niedziela, 29 marca 2015

XXXV

Kurcze...dodaję, ale bez przekonania. Czegoś mi brakuje w tej części. Może odkryję czego i umieszczę to w next'ie? Mam nadzieję, że się jednak nie zawiedziecie. Czekam na szczere komentarze :D Po tych nieudolnych poprawkach wyszło dłuższe, niż przypuszczałam :)


Wydawać by się mogło, że czas specjalnie dla nich zatrzymał swój bieg na te kilkadziesiąt sekund. Ich serca zabiły mocniej, przyspieszając niebezpiecznie oddechy swoich właścicieli. One już wiedziały, choć ich posiadacze jeszcze nie zdawali sobie z tego sprawy. Im wystarczyło tylko to jedne spojrzenie by odkryć przed sobą prawdę, zapełnić  brakujące i do tej pory nieodkryte miejsce falą uczucia największej wartości .Już nic się nie liczyło. Wszystko wokół było mgłą bez określonego kształtu, wyrazu, znaczenia. Andrzej i Alex mierzyli siebie pełnym napięcia, ale i zarazem ulgi wzrokiem. Atmosfera w tym stosunkowo niewielkim hallu stawała się wyjątkowo gęsta i ciężka. Ich twarze wydawały się pozbawione jakichkolwiek uczuć, jakby na zawsze zastygły w pracowni wielkiego renesansowego mistrza. Twarz Wiktorii  natomiast stanowiła ich zupełne przeciwieństwo. Ruda z zaniepokojeniem obserwowała to, co zaraz miało się wydarzyć, a co prawdopodobnie będzie kluczowym punktem życia jej synka. Punktem ,który przez nią nastąpił tak późno. Kolejna fala wyrzutów sumienia napłynęła do jej umysłu, sprawiając że na jej blade policzki wystąpiły bordowe równie jak jej szlafrok rumieńce.

Profesor nie potrafił odwrócić od syna wzroku. Jednak ,chyba pierwszy raz w życiu, nie wiedział co mógłby mu powiedzieć. Po prostu zabrakło mu słów. Brakowało mu słów w stosunku do małego chłopca… Gdyby ktoś powiedziałby mu o tym kilka miesięcy temu zapewnie by go wyśmiał ,ale teraz sprawy miały się zupełnie inaczej. Ten mały chłopiec nie był bowiem zwykłym kilkulatkiem ,a kimś dla niego niezwykle wyjątkowym, ważnym. Był kimś bez którego nie chciał się już dłużej obejść, którego uśmiech chciał widzieć każdego dnia, którego chciał przytulić właśnie w tym momencie. Nie potrafił rozmawiać o swoich uczuciach, gdyż prawie od zawsze  tłumił je w sobie. Za sprawą Wiktorii ,a teraz także i Alex’a to również się zmieniło. Od kiedy dowiedział się o istnieniu małego jego hierarchia wartości, plany i wręcz całe życie przeszło diametralne zmiany. Czuł się odpowiedzialny za syna. Chciał mu udowodnić ile dla niego znaczy, ale w tym momencie nie był nawet w stanie zmusić siebie do wypowiedzenia jednego konstruktywnego zdania. Zwyczajnie bał się wykonać ten pierwszy krok. ON się bał – sam sobie nie dowierzał. Może dlatego ,że stawka była tak wysoka? Jak chyba nigdy wcześniej. Wiedział ,że nowa rola ,w której się znalazł będzie wymagająca i wiele czasu zajmie mu zdobycie pewnego doświadczenia i umiejętności w tym zakresie. –Człowiek uczy się całe życie – przemknęło mu przez myśl. Tego  się nie bał. Na to nigdy nie jest za późno ,ale czy dla niego ,dla nich nie jest już za późno ? – rozmyślał wielokrotnie. Za późno na nauczenie się jak być tatą ? Czy tego w ogóle można się nauczyć ? – wątpił. Nikt tego nie potrafi… To niemal samobójcza metoda prób i błędów nie gwarantująca powodzenia, niczego. A już na pewno tego ,że kiedyś dla Alex’a będzie owym tatą. Ten zaszczytny ,często niedoceniany tytuł  nie przychodzi sam z siebie ,by go zdobyć trzeba pokonać pełną przeszkód drogę – był na to w pełni gotowy . To niespodziewane wyzwanie przed którym teraz stanął było niepodważalnie największym w jego życiu. On jednak nie unikał wyzwań.  –Bez ryzyka nie ma zabawy- przypomniał sobie swoje własne słowa. Kochał  syna – to już chyba pierwszy krok ? To uczucie w pewien sposób go przerażało ,nie rozumiał go . Bo czy można kochać kogoś kogo się prawie nie zna ? To nie mieściło się w schematach ,granicach ,które do tej pory wyznawał ,znał…a nawet przypuszczał ,że istnieją. Miłość jaką darzył Wiktorię była równie silna ,ale jednak równie inna.  

Alex na pewno nie spodziewał się, że jego myśli w tym samym czasie przemierzają dokładnie te same drogi ,co rozmyślania jego taty. Czuł ulgę i jakieś nieznane mu uczucie wypełniające całą klatkę piersiową. Jednak gdzieś tam ,w zakamarkach jego umysłu pozostawał niepokój ,którego nie mógł przemóc. Bał się…odrzucenia…sam nawet dokładnie  nie wiedział czego. Tak bardzo chciał poznać ,wreszcie zobaczyć swojego tatę…to się spełniło ,lecz co dalej ? Nie miał pojęcia jak ma się zachować i ta rozbrajająca bezradność w tym momencie wypełniła każdy nerw jego ciała. –Przecież ja go nie znam – to była myśl przewodnia. Mały nie wiedział czego może się spodziewać po Falkowiczu ,o czym mogli by rozmawiać ? Czuł się w tej sytuacji bardzo niekomfortowo ,tym bardziej ,że gdzieś tam jeszcze obwiniał Profesora za zaistniałą sytuację. Mimo wszystko nie potrafił zapomnieć mu tego jak bardzo skrzywdził mamę, choć przecież i tak nie znał całej prawdy. Odczuwał potrzebę zachowania dystansu ,był wobec Falkowicza dziwnie nieufny. Nie zamierzał ułatwić mu zadania. Nie chciał się przed nim otworzyć ,nie tak od razu. W pewien sposób chciał go sprawdzić. Nigdy nie spodziewałby się ,że tym tokiem rozumowania udowadnia jak bardzo podobny jest do Profesora.Po ostatnim wyznaniu mamy w jego umyśle wyklarował się ciekawy plan ,pełen jednak luk . Alex pragnął jednak sprawdzić czy Profesor zasługuje na to by być umieszczonym w tym iście -szatańskim planie- jakby określiła to ciocia Agata. Wątpił w to ,by był on warty jej mamy ,ale obserwując choćby teraz to jak zarówno Wiktoria i Falkowicz zachowują się w swoim towarzystwie nasuwały mu się intrygujące i o dziwo mocno irytujące go wnioski. Teraz to on był jedynym „mężczyzną” w życiu Wiki i czuł się za nią bezpośrednio odpowiedzialni, bo przecież obiecał…że będzie o nią dbał. Te rozmyślania pozwalały mu na chwilę zapomnieć o tym ,co naprawdę go trapiło. O tym, że Andrzej nigdy nie będzie chciał być dla niego kimś więcej ,że nigdy go nie polubi…zaakceptuje…a może pokocha? Podświadomie bardzo pragnął jego obecności ,miłości zarówno dla siebie jak i mamy. Czuł ,że być może to Falkowicz jest tym brakującym elementem ich życia ? Nawet jeśli tak , czy to cokolwiek komukolwiek z nich ułatwiało ? Alex zachowawczo zdecydował się wycofać o dwa kroki do tyłu. Choćby nie wiem jak wiele wiedział ,rozmyślał nadal był dzieckiem ,które to wszystko przerastało. Chciał tego spotkania ,ale w chwili ,gdy ono nastąpiło pragnął jedynie schować głową pod swoją puchatą, błękitną poduszkę i już nigdy nie pokazywać się spod swojej miękkiej pościeli. Chciał tylko przytulić mamę i przestać myśleć. Bał się. Wydawać by się mogło ,że ta głucha cisza trwa w nieskończoność ,było to jednak tylko złudzenie. Wypełnione natomiast tysiącami myśli i niezliczonymi falami uczuć całej trójki ,w rzeczywistości trwało to niewiele ponad kilkanaście sekund.

