrzec
zbyt wielu wad Consalidy, być może dlatego, że zaczęli swoją znajomość
właśnie od tej najgorszej strony ? Nie do końca zdawali sobie sprawę, jak wiele
czasu spędzają w swoim towarzystwie i
ile tak naprawdę w ciągu tych kilku miesięcy ciągłej rywalizacji dowiedzieli się na swój
temat. Wiktoria coraz bardziej zaczynała go pociągać, co paradoksalnie jeszcze
bardziej go drażniło, ponieważ to właśnie Wiki przyłączyła się wówczas do
współpracy z Rudnicką i Zapałą w celu odszukania dowodów na jego przekręty. Nie
miał zamiaru zrezygnować z coraz to nowych kreowanych przez siebie
nieporozumień i dyskusji z Rudowłosą, gdyż po pewnym czasie odkrył, że po prostu polubił ich ostrzejsze wymiany zdań. Sądził wtedy, że Zapała i tak nie ma szans by odnaleźć obciążające go dokumenty, jednak śmierć Ludmiły okazała się dla młodego chirurga skutecznym impulsem, gdyż z zaciekłego
obrońcy i pupila Przemek stał się nagle największym wrogiem Falkowicza, co gorsza
niestabilnym emocjonalnie i gotowym do wszelkich poświęceń, nawet kosztem
własnej kariery. Andrzej zupełnie nie
spodziewał się ,do czego może zdolny być zdesperowany i załamany Zapała. Jego analizy nie uwzględniały siły przywiązania i wmówionego uczucia, które pan Przemysław rzekomo odczuwał w stosunku do Papiernik. Natomiast miedzy
Wiktorią, a Profesorem rozpoczęła się dziwna, niezrozumiała gra, pełna
wybuchowych starć i wzajemnych
złośliwości, która z dnia na dzień zmieniała diametralnie swój wrogi charakter,
choć w tym czasie żadne z ich nie było w stanie pojąć prawdziwego sensu zmian,
które w niebotycznym tempie następowały w ich relacji. Miedzy nimi wytworzyło
się jakieś silne, magnetyczne napięcie, któremu wreszcie musieli dać upust w
dość nieoczekiwany jak dla obojga sposób.
*-To jawne zaniedbanie
z pani strony ! – warknął oschle, rozpoczynając awanturę w pokoju lekarskim.
Wymierzył w jej stronę palec wskazujący, patrząc na nią z zimną furią.
-Z mojej strony ?!-
oburzyła się Ruda, krzyżując ręce na piersi – To był pacjent doktora Zapały –
rzekła usprawiedliwiająco, wyzywająco spoglądając na znienawidzonego szefa.
- Być może – wysyczał
przez zęby, podchodząc niebezpiecznie blisko Rudowłosej. Znany biznesmen nabawił się
uciążliwych komplikacji po rutynowym zabiegu wycięcia wyrostka robaczkowego.
Falkowicza czekało w związku z tym wiele nieprzyjemności. Mimo że wiedział ,że
każdy, nawet najmniej inwazyjny zabieg niesie za sobą możliwość komplikacji to
jednak nie mógł opanować swojego gniewu. Ktoś wyraźnie dopuścił się zaniedbania w
przypadku pana Janusza i on za wszelką cenę zamierzał ukarać winnego, dotacja
dla szpitala odeszła bezpowrotnie z jednym kiwnięciem palca biznesmena, nie
wspominając o grożącym im procesie sądowym, który zapowiedziała żona zamożnego
pacjenta. Wiktoria znalazła się po prostu w nieodpowiednim miejscu ,o
nieodpowiednim czasie, ściągając na siebie całą, główną falę gniewu ordynatora-
Jednak, to nie usprawiedliwia pani braku kompetencji ! – zirytował się
,podnosząc głos. Żyłka na jego czole pulsowała niebezpiecznie, dając
Consalidzie sygnał do jak najszybszej ucieczki z pola rażenia wściekłego
Profesora.
-Podczas moje obchodu
– podkreśliła przedostatnie słowo – Pacjent nie zgłaszał żadnych dolegliwości,
a jego stan był w pełni zadowalający – odparła pewnie, przełykając głośno
ślinę. Nienaturalny błysk w ciemnoszarych oczach Falkowicz przyprawiał ją o
ciarki.
- Przypominam pani, że
w szpitalu to lekarze, a nie pacjenci są od stawiania poprawnej diagnozy i
kontrolowania stanu zdrowia ! – zaczął ostrym głosem, patrząc lodowatym
wzrokiem prostu w oczy Wiki – No chyba, że nie wie pani do czego służy
podstawowe źródło informacji jakim jest karta – z głośnym trzaskiem rzucił
dokument na blat biurka.- To wykracza poza pani możliwości, pani doktor ?-
zakpił, uśmiechając się wymuszenie.
-Nie zrzuci pan na
mnie winy za pogorszenie się stanu zdrowia pana Janickiego – broniła się,
unosząc do góry brwi, bordowy rumieniec pojawił się na jej bladych policzkach.
- Jest pani pewna,
pani Wiktorio – zaczął zaczepnie, uśmiechając się w ten charakterystyczny dla
siebie sposób.- To już druga skarga na panią w tym tygodniu ! – zacisnął dłonie
w pięści, marszcząc nieprzyjemnie brwi.
- Druga ? – była
szczerze zdumiona , zaśmiał się w duchu widząc jej zmieszanie.
- Widać, że ma pani do
tego problemy z pamięcią – westchnął z udawaną troską – Czyżby zapomniała już
pani o niedawnych przygodach pod pływem środków psychoaktywnych? – udał
zdumienie, wzdychając teatralnie.
- Doskonale pan wie,
że to ten pacjent – zaczęła przez zaciśnięte zęby, patrząc na Falkowicza
zabójczym wzrokiem – poczęstował mnie cukierkiem, który okazał się….- nie
zdążyła dokończyć, gdyż przerwał jej pewnym głosem.
-Okazał się sporą
dawką metaamfetaminy – dokończył, uśmiechając się do niej bezczelnie.
- Przecież wie pan…-
tłumaczył się oburzonym głosem ,podchodząc jeszcze bliżej szefa.
- Cóż ja mogę wiedzieć
? –zaśmiał jej się w twarz – Nic ponad to, że przez kilka dobrych godzin
leczyła pani naszych pacjentów pod wpływem narkotyków, narażając ich na utratę
zdrowia lub życia – westchnął z żalem, kręcą głową w geście bezsilności.
-To ja jestem ofiarą
tej sytuacji - podkreśliła roztrzęsionym
głosem Rudowłosa, która powoli przestawała panować nad sobą.
-Pacjenci nie muszą o
tym wiedzieć, skarbie – oświecił ją, uśmiechając się ironicznie, po czym z
satysfakcją obserwował jak źrenice Wiktorii pod wpływem gniewu rozszerzają się
niebezpiecznie.- Swoją drogą, jest pani bardzo bezpośrednia pod wpływem środków
odurzających – przewrócił oczami, patrząc na nią sugestywnie. Oparł się o blat
stojącego za nim biurka.
- Co proszę ?! –
obruszyła się ,z trudem łapiąc oddech. Agata najwyraźniej ominęła spory
fragment opowieści o jej zachowaniu po spożyciu narkotyku. Miała szczerą
nadzieję, że chirurg dowiedział się o jej dokonaniach za pośrednictwem
pielęgniarek, a nie osobistych doświadczeń. Obawiała się, co mogła powiedzieć
mu w przypływie narkotycznej odwagi.
- Przyznaję, że trzy
dni temu była pani dla mnie o wiele milsza, pani doktor – mruknął wprost do jej
ucha, obdarzając ją drwiącym spojrzeniem.
- Może zakończyć pan
wreszcie te aluzje ?! – Ruda
bezskutecznie próbowała ukryć swoje zmieszanie, nerwowo zakładając rudy kosmyk
włosów za ucho. Nie chciała wiedzieć, do czego zmierza Profesor. Szczerze,
wolała nie mieć świadomości związanej z tym ,co mogła powiedzieć
Falkowiczowi pod wpływem narkotyku.
Przez jej umysł przewinęły się nieprawdopodobne wizje związane ze absurdalnym
obrazem siebie i znienawidzonego szefa w dość dwuznacznej sytuacji. Pokręciła
przecząco głową chcąc odrzucić od siebie chore i zarazem niepokojące wytwory
jej wyobraźni, przełykając głośno ślinę z wyraźnym zażenowaniem malującym na
jej twarzy. Już od jakiegoś czasu w jej umyśle czasem pojawiały się wyobrażenia
przystojnego Profesora w dość nietypowych sytuacjach. Wolała nie zastanawiać
się nad tymi wymownymi sygnałami, które wysyłała jej umysł. Zarówno Falkowicza
jak i Wiktorię od kilku tygodni zaczynało łączyć wyjątkowo silne przyciąganie,
które oboje próbowali ignorować. Nie mieli pojęcia, że te niewinne iskry, które
odczuwali przy nawet najmniejszym kontakcie swoich dłoni oraz nieoczekiwane,
przyjemne ukłucia w okolicach serca,
które towarzyszyły im podczas wspólnych rozmów świadczą o powoli rozwijającym
się uczuciu między nimi, które już wkrótce miało zaważyć na losie niczego
nieświadomych lekarzy.
-Wedle życzenia, droga
pani – odparł swoim niskim głosem – Jednak lepiej byłoby gdyby zaczęła pani na
siebie…- westchnął, stwarzając tym wymowną pauzę – trochę bardzie uważać –
dodał nieznoszącym sprzeciwu głosem.
- Czy to jest groźba ?
– spojrzała na niego wyzywająco, opierając się o blat biurka.
- Tylko przyjacielska
rada – rzekł usprawiedliwiająco, poprawiając swój czerwony krawat. – Jednak
pani ciągłe spóźnienia, liczne zaniedbania, skargi dotyczące pani osoby ….-ciągnął z pozoru
obojętnym głosem – oraz węszenie w sprawach, które w najmniejszym stopniu pani
nie dotyczą – uniósł się, uderzając pięścią w blat szklanego mebla – z pewnością nie poprawiają jakości naszej współpracy – dodał z udawanym żalem ,opanowując
się nieco. – Może dyrektor zwróci uwagę na
kandydaturę dr Borowskiego na pani stanowisko, niewątpliwe nie przynosił
by tylu problemów, nie tylko mojemu oddziałowi, ale także całemu szpitalowi - zastanawiał się głośno, wciąż uśmiechając
się ironicznie w kierunku wściekłej lekarki. Ostentacyjnie strzepnął
niewidzialny pyłek z kołnierza swojej
ciemnej marynarki.
- To nie jest pański
oddział – warknęła przez zaciśnięte zęby, jej serce biło jak oszalałe, a oczy
zaszkliły się nienaturalnie.- Nie może pan tego zrobić ?! – oburzyła się,
zaciskając wargi w wąską linię, obrzucając go wściekłym spojrzeniem.
