sobota, 14 marca 2015

Część.....

Blondyn zatrzymał gwałtownie samochód przed ogromną ,metalową bramą ,prowadzącą do wiejskiej ,wąskiej drogi otoczonej zewsząd równym rzędem  wiekowych dębów. Ponure drzewa chyliły się ku sobie ,tworząc niezwykły ,wręcz magiczny tunel. Ich gałęzie ledwie się stykały ,od lat były tak blisko siebie. Wydawało się ,że drzewa dzielą centymetry ,było to jednak tylko złudzenie. –Są  blisko ,a jednocześnie tak daleko- pomyślał zamyślony John ,wyglądając przez okno swojego czarnego mercedesa. Ten widok nieustannie przypominał mu o mnogości paradoksów wypełniających życie. Te rośliny zasadzono niespełna kilka metrów od siebie ,przez wieki rosły zmniejszając tą odległość i zbliżając się ku sobie. Niestety każdego roku ogrodnik przycinał ich gałęzie ,niszcząc ich żmudne dążenia. One jednak na nowo odrastały. Tak to błędne koło się zamykało. Rok w rok. –Są jak para rozdzielonych kochanków ,którym nigdy nie pozwolono na ponowne spotkanie –przypomniał sobie słowa niani, która próbowała umilić przestraszonemu chłopcu pobyt w tej posiadłości. John często przyjeżdżał na przymusowe wakacje do domu ciotki ,niewątpliwie nie był to przyjemny dla niego czas.
-Tak?- usłyszał monotonny głos ,wydostający się z domofonu ,który skutecznie wyrwał go z nieprzyjemnych wspomnień z dzieciństwa.
-John Ravenswood- powiedział automatycznie ,po czym włączył ponownie silnik auta. Po cichym sygnale ,brama otworzyła się na oścież ,dając mężczyźnie przyzwolenie na przekroczenie granic ogrodu. Prawnik od kilku minut jechał ciemną ,przytłaczającą dróżką ,nerwowo poprawiał kołnierzyk koszuli. Mimo padającego za oknem ,wiosennego deszczu ,temperatura w jego samochodzie sięgała zenitu. Blondyn po raz kolejny ,niepewnie spojrzał na teczkę znajdującą się na fotelu pasażera. Musiał przyznać ,tego absolutnie się nie spodziewał. Nie bał się reakcji ciotki ,która wydawała mu się łatwa do przewidzenia, bał się jedynie kroków jakie Lady Margaret może podjąć i ich wpływu na życie nie tylko Alex’a i Wiktorii ,ale także całej Rodziny. John nie chciał brać w tym najmniejszego udziału ,ale czy mógł odmówić ? Pewien był ,że nie. Często myślał by porzucić jarzmo „korzyści” i obowiązków jakie niosło za sobą jego nazwisko ,jednak nie był na tyle odważny. Mężczyzna wciąż rozważając swoją decyzję związaną z przekazaniem informacji znajdujących się w teczce, nie zauważył ,kiedy znalazł się wprost przed wejściem do posiadłości ciotki.
-Wszyscy na pana czekają – przywitał go chłodny głos gospodyni, gdy tylko zdążył opuścił pojazd.
-Spodziewałem się tego –odparł obojętnie ,mocniej ściskając trzymane w dłoni dokumenty. Podążył za starszą panią z misternie upiętym kokiem. Po kilku minutach znalazł się pod wielkimi ,ciemnymi drzwiami.
-To tutaj –powiedziała jedynie kobieta ,po czym oddaliła się pospiesznie. Mężczyzna niechętnie uchylił drzwi ,prowadzące do dobrze znanego mu pomieszczenia.
-Jesteś wreszcie – westchnęła zniecierpliwiona ciotka Margo, siedząca w centrum długiego ,konferencyjnego stołu. Oczy wszystkich skupiły się na jego postaci.
-Witaj John – kuzyn Harley uśmiechnął się do niego serdecznie
-To nie czas na uprzejmości – Lady Margo przerwała im ostro – Masz te informacje?! – pożerała wzrokiem trzymaną przez niego teczkę
-Tak – odparł ,siadając tuż nieopodal dawno niewidzianej siostry. Położył  beżowy przedmiot na stole. Harley sięgnął po dokumenty.