Rudowłosa chyba jeszcze w większym stopniu przeżywała to spotkanie dwóch najważniejszych osób swojego życia. Przez przypadek upuściła na parkiet z głośnym łoskotem zarówno suszarkę jak i jeszcze niedosuszonego Burra. Może nieświadomie ,ale na pewno skutecznie złamała magnetyczną barierę obserwacji Alex’a i Andrzeja popychając ich do działania. Obaj mechanicznie schylili się by podnieść leżące przedmioty. Oczywiście wybrali ten sam przedmiot – biednego osiołka. Ich dłonie zetknęły się na moment ,Alex cofnął się gwałtownie ,spuszczając wzrok.
- To chyba twoja własność- stwierdził z lekkim uśmiechem Falkowicz ,obserwując trzymanego przez siebie sympatycznego pluszaka ,podał go chłopcu ,który z przenikliwym spojrzeniem zdecydował się wziąć z rąk chirurga ulubionego przyjaciela. – Osioł ?- bardziej stwierdził ,niż zapytał  - Dobrze ,że nie baran – zaśmiał się w myślach.
-Tak – przytaknął - Dziękuję – malec odpowiedział niepewnie ,zatapiając wzrok w ciemnej grzywie zwierzaka – Jest jeszcze mokry …– stwierdził niezadowolony ,nie zdążył dokończyć zdania ,gdyż przerwał mu niepokojący napad kaszlu ,który rozbudził całkiem Wiktorię.
- Kochany , miałeś przecież leżeć – nagle uświadomiła sobie gorączkowo ,momentalnie odprowadzając syna do jego pokoju. Wysłała w kierunku Andrzeja przepraszające spojrzenie i dotknęła czoła małego – Ty masz gorączkę – doszedł Falkowicza podniesiony głos Wiktorii. Równie zaniepokojony uchylił drzwi do pokoju chłopca. Alex usilnie nie chciał zgodzić się położyć się do łóżka.
- Mamo…ale- nie zdarzył dokończyć ,kichnął po raz kolejny .
- O nie skarbie ,nie ruszasz się spod koca – zakomunikowała jasno ,sięgając po termometr. W tym momencie po pomieszczeniu rozniósł się głośny dzwięk telefonu Wiktorii. Niechętnie odłożyła przyrząd  ,który wskazywał aż 38 stopni Celcjusza i westchnęła zdenerwowana odbierając połączenie.
-Tak ?- odezwała się ,poprawiając małemu poduszkę
-------------------------------------------------------------------
- Przepraszam ,ale nie jestem w stanie…- zaczęła tłumaczyć rozmówcy ,lecz ten jednak był nieustępliwy
-----------------------------------------------------------------
- Rozumiem  - westchnęła ,zerkając w stronę drzwi
-------------------------------------------------------------------
- Tak. Zaraz będę – odpowiedziała zdenerwowana ,odkładając komórkę na szafkę nocną.
- Co się stało mamo ?- zapytał zaciekawiony chłopiec ,Wiki wstała z krańca jego łóżka i podeszła w stronę położonego obok drzwi biurka.
-Muszę jechać zaraz do szpitala – odpowiedziała zmartwiona ,przeniosła swój wzrok na Andrzeja - Karambol w naszym rejonie – dodała podłamana. Nie miała pojęcia ,co ma zrobić w tej sytuacji. Falkowicz zmarszczył brwi. Miał nieco inne wyobrażenia względem tego dnia.
- Zadzwonię  do pani  Hudson – stwierdziła od razu Ruda ,chwytając ponownie za komórkę – Zaraz przyjdzie – nie dokończyła…
- Nie ma takiej potrzeby – stwierdził pewnie Andrzej nie spuszczając wzroku z Alex’a – Ja zostanę – powiedział stanowczo. Mały uważnie obserwował wymianę zdań między nimi. Jednak rozwijająca się choroba i duża dawka emocji powoli zaczynały dawać o sobie znać. Przymróżył oczy.
- Na pewno?- zapytała cicho ,lekko zszokowana jego propozycją. Prawdę mówiąc kompletnie sobie tego nie wyobrażała.
- Wiki – westchnął – Jestem lekarzem chyba poradzę sobie z przeziębieniem – uniósł brwi ku górze
- Z przeziębieniem tak – uśmiechnęła się lekko – Ale z nim ? – dodała ciszej ,przenosząc wzrok na malca – Szczerze powiedziawszy to  nie jest najlepszy moment na…- westchnęła ciężko ,przechodząc z Falkowiczem na korytarz.
- Nie wiem czy jakikolwiek byłby – stwierdził z goryczą Falkowicz – Wiesz jak długo czekałem na to by go zobaczyć – dodał ostrzej ,lecz zraz się opanował.- Przepraszam – dodał ,przeczesując ręką przyprószone już siwizną włosy.
- To ja przepraszam – przyznała z zaszklonymi oczami – Masz rację – spuściła wzrok – On też nie mógł się doczekać waszego spotkania – przyznała -Nie mógł doczekać się ciebie – podkreśliła ,uśmiechając się blado. Profesor zaskoczony zmarszczył czoło. Delikatny uśmiech rozjaśnił jego twarz.
- Dobrze ,że przyleciałeś ,Andrzej – powiedziała pewnie  ,patrząc mu prosto w oczy – Dobrze ,że już jesteś – powtórzyła ,nieśmiało dotykając dłonią jego torsu.
-Teraz już tak łatwo się mnie nie pozbędziecie – uśmiechnął się w swoim stylu ,wypowiadając te słowa tuż przy jej uchu. Objął ją delikatnie i zanurzył nos w jej długich włosach, napawając się ich cytrusowym zapachem.
- Dacie radę ? – dopytywała ,opierając brodę o jego ramię. W tym momencie nie miała zamiaru wyswobadzać się z jego uścisku. Przy nim czuła się  bezpieczna jak przy nikim innym w świecie.
- Wiki –westchnął teatralnie  – Przecież nie zamierzam rozkręcać tutaj żadnej rewolucji – przyznał unosząc do góry lewą brew. – Przynajmniej nie teraz –dodał już w myślach.
-Sam może nie – przyjrzała mu się dokładnie ,zerkając przelotnie na wiszący naprzeciwko nich zegar.
- Szpital – przypomniała sobie ,rzucając się w wir przygotowań. Zniesmaczona spojrzała  na swoje rozczochrane włosy ,które pospiesznie spięła w koka ,kierując się szybko do łazienki.
- Zawsze taka zdezorganizowana – powiedział do siebie ,kręcąc z udawaną dezaprobatą głową ,wrócił do pokoju syna. Malec zasnął ,lecz niespokojnie kręcił głową przez sen. Na jego blade czoło wystąpiły zimne krople potu.
- Co z nim ? – obok niego pojawiła się gotowa już do wyjścia Ruda. Zmartwiona podeszła do łóżka Alex’a.- Synku – poczochrała go po głowie ,chłopiec nieznacznie uchylił powieki – Musisz wziąć leki – powiedziała z troską ,poprawiając jego poduszkę .
- Mamo ,nie idź – prosił cichym głosem ,patrząc na nią nieprzytomnie . Oparł bezładnie głowę na poduszce.
- Muszę – stwierdziła niechętnie  – Andrzej z tobą zostanie – zerknęła przelotnie na uważnie rozglądającego się po pokoju chłopca Profesora. – Śpij – szepnęła ,całując go w czoło. Mały choćby chciał nie mógłby się jej przeciwstawić , gorączka z minuty na minutę odbierała mu siły.
- Gdyby coś się działo..-zaczęła zatroskana ,wciąż uważnie obserwując śpiącego chłopca.
- Zadzwonię – odpowiedział automatycznie Falkowicz ,jego twarz nie wyrażała zbyt wielu uczuć . Jak zwykle był chłodny i opanowany ,lecz może tylko tak jej się wydawało. Przecież znała go nie od dziś. – Powodzenia – mruknął w jej stronę ,gdy znikała za dębowymi drzwiami wyjściowymi.
- Wzajemnie – odpowiedziała cicho ,odprowadzając go wzrokiem. Miała tyle obaw związanych z pozostawieniem ich samych sobie ,w dodatku gdy Alex był chory. Musiała jednak odsunąć swoje problemy i uciążliwe myśli na bok ,gdyż czekała ją pracowita noc ,zapewne na sali operacyjnej.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Falkowicz zgasił światło w pokoju Alex’a i usiadł tuż naprzeciwko jego łóżka. Schował twarz w dłoniach ,wzdychając ciężko.  – Jak to łatwo przychodzi …-myślał – Troska. Czuł się jak klatce ,w więzieniu własnej niemocy. Nie potrafił siedzieć bezczynnie. Powiesił swoją marynarkę na krześle i  podszedł do okna. Już tyle razy układał sobie w myślach ,to co mógłby mu powiedzieć. Prychnął nerwowo. Za każdym razem ułożona w myślach wypowiedź ,nie wiem tłumaczenie ? wydawało mu się bezsensowne ,absurdalne, sztuczne i nieszczere. Tyle chciał mu powiedzieć…lecz czy nie było tego zbyt wiele? Potarł zmęczone skronie i ponownie usiadł na krześle. Kiedyś sądził ,że nie ma rzeczy nie możliwych ,że słabości go nie dotyczą ,gdyż on po prostu ich nie ma. Jak bardzo się mylił. Choć może nie przypuszczał ,że okazywanie uczyć może być czyjąkolwiek słabością ? Jednak było ,w dodatku jego. Teraz skupił się na obserwowaniu śpiącego chłopca. Bo tego nie musiał się wstydzić ,bać ,tego nikt nie mógł mu zabronić. Patrzył ,po prostu. Jego od kilku chwil też ktoś obserwował ,choć nie miał o tym pojęcia.  Nieświadomy tego podszedł do małego i delikatnie pogłaskał go po głowie.
- Wiesz – mruknął bardziej do siebie ,niż do synka – nawet nie wyobrażasz sobie jaki jesteś ważny – dokończył ,kierują się do drzwi ,przymknął je najciszej jak tylko potrafił i wszedł do salonu. Usłyszał wyciszony dzwonek swojej komórki ,odrzucił od razu połączenie ,sięgając po elektroniczny, srebrny czajnik ,stojący na wyspie kuchennej łączącej kuchnię  z przestronną jadalnią.
Mały ocknął się kilka minut wcześniej ,choć nie otworzył oczu ,obserwował ukradkiem chirurga. Po słowach Profesora  poczuł ,że jego oczy wypełniają łzy ,które po chwili rzęsiście wystąpiły na jego zaczerwienione policzki. Zrozumiał. Dotarło do niego, że Falkowicz rozumie go jak nikt inny. Czuł niepohamowaną chęć zerwania się z łóżka i przytulenia się do taty. Bez zbędnych słów i wyjaśnień.
Wstał z łóżka ,stając bosymi stopami na swoim puszystym dywanie. Z trudem zachował równowagę ,był osłabiony. Otworzył jaskółcze drzwi i wyszedł na pogrążony w mroku korytarz. Doszły go strzępki rozmowy telefonicznej  Falkowicza.
- Adam – westchnął Profesor – zalewając filiżankę wrzątkiem
---------------------------------
- To nie jest takie proste – kontynuował chłodnym głosem
----------------------------------
- Tak ,już lepiej – przytaknął ,odkładając czajnik na miejsce ,rozglądał się po kuchennym blacie ,widocznie czegoś szukając.
-----------------------------------------------------------------------------
- Dziękuje wujku dobra rado –  prychnął zniecierpliwiony
----------------------------------------------------
- Tak .  Do zobaczenia braciszku – podkreślił ironicznie ostatnie słowo, odkładając na blat aparat. Oparł się o wyspę ,przemierzając wzrokiem wszystkie kuchenne półki. Był odwrócony tyłem w stosunku do salonu i wyjścia na korytarz.
- Cukier jest w tej czerwonej puszce -  usłyszał za sobą głos Alex’a. Odwrócił się momentalnie.
-Nie powinieneś wstawać – stwierdził stanowczo ,karcąc go wzrokiem. Znalazł się tuż obok niego.
- Chce mi się pić – powiedział pewnie malec  ,uważnie przyglądając się Profesorowi.
- No dobrze – odpowiedział ,marszcząc brwi – Zaraz przyniosę Ci herbatę do pokoju – odpowiedział chłodno ,lecz mały zdawał się nie słyszeć  jego słów. Usiadł na pobliskiej sofie i przykrył się nieudolnie fioletowym kocem ,którym przepasany był mebel. Falkowicz westchnął tylko i podał mu czerwony kubek z jego inicjałami. Usiadł obok niego ,upił łyk kawy. Chłopic wciąż mierzył go bystrym spojrzeniem.
- Jest pan teraz moim tatą ? –zapytał chłodno Alex, patrząc na unoszącą się z jego kubka parę.
- Jestem nim od zawsze – odpowiedział pewnie Falkowicz – To chyba już wiesz – uśmiechnął się prawym kącikiem ust .
 - Już teraz nic nie jest pewne – zmrużył smutno oczy ,odwracają się w stronę okna.- Nie znam pana – dodał stanowczo
- Chyba nic nie stoi na przeszkodzie byśmy zmienili tą sytuację – zaproponował patrząc na  niego w napięciu. Dla żadnego z nich nie była to łatwa rozmowa.
- Nie wiem – powiedział niepewnie ,choć jego słowa zaprzeczały temu ,co w tej chwili myślał.
-Rozumiem ,że to dla ciebie trudna sytuacja, ale…- zaczął rzeczowo  Falkowicz. Rozmowa z małym była niczym rosyjska ruletka ,spacer nad przepaścią ,jeden fałszywy ruch mógł wszystko przekreślić.
- Nic pan nie rozumie – zaprzeczył ,obdarzając go gniewnym spojrzeniem
- Rozumiem więcej ,niż ci się wydaje –odparł niewzruszony – Poza tym dla mnie liczysz się tylko ty i Wiktoria – spojrzał prosto w jego szare oczy ,biła od niego pewność i zdecydowanie ,ale także i pewna obawa związana z dalszym przebiegiem tej rozmowy. Postawił sprawę jasno .
- W takim razie dlaczego wtedy zostawił pan moją mamę ? – nie zamierzał ułatwiać Andrzejowi sprawy. Wytoczył  największe działa. Zmarszczył brwi i wyczekująco spojrzał na Profesora  ,który zaskoczony chrząknął nieznacznie słysząc pytanie małego, spojrzał  na syna nieobecnym wzrokiem. Nie miał nic na swoją obronę.
- Wtedy sądziłem, że właśnie tak powinienem postąpić – odparł beznamiętnie ,patrząc się w niewidzialny punkt przed nimi . Alex spochmurniał nieco ,podciągając kolana do góry.
- A skąd mam wiedzieć ,że tym razem nie postąpi pan podobnie – zarzucił mu podniesionym głosem
- Już nie jestem tamtym człowiekiem – powiedział rozgoryczony jego słowami.  Brzydził się sam sobą.  Alex podparł się na rękach.  Teraz patrzył już na niego jakoś inaczej. Cieplej ? –Poza tym Wiki nie poinformowała mnie o tym ,że pojawiłeś się na świecie – dodał ,nie kryjąc żalu. To był niepodważalny fakt. Po tych słowach zapanowała między nimi dość długa, pełna niepokoju cisza ,lecz podczas jej trwania lody jakie panowały miedzy nimi zaczęły powoli topnieć.
- Nie chcę żeby mama znowu  cierpiała – zaczął niepewnie mały ,Andrzej poprawił jego koc, który niemal całkowicie zsunął się na podłogę.
- Nie tylko to nas łączy – Falkowicz uśmiechnął się nieznacznie ,twarz Alex’a również pojaśniała. Malec oparł głowę o jedną z poduch.
-Ona wciąż pana kocha – stwierdził prawie niesłyszalnym głosem ,Profesor odwrócił nieznacznie głowę w przeciwną stronę. Chłopiec uważnie obserwował Falkowicza, który wydawał się być poruszony jego słowami.
-Czy Wiktoria – westchnął ciężko – znaczy twoja mama – podkreślił – czy ona… jest szczęśliwa ?- zapytał w końcu ,dziwnie niepewnym, jak na siebie , głosem.
- Kiedyś była – odpowiedział smutno, zdziwiony tym ,że tak łatwo zdecydował się na szczerość wobec mężczyzny  – Teraz chyba już nie – dodał przygnębiony -  Przeze mnie…- westchnął
- Nie mów tak – stwierdził dobitnie ,kręcąc przecząco głową – Jesteś dla niej najważniejszy – dokończył stanowczo. Obdarzając go czułym spojrzeniem. Alex nie mógł już dużej walczyć ze swoimi uczuciami .Od dawna marzył o tej chwili. Objął mocno, bardzo zaskoczonego tym faktem , Andrzeja. Falkowicz nieśmiało pogłaskał synka po plecach. Chciał by ten moment trwał wiecznie.
- Długo na to czekałem – szepnął ,nie puszczając malca. To był gest na który obaj czekali od dawna. Gest całkiem spontaniczny, może nieznaczący, ale z ich perspektywy był prawdziwym krokiem milowym.
- Cieszę się ,że pan tutaj jest – przyznał się szczerze chłopiec
- Proszę – jeszcze niepewnie pogłaskał go po zmierzwionych włosach – Skończ z tym panem – nalegał .Za każdym razem  gdy słyszał to słowo z ust malca kierowane względem jego osoby czuł nieprzyjemny chłód zalewający serce.
- Mogę cię o coś zapytać ? – nie był jeszcze gotowy na to kluczowe słowo jakim mógłby określić Andrzeja
- Pytaj o co chcesz – zgodził się ,unosząc jedną brew do góry – Czekam na ten twój wodospad pytań – uśmiechnął się zawadiacko. Bardzo zależało mu by zdobyć zaufanie małego. Przez twarz Alex’a przemknął nieznaczny uśmiech.
- Bez przesady – zaprzeczył pewnie ,rozśmieszając tym Falkowicza.
- Wiktoria opowiadała mi różne historie z tobą w roli głównej – powiedział z przekonaniem – Miała absolutną rację- patrzył na małego oczarowany . Był wyjątkowy ,niezwykły.
- Tak ?- zaciekawił się – Co mówiła ?
- Nic ponad to, że mamy cudownego syna – stwierdził z dumą. Alex jednak paradoksalnie posmutniał na jego słowa. Falkowicz westchnął zmartwiony tym, że może za wcześnie zdecydował się na zwrócenie się w ten sposób do małego.
- Masz jakąś inną rodzinę ?- zadał to dręczące go pytanie
- Inna ?-zmarszczył czoło – To znaczy ?- dopytywał zdziwiony jego pytaniem – Ty i Adam jesteście moją rodziną – powiedział bez ogródek ,chwytając dłonie synka
 - Nie masz …no wiesz – powiedział z trudem – Żony ?- wyrzucił to z siebie wreszcie
-Nie –odpowiedział pewnie Falkowicz
- A tamta pani ?– powiedział z nieukrywanym wstrętem, wpatrując się w niego wyczekująco
- Już dawno się rozwiedliśmy – odparł obojętnie ,krew w jego żyłach zaczęła szybciej krążyć na samo wspomnienie małżeństwa z Kingą.
- Nie mieliście dzieci ?-dopytywał ,chciał wiedzieć na czym stoi
-- Nie – odpowiedział stanowczo – Dlaczego tak bardzo cię to interesuje ,co? – czekał na jego odpowiedź.
- Chcę wiedzieć, czy mam jeszcze jakąś  rodzinę – odpowiedział trochę zakłopotany – Mam już dosć niespodzianek – oparł się na poduszce. Andrzej rozumiał go doskonale.
- Niektóre okazują się prawdziwym darem od losu – spojrzał  na synka przenikliwie