- Tak pani sądzi ? –
parsknął śmiechem , ukazując równy rząd śnieżnobiałych zębów. – Ciekawe któremu
z nas dyrektor Tretter jest skłonny zaufać , szczególnie w tej trudnej sytuacji
finansowej szpitala ? – westchnął teatralnie , wkładając ręce do kieszenie
granatowych spodni.
- Nie posuniesz się do
tego !- wymierzyła palec wskazujący w jego klatkę piersiową , podchodząc
jeszcze bliżej mężczyzny. Jej miedziane włosy zafalowały, a serce biło jak
oszalałe.
- Założymy się, pani
Wiktorio ? – zaśmiał się szczerze, widząc jej nietęgą minę. Do pokoju
lekarskiego wszedł Rafał, lecz widząc starcie „gigantów” ,jak żartobliwie
nazywał kłótnie Consalidy i Falkowicza, postanowił dla swojego bezpieczeństwa
dyplomatycznie wycofać się jak najszybciej ze zwykle będącego świadkiem dantejskich scen
pomieszczenia.
- Pani jeszcze nie
wie, do czego potrafię się posunąć- mruknął z tajemniczym błyskiem w oku,
czekając aż Konica opuści pokój lekarski.
- Jesteś…- zaczęła
roztrzęsionym od emocji głosem, mocno dźgając palcem w sam środek klatki
piersiowej chirurga – Aroganckim, butnym,
bezwzględnym, podłym, apodyktycznym , bezczelnym…- kontynuowała pewnym
siebie głosem, czując, że zaraz kompletnie straci nad sobą panowanie. Profesor
znalazł się niebezpiecznie blisko Rudej, na tyle by mogła wyczuć jego ciepły
oddech na swoim policzku oraz usłyszeć
rytm jego pospiesznie bijącego serca. Spiorunował ją pełnym furii
spojrzeniem. Jego szare oczy ciskały gromami.
- Za to ty jesteś
wścibską, upartą, pyskatą, irytującą…- zaczął niskim i nieoczekiwanie spokojnym
tonem, mocno chwytając dłoń lekarki, która boleśnie ugodziła go w pierś.
*- Nie radzę – szepnął
konspiracyjnie Rafał, widząc zmierzającą do pokoju lekarskiego Hanę, po czym
spojrzał sugestywnie na drzwi, zza których dochodziły ich podniesione głosy
chirurgów.
- Coś się stało ? –
zdziwiła , się patrząc na niego znacząco.
- Pan „Ja tu rządzę” i
nasza Consalida w jednym pomieszczeniu, czy to może kiedykolwiek dobrze się
skończyć ? – wyszczerzył się w jej stronę , pytając retorycznie.
- Wiesz, chyba
zaryzykuję – przyznała, uśmiechając się ciepło do ortopedy.
- Mam nadzieję, że nie
dojdzie tam zaraz do rozlewu krwi – puścił jej oczko – Jeśli dyżurujący chirurdzy
wzajemnie się pokaleczą, to kto będzie ich zszywał ? – zaśmiał się ze swojego
suchara, zostawiając rozbawioną Goldberg samą. – Chyba nie będzie tak źle –
powiedziała pod nosem, otwierając drzwi do pokoju lekarskiego. To co tam
zobaczyła było chyba ostatnią rzeczą, którą mogła się spodziewać ujrzeć.
*- Irytująca ? –
przerwała mu, w chwili gdy ich usta dzieliły już tylko milimetry. Żadne z nich
nie mogło przerwać atmosfery elektryzującego, ciężkiego napięcia, które nieoczekiwanie
wytworzyło się między nimi. Gniew i rozdrażnienie przerodziło się w silne
pożądanie, które niemal kompletnie przysłoniło zdrowy rozsądek Consalidy .Zarówno
Andrzejowi jak i Wiki zdawało się, że temperatura panująca w pokoju lekarskim
wzrosła do niebotycznych wartości, a powietrze zagęściło się nienaturalnie .
-Piekielnie irytująca-
mruknął wprost w je rozchylone, malinowe wargi, nie spuszczając z jej poszerzonych źrenic roziskrzonego
spojrzenia swoich stalowych oczu.
- Lepsze to, niż bycie
bezczelnym kłamcą i manipulantem – odparła przekornie, tracąc już zupełnie kontrolę nad własnym ciałem. Nie miała pojęcia, co się z nią działo . Z każdą
kolejną sekundą coraz głębiej tonęła w hipnotyzujących oczach Falkowicza.
Zarówno Profesor jak i Consalida od dłuższego czasu próbowali zgasić w zarodku
rosnące wokół nich pożądanie, wyprzeć je ze świadomości , tym razem oboje
przekroczyli własne granice, tracąc kontrolę nad rzeczywistością. Wmówili
sobie, a raczej chcieli wierzyć, że łączy ich jedynie wzajemna nienawiść, w
rzeczywistości jednak było zupełnie odwrotnie, choć miało minąć jeszcze wiele
miesięcy by mogli to dostrzec.”Od nienawiści do miłości jest tylko jedne krok „
– już wkrótce oboje mieli się o tym przekonać, choć rodzące się uczucie nie
miało wiązać się w ich przypadku ze szczęśliwym zakończeniem.
- Bezczelny?…- szepnął
ledwie słyszalnie – to ja dopiero mogę być, pani doktor- wpił się w jej
rozpalone usta, niemal brutalnie pogłębiając pocałunek. Rudowłosa
niespodziewanie wplotła palce w gęste włosy Profesora, który położył dłoń na
tali lekarki, przyciągając ją do siebie. Ruda odwzajemniła namiętny pocałunek
Falkowicza rozpoczynając walkę ich języków o dominację. Nie miała najmniejszego
pojęcia, co w tej chwili się z nią działo. Wydawało jej się, że zupełnie
straciła panowanie nie tylko nad swoim ciałem, ale także zmysłami. Para
zajętych sobą chirurgów, nawet nie zauważyła, kiedy dr Goldberg wkroczyła do
pokoju lekarskiego. Pani ginekolog w takiej sytuacji najpewniej pospiesznie
opuściłaby pomieszczenie, ale szok wywołany tym ,że zastała
Wiktorię i Falkowicza, dwoje najzacieklejszych wrogów w takiej
niecodziennej i kompletnie niespodziewanej sytuacji sprawił , że z wrażenia nie
mogła ruszyć się z miejsca. Jednak już wkrótce obecność Hany została
zarejestrowana przez Wiktorię, dla której było to prawdziwie lodowaty prysznic,
który momentalnie przywrócił jej resztki zdrowego rozsądku. Unikając palącego
spojrzenia Falkowicza, wyswobodziła się z uścisku jego silnych ramion, w
pośpiechu kierując się do wyjścia z widocznym rumieńcem zażenowania i wstydu na
policzkach.
-Wiktorio, zaczekaj –
podążył za nią, ignorując obecność Goldberg, która wzruszyła obojętnie
ramionami ,uśmiechając się pod nosem. Hana nigdy nie przepadała za plotkami i
wychodziła z założenia, że ingerowanie w czyjeś życie osobiste to po prostu
brak kultury i zwykłej ludzkiej przyzwoitości, więc postanowiła zachować
widziany przed chwilą nieprawdopodobny obraz tylko dla siebie.
Ruda w pośpiechu
kroczył korytarzem, kierując się w stronę drzwi wejściowych do szpitala, przy
których zebrał się spory tłum odwiedzających, szykujących się do wizyt u swoich
bliskich.
-Nie tak szybko,
Wiktorio – Profesor dogonił ją, zagradzając jej swoją osobę drogę ucieczki.
Spojrzał na nią w napięciu. Bezsprzecznie sytuacja, w której się znaleźli była
zaskoczeniem i prawdziwym szokiem nie tylko Wiki, ale także i dla niego. Jednak
mimo woli nie potrafił oderwać od siebie myśli o Rudowłosej, nietypowy dla
niego szczery uśmiech wciąż nieśmiało błąkał się po twarzy Andrzeja.
- Tak, Profesorze ? –
burknęła, unikając jego wzroku. Przeklinała w myślach swoją głupotę, próbując
uzmysłowić sobie, jak mogła ta po prostu stracić nad sobą kontrolę ? – Przecież
ja nienawidzę tego krętacza – powtarzała w myślach jak mantrę, wciąż
zastanawiając się, co kierowało ją jeszcze kilka minut wcześniej, kiedy dała
się porwać fali bezsensownej i kompletnie dla niej bezpodstawnej namiętności.
Niestety jej wysiłki były bezowocne. Nie mogła tego pojąć.
-Wydawało mi się, że już jesteśmy na „ty” - stwierdził szczerze, unosząc lewy kącik ust
do góry. Wiktoria coraz bardziej go intrygowała.
- W takim razie źle
się PANU wydawało – prychnęła, krzyżując ręce na piersi, wciąż unikała jego
wzroku.- Coś jeszcze ? – zapytała oschle ,chcąc jak najszybciej udać się poza
mury szpitala by otrzeźwić swój umysł chłodnym, rześkim powietrzem.Bardzo tego potrzebowała w tym momencie.
- Właściwie to tak –
ironiczny uśmiech automatycznie pojawił się na jego twarzy – O ile dobrze się
orientuję to kończy pani dyżur dopiero za godzinę- zerknął ukradkiem na swój
rolex – W takim razie…-zaczął nie czekając na jej odpowiedź- zapraszam panią do
mojego gabinetu- uśmiechnął się bezczelnie, zachęcającym gestem wskazując
lekarce dobrze jej znaną drogę do królestwa ordynatora.
-Ale ? – przełknęła
głośno ślinę, tęsknie lustrując wzrokiem wyjście ze szpitala, które w tej
sytuacji okazało się również jedyną drogą wybawienia od zbliżającej się rozmowy
w matni Falkowicza, czyli jego gabinecie.
- Nie ma żadnego ale –
stwierdził nieznoszącym sprzeciwu głosem, przepuszczając zmieszaną rezydentkę przed sobą by móc bez cienia
skrępowania obserwować jej smukłą sylwetkę.
-Wody ? – zapytał
zwyczajnie, rozsiadając się w skórzanym fotelu w swoim gabinecie, którego
ściany zdobiły liczne dyplomy i
certyfikaty w drewnianych oprawach. Podrapał się po jednodniowym zaroście
marszcząc brwi, wciąż nie spuszczał z Wiki wzroku ,intensywnie się nad czymś
zastanawiając.
- Nie, dziękuję –
burknęła naburmuszona, ignorując dzbanek z przezroczystą cieczą, którą chirurg
po chwili wypełni dwie szklanki, stojące na blacie mahoniowego biurka.
- Niech pani wreszcie
usiądzie – wskazał dłonią krzesło tuż naprzeciwko siebie.
-Dziękuję, ale postoję
– odparła przekornie, wreszcie decydując się spojrzeć mu w oczy.