-Mam rozumieć ,że to właśnie jest powód tej ważnej rodzinnej narady –zakpił ,przewracając oczami
-Tak – staruszka spiorunowała go wzrokiem ,niewzruszony Harley  przejrzał dokumenty ,rozkładając je na stole. Wkrótce oprócz notatek stricte biograficznych na blacie pojawiły się także zdjęcia.
- Przepraszam ,że zapytam – westchnął pięćdziesięciolatek –ale co ten mężczyzna ma z nami wspólnego ?-uniósł ku górze jedną z fotografii
-John – kuzynka Mer ,zwróciła się do sąsiada. Staruszka również czekała na słowa siostrzeńca.
-Andrzej Falkowicz –zaczął – a właściwie profesor Andrzej Falkowicz –kontynuował
-Profesor ?-dopytywał niespodziewanie Harley
-Profesor nauk medycznych ,znany chirurg naczyniowy ,poważany w świecie specjalista – mówił dalej obojętnym tonem –opracował wiele nowych  metod operacji tętniaków ,choć jego największym osiągnięciem jest stworzenie  leku na Stwardnienie Rozsiane ,który przyniósł mu wiele nagród ,sławy i pieniędzy….
-Wciąż nie rozumiem – przyznał Harley ,ciotka Margo sama chwyciła jedną z leżących na stole kartek
- Dalej – staruszka znad kartki oschle ponaglała siostrzeńca
- Jest właścicielem renomowanej kliniki w Stanach ,ale kilka miesięcy temu przeniósł swoją działalność do ojczyzny ,znaczy Polski- westchnął John ,opierając się o krzesło
-Konkrety – tym razem odezwała się jedna z kuzynek – Przyznaję ten mężczyzna wiele osiągnął ,ale nie specjalnie obchodzi mnie historia jego rozwoju zawodowego – zmierzyła krewnych wzrokiem
- Co chcecie wiedzieć ?-zapytał ,pocierając skronie blondyn .Przyjrzał się twarzom krewnych,  które nie wyrażały zbyt wiele emocji, w przeciwieństwie do niego. Pulsująca na czole żyłka i czerwień oblewająca jego piegowate policzki wskazywały na szargające ich właścicielem emocje.
- Przecież dałam Ci dokładne instrukcje –poirytowała się starsza pani ,ściągając brwi w ogromną ,zajmującą całe czoło zmarszczkę.
-Wybaczcie, ale ja nie mam zamiaru przykładać do tego ręki – prawnik nie wytrzymał - Znam tego malca ,on zasługuje na prawdę i szczęście- wyliczył dobitnie ,wspominając przy tym swoje nieszczęśliwe dzieciństwo – Ma prawo poznać ojca – syknął ,kierując się w stronę drzwi
-Ojca – powiedziała z pogardą ciotka Margo – Ten chłopak jest częścią Rodziny i nią pozostanie – dodała pewnie .
-Rodziny?- zapytał retorycznie-Jakiej rodziny ?!- pytał ,przyglądając się wszystkim zebranym- Masz na myśli grupę obcych sobie ,łasych na pieniądze ludzi ,których łączą jedynie interesy. My nigdy nie byliśmy i nie będziemy prawdziwą rodziną- stwierdził poirytowany
-Tu chodzi o nasz honor ,nie pojmujesz tego ?-  Mer zwróciła się do niego, zaskoczona wypowiadanymi przez Johna słowami.
- Duma, honor…-prychnął – Nie dadzą Alex’owi  miłości – stwierdził ,dziwnie stanowczym dla siebie głosem- Wy na pewno mu jej nie dacie –dodał z przekonaniem.
- Nie pozwolę by pamięć po Anthony’m została zbrukana – warknęła starsza pani ,jej zmarszczki uwydatniły się  nienaturalnie w ciągu tych kilku minut.
-Czy ty w ogóle go znałaś ?-zapytał podniesionym głosem ,kierując się w stronę drzwi . Ciotka nie odpowiedziała na ten zarzut.
-Anthony nigdy nie pozwolił by na coś takiego – zastrzegł ostro John ,zaciskając palce na żeliwnej ,misternie rzeźbionej klamce
-Anthony był głupcem, który myślał tylko o swoich potrzebach . Nie dość ,że sprowadził do naszej rodziny tą rudą lekarkę ,to jeszcze adoptował jej bękarta. To on wywołał ten skandal i zesłał na Rodzinę kłopoty ,z którymi borykamy się po dziś dzień –wysyczała wściekle ,podchodząc niebezpiecznie blisko  siostrzeńca . John pokręcił głową z niedowierzeniem.