Wiedział ,że to był dopiero początek, ale to już pozwolił im dać nadzieję na przyszłość. Po nie do końca udanych początkach rozmowy , to spotkanie przybrało niespodziewany obrót. Z zadziwiającą łatwością rozmawiali ze sobą przez następne dwie godziny. Przekomarzali się ,żywo dyskutowali, a nawet śmiali się ,tak jak gdyby znali się od zawsze. Powoli poznawali siebie ,odkrywając zadziwiające nawet dla nich samych fakty. Wydawało im się ,że właśnie przy tej drugiej osobie dopiero udało im się odnaleźć siebie, swoje nieznane do tej pory oblicze. Rozprawiali o wszystkim ,zaczynając od ulubionych kolorów i potraw ,a kończąc na opowieściach Falkowicza dotyczących ciekawych przypadków medycznych. Tak wiele ich łączyło. Tak bardzo chcieli lepiej się poznać. Chłonęli wręcz wiedzę na swój temat. Teraz wiedzieli, że ta pustka, którą odczuwali, a o której do pewnego czasu nie mieli pojęcia wypełniła się. Odnaleźli siebie.
Andrzej od kilku minut przysłuchiwał się opowieści synka. Już nie słyszał tego, co mówi malec. Obserwował go oczarowany. Chłoną całą jego postać  ,każdy oddech ,uśmiech, mrugnięcie. Uświadomił sobie teraz ile go ominęło, jak wiele stracił. Pragnął mu to wszystko wynagrodzić.
- Już ta godzina – stwierdził zaskoczony – patrząc na ekran telefonu
-Nie chcę iść spać – uparcie sprzeciwiał się malec
- Powinieneś się położyć – nalegał – Jesteś chory
-Już nie – Alex uśmiechnął się szeroko
-Zadziwiające jest to, że tak nagle ozdrowiałeś – zastanawiał się głośno ,patrząc  na niego przenikliwie
-Dobrze się czuję – chłopiec nie odpuszczał – Chcę tutaj zostać – stwierdził pewnie ,zanurzając się w kocu
- Wiktoria nie byłaby zadowolona – przyznał z przekonaniem. Chciał by Alex jak najszybciej wrócił do zdrowia.
- Czego oczy nie widzą….-zaczął z szelmowskim uśmiechem. Falkowicz pokręcił głową  z niedowierzaniem.
- No tak ,ale to ja później będę miał kłopoty – westchnął ,poprawiając koc malca. Wbrew temu ,co mówił chłopiec  był bardzo zmęczony. Ziewnął.
-Opowiesz mi bajkę – prosił ,gdy Falkowicz powrotem usiadł obok niego.- Bez niej nie zasnę- zastrzegł ,sięgając po siedzącego z wiecznym uśmiechem na stoliku Burra.
- Nie mam w tym doświadczenia – odpowiedział Profesor,przykładając do czoła małego termometr.- 37stopni, nie jest źle – myślał.  –Ciekawe są te nowe wyzwania – zauważył .
- Mama nie jest w tym dobra – przyznał chłopiec ,przewracając się na drugi bok.
- Kłamać też za bardzo nie potrafi – dodał pewnie Andrzej - To może opowiem ci  coś o złym czarowniku Gargamelu – rozbawiony szczerym stwierdzeniem syna Falkowicz wysłał w jego kierunku swoje słynne złowieszcze spojrzenie.
- Był bardzo zły ? – dopytywał  z ekscytacją malec. W jego oczach pojawiły się wesołe iskierki, które nie były mu obce
- Bardzo – podkreślił ,przenosząc swój wzrok na wibrującą na szklanym stoliku komórkę.
-Nie odbierze pan ? –zaczął ,lecz poprawił się – Nie odbierzesz – zapytał zdziwiony
- Tak mi się wydaje – udał zamyślenie –że w tej chwili nie czuję takiej potrzeby – dokończył z dziwną łatwością w głosie ,odrzucając połączenie. Przeniósł ponownie całą swoją uwagę na syna.Przy nim był kimś zupełnie innym ,kimś kogo  sam nie znał … A może właśnie tym prawdziwym sobą?
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wracając z nocnego wezwania zmęczonej Rudej wydawało się ,że prędzej spotka ją mieszkanie ,wyglądające jak rodem z tsunami, niż widok ,który właśnie miała prze oczami.
Odruchowo zajrzała do sypialni małego, lecz ku swojemu zdziwieniu nikogo tam nie zastała.
-Andrzej ?- powiedziała ,przechodząc powoli do salonu. Poważnie zaczynała się niepokoić. Nikt nie odpowiedział ,więc obróciła się ,lustrując wzrokiem ,całe  to ,dosyć obszerne pomieszczenie. Dostrzegła śpiące na sofie postaci. Z niedowierzaniem zauważyła ,że Alex zasnął przytulony do również pogrążonego we śnie taty. Trudno było jej ukryć wzruszenie. Bo jak długo można być silnym ? odpornym na wszystko ? Odłożyła klucze do mieszkania na kuchenny blat ,nie chciała ich budzić, ale też nie chciała ,nie mogła ,ruszyć się z miejsca. Patrzyła na ten niezwykły widok i czuła się coraz bardziej przytłoczona ,przytłoczona własnymi czynami ,wyrzutami.
- Wróciłaś – usłyszała głos Andrzeja .Sama zastanawiała się jak długo  stała tak ,patrząc się na nich pustym wzrokiem, skoro nawet nie zauważyła, że Falkowicz  się obudził.
-Przepraszam ,że tak długo mnie nie było – odpowiedziała bez uczucia- Czy z małym wszystko..?-nie dokończyła
-Po wzięciu lekarstw gorączka szybko spadła –odpowiedział ,lustrując ją troskliwym wzrokiem- Jesteś pewnie bardzo zmęczona –zauważył ,obserwując jak nagle zrobiła się nienaturalnie blada. – Wszystko w porządku ,Wiki ?- dotknął delikatnie jej ramienia ,lecz ona wydawała się go nie słuchać.
- To ja powinnam cię o to zapytać – odparła ,obdarzając go swoim szmaragdowym spojrzeniem
- Długo rozmawialiśmy – powiedział z wyczuwalną ulgą ,po policzkach Rudej zaczęły spływać łzy ,zwiększając zawrotnie swoją częstotliwość.- Ciągle boję się,  że on nigdy mi nie wybaczy – wyznała wreszcie.
- Mały nie widzi poza tobą świata – stwierdził stanowczo – Wiki ,nie zadręczaj się – powiedział z nietypową dla tej chwili ostrością. Ton jego głosu lekko ją otrzeźwił.
- Wyśpij się – powiedział ,chwytając za marynarkę – Już idę – pożegnał się z nią ,będąc na korytarzu. Słowa Alex’a ,które usłyszał poprzedniej nocy dały mu wiele do myślenia. Dały mu nadzieję ,na jaką już od dawna nie liczył ,ale też zobligowały go do czegoś ,do czegoś co od zawsze było dla niego oczywiste.
- Zadzwonię – odparła ,wysilając się na uśmiech. Nie wiedziała jak powinna się teraz zachować. Zmęczenie wielogodzinną operacją nie ułatwiało jej tego zadania.

-  Zostań – dobiegł ich głos synka ,który pojawił się nie wiadomo skąd ,niepewnie chwycił swoją dłonią rękę Andrzeja – Proszę tato – sam nawet nie wiedział ,dlaczego zdecydował się wypowiedzieć te słowa ,słowa nie bez znaczenia,ale ogromnej dla całej ich trójki wartości. Po prostu chciał by Falkowicz tym właśnie dla niego był ,nie panem ,wujkiem, przyjacielem ,ale tym kimś ważnym ,właśnie tatą. Czasem szczerość i ta dziecięca mądrość jest zdumiewająca i nie zrozumiała dla dorosłych .One nie udają ,nie muszą udawać ,po prostu dają całych siebie ,nie oczekując zbyt wiele w zamian.Falkowicz nie przypuszczał jak wielki kredyt zaufania otrzymał tego dnia. 