- Ja pani woli –
westchnął ciężko , uważnie lustrując Rudą wzrokiem. Rumieńce wstydu wciąż
pokrywały jej policzki, a jej zielone
oczy wypełniało poczucie winy i ledwie dostrzegalne iskierki gniewu. Między
nimi zapanowała dłuższa cisza, którą dopiero po kilku minutach zdecydowała się
przerwać Wiktoria.
- Lepiej zapomnijmy o
tym, co się stało – odparła ledwie słyszalnym głosem, w którym na marne szukać
można było choćby nutki przekonania, spuściła głowę, lecz po chwili zdecydowała
ponownie zmierzyć się wzrokiem z
zaskoczonym jej stwierdzeniem Profesorem.
-A właściwie o czym
my rozmawiamy ? – uśmiechnął się
nonszalancko, unosząc lewą brew do góry, po czym wstał z wygodnego fotela,
poprawiając marynarkę. W jego umyśle klarował się bardzo ciekawy i kuszący
plan, jednak nie wiedzieć czemu, patrząc na zmieszaną rezydentkę odrzucił od
siebie te myśli. Wydało mu się to bardzo nietypowe. – Czyżbym zaczynał się
starzeć ? – zaśmiał się w duchu, wycofując się z pomysłu uwiedzenia młodej
chirurg. Nie pojmował dlaczego wydawało mu się, że Wiktoria nie zasługuje na to
by być kolejną przelotną przygodą, następną zdobyczą na jego liście, paradoksalnie przez ostatnie miesiące zdążył
całkiem dobrze ją poznać. Irytowała go, doprowadzała do furii i wciąż mieszała
się w jego badania oraz sprawy związane z kliniką, ale w jakiś niewytłumaczalny,
trochę absurdalny sposób zależało mu na niej. Dopiero teraz zaczął to
dostrzegać i ten niespodziewany fakt nie tyle go zdumiał, co wzbudził w nim
rodzący się gniew ,złość na samego siebie. Przecież od zawsze wystrzegał się
słabości, nie mógł sobie na nie pozwolić, przynajmniej tak wtedy sądził.
- Dokładnie to miałam
na myśli – przyznała szczerze, nieśmiało uśmiechając się w stronę szefa. –
Właściwie co to wszystko ma znaczyć ? –myślała, przygryzając wargę. Próbowała
bezskutecznie doszukać się głębszego sensu w dzisiejszym zachowaniu Profesora.
Wydawało jej się dziwne, że pierwszy raz nie czuje się zagrożona w jego
obecności i to paradoksalnie kilka minut po pocałunku, do którego nigdy nie
powinno dojść.
-Przecież to i tak już
nigdy więcej się nie powtórzy – stwierdziła pewnym siebie głosem , wzdychając
ciężko. Powoli jej tętno wracało do normalności, dając tym Rudej już pełną
kontrolę nad własnym ciałem.
- Skoro woli pani
trwać w tym przekonaniu – uniósł lewy kącik ust do góry, obchodząc biurko .
Znalazł się tuż przy Rudowłosej.
- Wie pan, że pomagam
Przemkowi w poszukiwaniu dowodów w sprawie Ludmiły – bardziej stwierdziła, niż
zapytała, uważnie lustrując wzrokiem zmieniający się wyraz twarzy Profesora.
Chyba pierwszy raz widziała taką gamę emocji malującą się na jego obliczu.
Wypracowana maska zaczynała powoli go zawodzić, wtedy jeszcze nie przypuszczał,
że w towarzystw Wiki próba tuszowania uczuć jest nie tyle niełatwa, co po
prostu bezsensowna.
- Panie Profesorze –
pielęgniarka Iza otworzyła drzwi do jego gabinetu, lustrując parę lekarzy
podejrzliwym spojrzeniem. Falkowicz otwierał już usta, by powiedzieć coś do
Wiktorii ,ale momentalnie przeniósł swój wzrok na blondynkę, która nie mogła
złapać tchu.
- Wypadek na trasie.
Pięcioro rannych, w tym dwoje dzieci. Doktor Gawryło i dr Konica już szykują
się do operacji. – wykrztusiła jednym ciągiem zafrasowana kobieta ,
opadając na pobliskie krzesło . Wiki podała blondynce stojącą na biurku
szklankę z wodą, po czym pospiesznie związała włosy w kucyka.
- Dziękuję za
informacje pani Izo – Falkowicz skinął głową, natrafiając na porozumiewawcze
spojrzenie Rudzielca.
- Na co pan czeka,
Profesorze ? – rzekła ponaglająco Wiki, czekając na niego za drzwiami gabinetu,
po czym w pośpiechu ruszyła w stronę bloku.
- Zdawało mi się, że
na panią, pani doktor – szczerze zdumiał się tak szybkiej przemianie Wiktorii. Bezwątpienia była profesjonalistką, która dobro pacjentów
stawiała ponad wszystko. W szpitalu zgrywała twardą Rudą, która życiowe
zawirowania traktowała z przymrużeniem oka, jednak poza pracą Wiki była kimś
zupełnie innym i to właśnie tego dnia dojrzał w niej to wcześniej nieznane
sobie oblicze temperamentnej podwładnej.
*
Alex spojrzał na Andrzeja przenikliwym wzrokiem, marszcząc
wyczekująco czoło. Jak na razie opowieść ojca wydawała mu się być zupełnie
pozbawiona sensu. Prawdą było, że Wiktoria już kilka tygodni temu wspominała
malcowi o niezbyt udanych początkach jej znajomości z Profesorem ,jednak
chłopiec nie przypuszczał, że jego rodzice po prostu szczerze się nienawidzili
. Nie mógł zrozumieć, co spowodowało, że nagle tak diametralnie zmienili
charakter swojej relacji. Jak na razie wszystko wydawało mu się bardzo
podejrzane, czekał na szczegółowe wyjaśnienia ze strony ojca, który opuścił
spory fragment historii z uwagi na młody wiek synka.
- Tato – mały spojrzał na Falkowicza nieufnie - Właściwie to jak to się stało, że w końcu się w sobie zakochaliście ?- zapytał
szczerze zainteresowany, marszcząc brwi.- Przecież mówiłeś, że się nie
znosiliście – dodał niepewnym głosem, wciąż wpatrując się swoim ciekawskim spojrzeniem
w Profesora, który starał się ostrożnie dobierać słowa. Trudno było mu
wytłumaczyć chłopczykowi magię uczucia, które połączyło go z jego mamą. Sam nie
potrafił ogarnąć swoim umysłem tej
niewątpliwej zagadki.
- To prawda- westchnął Falkowicz, poprawiając kocyk malca,
który zsunął się na puszysty, szary dywan.- Na początku tworzyliśmy prawdziwą
mieszankę wybuchową- uśmiechnął się lewym kącikiem ust, pocierając dłonią
dwudniowy zarost - Ale z czasem…– uniósł brwi ku górze , wpatrując się
nieobecnym wzrokiem w wiszącą nad łóżkiem syna grafikę – Zauważyliśmy, że nie
możemy obejść się bez wzajemnych uszczypliwości…- zaczął swoim niskim głosem –
złośliwości, zaciekłych dyskusji..- westchnął ciężko – Czerpaliśmy z tego zbyt
wiele przyjemności…- podkreślił wyraźnie, podciągając rękawy granatowej
koszuli. Wciąż przed oczami pojawiał mu się obraz roześmianej Rudowłosej. Oddał
by wiele by w tym momencie ponownie usłyszeć jej śmiech.
- Tak po prostu ? – szczerze zdziwił się malec, mrużąc oczy.
Dalej miętosił swoją czerwoną poduszkę, odreagowując na powierzchni materiału
swoje wątpliwości, które powoli kiełkowały w sercu chłopca. Znał swoją mamę i
wiedział, że rzadko zmienia ona o kimś
niepochlebną opinię i jest zdeterminowana by ciągle trwać przy swoim zdaniu, dlatego
też to ,że wówczas tak nagle zmieniła swoje nastawienie do Profesora wydawało
mu się bardzo nieprawdopodobne ,a wręcz niemożliwe. Alex odsunął się trochę od
Andrzeja, wciąż nie potrafił w pełni mu zaufać, miał nadzieję, że Falkowicz nie
użył podstępu by zdobyć uczucie Wiktorii. Małemu wydawało się, że tata nie jest do tego zdolny , jednak przecież
jego ukochana mama musiała mieć jakieś powody by przez tyle lat skrzętnie
ukrywać przed Falkowiczem fakt jego istnienia ? Małżeństwo Profesora nie mogło
być przecież jedynym powodem tego stanu rzeczy ? Malec zamierzał to odkryć, by
wreszcie dowiedzieć się, co sprawiła, że jego rodzice zakończyli swój związek
na długo przed jego narodzinami. Musiał to wiedzieć by wreszcie odkryć jak
ponownie ich połączyć. Pogodzenie się z przeszłością wydawało mu się jedyną
możliwością , dzięki której Wiktoria znów będzie w stanie zaufać jego ojcu.
Bardzo na to liczył, gdyż nie minęło zbyt wiele czasu by wyraźnie dostrzegł, że
mimo lat rozłąki para chirurgów wciąż darzy się głębokim uczuciem. To w jaki
sposób Profesor opowiadał o jego mamie nie pozostawiało w sercu chłopca już
żadnych wątpliwości. Obserwują nienaturalny błysk w jego oczach, gdy wypowiadał
jej imię , malec już wiedział, że w tej kwestii może liczyć na tatę. Z każdą
kolejną minutą opowieści Profesora podejrzenia chłopca zaczęły powoli topnieć.
-Można powiedzieć, że Wiki trafiła w mój czuły punkt –
mruknął znacząco, gestem dłoni wskazując na swoje serce, Alex przysłuchiwał się
uważnie jego słowom. – Chociaż nie ukrywam, że trochę przyczyniła się do tego
moja kontuzja – przewrócił teatralnie oczami, przeciągając się.
- Kontuzja ? – synek zmarszczył brwi, w oczekiwaniu wpatrując
się w niego z niepohamowaną ciekawością.
- Taak…- westchnął ciężko, widział iskierki ekscytacji w
ciemnoszarych oczach chłopca, który jeszcze intensywniej przyglądał się tacie–
W moim przypadku Kupidyn chyba trochę się pomylił– stwierdził z udawanym żalem, przeczesując dłonią posiwiałe włosy - bo zamiast typowej strzały amora…- kontynuował niespiesznie – wysłał w
kierunku mojego serca zgoła inny pocisk – prychnął rozbawiony , sugestywnie
pocierając dłonią swoją klatkę piersiową, po latach potrafił już z tego
żartować, choć ledwie przeżył groźny postrzał – Chociaż przyznaję po jakimś
czasie odniósł on zamierzony efekt – puścił małemu oczko, uśmiechając się przy
tym zawadiacko. Niepewna mina malca spowodowała, że jeszcze szerszy uśmiech
pojawił się na twarzy Falkowicza.
