Blondyn zatrzymał gwałtownie
samochód przed ogromną ,metalową bramą ,prowadzącą do wiejskiej ,wąskiej drogi
otoczonej zewsząd równym rzędem wiekowych
dębów. Ponure drzewa chyliły się ku sobie ,tworząc niezwykły ,wręcz magiczny
tunel. Ich gałęzie ledwie się stykały ,od lat były tak blisko siebie. Wydawało
się ,że drzewa dzielą centymetry ,było to jednak tylko złudzenie. –Są blisko ,a jednocześnie tak daleko- pomyślał
zamyślony John ,wyglądając przez okno swojego czarnego mercedesa. Ten widok
nieustannie przypominał mu o mnogości paradoksów wypełniających życie. Te
rośliny zasadzono niespełna kilka metrów od siebie ,przez wieki rosły
zmniejszając tą odległość i zbliżając się ku sobie. Niestety każdego roku
ogrodnik przycinał ich gałęzie ,niszcząc ich żmudne dążenia. One jednak na nowo
odrastały. Tak to błędne koło się zamykało. Rok w rok. –Są jak para
rozdzielonych kochanków ,którym nigdy nie pozwolono na ponowne spotkanie
–przypomniał sobie słowa niani, która próbowała umilić przestraszonemu chłopcu
pobyt w tej posiadłości. John często przyjeżdżał na przymusowe wakacje do domu
ciotki ,niewątpliwie nie był to przyjemny dla niego czas.
-Tak?- usłyszał monotonny
głos ,wydostający się z domofonu ,który skutecznie wyrwał go z nieprzyjemnych
wspomnień z dzieciństwa.
-John Ravenswood- powiedział
automatycznie ,po czym włączył ponownie silnik auta. Po cichym sygnale ,brama
otworzyła się na oścież ,dając mężczyźnie przyzwolenie na przekroczenie granic
ogrodu. Prawnik od kilku minut jechał ciemną ,przytłaczającą dróżką ,nerwowo
poprawiał kołnierzyk koszuli. Mimo padającego za oknem ,wiosennego deszczu
,temperatura w jego samochodzie sięgała zenitu. Blondyn po raz kolejny
,niepewnie spojrzał na teczkę znajdującą się na fotelu pasażera. Musiał
przyznać ,tego absolutnie się nie spodziewał. Nie bał się reakcji ciotki ,która
wydawała mu się łatwa do przewidzenia, bał się jedynie kroków jakie Lady
Margaret może podjąć i ich wpływu na życie nie tylko Alex’a i Wiktorii ,ale
także całej Rodziny. John nie chciał brać w tym najmniejszego udziału ,ale czy
mógł odmówić ? Pewien był ,że nie. Często myślał by porzucić jarzmo „korzyści”
i obowiązków jakie niosło za sobą jego nazwisko ,jednak nie był na tyle
odważny. Mężczyzna wciąż rozważając swoją decyzję związaną z przekazaniem
informacji znajdujących się w teczce, nie zauważył ,kiedy znalazł się wprost
przed wejściem do posiadłości ciotki.
-Wszyscy na pana czekają –
przywitał go chłodny głos gospodyni, gdy tylko zdążył opuścił pojazd.
-Spodziewałem się tego
–odparł obojętnie ,mocniej ściskając trzymane w dłoni dokumenty. Podążył za
starszą panią z misternie upiętym kokiem. Po kilku minutach znalazł się pod
wielkimi ,ciemnymi drzwiami.
-To tutaj –powiedziała
jedynie kobieta ,po czym oddaliła się pospiesznie. Mężczyzna niechętnie uchylił
drzwi ,prowadzące do dobrze znanego mu pomieszczenia.
-Jesteś wreszcie – westchnęła
zniecierpliwiona ciotka Margo, siedząca w centrum długiego ,konferencyjnego
stołu. Oczy wszystkich skupiły się na jego postaci.
-Witaj John – kuzyn Harley
uśmiechnął się do niego serdecznie
-To nie czas na uprzejmości –
Lady Margo przerwała im ostro – Masz te informacje?! – pożerała wzrokiem
trzymaną przez niego teczkę
-Tak – odparł ,siadając tuż
nieopodal dawno niewidzianej siostry. Położył
beżowy przedmiot na stole. Harley sięgnął po dokumenty.
-Mam rozumieć ,że to właśnie
jest powód tej ważnej rodzinnej narady –zakpił ,przewracając oczami
-Tak – staruszka spiorunowała
go wzrokiem ,niewzruszony Harley
przejrzał dokumenty ,rozkładając je na stole. Wkrótce oprócz notatek
stricte biograficznych na blacie pojawiły się także zdjęcia.
- Przepraszam ,że zapytam –
westchnął pięćdziesięciolatek –ale co ten mężczyzna ma z nami wspólnego
?-uniósł ku górze jedną z fotografii
-John – kuzynka Mer ,zwróciła
się do sąsiada. Staruszka również czekała na słowa siostrzeńca.
-Andrzej Falkowicz –zaczął –
a właściwie profesor Andrzej Falkowicz –kontynuował
-Profesor ?-dopytywał
niespodziewanie Harley
-Profesor nauk medycznych
,znany chirurg naczyniowy ,poważany w świecie specjalista – mówił dalej
obojętnym tonem –opracował wiele nowych
metod operacji tętniaków ,choć jego największym osiągnięciem jest
stworzenie leku na Stwardnienie Rozsiane
,który przyniósł mu wiele nagród ,sławy i pieniędzy….