Z innej beczki...

Cześć :D Mam takie jedno pytanie do Was, a mianowicie : Lubicie postać Romy? Zastanawiam się czy może warto by było wprowadzić ją do tego opowiadania. Mam pewien pomysł...
A co do obiecanego next'a...to niby jest. Jednak sporo w nim zmieniłam i szczerze mówiąc nie za bardzo to widzę...:( Nie wiem, czy przypadnie Wam do gustu. Mam taki zarys przyszłej fabuły ( i Andrzej i Alex wiodą tam prym "oczywiście w duecie") ,ale z tą częścią miałam problem... To chcecie już dziś next ,czy poczekacie jeszcze ?

niedziela, 22 marca 2015

XXXIV

To jest taki zapychacz, ale zwiastuje to co będzie się działo w następnej części, która jest już w produkcji. Nadchodzące części będą krótsze ,niż zazwyczaj ,ale będę starać się częściej je dodawać. Nawet ( jak na moje możliwości ) regularnie. Wszystkie literówki postaram się poprawić w najbliższym czasie.



Uchylił delikatnie powieki ,pozwalając by ostre promienie wiosennego poranka mile drażniły jego oczy. Przeciągnął się i ponownie schował twarz pod puchatą poduszkę ,gdyż zmienił zdanie co do obserwacji początków tego słonecznego dnia. W tym momencie chciał tylko spać. Dalej spać. Zawsze był pełen życia ,pomysłów ,a sen był dla niego tylko cząstką codziennej rutyny ,odpoczynkiem i obowiązkiem. Teraz jednak ten na pozór zwykły ,niedoceniany przyjaciel każdego człowieka stał się jego wytchnieniem ,ucieczką od samego siebie,oazą spokoju  . Ostatnio dużo rozmyślał. O przeszłości ,o bliskich mu osobach, o tym ,co go czeka ,a co ku jego smutkowi nie nadchodziło od prawie dwóch tygodni ,od czasu kiedy został wypisany do domu. Myślał o swoim tacie –  już od jakiegoś czasu przyłapywał się na tym, że właśnie tak nazywał w głębi serca Andrzeja. Choć na początku się do tego nie przyznawał ,ale tak bardzo pragnął kontaktu z nim. Sądził ,że wkrótce po rozmowie ,którą odbył z mamą chirurg na nowo powróci do jego życia ,teraz już w innej roli. Nie miał pojęcia jak miałyby wyglądać ich relacje ,ale wiedział jedno. Jak najszybciej chciał go spotkać. Nie potrafił odgonić od siebie wizji Falkowicza. Natrętne myśli nie dawały mu spokoju. Nie chciał juz tego roztrząsać. Pragnął chociaż na moment przestać czuć, myśleć  ,marzyć,  wyłączyć i zresetować swój umysł .Przez te kilkanaście dni żył nadzieją ,która powoli zaczynała przygasać w jego sercu. Wydawało mu się ,że to co mówiła mama był kolejnym kłamstwem ,a tak naprawdę nic nie znaczy dla Profesora. Który ,jak mu się wydawało, jest zupełnie obojętny na jego osobę. Od dwóch tygodnie nie odzywał się do nich ,nie dzwonił ,nie przyjechał ,jak myślał malec .Czuł się odrzucony. Teraz wydawało mu się ,że jest dla swojego prawdziwego taty kolejnym problemem na długiej liście ,w dodatku tym mniej znaczącym. Oczywiście nie wiedział ,że Andrzej dzwonił do Wiktorii co najmniej trzy razy dziennie dokładnie wypytując ją o niego i ich teraźniejsze życie. Brak odwiedzin Profesora był spowodowany poważnymi problemami ,które niebezpiecznie piętrzyły się przy budowie wrocławskiej kliniki. Andrzej miał związane ręce . Zgodnie ustalili z Wiki ,że bez uprzedniego spotkania „sam na sam” ojca i syna kontakt telefoniczny miedzy nimi jest ,niestety ku udręce Andrzeja ,bezsensowny. Pozostało mu tylko czekać. Podczas tych nieraz wielogodzinnych rozmów z Rudowłosą Falkowicz wiele dowiedział się zarówno o małym jak i Wiki. Zwykła rozmowa telefoniczna ,niepozorna ,zwyczajna ,ale dla nich była czymś szczególnym. Mogli na nowo się przed sobą otworzyć ,zapewniając sobie przy tym tą bezpieczną odległość ,pewien dystans. Rozmawiali o wszystkim i o niczym ,czasem nie zdając sobie sprawy z upływającego czasu. Po prostu rozmawiali ,tak jak kiedyś. Do obojga ze zdziwieniem dotarło jak wiele wciąż ich łączy ,a nawet więcej ,niźli mogli kiedykolwiek sądzić. Nie było już między nimi tej bariery tajemnic i kłamstw ,obaw i uprzedzeń ,byli tylko oni sami  ,w czystej postaci. Zarówno Wiki jak i Andrzej każdego wieczoru mówiąc : „ Do jutra „ odczuwali rozchodzące się po całym ciele ciepło. Oczywiście obydwoje próbowali to ukryć ,tłumacząc sobie ,że to co łączyło ich kiedyś nie powróci ,jednak jasne było ,że się oszukiwali ,gdyż mówiąc słowa pożegnania z utęsknieniem wyczekiwali godziny ,w której ponownie się usłyszą .
Nigdy nie przepadał za długim baraszkowaniem w pidżamowych pieleszach ,ostatnio również to ,ku zmartwieniu Wiktorii, uległo zmianie. By wyrwać pogrążonego w nietypowym dla niego zastoju malca Wiki wymyślała przeróżne atrakcje. Niestety na marne. Chłopiec wciąż pozostawał obojętny. Obojętny na wszystko. Nawet przesyłane przez Ellie filmiki z  operacji nie były w stanie prawdziwie rozbudzić jego ciekawości. Ostatnią deską ratunku Wiki okazały się słynne naleśniki pani Hudson.
Poczuł jak do jego nozdrzy dotarł wyrazisty ,słodki zapach świeżo pieczonych ,biszkoptowych placków. Przez moment delektował się tą ulotną wonią ,sądząc  że jest ona tylko wymysłem jego wyobraźni. Po chwili jednak zorientował się  ,że przyjemny zapach wzmaga się na sile. Otworzył szeroko swoje szare oczy i momentalnie ześlizgnął się z wysokiego łóżka ,w pośpiechu kierując się do  kuchni.
- Naleśniki !– stwierdził ze swoim rozbrajającym ,szerokim uśmiechem
-  Specjalnie dla ciebie – przyznała ,przewracając na drugą stronę kolejnego placuszka .Ucieszyła się ,że w końcu udało jej się wyrwać synka z łóżka. Malec szybko zabrał się z kosztowanie wypieków mamy ,szukając wzrokiem swojego ulubionego dżemu brzoskwiniowego.
- Pycha – przyznał zadowolony ,gdy Ruda usiadła obok niego z radością obserwując jak w niebotycznym tempie z jego talerza znika już drugi naleśnik.
- Pani Hudson dała mi swój przepis – pochwaliła się
-Naprawdę – zdziwił się – Przecież to jest jej najlepiej skrywany sekret – zauważył konspiracyjnie  ,marszcząc brwi.
- Nie było łatwo – westchnęła żartobliwie ,mierzwiąc jego włosy.  – To co dzisiaj robimy ? –zapytała po chwili
- Nic – odparł już bez uśmiechu
- Wiesz ,to już mój ostatni dzień urlopu – przypomniała mu – Moglibyśmy zrobić coś innego ,co  ? –spojrzała na niego wyczekująco ,ale chłopiec tylko wzruszył ramionami.
-Nie chcę nigdzie iść – stwierdził pewnie ,popijając śniadanie pomarańczowym sokiem
- Synku ,co się dzieje ? – w końcu zadała ,to dręczące ją od kilku dni pytanie. Alex był dziwnie przygnębiony ,smutny.- Tylko nie mów „ nic” – zastrzegła – Źle się czujesz ? – patrzyła na niego z troską
- Możemy iść do cioci Ellie – westchnął ,ziewając
- Ma dzisiaj dyżur – odparła ,coraz bardziej zaniepokojona jego zachowaniem – Wiesz dzwonił…- zaczęła z uśmiechem .
- Kto ? – nagle się zaciekawił ,w jego oczach pojawiły się iskierki ekscytacji
- Dziadek – odpowiedziała ,przygryzając wargę. Alex spochmurniał szybko.
- Zaprosił Cię do Argentyny na całe wakacje – powiedziała radośnie ,lecz synek nie podzielał jej entuzjazmu.- Nie cieszysz się ? – teraz było już naprawdę zaskoczona jego zachowaniem.
-Cieszę się ,nawet bardzo – zmusił się do uśmiechu – Chcę poznać dziadka , skype to nie to samo …-zaczął markotnie . Kiedyś oddał by wszystko za taką wiadomość ,marzył o tym od dawna . – A ty nie polecisz ze mną ? – dopytywał z nadzieją
- Polecę ,jasne że polecę – odetchnęła z ulgą ,dostrzegając choć delikatną radość w jego oczach- Ale muszę też pracować ,a już limity urlopu na ten rok chyba wyczerpałam – uniosła brwi ku górze ,Alex uśmiechnął się do niej szczerze.
-Bez ciebie to nie będzie to samo – przytulił się do niej mocno
- Na pewno będziesz się świetnie bawił – zapewniła go – Jeszcze zapomnisz  o starej matce i nie będziesz chciał wracać…-zaczęła ironicznie
- Cudownej mamie – podkreślił ,siadając jej na kolanach 
- Tylko tyle ? –przewróciła oczami ,drażniąc się z nim
- Najwspanialszej – w końcu się roześmiał
- To co teraz ? Co robimy ? – liczyła na to ,że mały chociaż trochę ucieszył się z przekazanych przez nią informacji.
- Może najpierw pójdziemy do parku ,jest tak ładnie…-spojrzał na przedzierające się przez kuchenne zasłony słońce.
- Świetnie – ucieszyła się – Musimy poważnie porozmawiać ,więc świeże powietrze dobrze nam zrobi –zaczęła już nieco spokojniejsza
- O czym ?- spojrzał na nią przenikliwie
- No wiesz synku – zaczęła z trudem – Wracam do pracy ,wiec no….- westchnęła ,znając postawę syna związaną z tym pomysłem – Będziesz musiał wrócić do przedszkola – wreszcie to z siebie wyrzuciła ,widząc cień zawodu na jego twarzy.
- Nie chcę ! – upierał się stanowczo
- Alex –  chwyciła go za ręce – To tylko na te kilka miesięcy –tłumaczyła mu spokojnie