- Jesteś pozbawiona jakichkolwiek uczuć ,dlatego nie potrafisz tego zrozumieć – stwierdził pewnie z nutą litości w głosie – Obiecuję ci CIOCIU – podkreślił- że dołożę wszelkich starań byście zostawili Wiki i jej syna w spokoju-dodał ,opuszczając rozległy  gabinet
-Nie masz z nami szans – krzyknęła za nim ciotka
- Nie , to wy ich nie macie- powiedział ,po raz ostatni opuszczając domostwo Lady Margo. Wiedział ,że po tej wymianie zdań nic nie będzie już takie jak przedtem ,jednak to nie napawało go smutkiem ,a wręcz przeciwnie. Czuł się wolny. Pierwszy raz od dawna.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rudowłosa od ponad godziny brnęła przez kolejne etapy swojej opowieści. Wciąż nie mogła opanować drżenia  głosu. Minione wydarzenia pojawiały się w jej umyśle niczym w kalejdoskopie. Bolesne wspomnienia powróciły, jednak teraz nie wywoływały u niej takich emocji. Co chwilę zerkała na milczącego synka ,którego opuszczona głowa spoczywała na jej ramieniu. Chłopiec uważnie wpatrywał się w uderzające w okno z głośnym brzękiem krople deszczu. Jego blada twarz nie wyrażała żadnych uczuć, a oczy straciły iskry. Alex wyraźnie unikał wzroku matki ,choć ich twarze dzieliły centymetry. Ruda z zaniepokojeniem patrzyła na malca. Brak pytań z jego strony jeszcze mocniej potęgował jej strach. Wiedziała ,że nadchodzący czas nie będzie dla nich łatwy, ale miała nadzieję ,że na nowo uda jej się odbudować zaufanie syna ,nie dopuszczała do siebie innej możliwości.
-Wtedy ?- usłyszała cichy, wyczekujący głos malca ,który odwrócił głowę w jej stronę . Przyglądał się jej zaszklonym oczom. Dopiero słysząc jego pytanie zorientowała się ,że przerwała wyjaśnienia.
-Tak?- otrząsnęła się ,poprawiając włosy
-Mówiłaś ,że postanowiłaś z ciocią Agatą wyjechać na dłuższy urlop –przypomniał jej chłodnym głosem
- Wiedziałam ,że nie będę w stanie pracować z Andrzejem i jego nową żoną ,dlatego –westchnęła ,nie odwracając wzroku od synka – wysłałam podanie o staż do St. Mary Hospital- przeczesała dłonią jego krótkie włosy – no i przyjęli nas – na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech – Wyjechałyśmy z dnia na dzień ,informując o tym jedynie dyrektora. Wtedy nie miałam siły na ckliwe pożegnania-dodała szczerze
- A ….-malec zacisnął usta w wąska linię ,dokładnie  tak jak jego ojciec - a pan Falkowicz…- nie potrafił ,a raczej nie chciał inaczej go określić
- Andrzej wyjechał z Leśnej Góry kilka  dni przed nami ,nie miał o niczym pojęcia. Tylko kilka osób wiedziało ,gdzie jesteśmy- powiedziała ,przypominając sobie jeden z najtrudniejszych okresów w życiu.-Miałyśmy zacząć wszystko od nowa ,bez facetów – uśmiechnęła się delikatnie – Ale to też nam się nie udało –przyznała ,dokładnie przyglądając się synkowi .
-Dlaczego ?-zapytał ,mocniej się w nią wtulając ,wyjaśnienia mamy niezbyt rozjaśniły mu sprawę. Wciąż w głowie miał jeden wielki mętlik. Nie potrafił odnaleźć się w nowej rzeczywistości ,czuł ,że jego dotychczasowe życie było fikcją ,należącą do kogoś innego.