- Nie rozumiem – przyznał szczerze chłopczyk, marszcząc
czoło w oczekiwaniu.
- To całkiem normalne – Andrzej jeszcze niepewnie pogłaskał
synka po głowie, wciąż nie wiedział jak właściwie ma zachowywać się w
towarzystwie malca. Profesorowi te z
pozoru naturalne gesty i czułości były kompletnie obce i nieznane ,jednak chciał widocznie dać małemu znak, że
mu na nim zależy. Andrzej doskonale wiedział, że dzieci w jego wieku potrzebują
jasnych sygnałów by bezpiecznie poczuć się w nowym otoczeniu. Pragnął by synek
już w pełni zaakceptował jego obecność w swoim życiu, ale chciał by czuł się
swobodnie nie tylko w jego towarzystwie, ale w całym tym ogromnym domu.
Przecież w najbliższej przyszłości miał spędzać w jego wili całkiem sporo czasu. Falkowiczowi
zależało by syn jak najszybciej się tutaj zaaklimatyzował. – Miałem trochę
czasu na przemyślenia w szpitalu – wyjaśnił pewnym siebie głosem, wracając w
myślach do jednego z najtrudniejszych okresów swojego życia, który niewątpliwie
zamienił jego podejście do świata.
- A ten postrzał …..?- zaczął pospiesznie mały, nie mogąc
opanować wrodzonej ciekawości. Jego bujna wyobraźnia wykreowała w jego umyśle kilka porywających
scenariuszy niczym rodem z filmów akcji, w których według niego mógł
uczestniczyć Profesor.
- Spokojnie, to nie
były porachunki mafijne- zaśmiał się szczerze ,widząc jak twarz malca
nieznacznie pociemniała w geście zawodu. Zrezygnowany chłopiec opadł ciężko na poduszkę.
- Skąd wiedziałeś, że o tym właśnie pomyślałem ?– zaśmiał
się malec, spoglądając na ojca pozornie spochmurniałym wzrokiem.
- A czy to nie jest
takie oczywiste ? – zapytał zaczepnie Falkowicz, obdarzając małego swoim słynny
złowieszczym spojrzeniem. Uniósł sugestywnie brwi , mrugając porozumiewawczo do synka.
- Wcale nie – zapierał
się przekornie chłopczyk, śmiejąc się szczerze pod nosem.
- Przecież wiesz, że
to ja jestem tym czarnym charakterem, mój drogi – szepnął konspiracyjnie Profesor,
marszcząc nieprzyjemnie brwi. Alex przyglądał mu się z miną znawcy, po czym
stanowczo pokręcił głową.
- Rozczaruję Cię,
tato- zawyrokował pewnym głosem, stając bosymi stopami na materacu w taki
sposób by móc z góry spojrzeć na rozbawionego chirurga – Ale zupełnie nie
nadajesz się na komiksowego złoczyńcę – dokończył z pełnym przekonaniem.
- Czuję się dogłębnie
urażony tym wyrokiem- westchnął teatralnie, unosząc jeden kącik ust do góry –
Wydaje mi się jednak, że z łatwością mógłbym znaleźć dziesiątki osób, które
zaciekle broniły by mojej złej opinii – stwierdził z udawanym żalem,
rozmyślając o doktorze Zapale, który wciąż przy każdej okazji wytykał mu, że
jest mordercą. Falkowicz spochmurniał nagle. Wbrew pozorom stawianie czoła
przeszłości wciąż pozostawiało na jego duszy uciążliwe piętno. Wraz z upływem lat
odczuwał coraz większe wyrzuty sumienia. Nie posiadał typowego poczucia winy,
jednak miał tą świadomość, że przez jego błędy ucierpiało wiele osób. – Postęp wymaga
poświęceń – obecnie to tłumaczenie wydawało mu się jedynie marną wymówką.
- Nie obchodzi mnie,
co myślą o tobie inni – stwierdził pewnie Alex , patrząc prosto w oczy ojca–
Sam chcę Cię poznać – przyznał z rozbrajającą szczerością chłopiec, ponownie
siadając tuż obok oniemiałego jego słowami Profesora .Ta dziecięca mądrość z
minuty na minutę zaczynała coraz bardziej go zdumiewać.-A poza tym w bajkach to
ja najbardziej lubię właśnie te czarne charaktery – zapewnił stanowczo, obdarowując ojca swoim czarującym uśmiechem.
- Zrobię wszystko, byś
nigdy tego nie żałował – szepnął ledwie słyszalnie Andrzej ,czując jak zmęczony
chłopiec oparł swoją głowę na jego ramieniu, ziewając przy tym głośno.
-Mama zawsze mi
powtarza, że każdy popełnia błędy- ziewnął po raz kolejny – Jednak powinniśmy
starać się je naprawić – dokończył ciszej malec , czując , że już dłużej nie
będzie w stanie walczyć z poczuciem senności.
-Ja się staram-mruknął
do siebie Falkowicz, przełykając głośno ślinę. Niepewnie spojrzał na swoje dłonie.
-Wiem – stwierdził
cicho chłopczyk, ich spojrzenia ponownie się skrzyżowały, lecz zmieszani
panowie pospiesznie odwrócili swój wzrok. Andrzejowi z coraz większym trudem
przychodziło traktowanie słów synka z pozorną obojętnością. Każde kolejne niezwykle
prawdziwe zdanie wypowiedziane przez małego coraz bardziej go poruszało,
powodując nieprzyjemne ukłucie chłodu w okolicach serca.
- Może jutro
dokończymy tą twoją bajkę ,co ? – Andrzej spojrzał z troską na klejące się
powieki synka, który znajdował się już na samej granicy snu i jawy.
- Nie ma takiej
możliwości – twarz malca rozjaśnił niewyraźny uśmiech, przymrużył zmęczone
oczy.- Jesteś jeszcze bardziej uparty niż Wiktoria – zaśmiał się w myślach
chirurg ,wracając do swojej opowieści. Zerknął na syna z widoczną czułością. Przy nim stawał się kimś zupełnie innym.
- Więc to okazał się
być tylko zdesperowany pacjent ?– zdziwił się mały, przewracając oczami.
- Desperaci są
najgroźniejsi – zapewnił go pewnym głosem Andrzej, kiwając głową znacząco. Mały
zaśmiał się z jego miny, dalej drocząc
się z ojcem.
- Ale teraz już
wszystko jest w porządku z twoim sercem? – zapytał z troską malec, traktując
ramię Andrzeja niczym wygodną poduszkę. Falkowicz nieoczekiwanie wcale się
przed tym nie wzbraniał. Niezdarnie objął synka swoim silnym ramieniem.
-Nie tak się przytula,
tato – zniecierpliwiony opieszałością ojca malec przesunął jego dłoń, jeszcze
mocniej wtulając się w ramię Profesora, który
rozbawiony uwagą małego uniósł do góry brwi, poddając się woli swojego
nowego instruktora.
- Widzę, że uczę się
od mistrza – mruknął pod nosem Andrzej, z błyskiem w oku zerkając na wygodnie
usadowionego syna, który milczał, czekając na dalszy ciąg opowiadanej przez
niego historii.
- Odkąd nieodwracalnie
wtargnęła do niego pewna płomiennowłosa pani chirurg wszystko wydaje się być na
miejscu – rzekł przekornie Falkowicz , unosząc jedną brew do góry.- Chociaż
przyznaję, że ostatnio kolejny uparciuch się do niego wprowadził, więc zaczyna
się tam robić trochę ciasno – udał rozżalenie, zauważając, że Alex nie odpowiada na jego zaczepny komentarz. Synek chyba już
ostatecznie odpłynął w krainę snów .Uniósł go ostrożnie, poprawiając małemu
poduszkę, po czym po raz kolejny delikatnie okrył go mięciutkim kocem. Profesor
westchnął głośno, zamykając za sobą drzwi do pokoju Alex’a. Pokręcił głową z niedowierzaniem,
spoglądając przelotnie na swój zegarek. Nigdy nie przypuszczał, że będzie
potrafił rozmawiać z dzieckiem przez kilka godzin z rzędu, wcale się przy tym
nie nudząc. Alex niezaprzeczalnie był
niezwykle absorbującym towarzyszem, jednak to właśnie ten rodzaj uwagi , którą
ściągał na siebie malec oczarował Profesora. Synek był niezwykle żywiołowy,
pomysłowi i wygadany, ale to w żadnym stopniu nie drażniło Andrzeja, a wręcz
przeciwnie malec imponował mu swoją błyskotliwością i tą dziecięcą odwagę i
bezpośredniością związaną z wyrażania
swoich uczuć. Falkowicz miał jeszcze wiele zaległości w tym zakresie, lecz
starał się jak tylko mógł by przekazać małemu, jak bardzo jest on dla niego
ważny. Profesor musiał przyznać, że czas spędzony z synem w ogóle mu się nie
dłużył, a wręcz przeciwnie płynął w niebotycznie szybkim tempie. Po dzisiejszej
„próbce” możliwości Alex’a niewyraźny cień wątpliwości ponownie pojawił się w
umyśle chirurga, a mianowicie Andrzej wciąż na nowo zastanawiał się, czy jest w
stanie podołać opiece nad tym żywiołowym
malcem , który po zaledwie kilku godzinach przebywania w domu ojca już zdążył wywołać rewolucje nie tylko w tym zwykle cichym i
opustoszałym domu, ale także w sercu jego właściciela ? Falkowicz podrapał się po swoim zaroście,
schodząc do kuchni w poszukiwaniu telefonu, który najprawdopodobniej pozostawił
tam podczas przygotowywania kolacji, która wciąż nietknięta spoczywała na
ciemnym stole w jego przestronnej jadalni. Potarł dłonią pulsujące skronie,
zauważając dziesięć nieodebranych połączeń zarówno od Wiktorii jak i Adama.
- Przecież obiecałem,
że zadzwonię jak tylko odbiorę małego z lotniska – jęknął z rezygnacją ,
marszcząc nieprzyjemnie czoło. Mimo późnej pory wybrał numer Wiktorii, zdając
sobie sprawę, że Rudowłosa najprawdopodobniej odchodzi teraz od zmysłów. W tym jedynym momencie
cieszył się ,że dzieli ich bariera kilku tysięcy kilometrów. Wolałby nie
widzieć gniewnego spojrzenia Rudej, które wciąż na nowo pojawiało się w jego
wspomnieniach.
- Andrzej ! – odetchnęła
z widoczną ulgą – Miałeś zadzwonić zaraz po przylocie – wypomniała mu
ostrzejszym głosem, lecz opanowała się nieco, wzdychając ciężko .
- Mieliśmy małe
zawirowania – wyjaśnił skąpo chirurg, przełykając głośno ślinę. Nie miał
pojęcia, w jaki sposób zatai przed Wiki prawdę o wpadce związanej z odbiorem
Alex’a z lotniska, której dopuścił się razem z bratem .Był szczerze wdzięczny
przewrotnemu losowi, że Krajewski odnalazł malca całego i zdrowego. Wolał nie
zastanawiać się, co mogło przydarzyć się jego synkowi. Obiecał sobie w duchu,
że już nigdy nie dopuści do takiej sytuacji.