- Nie !- wyrwał się – Nie wrócę tam – dodał pewnie
- Niestety nie masz wyboru – nie ukrywała tego
- A pani Hudson ? – spojrzał na nią z nadzieją
- Przecież wiesz ,że jeszcze nie wróciła do zdrowia – pogłaskała go po głowie
- To zostanę sam – uśmiechnął się chytrze ,Wiki spojrzała na niego z politowaniem.
- Za kilka miesięcy pójdziesz do szkoły ,trochę kontaktu z rówieśnikami ci nie zaszkodzi – zauważyła
- Oni są straszni – przyznał po chwili ciszy – Nie da się z nimi rozmawiać , tylko najnowsze zabawki ,ubrania….tylko ciągle o tym ….o prezentach ,o tym który tata ma droższy samochód - zaczął wymieniać – To przedszkole było okropne – stwierdził pewnie ,irytując się.
- Wiem ,że ciężko ci było się tam zaaklimatyzować , dlatego zapisałam cię do innego – powiedziała ciepło – podobno panuje tam świetny klimat ,czesne też nie jest wygórowane – chciała go do tego przekonać
- A mundurki ? –skrzywił się na samą myśl
- Są – westchnęła – Ale Mandy ,córka cioci Kitty tam chodzi i z tego co słyszałam to naprawdę fajne miejsce – kontynuowała ,wysilając się na sztuczny uśmiech.
- Mandy ? –zmarszczył czoło -  Nie wiem …- odwrócił głowę w stronę okna
- Może warto spróbować ? – zachęcała go
- No dobrze – przyznał zasmucony
-Hej – pogłaskała go po głowie – Nie będzie tak źle ,obiecuję . Poznasz na pewno wielu nowych kolegów ,zobaczysz -  uśmiechnęła się ,ale mały nie odwzajemnił jej się tym samym ,lecz tylko przeniósł swoje przeraźliwie smutne oczy na ciemny parkiet.
- Nie o to mi chodzi – wyszeptał wreszcie ,Wiki spojrzała na niego pytająco.
-  Nie ICH chcę poznać – stwierdził pewnie – Dlaczego mnie okłamałaś ? –zapytał zaciskając pięść ,jego oczy zaszkliły się.
- Nie okłamałam cię – powiedziała pewnie ,obejmując go ramieniem – Alex ,co się stało ? – nie odrywała od niego wzroku.
-To boli – powiedział cicho ,wtulają się w nią bardzo mocno.
-  O czym ty mówisz kochanie ? – pogłaskała go po głowie
- Jestem dla niego problemem – powiedział oschle - Mówiłaś ,że mu na mnie zależy – zaczął smutno ,zdecydował się wreszcie to z siebie wyrzucić.
- Bo to prawda – przyznała stanowczo ,zakładając kosmyk rudych włosów za ucho . Alex spojrzał na nią zdziwiony .
-Tak bardzo chciałem go poznać ,chciałem znów mieć tatę – zaczął pozbawionym wyrazu głosem
- Synku – przygryzła wargę – Przecież ty go masz – pocałowała go w czoło
- To dlaczego on mnie chce – jego oczy świeciły nienaturalnie – Już wolałem by  było tak jak dawniej tylko ty i ja – stwierdził stanowczo ,choć dobrze wiedział ,że sam siebie oszukuje.
- Nigdy nie byliśmy sami – przyznała  drżącym głosem – Przecież wiesz ,że zawsze możemy liczyć na ciocią Agatę ,Ellie – zaczęła wymieniać – i…-zawiesiła  głos – Teraz też Andrzeja – dodała wyraźnie
- Gdyby mu na nas zależało to by przyleciał ,chociaż zadzwonił –jęknął nieprzekonany ,choć jeszcze wczoraj szukał usprawiedliwienia dla zachowania Falkowicza.
- Alex – uśmiechnęła się lekko  - Przecież rozmawiam z nim kilka razy dziennie – powiedziała z wyraźną ulgą. Bała się,że absencja chłopca ma jeszcze głębsze,a nawet ,ku jej przerażeniu,zdrowotne oblicze. -Znalezienie przyczyny to sukces dobrej diagnozy -przypomniała sobie słowa wypowiedziane przez wykładowce. Nie sądziła ,że mają one tak szerokie spektrum znaczenia.
- Naprawdę ? –zapytał zaskoczony ,w jego oczach pojawił się błysk. Przytaknęła. –Dlaczego mi nie powiedziałaś ? – kontynuował ,obserwując dokładnie jej twarz. Ostatnie tygodnie bardzo dały mu się we znaki. Powiedzieć ,że stracił poczucie swojej tożsamości i wartości to nic nie powiedzieć. Był bardzo zagubiony ,czuł się jakby utknął w ogromnym bezdennym wirze z którego nie ma wyjścia ,a który z każdym dniem wciągał go coraz bardziej ,coraz głębiej.
- Wydawało mi się ,że na razie to niczego nie zmieni – przyznała szczerze  - Przynajmniej dopóki się nie spotkacie – dodała ,wciąż głaszcząc go po głowie. Alex nie był do końca przekonany co do słów wyjaśnień mamy. Czas na pewno nie działał na korzyść relacji Andrzeja z synem .W czasie tych dwóch tygodni między nimi pojawił się mur ,głownie obaw i niewiedzy. Obaj bardzo cierpieli z powodu tej sytuacji. Potrzebowali siebie jak powietrza.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Od kilku minut siedzieli na ławce położonej zaledwie kilka metrów od ogromnej fontanny. Rozkoszowali się tym ,wyjątkowo ciepłym jak na sam koniec kwietnia popołudniem. Wiosenny ,niesforny wietrzyk nie próżnował ,skrzętnie niszczył idealne fryzury tych ,którzy tego dnia zdecydowali się stawić mu czoła. Akurat Wiktorii to nie przeszkadzało ,przymknęła powieki ,czując zimy powiew na swojej twarzy.
-To co ? – zagadnęła synka ,który z pustką w oczach patrzył się na bawiące się na przed nimi roześmiane dzieci.
- Mogę iść  nakarmić kaczki ? –zapytał ,trzymając kupioną przed chwilę bułkę. Spojrzał na pływające w niewielkim jeziorku ,położonym tuż po lewej stronie ścieżki przy której siedzieli, ptaki.
- Oczywiście – uśmiechnęła się – Tylko uważaj na siebie –zlustrowała go uważnie. Malec uśmiechnął się zawadiacko i ruszył w stronę zbiornika wodnego. Wiktoria nie spuszczała z synka wzroku ,roześmiała się głośno ,gdy jedna z kaczek wyszarpała mu pieczywo z dłoni i majestatycznie uciekła na sam środek tafli wody ,w pogoni za szalonym ptakiem udali się jego gatunkowi towarzysze ,powodując niemały hałas.
-Mamo – podbiegł do niej – Zobacz – wskazał na niewielką ranę na ręce – Ale wredna –oburzył się szczerze ,obrzucając zielonogłowe zwierze zabójczym spojrzeniem
- No rzeczywiście – roześmiała się – Prawdziwa kaczka-ludojad – żartowała
- To nie jest śmieszne – zaprzeczył ,choć on również nie potrafił ukryć uśmiechu
-  Będziesz żył – odpowiedziała po chwili ,przyglądając się małemu skaleczeniu na palcu synka.- Zgłodniałem trochę -  przyznał po kilku minutach uroczego droczenia się z mamą.
- Mieliśmy przecież iść do kina – przypomniała mu, zerkając na zegarek . Tego dnia mieli świętować pierwszy dzień Alexa w nowym przedszkolu. Ku uldze Wiki małemu bardzo się tam spodobało. Od razu zauważyła ogromną zmianę w jego zachowaniu. Znów był sobą. Pełnym życia ,energii i radości chłopcem.
- No i klapa – Wiktoria spochmurniała – Już jesteśmy sporo spóźnieni na seans – uśmiechnęła się krzywo
- Nic nie szkodzi – odparł obojętnie ,podbiegając do pobliskiej fontanny. Zamoczył ręce w wodzie i z szelmowskim uśmieszkiem szybko podszedł do Wiki ,strzepując na nią krople zimnej wody.
- Oż ty !- pokręciła rozbawiona głową ,łapiąc synka w pasie – Ja  ci dam ,własną mamę ochlapać – żartowała ,łaskocząc go delikatnie. Po kilku minutach oboje zmęczeni opadli powrotem na ławkę.
- Kocham cię rozrabiako – pogroziła mu żartobliwie palcem – I wiesz co ? –zagadnęła, wstając.
-Co ? – zeskoczył z ławki ,chwytając w rękę swój niewielkich rozmiarów niebieski plecak .
- Miałeś rację z tym obiadem- przyznała ,zerkając na niego
- Ja zawsze mam rację – stwierdził, dalej drocząc się z mamą
-  No tak …tak – roześmiała się po raz kolejny. Bardzo brakowało jej takiego Alex’a.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Londyn skrył pod nocnym płaszczem. Rudowłosa kobieta razem z synkiem czekała na taksówkę ,chowając się przed deszczem  pod markizem restauracji.
- A to był taki ładny dzień – zaczął malec ,patrząc na gęste strugi deszczu spadające z nieba
-  Do czasu – uniosła kącik ust do góry ,wyczekując pojazdu ,który i tym razem zajął przed nimi ktoś inny. Spojrzała na drżącego z zimna syna.
- Załóż – podała mu swój cienki płaszcz
- Mamo ,ale teraz tobie będzie zimno – zauważył ,odmawiając przyjęcia ubrania
- Jeszcze mi brakuje byś się  przeziębił  -zmarszczyła brwi ,dotykając jego czoła – No ładnie – westchnęła z troską  ,zmuszając go do okrycia się płaszczem  .- Przecież nie będziemy tak tu czekać w nieskończoność – powiedziała do siebie ,obserwując niemały korek powstający na ulicy.
- Jesteśmy całkiem niedaleko domu  –  stwierdził chłopiec  ,przyglądając się dobrze sobie znanym budynkom po drugiej stronie jezdni.- Może pójdziemy ? –zapytał
- No nie wiem- powiedziała nieprzekonana ,zlustrowała malca wzrokiem.- Idziemy ?- upewniła się ,odnajdując w jego oczach odpowiedź.
-Na trzy ? –odwrócił głowę w jej stronę. Po chwili oboje w pośpiechu pobiegli na chodnik ,uciekając przed zimnymi kroplami deszczu,skutecznie drażniącymi receptory na ich skórze .Roześmiali się  ,gdy tuż po przekroczeniu drogi  , mokrzy schowali się pod niewielkim daszkiem sklepu muzycznego.