- Wkrótce okazało się ,że los zafundował mi niespodziankę – pocałowała go w czoło , nie potrafiąc ukryć uśmiechu
-To znaczy ?- malec nie do końca zrozumiał sens słów mamy
- Dał mi Ciebie ,skarbie –powiedziała z uczuciem ,wpatrując się w stalowe oczy jedynego dziecka . Dobrze pamiętała swoje obawy, gdy okazało się ,że jest w ciąży, lecz wobec uśmiechu Alex’a były one niczym.- Wtedy sądziłam ,że wychowam Cię sama – momentalnie spochmurniała – Myślałam ,że tak będzie lepiej dla nas wszystkich – łamał jej się głos – w tym czasie nie byłam w stanie poinformować Twojego prawdziwego taty o twoim istnieniu . Myślałam tylko o sobie ,nie o was – przełknęła głośno ślinę … wiedziała ,że to był największy błąd w jej życiu. –Wybaczysz mi kiedyś?- zapytała z nadzieją ,w odpowiedzi malec objął ją jeszcze mocniej. Między nimi zapanowała krótkotrwała cisza, która wydawała się trwać Wiki w nieskończoność. Trudno było jej rozszyfrować  jak mały tak naprawdę zareagował na jej słowa. Nigdy nie był wylewny ,zachowywał pewien bezpieczny dla siebie dystans ,ale z nią zawsze był szczery. Właśnie ,był. Teraz ogromnie bała się tego ,że zaczyna go tracić ,że ta silna więź ,która ich łączyła  zaczyna się kruszyć przez jej kłamstwa .
- To nie twoja wina mamo – malec stwierdził po chwili ,widząc nietęgą minę matki – On cię skrzywdził –syknął z roziskrzonymi  oczami
-Synku ,proszę – westchnęła ciężko .Trudno jej było dobrać odpowiednie słowa.- Ja też popełniłam wiele błędów – przyznała szczerze.
- Ale to on cię zostawił – upierał się dalej ,chciał przelać winę za zaistniałą sytuacje na chirurga ,choć dobrze wiedział ,że nie jest to prawdą. Po wyjaśnieniach mamy zrozumiał ,że złość i gniew jakie przelał na profesora były bezpodstawne ,gdyż on po prostu o niczym nie wiedział. Jednak ziarno niechęci zdążyło już zakiełkować w jego sercu. A on prędko nie zamierzał się go pozbyć. Z jego perspektywy po prostu tak było łatwiej. W końcu Falkowicz nadal pozostawał dla niego obcym człowiekiem.
-Miał prawo wiedzieć o Twoim istnieniu – podkreśliła ,lecz chłopiec zdawał się nie reagować  na jej słowa  -Skarbie ,Andrzej jest ,był i będzie twoim  ojcem – stwierdziła bez ogródek – Zależy mu na tobie –zawiesiła głos, lustrując Alex’a wzrokiem – Daj mu szansę – prosiła. Chłopiec  zmarszczył brwi ,obdarzając mamę zagubionym spojrzeniem . Wiktoria przygryzła nerwowo dolną wargę. –Czego ja się spodziewałam- westchnęła w myślach.  Wiedziała ,że małemu trudno będzie to wszystko zrozumieć ,zwłaszcza że ze względu na jego wiek musiała ominąć kilka ważnych elementów swojej opowieści. – On ma dopiero sześć lat –wciąż rozmyślała  z niepokojem ,bawiąc się frędzelkami beżowego koca ,którym okryła synka.
- Ale ja nie chcę dać mu szansy – w końcu wyszeptał niepewnie ,wpatrując się intensywnie w pustą przestrzeń przed nimi. Choć wcale tak nie uważał . Czuł się rozdarty. Wciąż kochał swojego  tatę ,za którego uważał Anthony’ego ,ale z drugiej strony odczuwał dziwną ciekawość względem Profesora. Czuł, że jakaś tylko jemu znana siła ciągnie go w stronę pana Falkowicza. Już od momentu ,kiedy niespodziewanie pojawił się w domu chirurga. Od samego początku między nimi pojawiła się nić sympatii ,którą w tej chwili usilnie próbował zgasić. Chciał ,ale nie potrafił . Pragnął wiedzieć jakim  Andrzej jest człowiekiem ? Dlaczego wtedy zdecydował się na małżeństwo z tą kobietą ? Czy ma inną rodzinę ? Czy tak jak on jest uczulony na czekoladę ? Czy będzie w stanie go polubić ?  Pokochać ? Mimowolnie szukał jego akceptacji ,potrzebował go ,sam nawet nie wiedział jak bardzo . Niezwykle brakowało mu taty ,a w  jego sercu wciąż pozostawała pustka.                                                                 
- Wiem ,że  uważasz Andrzeja za wielkiego złego tej sytuacji ,ale tak nie jest - powiedziała pewnie Ruda. Alex odwrócił głowę patrząc w jej oczy - Nie wszystko jest białe albo czarne…- kontynuowała ,czując narastającą gulę w gardle. To była jedna z najtrudniejszych rozmów w jej życiu.