- Tak ,wiem – odparła ledwie słyszalnie – Na szczęście Adam
do mnie zadzwonił – wyjaśniła nieoczekiwanie ciepłym głosem. Zdziwił się
słysząc jej spokojny ton.
- Co dokładnie ci powiedział ? – zapytał z pozoru obojętnie,
chcąc wybadać na czym właściwie stoi. Oparł się o kuchenny blat, czekając w napięciu na jej wyjaśnienie.
- Wspominał coś problemach z bagażem Alex’a – odparła lekceważąco,
Falkowicz zdziwił się tej długowzroczności brata, jednak był mu w tej chwili
niezwykle wdzięczny za zatuszowanie kwestii związanych z przylotem malca. –
Lepiej opowiedz mi jak tam sobie radzicie ? – poprosiła , choć wyczuł ,że głos
jej zadrżał.
- Wydaj mi się, że całkiem nieźle - przyznał, uśmiechając się nieznacznie na wspomnienie swojej niedawnej rozmowy z malcem –
Mamy naprawę niezwykłego syna – rzekł z pełnym
przekonaniem, kierując się na pierwsze piętro willi. Alex zdumiewał go na każdym kroku.
- Trudno się z tym nie zgodzić – zaśmiała się szczerze,
powodując tym, że uśmiech na jego twarzy widocznie się poszerzył – Jednak już wkrótce przekonasz się do czego jest zdolny
– przestrzegła go rozbawiona, przybierając poważniejszy ton.
- Tak sądzisz ?– stwierdził swoim niskim głosem Falkowicz ,
przysłuchując się uważnie jej melodyjnemu głosowi, który tak uwielbiał.
–Powinienem się bać ?- mruknął prowokacyjnie, wkładają jedną dłoń do kieszeni swoich spodni.
- Nawet nie zauważysz, kiedy
przewróci twój dom do góry nogami –wyrokowała, żartobliwie grożąc mu
placem ,lecz tego Andrzej nie mógł już dostrzec.
- A co jeśli już to zrobił – chirurg nieoczekiwanie zawiesił głos, intensywnie wpatrując się w drzwi do pokoju syna, które znajdowały się na samym końcu korytarza –
Tylko nie z moim domem ,ale wręcz całym
światem ? – zapytał pozbawionym emocji głosem ,zastanawiając się, czy to
zmęczenie, czy może właśnie rozmowa z Alex’em spowodowała w nim ten
nieoczekiwany przypływ szczerości. Zapoczątkował tym dłuższą chwilę ciszy
miedzy nimi.
- Wiki ?- szepnął cicho, przypominając jej o swojej
obecności.
- Tak ,jestem – odparła niewyraźnie, oddychając głęboko. – A
co właściwie dzisiaj robiliście ? –zdecydowała się na taktyczną zmianę tematu,
chcąc odciągnąć swoje myśli od tego niezwykle bezpośredniego pytania Profesora.
- Stoczyliśmy zwycięską walkę z kurczakiem, w efekcie czego
powstała wyśmienita paella – rzekł nie kryjąc dumy, lewy kącik jesgo ust powędrował do góry.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że zdecydowałeś się
własnoręcznie coś ugotować ? – powątpiewała, dobrze zdając sobie sprawę z
umiejętności Falkowicza w tym zakresie.
- Wątpisz w moje kulinarne zdolności ? – udał oburzenie,
unosząc do góry brew.
- Skądże znowu – zaśmiała się ironicznie, bawiąc się srebrną
zawieszką wisiorka .- Może jeszcze mi powiesz, że Alex Ci pomagał – dodała śmiejąc
się pod nosem.
- Oczywiście, że tak – rozwiał jej wątpliwości, zapalając
nocna lampkę w swojej sypialni.
- Ciekawa jestem, czy udało wam się stworzyć coś jadalnego ?
– zastanawiała się głośno, dalej się z nim drocząc.
- Właściwie…..- westchnął, marszcząc brwi. Zdał sobie
sprawę, że mimo włożonego w przygotowanie dania wysiłku nawet nie udało mu się go
skosztować.
- Andrzej, muszę przyznać, że Alex w pełni odziedziczył
twoje anty-talenta kulinarne- stwierdziła szczerze – więc na pewno w to nie
uwierzę – zastrzegła pewnym siebie głosem, uśmiechając się ciepło do swojej wizji dotyczącej gotującego Profesora w asyście jej synka.
-Przejrzałaś nas – przyznał niechętnie, przysiadając na
swoim ogromnym łóżku. Oparł łokieć prawej ręki o kolano, opanowując zmęczenie. Nieprzyjemny grymas przewinął się przez jego czas.
- Mam nadzieję, że jakoś sobie poradzicie – stwierdziła poważnie Ruda,
ucinając tym ciąg niewinnych żartów między nimi.- Wiem, że bardzo Ci na tym
zależy…- powoli traciła kontrolę nad swoim głosem, bezskutecznie próbując
przywrócić mu naturalną barwę.
- Jestem pewien ,że tak będzie – stwierdził dobitnie,
zaciskając mocno wargi – Nie masz się o co martwić Wiki, małemu nie stanie się
przy mnie krzywda – kontynuował pewnie – możesz być pewna, że nie będą na niego
naciskał, obaj potrzebujemy jeszcze czasu
…- urwał, pocierając dłonią pulsujące skronie. Wręcz padał ze zmęczenia. Mimo wielu obaw nie miał teraz czasu i siły na przemyślenia.
- Jestem o was spokojna – zdziwiła go tą stanowczą
odpowiedzią , w takim wypadku nie rozumiał, co tak bardzo ją frasowało? Przerwała nieoczekiwanie.
- Ale ? – westchnął, niecierpliwie czekając na uzupełnienie przez nią wypowiedzi.
- Po prostu wydaje mi się…- urwała zmieszana – Znaczy….- kontynuowała
z rezygnacją , po raz kolejny przerywając na moment ich rozmowę. Nie wiedziała, co właściwie
chce przekazać Profesorowi i dlaczego zdecydowała się uczynić to właśnie dziś,
właśnie teraz…
- Też chciałbym byś była tutaj teraz razem z nami – stwierdził
swoim niskim głosem, wprawiając Rudą w
niemałe zdumienie. – Mały wreszcie mógłby poczuć, że znów ma prawdziwą rodzinę-
dodał pewnie , starając się ostrożnie dobierać słowa. – Oddał bym wszystko byś
była tutaj razem z naszym synem – szepnął niewyraźnie, przełykając głośno ślinę – razem ze mną – nie kontrolował
potoku własnych słów.
- Andrzej, ja ? – wydukała z trudem, próbując ułożyć w swoim
umyśle chociaż jedno sensownie brzmiące zdanie.
- Wiem, że masz własne zobowiązania… – odparł pozbawionym
wyrazu głosem, przenosząc swój roziskrzony wzrok na migoczące za oknem gwiazdy.
- Będę – stwierdziła nieoczekiwanie pewnym jak na siebie
głosem – Postaram się przylecieć za kilka dni – sama zastanawiała się ,kiedy
właściwie podjęła taką decyzję ? Jednak nie mogła, a raczej nie chciała postąpić inaczej. Czuła, że wręcz musi jak najszybciej się tam znaleźć, razem z nimi, ze swoimi mężczyznami - jak mimowolnie zaczynała ich nazywać. Nie potrafiła już dłużej zwlekać i walczyć ze swoimi uczuciami.
- Jeśli tylko byłabyś w stanie- szeroki uśmiech rozchmurzył
jego twarz. W towarzystwie Wiki próba zbudowania solidnym relacji między nim ,a
Alex’em bezsprzecznie przebiegałaby bez zbędnych komplikacji. Był tego pewien w
prawie równym stopniu, co faktu, że tej nocy ponownie przyśnią mu się
szmaragdowe oczy Wiktorii.
- Przecież nie zostawię was samych sobie ?-szukała dla
siebie wymówki, uśmiechając się delikatnie. Musiała otworzyć okno, by wpuścić
do swojego mieszkania choć odrobinę rześkiego, trzeźwiącego ją powietrza. Wiedziała, że nie mionie zbyt wiele czasu by zaczęła żałować swojej decyzji, lecz w tym momencie nie miało to dla niej znaczenia.
- Moja droga, mamy jeszcze Adama, pamiętaj o tym – przypomniał jej
, śmiejąc się pod nosem.
- To mi dopiero męska kompania – prychnęła ironicznie,
zakładając kosmyk włosów za ucho.- Widzę, że tym argumentem chciałeś już
skutecznie zmotywować mnie do tego pomysłu – zaczęła przekornie, dobrze zdając sobie sprawę z lekkomyślności przyjaciela.
- Przecież znasz mnie jak nikt inny – westchnął teatralnie
również uchylając okno, które dostarczyło mu chłodny, drażniący powiew świeżego
powietrza, który przyjemnie łaskotał go po twarzy.
- Chciałabym by tak było, Andrzej – przyznała poważnie z
wyczuwalną nutą zawodu w głosie, wyszeptała krótkie słowa pożegnania,
niespodziewanie kończąc połączenie. Nie miała już siły na tą rozmowę. Najpierw musiała zmierzyć się z własną paletą uczuć i wątpliwości. Falkowicz uniósł wysoko brwi, przypominając
sobie zdarzenie mające miejsce siedem lat temu w dokładnie taki dziś, chłodny, majowy wieczór. Tego dnia usłyszał niemal identyczne słowa z ust Rudowłosej.
Wciąż nie potrafił zapomnieć ich brzmienia…
Bardzo się cieszę że w końcu dodałaś tę część. Bardzo podobała mi się rozmowa chłopaków Wiktorii. Czekam na ciąg dalszy ich pogawędki o przeszłości rodziców Alexa. Mam nadzieję ze jak Wiktoria przyleci do Polski to wreszcie ona i Andrzej wyznają sobie miłość i stworzą małemu rodzinę o której tak marzy Alex jak i jego Tata.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejną część. Życzę DUŻO DUŻO DUŻO WENY abyś mogła napisać dla nas kontynuację tego opowiadania.
Ja będę czekać do końca na happy end tyle ile będzie trzeba.
Pozdrawiam i jeszcze raz gratuluję pomysłu jak i życzę mnóstwo pomysłów na kolejne części. Kasia
PS. Czy dodasz kolejną część Twojego drugiego opowiadania do którego dodałaś prolog i tym jak Wiki jest studentką???
Wydaje mi się, że nie powinnaś tak narzekać na ten rozdział. Co więcej - powinnaś być z niego zadowolona, bo to był moim zdaniem jeden z lepszych. Czytało się całkiem przyjemnie, lekko. Mam wrażenie, że to było takie przypomnienie, uzupełnienie tego, co już wiemy. Tyle, że z twoją interpretacją.