- To chyba nie był najlepszy pomysł – stwierdziła markotnie Wiki ,gdy całkiem przemoczeni wreszcie wrócili do apartamentu. Alex kaszlnął głośno.
-Nie brzmi to najlepiej – oświadczyła ,pomagając ściągnąć mu mokre ubrania. Sięgnęła po ręcznik i energicznie zaczęła suszyć nim jego włosy .
- Ej – uśmiechnął się blado – Nic  nie widzę – dopowiedział spod ręcznika

- I dobrze – odpowiedziała zdenerwowana ,obwiniając się za to ,że zgodziła się na ten niedorzeczny pomysł . Kolejne kichnięcie.- Wspaniale ! – pomyślała zmartwiona ,sięgając tym razem po suszarkę. 
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Gdy całkiem już wysuszony ,przebrany i rozgrzany ciepłym kakao Alex znalazł się w swoim łóżku na tablicy problemów Wiki pojawił się nowa pozycja.
- Mamo ,a gdzie mój Burro ? –zapytał chłopiec , energicznie rozglądając się po pokoju
- A nie wziąłeś go do przedszkola ?-zapytała ,poprawiając mu kołdrę ,co skutkowało lekkim przyduszeniem chłopca.
- Chyba jest w plecaku – uświadomił sobie po chwili ,zrywając się z łóżka.
- Co ty wyprawiasz – westchnęła Wiki ,zmuszając go by znów się położył.
-Bez niego nie zasnę –stwierdził pewnie ,co dla Rudej było całkiem oczywiste
-Zaraz go przyniosę – powiedziała ciepło ,jeszcze raz mocniej go okrywając. Nie mogła pozwolić na to by Alex zachorował ,zwłaszcza teraz. Już po chwili znalazła się w sporych rozmiarów hallu ,który zaaranżowany był na przedpokój. Podniosła całkiem mokry niebieski plecak syna i pospiesznie rozpięła suwak ,odnalazła jego przytulankę ,choć z trudem rozpoznała w przemoczonej puchatej masie sympatycznego osiołka. Szybko ruszyła do łazienki w celu ratunku zwierzaka ,który wydawał się być w opłakanym stanie.
- Co z nim ? – usłyszała po chwili głos malca za swoimi plecami
-Już jest wyprany – powiedziała ,odgarniając z czoła włosy – Jeszcze tylko go wysuszymy – dodała zadowolona ,miała nadzieję, że udobrucha tym małego.
- Wyjdzie z tego ? –zapytał nieprzekonany ,obserwując coś co tylko w teorii było Burrem
- Stan nie jest najlepszy ,ale stabilny – odpowiedziała przewrotnie z lekkim uśmiechem – Wracaj do łóżka , proszę – zwróciła się do niego stanowczym głosem . Alex uśmiechnął się do niej jednym kącikiem ust  i ku zaskoczeniu Wiki udał się do swojego pokoju. Rudowłosa przystąpiła do dalszych czynności akcji ratunkowej  puchatego przyjaciela synka. Suszarka okazała się tego dnia ponownie najlepszym sprzymierzeńcem kobiety.
Wychodząc z obszernej łazienki Wiktoria usłyszała dzwonek do drzwi. Spojrzała na wiszący na korytarzu ,czarny ,designerski zegar ,który wskazywał godzinę dwudziestą pierwszą  i zmarszczyła nieznacznie czoło. Zdziwiona udała się w stronę drzwi ,zastanawiając się ,kto mógł złożyć jej tą niespodziewaną wizytę. To musiał być ktoś ,kogo znała ,ponieważ w innym przypadku portier nie wpuścił by przybysza do środka budynku. Zlustrowała siebie wzrokiem ,poprawiając bordowy szlafrok i odrzuciła do tyłu mokre włosy. Sądziła,że to Ellie postanowiła  odwiedzić ich po dyżurze.  Przekręciła nowoczesny zamek do drzwi   mieszkania i z trudem utrzymała równowagę.
-Wiki – usłyszała niski ,zaniepokojony głos zza uchylonego sprawie przejścia i z drżącymi   rękami otworzyła je na oścież ,pozwalając  by wysoki ,szpakowaty mężczyzna znalazł się we wnętrzu jej domu. Andrzej oczarowany przez dłuższą chwilę patrzyła na Wiktorię. Tej natomiast trudno było zmusić swój organizm do wypowiedzenia choć jedengo słowa. Przy jednej z prób wykonania tego nieosiągalnego zadania chrząkneła nieznacznie.
- Nie mówiłeś ,że przyjedziesz – zaczęła cicho Ruda ,skonsternowana nieco swoim wyglądem jak i niespodziewaną obecnością Falkowicza.
- To był bardzo szczęśliwy zbieg okoliczności – odpowiedział z typową dla siebie pewnością w głosie,unosząc  nonszalancko prawy kącik ust – Widzę ,że macie sytuację kryzysową – spojrzała na pluszowego osiołka i suszarkę w jej dłoni.
- Można tak powiedzieć – uśmiechnęła się delikatnie – Burro potrzebował natychmiastowej pomocy – dodała z przekonaniem ,mierzwiąc grzywę osła.
- Mamo ?! – z korytarza dobiegł ich głos chłopca – Jak nasz pacjent ? – dopytywał ,pojawiając się tuż  obok nich  zza jaskółczych drzwi. W tym momencie szare spojrzenie oczu Alexa spotkało się z roziskrzonymi równie szarymi  oczami Andrzeja ,w których w tym jednym momencie można było odnaleźć  mozaikę uczuć.

sobota, 14 marca 2015

Część.....