- Kiedyś było – powiedział naburmuszony
-Życie jeszcze  nie raz Cię zaskoczy – stwierdziła z przekonaniem Rudowłosa ,przymykając zmęczone powieki ,Alex położył głowę na jej kolanach ,wzdychając przy tym ciężko.
- Mamo –zaczął zaspanym głosem – Boję się – stwierdził cicho . Spojrzała na niego z mieszaniną zdziwienia i ulgi.
- Czego skarbie ?– Wiktoria wciąż delikatnie mierzwiła jego włosy
-Tego co teraz będzie – odpowiedział pewnie ,przekręcając głowę w stronę okna , jego wzrok był dziwnie zagubiony, jak nigdy wcześniej.- Nie wiem czy on ,czy ten pan….znaczy …-chłopiec nie potrafił dobrać odpowiednich słów ,cała sprawa była jeszcze taka świeża.
- Alex –powiedziała ciepło ,mierząc synka troskliwym ,matczynym spojrzeniem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z prawdziwego  ogromu rewolucji ,które go czekają .- Musisz dać sobie ,znaczy wam trochę czasu –powiedziała łagodnie – Nie wyprzedzaj faktów.
- A jeśli mnie nie polubi, nie będzie chciał mnie znać….- zaczął zgaszony ,snując niedorzeczne scenariusze .
-Synku ,proszę ! – przerwała mu szybko – Co ty mówisz – westchnęła ,przytulając go mocniej – Ciebie nie da się nie lubić ,poza tym Andrzejowi bardzo na  tobie zależy . Jak coś takiego w ogóle mogło Ci przyjść do głowy !- zdenerwowała się nieco – On taki nie jest…-zaczęła ,zanim zdążyła ugryźć się w język.
- Ale ja nic o nim nie wiem ! – stwierdził z goryczą malec ,odkrywając przed samym sobą fakt ,że jest mu przykro z tego powodu . –  Nie wiem jaki on jest….- zaczął ,w jego oczach pojawiły się łzy . Łzy żalu i smutku. W tej krótkiej chwili odkrył ,jak bardzo przez ostatnie lata czuł się samotny . Zawsze czegoś mu brakowało ,czuł się inny ,zagubiony. W tym momencie wydawało mu się ,że gdy pozna Andrzeja ,odnajdzie to ,czego szukał od dawna - odnajdzie część siebie.
- Andrzej jest……-zaczęła niepewnie ,widząc łzy w szarych oczach  Alex’a – Jesteście ….całkiem do siebie podobni – dodała zmieszana – Nawet nie wiesz jak bardzo –odpłynęła we wspomnienia. Ostatnio coraz częściej zastanawiała się jakby wyglądało ich życie gdyby wtedy nie stchórzyła i do końca walczyła o swoje szczęście.
-Kochasz go ?- zapytał szczerze chłopiec  ,przyglądając się zamyślonej twarzy mamy.
-Co ? –ocknęła się nieco – Kocham cię najbardziej na świecie – stwierdziła, całując go w czoło.
-Zapytałem cię czy GO kochasz ?- nie odpuszczał ,w jego oczach pojawił się charakterystyczny błysk. Wiktoria spojrzała na niego z mieszaniną zdziwienia i zażenowania ,lecz mimowolnie kącik jej ust nieśmiało powędrował do góry. Nie musiała odpowiadać na to pytanie ,chłopiec doskonale  dojrzał odpowiedź w jej szmaragdowych oczach.
-Kochasz – stwierdził pewnie ,odnajdując jej czułe spojrzenie . Odgarnął delikatnie zagubiony kosmyk jej rudych włosów i uważnie  jej się przyjrzał . Starł łzę ,płynącą po jej policzku.
-Nie płacz mamo – prosił ,karcąc ją wzrokiem –Nie chcę żebyś płakała
-Płaczę ,bo mam cudownego syna – uśmiechnęła się  do niego promiennie ,przykrywając go szczelnie kocem .