OdpowiedzUsuńTrudno by wymieniać pojedyncze szczegóły, które tutaj zawarłaś, a które mnie się szczególnie podobały, ale kilka postaram się wyróżnić.
Fajne było nawiązanie do postrzału. To porównanie do strzały Amora - trafne i bardzo plastycznie opowiedziane. Mam dziwne przeczucie, że nie bez powodu przypomniałaś nam o tym.
Kolejne - Alex mimo wszystko zachowuje lekki dystans do nowopoznanego człowieka. Świadczą o tym subtelne gesty, ale zawsze. Mimo wszystko panowie dopiero się poznają. :)
Rozmowa z Wiktorią - zwykła, krótka, ale tylko pozornie. Dla mnie bardzo ciekawa.
Przeszłość minęła, ale każdy bohater nosi w sobie jej piętno.
Naprawdę dający do myślenia rozdział.
Życzę weny i większej wiary w siebie!
Pozdrawiam ciepło ;)
Uf...jest czas,jest komentowanie ;)
OdpowiedzUsuńNo boski dialog ojca z synem! Gratulację!
Jak Ty to robisz,dziewczyno?Nie wiem ile masz lat,ale przypuszczam,że dużo mniej ode mnie ;)(no dobra aż taka stara to nie jestem haha :))) )a masz tak dorosły punkt widzenia,że to jest po prostu zachwycające i zapierające dech w piersiach.Wiem,pewnie nie pierwszy raz Ci to piszę,ale nie mogę wyjść z podziwu.Gdzie to wszystko się mieści w tak jeszcze młodej i delikatnej dziewczynie? Skąd Ty tyle masz siły i energii na to wszystko? Skąd czerpiesz inspirację?Ja nie miałabym tyle odwagi i determinacji by prowadzić takiego bloga,przede wszystkim nie mam takiej wyobraźni.A to chyba jest najważniejsze w pisaniu,prawda?
Niesamowite jest to jak uczucie pomiędzy Wiki i Andrzejem nadal jest wyczuwalne,ono nadal istnieje! Ta dwójka ludzi tak na prawdę nigdy nie przestała się kochać i teraz kiedy mają syna u Wiki zajaśniała iskierka by zawalczyć jeszcze raz o uczucia Andrzeja,albo po prostu nie ignorować tego co czuje. Wyśmienita"bajka"Andrzeja,którą opowiada Alexowi.Taką napisało życie.Jestem pewna,że będzie happy end.Ale na razie chciałabym aby było więcej dialogów Wiki-Andrzej,chciałabym takiej szczerej rozmowy,skoro już przyjeżdża ;)
Pozostaje mi tylko życzyć Ci dużo weny i wiary w siebie! Jestem pewna,że wszystko Ci się ułoży!
No i nie ukrywam,że czekam na kolejną część,ale nie za miesiąc tylko w weekend może? :) Całuję Cię!!! <3 / Julka
TAK!!!TAK!!!TAK!!!PROSIMY W WEEKEND NOWĄ CZĘŚĆ JEŚLI MOŻNA PROSIĆ!!!������
UsuńSzczerze mówiąc, taki scenariusz jest całkiem prawdopodobny.:D Właśnie mam jeden z "luźniejszych" weekendów od dobrych kilku miesięcy.:P Liczne pomysły na dalszy ciąg akcji też się klarują, więc kto wie xD Jednak jeśli już miało by to dojść do skutku ( na co liczę), to zapewne dodam coś dopiero w niedzielę.Powinna to być dość "długawa" część...i wreszcie akcja powinna nabrać tempa. W głównej mierze po raz kolejny ojciec i syn, ale wątek Wiki i Ricardo (tak, to on będzie tym "zagadkowym" gościem - SPOJLER) również będzie istotny.:D Miło mi,że pomimo tak długich przerw pomiędzy kolejnymi częściami wciąż czekacie na dalszy ciąg. :* Pozdrawiam !
Usuń* Co do pytania o opowiadanie nr 2, jak wiecie mój komputer zastrajkował i niestety nie odzyskałam tych danych, ale mniej więcej pamiętam, co było zawarte w części 1 tego opowiadania. Jeśli będę miała trochę więcej czasu (w maju się na to zapowiada) to pewnie dodam kolejną część.
SUPER!!! Bardzo się cieszę i mam nadzieję że tak jak obiecałaś next pojawi się w niedzielę. Będę czekać bo nie mogę się doczekać dalszej części losu naszych bohaterów. Mam nadzieję ze w tej części zawrzesz również wątek FaWi. Na drugie opowiadanie również bardzo się cieszę bo mnie zainteresowało. Czekam z niecierpliwością. Kasia
UsuńDziś wieczorem NEXT?????
OdpowiedzUsuńW 100% zgadzam się z Julką!
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowitą osobą o wyjątkowym talencie.Piękne jest to,że nie znając Cię możemy ocenić jaką jesteś osobą.Nie dodaję nic więcej bo koleżanki powyżej napisały już wszystko! :* Czekam niecierpliwie na next,najlepiej dziś.Bo dłużej nie wytrzymam czekania ;) Pozdrawiam!/Maciek
Przypominam, że niedziela i łejtinguje za następną częścią ;)
OdpowiedzUsuńPROSZĘ O NECTA DZIŚ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńTylko proszę mi NIE robić przykrej niespodzianki i nie wstawić nexta...:)
OdpowiedzUsuńMartuno,błagam Cię i zaklinam na wszystko ;) DODAJ DZIŚ KOLEJNĄ CZĘŚĆ!!!!!!!
OdpowiedzUsuńMartuno,gdzie jest nexcik :"( Napisz chociaż czy dzisiaj się pojawi...
OdpowiedzUsuńMartuno, plisss, wstaw tyle ile masz :D
OdpowiedzUsuńDZIŚ NEXT!!!! TYLE ILE MASZ DAWAJ!!!!!
OdpowiedzUsuńMartuno!?
OdpowiedzUsuńBo uniosę się złością :P ;) No nie każ nam prosić i tak długo czekać.Czekam do 23.30!!!! :)
OdpowiedzUsuńProszę cię, dodaj nawet z masą błędów. ;))))))))
OdpowiedzUsuńDziś next?????? Proszę!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńTęsknię za twoimi opowiadaniami!!!!!!
Kiedy pojawi się next??????????????????????????????????????????????????????????????????
OdpowiedzUsuńMartuno,nosi mnie już od kilku dni! Dodaj w końcu część tyle ile masz bo eksploduje z tęsknoty.DZIS DZIŚ DZIŚ!!!!
OdpowiedzUsuńHej :D Next jest już gotowy do publikacji od niedzieli !!! :( :( :( Niestety nie mogę go dodać. Mój limit transmisji danych w pakiecie LTE wyczerpał się i po prostu nie jestem w stanie dodać następnej części. To niezwykle frustrujące :-'( Kolejny rozdział jest dosyć "obfity" i gdy tekst załadowany jest już w połowie , to nagle pojawia się BŁĄD i nie jestem w stanie nic na to poradzić...wybaczcie.Przy strefach darmowego wi-fi tak długaśny plik również nie chce się załadować, wiec będziecie musieli poczekać aż wykupię dodatkowy pakiecik, a z powodu braku środków może to trochę potrwać... to tak w gwoli ścisłości.Może nastąpić to jutro bądź w czwartek, wiec już niebawem..Przepraszam za te niekończące się problemy w publikacjach, ale naprawdę ciąży nade mną prawdziwe fatum. Pozdrawiam ! :*
OdpowiedzUsuń(Uff...dobrze ,że udało mi się załadować chociaż te wyjaśnienia :P)
Oczywiście rozumiemy i czekamy na nexta z niecierpliwością.
UsuńSzczerze mówiąc, jedna z lepszych części. Taka poukladana i z sensem, super sie czyta takie opowiadania❤️ Wiec ta tez do nich zaliczam, czekam z niecierpliwoscią na nexta ❤️
OdpowiedzUsuńTo jak internecik wyzdrowiał?? :D Czekkaammm...
OdpowiedzUsuńDziś next????czy jutro?????
OdpowiedzUsuńMartunio,czekamy dziś wieczorem!!!!! :)
OdpowiedzUsuńCZWARTEK!!!!!! :)))))
OdpowiedzUsuńDZIŚ NEXT??????????????????????????PROSZĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!TĘSKNIĘ ZA TWOIM OPOWIADANIEM!!!!!!
OdpowiedzUsuńHejo!!!! CZEKAMY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Nie rób nm tego po raz kolejny ;)
OdpowiedzUsuńChcę NEXTA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że ostatnio miałam dosyć sporo wydatków, a w tym momencie czekam na przypływ gotówki (a raczej zwrot pożyczki :/) i nie mogłam niestety tak nagle wykupić tego pakietu :(. W moim wieku w kwestie finansowe to raczej prosta pochyła xD Jednak znalazłam inne rozwiązanie tego projektu, wiec już na pewno JUTRO (wreszcie !) dodam next. Proszę o jeszcze odrobinę cierpliwości.
OdpowiedzUsuńJezus,nie męcz nas już tak!
UsuńDodaj tą część już.... Jest 19.00!!!!!!!
Trzymam Cię za słowo Martuno.
OdpowiedzUsuńO której godzinie można się dziś nexta spodziewać???????????????????
OdpowiedzUsuńBo wchodzę na bloga co chwilę i sprawdzam czy NEXT się już ukazał.
No na litość boską,Martuno!
OdpowiedzUsuńDodawaj :)
NEXT!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!DZIŚ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!CZEKAM DO 00.00 !!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńno bez jaj!
OdpowiedzUsuńBye,bye :P
OdpowiedzUsuńMartuno,dziś już sobota.A next miał być wczoraj,nie chcę popędzać,ale my tu czekamy!!! :* Dziś wieczorkiem,dobrze?
OdpowiedzUsuńDziś NEXT na 1000000%. Prawda?????????????????????????????
OdpowiedzUsuńMoże w końcu odezwałabyś się do nas? Pozdrawiam,liczę na next DZIŚ!!!!!
OdpowiedzUsuńMARTUNO!!!!!!!! NO CO SIĘ DZIEJE Z TB???
OdpowiedzUsuńHah... no jak to co? Znowu jakaś przeszkoda "losowa" :D haha :)))
OdpowiedzUsuńRozumiem wszystko,ale to już przesada! ....
No dajcie trochę na luz!
OdpowiedzUsuńJa rozumiem,że każdy czeka na kolejną część,ale dziewczyna ma też swoje życie.Nikt nie jest w stanie w 100% przewidzieć jak ono się potoczy.Zdarzają się różne przeciwności losu i trzeba je przyjąć na klatę tak jak robi to Martuno(wychodzi Jej to bosko,bo dodaje z opóźnieniem bo z opóźnieniem kolejne części)a my powinniśmy to zrozumieć!