Blondyn zatrzymał gwałtownie samochód przed ogromną ,metalową bramą ,prowadzącą do wiejskiej ,wąskiej drogi otoczonej zewsząd równym rzędem  wiekowych dębów. Ponure drzewa chyliły się ku sobie ,tworząc niezwykły ,wręcz magiczny tunel. Ich gałęzie ledwie się stykały ,od lat były tak blisko siebie. Wydawało się ,że drzewa dzielą centymetry ,było to jednak tylko złudzenie. –Są  blisko ,a jednocześnie tak daleko- pomyślał zamyślony John ,wyglądając przez okno swojego czarnego mercedesa. Ten widok nieustannie przypominał mu o mnogości paradoksów wypełniających życie. Te rośliny zasadzono niespełna kilka metrów od siebie ,przez wieki rosły zmniejszając tą odległość i zbliżając się ku sobie. Niestety każdego roku ogrodnik przycinał ich gałęzie ,niszcząc ich żmudne dążenia. One jednak na nowo odrastały. Tak to błędne koło się zamykało. Rok w rok. –Są jak para rozdzielonych kochanków ,którym nigdy nie pozwolono na ponowne spotkanie –przypomniał sobie słowa niani, która próbowała umilić przestraszonemu chłopcu pobyt w tej posiadłości. John często przyjeżdżał na przymusowe wakacje do domu ciotki ,niewątpliwie nie był to przyjemny dla niego czas.
-Tak?- usłyszał monotonny głos ,wydostający się z domofonu ,który skutecznie wyrwał go z nieprzyjemnych wspomnień z dzieciństwa.
-John Ravenswood- powiedział automatycznie ,po czym włączył ponownie silnik auta. Po cichym sygnale ,brama otworzyła się na oścież ,dając mężczyźnie przyzwolenie na przekroczenie granic ogrodu. Prawnik od kilku minut jechał ciemną ,przytłaczającą dróżką ,nerwowo poprawiał kołnierzyk koszuli. Mimo padającego za oknem ,wiosennego deszczu ,temperatura w jego samochodzie sięgała zenitu. Blondyn po raz kolejny ,niepewnie spojrzał na teczkę znajdującą się na fotelu pasażera. Musiał przyznać ,tego absolutnie się nie spodziewał. Nie bał się reakcji ciotki ,która wydawała mu się łatwa do przewidzenia, bał się jedynie kroków jakie Lady Margaret może podjąć i ich wpływu na życie nie tylko Alex’a i Wiktorii ,ale także całej Rodziny. John nie chciał brać w tym najmniejszego udziału ,ale czy mógł odmówić ? Pewien był ,że nie. Często myślał by porzucić jarzmo „korzyści” i obowiązków jakie niosło za sobą jego nazwisko ,jednak nie był na tyle odważny. Mężczyzna wciąż rozważając swoją decyzję związaną z przekazaniem informacji znajdujących się w teczce, nie zauważył ,kiedy znalazł się wprost przed wejściem do posiadłości ciotki.
-Wszyscy na pana czekają – przywitał go chłodny głos gospodyni, gdy tylko zdążył opuścił pojazd.
-Spodziewałem się tego –odparł obojętnie ,mocniej ściskając trzymane w dłoni dokumenty. Podążył za starszą panią z misternie upiętym kokiem. Po kilku minutach znalazł się pod wielkimi ,ciemnymi drzwiami.
-To tutaj –powiedziała jedynie kobieta ,po czym oddaliła się pospiesznie. Mężczyzna niechętnie uchylił drzwi ,prowadzące do dobrze znanego mu pomieszczenia.
-Jesteś wreszcie – westchnęła zniecierpliwiona ciotka Margo, siedząca w centrum długiego ,konferencyjnego stołu. Oczy wszystkich skupiły się na jego postaci.
-Witaj John – kuzyn Harley uśmiechnął się do niego serdecznie
-To nie czas na uprzejmości – Lady Margo przerwała im ostro – Masz te informacje?! – pożerała wzrokiem trzymaną przez niego teczkę
-Tak – odparł ,siadając tuż nieopodal dawno niewidzianej siostry. Położył  beżowy przedmiot na stole. Harley sięgnął po dokumenty.
-Mam rozumieć ,że to właśnie jest powód tej ważnej rodzinnej narady –zakpił ,przewracając oczami
-Tak – staruszka spiorunowała go wzrokiem ,niewzruszony Harley  przejrzał dokumenty ,rozkładając je na stole. Wkrótce oprócz notatek stricte biograficznych na blacie pojawiły się także zdjęcia.
- Przepraszam ,że zapytam – westchnął pięćdziesięciolatek –ale co ten mężczyzna ma z nami wspólnego ?-uniósł ku górze jedną z fotografii
-John – kuzynka Mer ,zwróciła się do sąsiada. Staruszka również czekała na słowa siostrzeńca.
-Andrzej Falkowicz –zaczął – a właściwie profesor Andrzej Falkowicz –kontynuował
-Profesor ?-dopytywał niespodziewanie Harley
-Profesor nauk medycznych ,znany chirurg naczyniowy ,poważany w świecie specjalista – mówił dalej obojętnym tonem –opracował wiele nowych  metod operacji tętniaków ,choć jego największym osiągnięciem jest stworzenie  leku na Stwardnienie Rozsiane ,który przyniósł mu wiele nagród ,sławy i pieniędzy….
-Wciąż nie rozumiem – przyznał Harley ,ciotka Margo sama chwyciła jedną z leżących na stole kartek
- Dalej – staruszka znad kartki oschle ponaglała siostrzeńca
- Jest właścicielem renomowanej kliniki w Stanach ,ale kilka miesięcy temu przeniósł swoją działalność do ojczyzny ,znaczy Polski- westchnął John ,opierając się o krzesło
-Konkrety – tym razem odezwała się jedna z kuzynek – Przyznaję ten mężczyzna wiele osiągnął ,ale nie specjalnie obchodzi mnie historia jego rozwoju zawodowego – zmierzyła krewnych wzrokiem
- Co chcecie wiedzieć ?-zapytał ,pocierając skronie blondyn .Przyjrzał się twarzom krewnych,  które nie wyrażały zbyt wiele emocji, w przeciwieństwie do niego. Pulsująca na czole żyłka i czerwień oblewająca jego piegowate policzki wskazywały na szargające ich właścicielem emocje.
- Przecież dałam Ci dokładne instrukcje –poirytowała się starsza pani ,ściągając brwi w ogromną ,zajmującą całe czoło zmarszczkę.
-Wybaczcie, ale ja nie mam zamiaru przykładać do tego ręki – prawnik nie wytrzymał - Znam tego malca ,on zasługuje na prawdę i szczęście- wyliczył dobitnie ,wspominając przy tym swoje nieszczęśliwe dzieciństwo – Ma prawo poznać ojca – syknął ,kierując się w stronę drzwi
-Ojca – powiedziała z pogardą ciotka Margo – Ten chłopak jest częścią Rodziny i nią pozostanie – dodała pewnie .
-Rodziny?- zapytał retorycznie-Jakiej rodziny ?!- pytał ,przyglądając się wszystkim zebranym- Masz na myśli grupę obcych sobie ,łasych na pieniądze ludzi ,których łączą jedynie interesy. My nigdy nie byliśmy i nie będziemy prawdziwą rodziną- stwierdził poirytowany
-Tu chodzi o nasz honor ,nie pojmujesz tego ?-  Mer zwróciła się do niego, zaskoczona wypowiadanymi przez Johna słowami.
- Duma, honor…-prychnął – Nie dadzą Alex’owi  miłości – stwierdził ,dziwnie stanowczym dla siebie głosem- Wy na pewno mu jej nie dacie –dodał z przekonaniem.
- Nie pozwolę by pamięć po Anthony’m została zbrukana – warknęła starsza pani ,jej zmarszczki uwydatniły się  nienaturalnie w ciągu tych kilku minut.
-Czy ty w ogóle go znałaś ?-zapytał podniesionym głosem ,kierując się w stronę drzwi . Ciotka nie odpowiedziała na ten zarzut.
-Anthony nigdy nie pozwolił by na coś takiego – zastrzegł ostro John ,zaciskając palce na żeliwnej ,misternie rzeźbionej klamce
-Anthony był głupcem, który myślał tylko o swoich potrzebach . Nie dość ,że sprowadził do naszej rodziny tą rudą lekarkę ,to jeszcze adoptował jej bękarta. To on wywołał ten skandal i zesłał na Rodzinę kłopoty ,z którymi borykamy się po dziś dzień –wysyczała wściekle ,podchodząc niebezpiecznie blisko  siostrzeńca . John pokręcił głową z niedowierzeniem.
- Jesteś pozbawiona jakichkolwiek uczuć ,dlatego nie potrafisz tego zrozumieć – stwierdził pewnie z nutą litości w głosie – Obiecuję ci CIOCIU – podkreślił- że dołożę wszelkich starań byście zostawili Wiki i jej syna w spokoju-dodał ,opuszczając rozległy  gabinet
-Nie masz z nami szans – krzyknęła za nim ciotka
- Nie , to wy ich nie macie- powiedział ,po raz ostatni opuszczając domostwo Lady Margo. Wiedział ,że po tej wymianie zdań nic nie będzie już takie jak przedtem ,jednak to nie napawało go smutkiem ,a wręcz przeciwnie. Czuł się wolny. Pierwszy raz od dawna.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rudowłosa od ponad godziny brnęła przez kolejne etapy swojej opowieści. Wciąż nie mogła opanować drżenia  głosu. Minione wydarzenia pojawiały się w jej umyśle niczym w kalejdoskopie. Bolesne wspomnienia powróciły, jednak teraz nie wywoływały u niej takich emocji. Co chwilę zerkała na milczącego synka ,którego opuszczona głowa spoczywała na jej ramieniu. Chłopiec uważnie wpatrywał się w uderzające w okno z głośnym brzękiem krople deszczu. Jego blada twarz nie wyrażała żadnych uczuć, a oczy straciły iskry. Alex wyraźnie unikał wzroku matki ,choć ich twarze dzieliły centymetry. Ruda z zaniepokojeniem patrzyła na malca. Brak pytań z jego strony jeszcze mocniej potęgował jej strach. Wiedziała ,że nadchodzący czas nie będzie dla nich łatwy, ale miała nadzieję ,że na nowo uda jej się odbudować zaufanie syna ,nie dopuszczała do siebie innej możliwości.
-Wtedy ?- usłyszała cichy, wyczekujący głos malca ,który odwrócił głowę w jej stronę . Przyglądał się jej zaszklonym oczom. Dopiero słysząc jego pytanie zorientowała się ,że przerwała wyjaśnienia.
-Tak?- otrząsnęła się ,poprawiając włosy
-Mówiłaś ,że postanowiłaś z ciocią Agatą wyjechać na dłuższy urlop –przypomniał jej chłodnym głosem
- Wiedziałam ,że nie będę w stanie pracować z Andrzejem i jego nową żoną ,dlatego –westchnęła ,nie odwracając wzroku od synka – wysłałam podanie o staż do St. Mary Hospital- przeczesała dłonią jego krótkie włosy – no i przyjęli nas – na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech – Wyjechałyśmy z dnia na dzień ,informując o tym jedynie dyrektora. Wtedy nie miałam siły na ckliwe pożegnania-dodała szczerze
- A ….-malec zacisnął usta w wąska linię ,dokładnie  tak jak jego ojciec - a pan Falkowicz…- nie potrafił ,a raczej nie chciał inaczej go określić
- Andrzej wyjechał z Leśnej Góry kilka  dni przed nami ,nie miał o niczym pojęcia. Tylko kilka osób wiedziało ,gdzie jesteśmy- powiedziała ,przypominając sobie jeden z najtrudniejszych okresów w życiu.-Miałyśmy zacząć wszystko od nowa ,bez facetów – uśmiechnęła się delikatnie – Ale to też nam się nie udało –przyznała ,dokładnie przyglądając się synkowi .
-Dlaczego ?-zapytał ,mocniej się w nią wtulając ,wyjaśnienia mamy niezbyt rozjaśniły mu sprawę. Wciąż w głowie miał jeden wielki mętlik. Nie potrafił odnaleźć się w nowej rzeczywistości ,czuł ,że jego dotychczasowe życie było fikcją ,należącą do kogoś innego.
- Wkrótce okazało się ,że los zafundował mi niespodziankę – pocałowała go w czoło , nie potrafiąc ukryć uśmiechu
-To znaczy ?- malec nie do końca zrozumiał sens słów mamy
- Dał mi Ciebie ,skarbie –powiedziała z uczuciem ,wpatrując się w stalowe oczy jedynego dziecka . Dobrze pamiętała swoje obawy, gdy okazało się ,że jest w ciąży, lecz wobec uśmiechu Alex’a były one niczym.- Wtedy sądziłam ,że wychowam Cię sama – momentalnie spochmurniała – Myślałam ,że tak będzie lepiej dla nas wszystkich – łamał jej się głos – w tym czasie nie byłam w stanie poinformować Twojego prawdziwego taty o twoim istnieniu . Myślałam tylko o sobie ,nie o was – przełknęła głośno ślinę … wiedziała ,że to był największy błąd w jej życiu. –Wybaczysz mi kiedyś?- zapytała z nadzieją ,w odpowiedzi malec objął ją jeszcze mocniej. Między nimi zapanowała krótkotrwała cisza, która wydawała się trwać Wiki w nieskończoność. Trudno było jej rozszyfrować  jak mały tak naprawdę zareagował na jej słowa. Nigdy nie był wylewny ,zachowywał pewien bezpieczny dla siebie dystans ,ale z nią zawsze był szczery. Właśnie ,był. Teraz ogromnie bała się tego ,że zaczyna go tracić ,że ta silna więź ,która ich łączyła  zaczyna się kruszyć przez jej kłamstwa .
- To nie twoja wina mamo – malec stwierdził po chwili ,widząc nietęgą minę matki – On cię skrzywdził –syknął z roziskrzonymi  oczami
-Synku ,proszę – westchnęła ciężko .Trudno jej było dobrać odpowiednie słowa.- Ja też popełniłam wiele błędów – przyznała szczerze.
- Ale to on cię zostawił – upierał się dalej ,chciał przelać winę za zaistniałą sytuacje na chirurga ,choć dobrze wiedział ,że nie jest to prawdą. Po wyjaśnieniach mamy zrozumiał ,że złość i gniew jakie przelał na profesora były bezpodstawne ,gdyż on po prostu o niczym nie wiedział. Jednak ziarno niechęci zdążyło już zakiełkować w jego sercu. A on prędko nie zamierzał się go pozbyć. Z jego perspektywy po prostu tak było łatwiej. W końcu Falkowicz nadal pozostawał dla niego obcym człowiekiem.
-Miał prawo wiedzieć o Twoim istnieniu – podkreśliła ,lecz chłopiec zdawał się nie reagować  na jej słowa  -Skarbie ,Andrzej jest ,był i będzie twoim  ojcem – stwierdziła bez ogródek – Zależy mu na tobie –zawiesiła głos, lustrując Alex’a wzrokiem – Daj mu szansę – prosiła. Chłopiec  zmarszczył brwi ,obdarzając mamę zagubionym spojrzeniem . Wiktoria przygryzła nerwowo dolną wargę. –Czego ja się spodziewałam- westchnęła w myślach.  Wiedziała ,że małemu trudno będzie to wszystko zrozumieć ,zwłaszcza że ze względu na jego wiek musiała ominąć kilka ważnych elementów swojej opowieści. – On ma dopiero sześć lat –wciąż rozmyślała  z niepokojem ,bawiąc się frędzelkami beżowego koca ,którym okryła synka.