-Myślisz, że teraz wszystko się ułoży i będzie tak jak dawniej ? –zapytał z nadzieją malec. Niczego tak nie pragnął jak odrobiny normalności i stabilizacji.
- Już nigdy nie będzie tak jak dawniej – uniosła brwi ku górze – Ale obiecuję Ci ,że będzie równie dobrze – dodała z przekonaniem . – Musi być – uspokajała się w duchu. Alex gwałtownie wyswobodził się z koca i podbiegł do okna .
-Hej …Co się stało ? – zapyta zaniepokojona  ,podchodząc do niego . Również spojrzała na tańczące na nocnym niebie gwiazdy.
-Pamiętasz jak opowiadałaś mi ,że jeśli za kimś bardzo tęsknimy i powiemy imię tej osoby ,to na  niebie pojawi się nowa gwiazda ?- zapytał ,nie spuszczając wzroku z bliżej nieokreślonego punktu za oknem.
-Tak – odpowiedziała wzruszona ,dotykając delikatnie ramienia małego. Mimowolnie pomyślała o Andrzeju  i jego gwieździe ,momentalnie odnalazła ją wzrokiem.
- To jest gwiazda taty – oznajmił wskazując palcem na migoczący punkcik ,którego Wiktoria nie była w stanie odnaleźć – Wiesz ,co powiedziała mi ta gwiazda ? –zapytał pewnie
-Co ci powiedziała? – uśmiechnęła się lekko
-Przekazała mi wiadomość od taty….znaczy- chłopiec zaczynał się gubić w tej sytuacji – Anthony’ego – dodał niepewnie – Tata chce byśmy znowu byli szczęśliwi i zaczęli wszystko od nowa – oznajmił dobitnie . Wiki poczuła ukłucie w okolicach serca.
-Anthony był wspaniałym człowiekiem – przyznała z przekonaniem – Wiesz ,że bardzo nas kochał ?-pogłaskała go po ramieniu.
-Wiem –odpowiedział smutno – Dlatego chce żebyśmy byli tak szczęśliwi jak kiedyś ,a ja chcę by był z nas dumny – stwierdził stanowczym głosem .
-Na pewno już jest z ciebie dumny – stwierdziła ,obejmując go mocno . Usiadła na brzegu łóżka ,malec położył się tuż obok niej.
-Mogę spać z tobą ?-zapytał ziewając ,przesunął się na miękką, puchową poduchę.
-Jasne – przykryła go ,po czym położyła się tuż obok niego. Chłopiec zasnął momentalnie  ,natomiast Wiki przez dłuższy czas mimo zmęczenia nie mogła zmrużyć oka ,obserwowała śpiącego synka ,zerkając  co chwilę w stronę świtającego już nieba.
- Nie wiem jak ty to robisz ,ale jesteś do niego coraz bardziej podobny –powiedziała zatroskana ,lekko się uśmiechając – Jesteś całym moim światem – wyszeptała mu do ucha z czułością i wreszcie odpłynęła w krainę snu.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Młody mężczyzna drzemał w najlepsze ,podtrzymując głowę na ramieniu. Delikatne światło  włączonego notebooka padało na jego twarz ,uwydatniając ogromne wory pod oczami. Cały gabinet ,w którym się znajdował ,spowity był w  mroku .Po  niemal całym pomieszczeniu porozrzucane były dokumenty i teczki ,które nosiły na sobie znaki gorączkowych poszukiwań sprzed kilku godzin. Pogrążony we śnie chirurg nawet nie zauważył ,gdy w pomieszczeniu niespodziewanie rozbłysło światło lampy. Przybysz westchnął zniecierpliwiony  ,obserwując panujący w tym miejscu rozgardiasz. 
- Adam – powiedział ostro ,szarpiąc bruneta
- Co…nie…pani Aniu ,niech pani wezwie Michała….-mamrotał przez sen ,wyswobadzając swoje ramie z mocnego uścisku brata.
- Adam !- uniósł głos . Rozbudzony mężczyzna przypadkowo potrącił kubek z ciemną cieszą ,która w tym momencie pokryła cały blat biurka.