Każdy z nas ma własne życie a to co robi dodatkowo jest jego odskocznią od codzienności a nie obowiązkiem.To co robi dodatkowo dla własnej satysfakcji powinno być przyjemnością a nie przykrym obowiązkiem.Wydaje mi się,że Martuno w tym albo za rok ma maturę więc dajmy kobiecie trochę czasu.Ja wiem,że czekanie jest niemiłosierne i wkurzające zwłaszcza jak Martuno obiecuje jedną datę i się z tego nie wywiązuje,ale chyba każdy z nas tak ma,chce jak najlepiej a wychodzi jak zwykle.Wydaje mi się również,że to jest właśnie Jej wada,którą musimy albo powinniśmy w pewnym stopniu zaakceptować jak chcemy dalej Jej towarzyszyć w pięknej twórczości.Każdy ma wady,Kochani!
No to tyle dobrych rad od "wujka" Maćka ;)
Wracając do części to zgadzam sie z przedmówczyniami,jest szczera i prawdziwa.Sądzę,że to było Andrzejowi i Aleksowi potrzebne.Małemu to dało większe poczucie bezpieczeństwa i utwierdziło w przekonaniu,że tato nadal kocha Jego mamę,a Andrzeja przekonała ta rozmowa do tego,że ten mały chłopiec go kocha nad życie i chce aby Andrzej stworzył z Wiki prawdziwą rodzinę!
Czekam na kolejną część mam nadzieję,że dziś,Martuno ;) I również nie mogę się doczekać rozmów w domu Wiki i Andrzeja-szczerej! Całuję <3 / Maciek
Nie spokojnie, aż taka "wiekowa" to ja nie jestem :P Do matury jeszcze mam sporo "czasu" xD Jednak dzięki tegorocznym abiturientom mam ponad tydzień bezwzględnego wolnego, co powinno zaowocować kolejnymi częściami. To prawda Maćku, każdy z nas ma swoje wady, a ja mam ich szczególnie wiele. Choć przyznaję, że próbuję walczyć ze swoimi słabościami, różnie to oczywiście bywa ...jak sami się o tym przekonywujecie... Poza tym wydaje mi się, że już w opisie zaznaczyłam ,że "jestem leniwa i roztrzepana", a w dodatku niezwykle chaotyczna, co skutkuje mieszanką wybuchową...a a każdym razie niezwykle irytującą (taka to trochę artystyczna natura).
UsuńJestem też dosyć ambitna, co w pewien sposób kłóci się z moimi pozostałymi cechami. Zawsze staram się dać z siebie wszystko, mam jak najlepsze chęci, ale to czasem niszczy mnie od środka, gdyż zbyt wiele na raz biorę na swoje barki (wolontariat,zajęcia dodatkowe, korki, moje pozostałe rozliczne hobby i zainteresowania),co prowadzi m.in. do tych ciągłych opóźnień i niewywiązywania się z obietnic,a także wewnętrznego wypalenia. Sęk tkwi w gospodarowaniu czasem i planowaniu - moją piętą Achillesa. Próbuję jednak zmienić swoje nawyki, nie jest to łatwe. Trwałe zmiany wymagają czasu i poświęconego w nie wysiłku - jak już wkrótce przekonają się nasi bohaterowie :P. Tu nawet nie chodzi o fakt zaakceptowania mojej trochę chaotycznej osobowości, ale właśnie kwestii, że pisanie jest to rodzaj jednej z moich odskoczni od codzienności, więc nie może być motywowane "przymusem", ale właśnie weną... mimo szczerych chęci nie zawsze ta wyczekiwana "towarzyszka" pojawia się na horyzoncie naszych myśli. Jest kapryśna, zmienna i zwykle pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie. Taki już jej urok...
Dziękuję za słowa wsparcia Maćku :D Cieszę się, że potraficie zrozumieć, że również jestem człowiekiem i posiadam swoje słabości i obowiązki.Mnie również frustruje fakt,że zaniedbuje to opowiadanie :( Postaram się zmienić i już nie wystawiać Waszej cierpliwości na kolejne próby. Dzięki również za przemyślenia odnośnie części, to bardzo motywujące <3. Swoją drogą zastanawia mnie fakt, że niewiele osób zostawia "ślad" ze swoimi odczuciami względem części, a komentarzy "poganiających" jest tak wiele...xD Czasem "miło byłoby" przeczytać coś związanego z Waszymi sugestiami...a nie tylko "next", choć rozumiem, że to wina moich opóźnień:P
Pozdrawiam serdecznie ! <3 :*
Marta
P.S.Mam nadzieję, że tym razem MaCDonald i jego wi-fi mnie nie zawiedzie i ta wiadomość się pojawi xD.
Wszyscy święci,Martuno!!!! No miejże litość!!!!!! KOLEJNA CZĘŚĆ,TERAZ,ZARAZ,NATYCHMIAST!!!!! ŻĄDAM!
OdpowiedzUsuńMartuno kiedy coś dodasz? Czekamy z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńKiedy coś dodasz?
OdpowiedzUsuńNEXT! Tęsknię za twoimi opowiadaniami!
OdpowiedzUsuńMARTUNO,napisz chociaż kiedy możemy spodziewać się nexta!!!!!
OdpowiedzUsuńNo ileż można czekać??!!!
Jest mi naprawdę wstyd, że po raz kolejny funduję Wam niekończące się opóźnienia...:( Wydawać się może to trochę "podejrzanie",a co najmniej zastanawiające, że za każdym razem przy dodawaniu next'a pojawiają się na mojej drodze coraz to nowe i nowe ( w każdym razie niewyimagonowane )problemy...chyba faktycznie gnębi mnie jakieś fatum ? Niestety, z przykrością przyznaję, że w tym wypadku to najszczersza prawda. Jestem dosyć aktywną osobą, która angażuje się wiele różnorodnych działań,wydarzeń, akcji...ale zazwyczaj wywiązuję się W TERMINIE z moich obowiązków i obietnic, więc mnie również frustruje to, że w przypadku tego opowiadania jest zupełnie odwrotnie :(. Trudno mi to wyjaśnić :P
OdpowiedzUsuńMożecie mi uwierzyć, że mnie również niezwykle irytuje ta sytuacja, gdyż next jest gotowy już od TYGODNIA !!!!!! tylko nie mam możliwości dodania go. Zobowiązałam się ,że pomimo środków na zakup nowego pakietu w jakiś "niezwykły" sposób uda mi się opublikować kolejną część za pośrednictwem uprzejmości kogoś z moich znajomych...część zgrana, przeniesiona na pendrive'a...ale no właśnie "ale" ? W tym momencie wkrada się "pierwiastek ludzki", a jak dobrze to wiemy jest to czynnik przeszkodo-genny :( Trudno umówić się z kimś (zwłaszcza w weekend) na choćby godzinę w sezonie tak napiętym jak koniec kwietnia i przełom maja, każdy ma swoje zobowiązania towarzyskie , wyjazdy, zajęcia dodatkowe,szeroko pojętą naukę itd. i nigdy nie można mieć pewności, że nagle "ktoś" nie zmieni swoich planów- tak właśnie było i w tym przypadku, jednak to nie było zależne ode mnie...wybaczcie :( Poza tym nikt z bliskich mi osób nie wie o moim opowiadaniowym "hobby" i wolałabym by tak zostało, więc przyznaję,że nie naciskałam w tej kwestii. Zrozumcie mnie - brak internetu przez tydzień to już jest ból....a co dopiero komputera przez ponad miesiąc ?! W ostatnim okresie miała sporo na głowie, tym bardziej, że próbowałam pozyskać fundusze na zakup nowego sprzętu i miałam "trochę" zamówień,które wręcz "wypompowały" ze mnie szeroko pojętą wenę artystyczną.Jednak cel osiągnięty - nowy laptop <3 włącznie z pakietem (entuzjazm :D), więc next już (a raczej dopiero) w piątek.
Przepraszam jeszcze raz i proszę o jeszcze trochę cierpliwości
Marta
Daruj sobie te tłumaczenia,co miesiąc jest to samo! Idź nadal i wciskaj takie bajery ludziom,którzy się na to nabiorą! Bye,bye!!!
OdpowiedzUsuńJestem świadoma, że z Waszej perspektywy rzeczywiście tak to wygląda :(...ale co ja mogę na to poradzić ? Wybacz, nie znamy się, więc nie będę rozwijać tej kwestii....Nie usprawiedliwiam się, wiem, że to w większości przypadków moja wina...jestem jednak z typu ludzi odkładających wszystko na ostatnią chwilę, ta taktyka jest niestety niezwykle zawodna. Ostatnio miałam "spore" zawirowania życiowe, co zresztą odbiło się w pewien sposób na moje psychice, więc może warto czasem powstrzymać się przed oceną ? Tym bardziej, że nic o mnie nie wiecie...Teraz sytuacja się trochę ustabilizowała, więc po prostu "głośno" przypuszczam, że będę starać się być konsekwentna względem moich obietnic. Naprawdę mi głupio...:( Nie wiem, co mogę na to powiedzieć... Na pewno nie chcę nikogo "nabierać", a tym bardziej zmuszać do czytania moich wypocin...zresztą wiem ,że i tak jest to bez sensu...cokolwiek napiszę i tak będzie to poczytane za "złe"...sama naważyłam sobie tego piwa i jestem gotowa na słuszny zimny prysznic -hejt...sama zapewne byłabym na siebie wściekła za te opóźnienia...Mam wyrzuty sumienia i nie jest to tak, że tak po prostu zapomniałam o tym, bo ja nie mogę pozbyć się myśli, że po raz kolejny złamałam dane słowo...to już i tak napawa mnie goryczą...naprawdę nie potrzebuję jej więcej.
UsuńNie przejmuj się Martuno prawdziwi fani i czytelnicy twoich opowiadań zostaną i nie będą Cię oceniać bo każdemu może wypaść coś ważnego. Nie oceniam Cię i rozumiem. Czytam twoje jak to mówisz,,wypociny" i jestem zachwycona.
UsuńCzekam z niecierpliwością na next z mam nadzieję tak jak pisałaś w piątek choć może dasz radę wcześniej chociaż nie ponaglam Cię.
Pozdrawiam Kasia
Jak ja kocham wtorki! :)
UsuńWolne dla mamy ;)
Dzieci są słodkie,ale bardzo wymagające i potrzebują duzo uwagi,zwłaszcza dwumiesięczne bąble :*
Martusiu,no co Ty? Nie katuj się tak,to tylko blog.Jest to dla Cb chwila relaksu a nie obowiązek.Wiadomo,że długo czekamy na kolejne części,ale prawdziwy czytelnik potrafi czekać! Ci którzy lubią i cenią Twoją twórczość to będą jej wierni do końca pomimo opóźnień i innych przyczyn losowych! Dziewczyno,bierz się w garść i pisz dla nas nadal! :)Ja,Maciek i inni czekamy i zawsze będziemy Na Cb i opowiadania czekać! <3 Jesteś wspaniałą osóbką :*
Tylko jak możesz to napisz mi o której mniej więcej dodasz część w piątek(muszę znaleźć troszkę czasu,pewne między jednym a drugim karmieniem ;) ) Całuję Cię mocno! :*/Julka
Piątek,piąteczek,piątunio!! :*
OdpowiedzUsuńWidzimy się dziś? :)
OdpowiedzUsuńO której mniej więcej? :*
Będę w domu najwcześniej o 23 :(, ale dodam od razu jak tylko dotrę :P
UsuńCzekamy 😁
UsuńA za przeproszeniem g*** prawda bo już jest sobota i to 22:51 i części jak nie było tak nie ma,Marta.