- Ale ja nie chcę dać mu szansy – w końcu wyszeptał niepewnie ,wpatrując się intensywnie w pustą przestrzeń przed nimi. Choć wcale tak nie uważał . Czuł się rozdarty. Wciąż kochał swojego  tatę ,za którego uważał Anthony’ego ,ale z drugiej strony odczuwał dziwną ciekawość względem Profesora. Czuł, że jakaś tylko jemu znana siła ciągnie go w stronę pana Falkowicza. Już od momentu ,kiedy niespodziewanie pojawił się w domu chirurga. Od samego początku między nimi pojawiła się nić sympatii ,którą w tej chwili usilnie próbował zgasić. Chciał ,ale nie potrafił . Pragnął wiedzieć jakim  Andrzej jest człowiekiem ? Dlaczego wtedy zdecydował się na małżeństwo z tą kobietą ? Czy ma inną rodzinę ? Czy tak jak on jest uczulony na czekoladę ? Czy będzie w stanie go polubić ?  Pokochać ? Mimowolnie szukał jego akceptacji ,potrzebował go ,sam nawet nie wiedział jak bardzo . Niezwykle brakowało mu taty ,a w  jego sercu wciąż pozostawała pustka.                                                                 
- Wiem ,że  uważasz Andrzeja za wielkiego złego tej sytuacji ,ale tak nie jest - powiedziała pewnie Ruda. Alex odwrócił głowę patrząc w jej oczy - Nie wszystko jest białe albo czarne…- kontynuowała ,czując narastającą gulę w gardle. To była jedna z najtrudniejszych rozmów w jej życiu.
- Kiedyś było – powiedział naburmuszony
-Życie jeszcze  nie raz Cię zaskoczy – stwierdziła z przekonaniem Rudowłosa ,przymykając zmęczone powieki ,Alex położył głowę na jej kolanach ,wzdychając przy tym ciężko.
- Mamo –zaczął zaspanym głosem – Boję się – stwierdził cicho . Spojrzała na niego z mieszaniną zdziwienia i ulgi.
- Czego skarbie ?– Wiktoria wciąż delikatnie mierzwiła jego włosy
-Tego co teraz będzie – odpowiedział pewnie ,przekręcając głowę w stronę okna , jego wzrok był dziwnie zagubiony, jak nigdy wcześniej.- Nie wiem czy on ,czy ten pan….znaczy …-chłopiec nie potrafił dobrać odpowiednich słów ,cała sprawa była jeszcze taka świeża.
- Alex –powiedziała ciepło ,mierząc synka troskliwym ,matczynym spojrzeniem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z prawdziwego  ogromu rewolucji ,które go czekają .- Musisz dać sobie ,znaczy wam trochę czasu –powiedziała łagodnie – Nie wyprzedzaj faktów.
- A jeśli mnie nie polubi, nie będzie chciał mnie znać….- zaczął zgaszony ,snując niedorzeczne scenariusze .
-Synku ,proszę ! – przerwała mu szybko – Co ty mówisz – westchnęła ,przytulając go mocniej – Ciebie nie da się nie lubić ,poza tym Andrzejowi bardzo na  tobie zależy . Jak coś takiego w ogóle mogło Ci przyjść do głowy !- zdenerwowała się nieco – On taki nie jest…-zaczęła ,zanim zdążyła ugryźć się w język.
- Ale ja nic o nim nie wiem ! – stwierdził z goryczą malec ,odkrywając przed samym sobą fakt ,że jest mu przykro z tego powodu . –  Nie wiem jaki on jest….- zaczął ,w jego oczach pojawiły się łzy . Łzy żalu i smutku. W tej krótkiej chwili odkrył ,jak bardzo przez ostatnie lata czuł się samotny . Zawsze czegoś mu brakowało ,czuł się inny ,zagubiony. W tym momencie wydawało mu się ,że gdy pozna Andrzeja ,odnajdzie to ,czego szukał od dawna - odnajdzie część siebie.
- Andrzej jest……-zaczęła niepewnie ,widząc łzy w szarych oczach  Alex’a – Jesteście ….całkiem do siebie podobni – dodała zmieszana – Nawet nie wiesz jak bardzo –odpłynęła we wspomnienia. Ostatnio coraz częściej zastanawiała się jakby wyglądało ich życie gdyby wtedy nie stchórzyła i do końca walczyła o swoje szczęście.
-Kochasz go ?- zapytał szczerze chłopiec  ,przyglądając się zamyślonej twarzy mamy.
-Co ? –ocknęła się nieco – Kocham cię najbardziej na świecie – stwierdziła, całując go w czoło.
-Zapytałem cię czy GO kochasz ?- nie odpuszczał ,w jego oczach pojawił się charakterystyczny błysk. Wiktoria spojrzała na niego z mieszaniną zdziwienia i zażenowania ,lecz mimowolnie kącik jej ust nieśmiało powędrował do góry. Nie musiała odpowiadać na to pytanie ,chłopiec doskonale  dojrzał odpowiedź w jej szmaragdowych oczach.
-Kochasz – stwierdził pewnie ,odnajdując jej czułe spojrzenie . Odgarnął delikatnie zagubiony kosmyk jej rudych włosów i uważnie  jej się przyjrzał . Starł łzę ,płynącą po jej policzku.
-Nie płacz mamo – prosił ,karcąc ją wzrokiem –Nie chcę żebyś płakała
-Płaczę ,bo mam cudownego syna – uśmiechnęła się  do niego promiennie ,przykrywając go szczelnie kocem .
-Myślisz, że teraz wszystko się ułoży i będzie tak jak dawniej ? –zapytał z nadzieją malec. Niczego tak nie pragnął jak odrobiny normalności i stabilizacji.
- Już nigdy nie będzie tak jak dawniej – uniosła brwi ku górze – Ale obiecuję Ci ,że będzie równie dobrze – dodała z przekonaniem . – Musi być – uspokajała się w duchu. Alex gwałtownie wyswobodził się z koca i podbiegł do okna .
-Hej …Co się stało ? – zapyta zaniepokojona  ,podchodząc do niego . Również spojrzała na tańczące na nocnym niebie gwiazdy.
-Pamiętasz jak opowiadałaś mi ,że jeśli za kimś bardzo tęsknimy i powiemy imię tej osoby ,to na  niebie pojawi się nowa gwiazda ?- zapytał ,nie spuszczając wzroku z bliżej nieokreślonego punktu za oknem.
-Tak – odpowiedziała wzruszona ,dotykając delikatnie ramienia małego. Mimowolnie pomyślała o Andrzeju  i jego gwieździe ,momentalnie odnalazła ją wzrokiem.
- To jest gwiazda taty – oznajmił wskazując palcem na migoczący punkcik ,którego Wiktoria nie była w stanie odnaleźć – Wiesz ,co powiedziała mi ta gwiazda ? –zapytał pewnie
-Co ci powiedziała? – uśmiechnęła się lekko
-Przekazała mi wiadomość od taty….znaczy- chłopiec zaczynał się gubić w tej sytuacji – Anthony’ego – dodał niepewnie – Tata chce byśmy znowu byli szczęśliwi i zaczęli wszystko od nowa – oznajmił dobitnie . Wiki poczuła ukłucie w okolicach serca.
-Anthony był wspaniałym człowiekiem – przyznała z przekonaniem – Wiesz ,że bardzo nas kochał ?-pogłaskała go po ramieniu.
-Wiem –odpowiedział smutno – Dlatego chce żebyśmy byli tak szczęśliwi jak kiedyś ,a ja chcę by był z nas dumny – stwierdził stanowczym głosem .
-Na pewno już jest z ciebie dumny – stwierdziła ,obejmując go mocno . Usiadła na brzegu łóżka ,malec położył się tuż obok niej.
-Mogę spać z tobą ?-zapytał ziewając ,przesunął się na miękką, puchową poduchę.
-Jasne – przykryła go ,po czym położyła się tuż obok niego. Chłopiec zasnął momentalnie  ,natomiast Wiki przez dłuższy czas mimo zmęczenia nie mogła zmrużyć oka ,obserwowała śpiącego synka ,zerkając  co chwilę w stronę świtającego już nieba.
- Nie wiem jak ty to robisz ,ale jesteś do niego coraz bardziej podobny –powiedziała zatroskana ,lekko się uśmiechając – Jesteś całym moim światem – wyszeptała mu do ucha z czułością i wreszcie odpłynęła w krainę snu.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Młody mężczyzna drzemał w najlepsze ,podtrzymując głowę na ramieniu. Delikatne światło  włączonego notebooka padało na jego twarz ,uwydatniając ogromne wory pod oczami. Cały gabinet ,w którym się znajdował ,spowity był w  mroku .Po  niemal całym pomieszczeniu porozrzucane były dokumenty i teczki ,które nosiły na sobie znaki gorączkowych poszukiwań sprzed kilku godzin. Pogrążony we śnie chirurg nawet nie zauważył ,gdy w pomieszczeniu niespodziewanie rozbłysło światło lampy. Przybysz westchnął zniecierpliwiony  ,obserwując panujący w tym miejscu rozgardiasz. 
- Adam – powiedział ostro ,szarpiąc bruneta
- Co…nie…pani Aniu ,niech pani wezwie Michała….-mamrotał przez sen ,wyswobadzając swoje ramie z mocnego uścisku brata.
- Adam !- uniósł głos . Rozbudzony mężczyzna przypadkowo potrącił kubek z ciemną cieszą ,która w tym momencie pokryła cały blat biurka.
-Andrzej ? –zapytał z niedowierzaniem spod zaspanych powiek
- A kogo się spodziewałeś ? – Falkowicz uniósł oczy ku górze – Królowej brytyjskiej – prychnął ,sprzątając z blatu zalane dokumenty – Jak ty wyglądasz ?! -  pokręcił głową ,lustrując Krajewskiego surowym wzrokiem ,w którym można było odnaleźć cień troski. Adam wyglądał okropnie. Jakby w ciągu tych kilku dni postarzał się o dobre kilka lat. Jego bladą  twarz porastał niechlujny zarost ,a wokół oczu pojawiły się wyraźne zmarszczki.
-Jest aż tak źle ? – uśmiechnął się zawadiacko brunet
- To ja powinienem cię o to zapytać – stwierdził pewnie ,przeglądając trzymane przez siebie ,przyozdobione kofeiną dokumenty.
-Miałeś wrócić dopiero za kilka dni – zauważył Krajewski ,przeczesując ręką tłuste włosy . Falkowicz w dalszym ciągu  przeglądał uważnie stos dokumentacji kliniki ,marszcząc przy tym czoło. –Mogłeś zadzwonić – upomniał go ,nie spuszczając z brata wzroku.
-Miałeś inne problemy – Adam przysiadł na krawędzi mahoniowego biurka ,zakładając ręce na piersi. Profesor spojrzał na niego pozbawionym wyrazu wzrokiem.
-Coś się stało ,Andrzej ? – dopytywał mrużąc oczy . Był tak zmęczony ,że widziany przez niego obraz niemal całkowicie stracił swoją ostrość. Falkowicz zaczął zbierać porozrzucane kartki ,wciąż nie udzielając odpowiedzi. Zdawał się nie zauważać obecności brata.
-Andrzej – przypomniał mu o sobie  ,po kilku minutach ciszy.
- Co chcesz wiedzieć ? –zapytał chłodnym głosem ,unikając jego wzroku .
- Co z małym ? – zapytał spokojnie ,pocierając dłonią brodę – Jak się czuje ?
- Z tego co wiem ,całkiem dobrze – odparł niby obojętnie – Za kilka dni wypiszą go do domu – dodał ,opierając się o biblioteczkę. Był dziwnie nieobecny.
- Czyli wszystko jest na dobrej drodze – twarz bruneta rozpromieniła się momentalnie
- Tego bym nie powiedział – stwierdził markotnie ,poprawiając nerwowo spinki do mankietów . Krajewski był wyraźnie zdezorientowany.
-Co masz na myśli ? - zdziwił się
- Porozmawiamy o tym jutro ,a teraz proszę cię idź spać – nalegał Falkowicz ,widząc zmęczenie jakie malowało się na twarzy bruneta.
- Nie jutro ,dzisiaj – upierał się zmartwiony – Powiedz mi ,co się stało ? – dopytywał ,szukając odpowiedzi w roziskrzonych oczach brata.
-Jutro – uniósł brwi ku górze ,rozsiadając się w fotelu . Ponownie zabrał się za studiowanie dokumentacji. Krajewski nie dawał za wygraną ,chciał wiedzieć wszystko. Niejasne odpowiedzi Andrzeja podsycały jego strach o Alex’a i Wiki.
- Wiesz ,że nie odpuszczę –  powiedział stanowczo – Tu chodzi o Wiktorię i Alex’a –uniósł się – Moją najlepszą przyjaciółkę i  bratanka – dodał z lekkim uśmiechem .
- Co chcesz wiedzieć ,co ?! – wysyczał gniewnie ,pocierając skronie. Był wściekły ,rozgoryczony ,ale i zarówno pełen obaw. Groźby Ravenswood’ów doprowadziły go do skraju wytrzymałości ,a odgrywanie przed Alex’em obcego człowieka doprowadzało  go do szału. Chciał  by malec poznał prawdę. Pragnął pokazać i udowodnić mu ,że jest dla niego kimś ważnym . On i Wiktoria. Teraz nie wyobrażał sobie powrotu do swojego  dawnego życia ,nie wyobrażał go sobie  bez nich. Myśl o małym i Wiki zajmowała teraz każdą komórkę jego ciała. Kochał syna  i  Wiki – to było pewne.
- Stary – poklepał go po ramieniu – Wszystko się ułoży –  trafnie odczytał zachowanie brata ,po tych kilku dobrych latach to nie było już tak trudne jak kiedyś.
- Wątpię – zacisnął usta – Ta cała rodzina męża Wiktorii….-zaczął z niesmakiem przewracając oczami.
- Teraz to Alex jest najważniejszy – podkreślił
- Nie musisz mi o tym przypominać – powiedział urażony ,otwierając jedną z  szuflad biurka .
- Teraz …to ja nie rozumiem – Krajewski zasępił się ,obserwując wzburzenie Andrzeja ,który zaczął nerwowo przechadzał się po pomieszczeniu.
- Chcą zabronić mi kontaktu z synem – warknął ,gwałtownie uderzając dłonią w drewnianą dyktę regału w konsekwencji czego dwie książki z hukiem wylądowały na  ciemnym prakiecie.  - Rozumiesz ?! – podniósł głos ,zerkając na niego zbolałym wzrokiem.
- Ravenswoodowie ?  - zdziwił się -  Nie mają przecież do  niego żadnych praw – stwierdził pewnie Adam
- W obecnym świetle to ja nie mam do niego żadnych praw – powiedział z goryczą ,wyciągając z szafki barku butelkę whisky.
- Jesteś jego ojcem -  stwierdził pewnie ,obserwując jak Andrzej nalewa rudy płyn aż po samą krawędź brzegu szklanki.
- Jestem dla niego nikim -  stwierdził chłodno ,zbliżając  szklankę alkoholu do swoich ust –  Na razie  – mruknął niewyraźnie, zaciskając palce na zimnej powierzchni naczynia.  Krajewski przez kilka minut przyglądał mu się w ciszy.
- Ustaliliście już coś ,hmm ?- zapytał wyczekująco – Ty i Wiki ? – doprecyzował
-Nie mieliśmy na to czasu – odparł ,upijając kolejny łyk cudownego płynu .
- Jak to ? – zasępił się Adam
- Idź spać – powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Ale….- zaczął się sprzeciwiać
-Tym razem nie ma żadnego „ale” – stwierdził dobitnie – Chcę zostać sam – oparł czoło na dłoniach .
-Wiesz ,że nie ominie cię ta rozmowa ? –brunet uniósł brwi ku górze
- Adam – westchnął ciężko -  Podziwiam  to Twoje  iście braterskie wsparcie ,ale tym razem Ci za nie podziękuję – spojrzał na niego wyczekująco
- Tu  nie chodzi o ciebie braciszku – uśmiechnął się lekko – Tu chodzi o naszą rodzinę ,bo tak się składa ,że teraz ją mamy- spojrzał prosto w zamyślone oczy Andrzeja.- Nie zmarnuj tego po raz kolejny – uśmiechnął się  pod nosem.
-Dobrze wiesz ,że nie zamierzam – stwierdził pewnie  ,przyglądając się dokładnie Krajewskiemu – Spać – rozkazał znad dokumentów.
- To ciebie czeka jutro ciężki dzień – przypomniał mu ,opierając się o burko . Padał ze zmęczenia. Wolnym krokiem udał się do wyjścia z gabinetu Andrzeja.
-Obecnie klinika to mój najmniejszy problem –mruknął do siebie wyciągając z wewnętrznej kieszeni marynarki zdjęcie syna w objęciach Wiki . – To dopiero początek…- stwierdził pewnie ,wybierając ,mimo późnej pory, numer do swojego prawnika. Zamierzał działać jak najszybciej.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------