-Andrzej ? –zapytał z niedowierzaniem spod zaspanych powiek
- A kogo się spodziewałeś ? – Falkowicz uniósł oczy ku górze – Królowej brytyjskiej – prychnął ,sprzątając z blatu zalane dokumenty – Jak ty wyglądasz ?! -  pokręcił głową ,lustrując Krajewskiego surowym wzrokiem ,w którym można było odnaleźć cień troski. Adam wyglądał okropnie. Jakby w ciągu tych kilku dni postarzał się o dobre kilka lat. Jego bladą  twarz porastał niechlujny zarost ,a wokół oczu pojawiły się wyraźne zmarszczki.
-Jest aż tak źle ? – uśmiechnął się zawadiacko brunet
- To ja powinienem cię o to zapytać – stwierdził pewnie ,przeglądając trzymane przez siebie ,przyozdobione kofeiną dokumenty.
-Miałeś wrócić dopiero za kilka dni – zauważył Krajewski ,przeczesując ręką tłuste włosy . Falkowicz w dalszym ciągu  przeglądał uważnie stos dokumentacji kliniki ,marszcząc przy tym czoło. –Mogłeś zadzwonić – upomniał go ,nie spuszczając z brata wzroku.
-Miałeś inne problemy – Adam przysiadł na krawędzi mahoniowego biurka ,zakładając ręce na piersi. Profesor spojrzał na niego pozbawionym wyrazu wzrokiem.
-Coś się stało ,Andrzej ? – dopytywał mrużąc oczy . Był tak zmęczony ,że widziany przez niego obraz niemal całkowicie stracił swoją ostrość. Falkowicz zaczął zbierać porozrzucane kartki ,wciąż nie udzielając odpowiedzi. Zdawał się nie zauważać obecności brata.
-Andrzej – przypomniał mu o sobie  ,po kilku minutach ciszy.
- Co chcesz wiedzieć ? –zapytał chłodnym głosem ,unikając jego wzroku .
- Co z małym ? – zapytał spokojnie ,pocierając dłonią brodę – Jak się czuje ?
- Z tego co wiem ,całkiem dobrze – odparł niby obojętnie – Za kilka dni wypiszą go do domu – dodał ,opierając się o biblioteczkę. Był dziwnie nieobecny.
- Czyli wszystko jest na dobrej drodze – twarz bruneta rozpromieniła się momentalnie
- Tego bym nie powiedział – stwierdził markotnie ,poprawiając nerwowo spinki do mankietów . Krajewski był wyraźnie zdezorientowany.
-Co masz na myśli ? - zdziwił się
- Porozmawiamy o tym jutro ,a teraz proszę cię idź spać – nalegał Falkowicz ,widząc zmęczenie jakie malowało się na twarzy bruneta.
- Nie jutro ,dzisiaj – upierał się zmartwiony – Powiedz mi ,co się stało ? – dopytywał ,szukając odpowiedzi w roziskrzonych oczach brata.
-Jutro – uniósł brwi ku górze ,rozsiadając się w fotelu . Ponownie zabrał się za studiowanie dokumentacji. Krajewski nie dawał za wygraną ,chciał wiedzieć wszystko. Niejasne odpowiedzi Andrzeja podsycały jego strach o Alex’a i Wiki.
- Wiesz ,że nie odpuszczę –  powiedział stanowczo – Tu chodzi o Wiktorię i Alex’a –uniósł się – Moją najlepszą przyjaciółkę i  bratanka – dodał z lekkim uśmiechem .
- Co chcesz wiedzieć ,co ?! – wysyczał gniewnie ,pocierając skronie. Był wściekły ,rozgoryczony ,ale i zarówno pełen obaw. Groźby Ravenswood’ów doprowadziły go do skraju wytrzymałości ,a odgrywanie przed Alex’em obcego człowieka doprowadzało  go do szału. Chciał  by malec poznał prawdę. Pragnął pokazać i udowodnić mu ,że jest dla niego kimś ważnym . On i Wiktoria. Teraz nie wyobrażał sobie powrotu do swojego  dawnego życia ,nie wyobrażał go sobie  bez nich. Myśl o małym i Wiki zajmowała teraz każdą komórkę jego ciała. Kochał syna  i  Wiki – to było pewne.
- Stary – poklepał go po ramieniu – Wszystko się ułoży –  trafnie odczytał zachowanie brata ,po tych kilku dobrych latach to nie było już tak trudne jak kiedyś.
- Wątpię – zacisnął usta – Ta cała rodzina męża Wiktorii….-zaczął z niesmakiem przewracając oczami.