UsuńZlituj się nad człowieczeństwem!!!
Słuchajcie, a może wraca dopiero dzisiaj bo impreza się przedłużyła ;) Nie jest określone w którym dniu dotrze do domu :D haha :))))
UsuńŻartuje sobie,ale Marta przeginasz i to grubo. Mówisz jedno a robisz drugie! Nie można tak zwodzić ludzi, bo to,że my tu jesteśmy nadal dowodzi tego,że chcemy czytać to co piszesz bo jest dobre,ale swoim zachowaniem odtrącasz nas i to skutecznie.... Sorry! :/
Martusiu,23:18 :)
OdpowiedzUsuńMarta,nic nie chce mowic,ale juz sobota a dokladnie 10:40
OdpowiedzUsuńMarta!!!!! Na litosc Boska juz sobota po poludniu,dawaj ta czesc. Wystarczy tylko dodac!
OdpowiedzUsuńMartusiu,czy aż tak Ci nie zależy na wiernych czytelnikach?
OdpowiedzUsuńRobisz wszystko co można by nas do siebie zniechęcić,niestety :( My też mamy cierpliwości dużo do pewnego momentu. Next miał być wczoraj to dodaj go dziś w końcu,przecież mówiłaś,że już dawno napisany to tylko dodać trzeba! Pozdrawiam,liczę na next DZIŚ!!!
CZEKAMY!!!!!! CZEKAMY!!!!! CZEKAMY!!!!!!
OdpowiedzUsuńBoże,dlaczego musimy tak długo czekać?
OdpowiedzUsuńKażdy ma wady i się spóźnia niekiedy,ale Ty już przesadzasz!
Miała być nowa część wczoraj to jak głupia czekałam do 24:00 i nic i dziś również nie ma! No bez przesady,mam cierpliwość,ale tego już za wiele. Rozumiem wszystko,ale Ty chyba troszeczkę za dużo od nas wymagasz.
No niestety Martusiu,ale Twoi fani powyżej troszkę racji mają :(
OdpowiedzUsuńPrzykro mi to stwierdzić, ale tak niestety jest.
Każdy z nas ma problemy, ale Ty troszeczkę nadużywasz naszego zaufania i cierpliwości. Każdy jest cierpliwy do pewnego momentu, nawet ja ;)
Nie chcę żebyś pomyślała, że jestem przeciwko Tobie, ale no niestety troszkę racji muszę przyznać koleżankom powyżej. No bo ileż można czekać? Postaw się też w naszej sytuacji... :(
Mam nadzieję, że pomimo tych uwag będziesz nadal dla nas pisać bo robisz to fenomenalnie. Nie chcę Cię teraz okrzyczeć czy coś podobnego tylko proszę Cię o choć odrobinę dyscypliny i słowności, z każdą wadą można walczyć ;)
Skrycie czekam na ten next dzisiaj, bo moja córeczka dziś o dziwo daje mamie odpocząć więc chętnie bym poczytała Twoje arcydzieła! Całuję :* / Julka
Kurcze,Marta! No oni mają trochę racji :(
OdpowiedzUsuńPrzyłączam się do wszystkiego co napisała Julka :(
Martusiu,nie przestań z tego powodu pisać tylko bądź bardziej słowna :) DASZ RADĘ! <3
Ściskam Cię mocno i chciałbym dziś przeczytać tę upragnioną część :*.
Julcia,całuski dla małej i męża! :) / Maciek
Żyjesz chociaż :P?
OdpowiedzUsuńBędziemy spamować!!!!!
OdpowiedzUsuńNEXT,NEXT!!!!!!!!!!!!!
To co robisz jest już na serio poniżej pasa!
OdpowiedzUsuńDodaj tą część,czy to tak trudno:kopiuj,wklej i opublikuj?
No błagam.....
Pomimo wszystko,czekamy! Nie katuj nas dluzej,Marta
OdpowiedzUsuńMy cały czas czekamy!!!!!!
OdpowiedzUsuńWstaw nexta jak najszybciej!!!!!!!!!
Martusiu,my tu nadal wszyscy czekamy!
OdpowiedzUsuńOdezwij się chociaż,już nie mówię o kolejnej części,martwię się.Daj znać co z Tb! Pozdrawiam,mam nadzieję,że jutro się odezwiesz :)
Właśnie,Martulka! Daj znać co się dzieje,czy nic Ci nie jest.Martwimy się bo tak długo się nie odzywasz.
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się niczym,my nadal jesteśmy i będziemy nadal.Troszkę puszczają nam nerwy,ale zrozum,też jesteśmy tylko ludźmi ;)
Odezwij się! :* Całuję!!! Mam nadzieję,że do jutra <3
Martusiu,daj znak życia!!!!!! Proszę!!!! Martwię się
OdpowiedzUsuńOkazuje się, że tak jak mówią moi przyjaciele jestem człowiekiem o stiockim spokoju i cierpliwości. Moge czekać choćby rok na następną część i tak się składa, że już mniej więcej tyle czekałam na tym blogu, gdy Marta miała przerwę. Nie wiedziałam czy będzie kontynuacja, a mimo to cierpliwie czekałam.
OdpowiedzUsuńZmierzam do tego, że jeśli komuś naprawdę podoba się to co robisz, to poczeka i jeszcze długi czas.
Powtarzam raz jeszcze - to nie jest nasza praca i żaden obowiązek. Ciężko jest tłumaczyć się z kolejnych opóźnień, wiem coś o tym, bo każdy powód choć błahy jest prawdziwy i uciążliwy
Dziewczyna nie ma powodu, by robić wam na złość. Dajcie jej trochę odetchnąć, bo swimi kometarzami tylko pogarszacie sprawę.
Marto, jeśli nadal odczytujesz swoje komentarze, wiedz że są tu tacy w których masz wsparcie - nie ważde co by się działo i nie ważne jak bardzo byś zawaliła.
Dałaś nam okazje przeczytać wyjątkowe opowiadanie, a to odkupia wszelkie winy ;)
Wiktoria ma rajcę!
OdpowiedzUsuńMartusiu, Twoje opowiadania wynagradzają wszystko,ale to WSZYSTKO!
Wiedz,że my nadal czekamy i w miarę możliwości będziemy Cię wspierać! Tylko odezwij się, napisz czy nic Ci nie jest bo sie martwię. Ściskam Cię mocno!
PS. Przepraszam za to co napisałam wcześniej, choć już urodziłam nadal miewam humorki :/ Wybacz! Ja zawsze będę czekać na Ciebie i Twoją przepiękną twórczość! / Julka
Przepraszam za ten hejt! Bo te wszystkie komentarze niemiłe,lekko mówiąc to była moja osoba :/ Nie umiałam tego wyrazić w jednym komentarzu to wyładowałam się w kilku.Strasznie mi głupio i przepraszam! Byłam zdenerwowana,przepraszam raz jeszcze. Nie rób nic głupiego proszę Cię! Wróć do nas,jak nie z częścią to chociaż odezwij się,że nic Ci nie jest. PRZEPRASZAM!!!!!!
OdpowiedzUsuńWybaczysz mi? Daj znak życia,Marta,błagam!!!! Czuje się winna
Halo!!! Co się dzieję??? Kiedy kolejna część??? Tęsknię!!! Marta odezwij się!!!
OdpowiedzUsuńTęsknię!!!! Marta,odezwij się! PROSZĘ!!!!
OdpowiedzUsuńDaj znać, że nic Ci nie jest!
Tęsknię!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Co z kolejną częścią???????
OdpowiedzUsuńCoś się stało Marta??? Odezwij się do nas!!! Proszę!!! Matrwimy się!!!
OdpowiedzUsuńCo z nextem???
OdpowiedzUsuńUsycham z tęsknoty!!!
Co z nextem???
OdpowiedzUsuńMarta¡!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńMartwimy sie! Odezwij siw tylko!!!!
Marta! Daj znac !!!!!
OdpowiedzUsuńMarta juz ponad miesiąc minął kiedy coś dodasz? Żyjesz wogole?
OdpowiedzUsuńMarto! Śledzę Twoją twórczość od początku! Jestem Twoją wielką fanką. Tak jak inni na tym blogu podziwiam Twoją determinację i talent! Nie załamuj się z powodu jakiś hejterów, którzy nie mają pojęcia jak to ciężko jest pogodzić pasję z życiem domowym i towarzyskim. Ci, którzy to rozumieją zostaną z Tobą na tak długo jak długo będziesz pisać(mam nadzieję, że jak najdłużej bo robisz to bosko!). Jeśli to będzie małe grono to się nie przejmuj bo zostaną Ci najwytrwalsi i najmądrzejsi :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie załamałaś się tymi kilkoma złośliwymi komentarzami. Trzymaj się! Wróć do nas jak najszybciej, niekoniecznie z nową częścią, ale daj znać, że nic Ci nie jest! Całuję Cię mocno! <3
Zapraszam do siebie! Będzie bardziej filmowo i teatralnie! ;)
UsuńMartusiu, kiedy dodasz część? Odezwij się co z Tobą ?
OdpowiedzUsuńKiedy next?;(
OdpowiedzUsuńMamy czerwiec! Wracasz do nas?
OdpowiedzUsuńMartuno!!!
OdpowiedzUsuńMy nadal czekamy na kontynuację twojego wspaniałego opowiadania.
Zaczynają się wakacje może znajdziesz chwilkę żeby dodać kolejną część. Chce się dowiedzieć jak potoczą się dalej losy bohaterów.
Mam nadzieję ze się odezwiesz i nie zostawisz tej gorącej prośby bez odpowiedzi.
Ja w Ciebie wierzę i będę czekać ale daj znak życia.
Pozdrawiam
Wierna czytelniczka Kasia
Martuno żyjesz ??????????
OdpowiedzUsuńDaj znak życia !!!!!!!!!!
Martwimy się !!!!!!!!!!!!
Proszę napisz cos !!❤️
OdpowiedzUsuńCzekamy na twój wielki COME BACK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńTak bardzo tęsknie i ciągle..... czekam na kolejną część. Pozdrawiam /Ela
OdpowiedzUsuńMy nadal czekamy i tęsknimy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńMasz zamiar wrócić????????????
Daj nam odpowiedź!!!!!!
Kasia