- Teraz to Alex jest najważniejszy – podkreślił
- Nie musisz mi o tym przypominać – powiedział urażony ,otwierając jedną z  szuflad biurka .
- Teraz …to ja nie rozumiem – Krajewski zasępił się ,obserwując wzburzenie Andrzeja ,który zaczął nerwowo przechadzał się po pomieszczeniu.
- Chcą zabronić mi kontaktu z synem – warknął ,gwałtownie uderzając dłonią w drewnianą dyktę regału w konsekwencji czego dwie książki z hukiem wylądowały na  ciemnym prakiecie.  - Rozumiesz ?! – podniósł głos ,zerkając na niego zbolałym wzrokiem.
- Ravenswoodowie ?  - zdziwił się -  Nie mają przecież do  niego żadnych praw – stwierdził pewnie Adam
- W obecnym świetle to ja nie mam do niego żadnych praw – powiedział z goryczą ,wyciągając z szafki barku butelkę whisky.
- Jesteś jego ojcem -  stwierdził pewnie ,obserwując jak Andrzej nalewa rudy płyn aż po samą krawędź brzegu szklanki.
- Jestem dla niego nikim -  stwierdził chłodno ,zbliżając  szklankę alkoholu do swoich ust –  Na razie  – mruknął niewyraźnie, zaciskając palce na zimnej powierzchni naczynia.  Krajewski przez kilka minut przyglądał mu się w ciszy.
- Ustaliliście już coś ,hmm ?- zapytał wyczekująco – Ty i Wiki ? – doprecyzował
-Nie mieliśmy na to czasu – odparł ,upijając kolejny łyk cudownego płynu .
- Jak to ? – zasępił się Adam
- Idź spać – powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Ale….- zaczął się sprzeciwiać
-Tym razem nie ma żadnego „ale” – stwierdził dobitnie – Chcę zostać sam – oparł czoło na dłoniach .
-Wiesz ,że nie ominie cię ta rozmowa ? –brunet uniósł brwi ku górze
- Adam – westchnął ciężko -  Podziwiam  to Twoje  iście braterskie wsparcie ,ale tym razem Ci za nie podziękuję – spojrzał na niego wyczekująco
- Tu  nie chodzi o ciebie braciszku – uśmiechnął się lekko – Tu chodzi o naszą rodzinę ,bo tak się składa ,że teraz ją mamy- spojrzał prosto w zamyślone oczy Andrzeja.- Nie zmarnuj tego po raz kolejny – uśmiechnął się  pod nosem.
-Dobrze wiesz ,że nie zamierzam – stwierdził pewnie  ,przyglądając się dokładnie Krajewskiemu – Spać – rozkazał znad dokumentów.
- To ciebie czeka jutro ciężki dzień – przypomniał mu ,opierając się o burko . Padał ze zmęczenia. Wolnym krokiem udał się do wyjścia z gabinetu Andrzeja.
-Obecnie klinika to mój najmniejszy problem –mruknął do siebie wyciągając z wewnętrznej kieszeni marynarki zdjęcie syna w objęciach Wiki . – To dopiero początek…- stwierdził pewnie ,wybierając ,mimo późnej pory, numer do swojego prawnika. Zamierzał działać jak najszybciej.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------

4 komentarze:

  1. Nareszście nowy rozdział! Mam nadzieję, że od teraz nie będziesz nas zbyt długo trzymać w niepewności co dalej. Alex to rozsądny chłopak i z pewnością da szansę Andrzejowi. Połączy ich miłość do Wiki i medycyny ;) Super, że dalej piszesz! Czekam niecierpliwie. Pozdrawiam, J.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prosty wspaniałe, genialne, cudowne! Bardzo ciekawa treść i intrygująca część. Nie ma, czego się doczepić, więc wybacz, że nie napisałam żadnej konstruktywnej krytyki.. Tylko chwalić! :) Jestem pełna podziwu, iż zdołałam napisać już tyle części, a każda jest coraz lepsza! Zapraszam... Udostępnienie za udostępnienie?
    http://nadzieja-obumiera-ostatnia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. A już myślałam, że opuściłaś nas nadobre ;-) , a tu taka miła niespodzianka. Wspaniałe opowiadanie, które się czyta jak dobrą książke. Pozdrawiam. Ela

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślałam że już nigdy nic nie dodasz. Część jest genialna czekam na szybki next

    OdpowiedzUsuń