-Wciąż nie rozumiem –
przyznał Harley ,ciotka Margo sama chwyciła jedną z leżących na stole kartek
- Dalej – staruszka znad
kartki oschle ponaglała siostrzeńca
- Jest właścicielem
renomowanej kliniki w Stanach ,ale kilka miesięcy temu przeniósł swoją
działalność do ojczyzny ,znaczy Polski- westchnął John ,opierając się o krzesło
-Konkrety – tym razem
odezwała się jedna z kuzynek – Przyznaję ten mężczyzna wiele osiągnął ,ale nie
specjalnie obchodzi mnie historia jego rozwoju zawodowego – zmierzyła krewnych
wzrokiem
- Co chcecie wiedzieć
?-zapytał ,pocierając skronie blondyn .Przyjrzał się twarzom krewnych, które nie wyrażały zbyt wiele emocji, w
przeciwieństwie do niego. Pulsująca na czole żyłka i czerwień oblewająca jego
piegowate policzki wskazywały na szargające ich właścicielem emocje.
- Przecież dałam Ci dokładne
instrukcje –poirytowała się starsza pani ,ściągając brwi w ogromną ,zajmującą
całe czoło zmarszczkę.
-Wybaczcie, ale ja nie mam
zamiaru przykładać do tego ręki – prawnik nie wytrzymał - Znam tego malca ,on
zasługuje na prawdę i szczęście- wyliczył dobitnie ,wspominając przy tym swoje
nieszczęśliwe dzieciństwo – Ma prawo poznać ojca – syknął ,kierując się w
stronę drzwi
-Ojca – powiedziała z pogardą
ciotka Margo – Ten chłopak jest częścią Rodziny i nią pozostanie – dodała
pewnie .
-Rodziny?- zapytał
retorycznie-Jakiej rodziny ?!- pytał ,przyglądając się wszystkim zebranym- Masz
na myśli grupę obcych sobie ,łasych na pieniądze ludzi ,których łączą jedynie
interesy. My nigdy nie byliśmy i nie będziemy prawdziwą rodziną- stwierdził
poirytowany
-Tu chodzi o nasz honor ,nie
pojmujesz tego ?- Mer zwróciła się do
niego, zaskoczona wypowiadanymi przez Johna słowami.
- Duma, honor…-prychnął – Nie
dadzą Alex’owi miłości – stwierdził
,dziwnie stanowczym dla siebie głosem- Wy na pewno mu jej nie dacie –dodał z
przekonaniem.
- Nie pozwolę by pamięć po
Anthony’m została zbrukana – warknęła starsza pani ,jej zmarszczki uwydatniły
się nienaturalnie w ciągu tych kilku
minut.
-Czy ty w ogóle go znałaś
?-zapytał podniesionym głosem ,kierując się w stronę drzwi . Ciotka nie
odpowiedziała na ten zarzut.
-Anthony nigdy nie pozwolił
by na coś takiego – zastrzegł ostro John ,zaciskając palce na żeliwnej ,misternie
rzeźbionej klamce
-Anthony był głupcem, który
myślał tylko o swoich potrzebach . Nie dość ,że sprowadził do naszej rodziny tą
rudą lekarkę ,to jeszcze adoptował jej bękarta. To on wywołał ten skandal i
zesłał na Rodzinę kłopoty ,z którymi borykamy się po dziś dzień –wysyczała
wściekle ,podchodząc niebezpiecznie blisko
siostrzeńca . John pokręcił głową z niedowierzeniem.
- Jesteś pozbawiona
jakichkolwiek uczuć ,dlatego nie potrafisz tego zrozumieć – stwierdził pewnie z
nutą litości w głosie – Obiecuję ci CIOCIU – podkreślił- że dołożę wszelkich
starań byście zostawili Wiki i jej syna w spokoju-dodał ,opuszczając
rozległy gabinet
-Nie masz z nami szans –
krzyknęła za nim ciotka
- Nie , to wy ich nie macie-
powiedział ,po raz ostatni opuszczając domostwo Lady Margo. Wiedział ,że po tej
wymianie zdań nic nie będzie już takie jak przedtem ,jednak to nie napawało go
smutkiem ,a wręcz przeciwnie. Czuł się wolny. Pierwszy raz od dawna.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rudowłosa od ponad godziny
brnęła przez kolejne etapy swojej opowieści. Wciąż nie mogła opanować drżenia głosu. Minione wydarzenia pojawiały się w jej
umyśle niczym w kalejdoskopie. Bolesne wspomnienia powróciły, jednak teraz nie
wywoływały u niej takich emocji. Co chwilę zerkała na milczącego synka ,którego
opuszczona głowa spoczywała na jej ramieniu. Chłopiec uważnie wpatrywał się w
uderzające w okno z głośnym brzękiem krople deszczu. Jego blada twarz nie
wyrażała żadnych uczuć, a oczy straciły iskry. Alex wyraźnie unikał wzroku
matki ,choć ich twarze dzieliły centymetry. Ruda z zaniepokojeniem patrzyła na
malca. Brak pytań z jego strony jeszcze mocniej potęgował jej strach. Wiedziała
,że nadchodzący czas nie będzie dla nich łatwy, ale miała nadzieję ,że na nowo
uda jej się odbudować zaufanie syna ,nie dopuszczała do siebie innej
możliwości.
-Wtedy ?- usłyszała cichy, wyczekujący
głos malca ,który odwrócił głowę w jej stronę . Przyglądał się jej zaszklonym
oczom. Dopiero słysząc jego pytanie zorientowała się ,że przerwała wyjaśnienia.
-Tak?- otrząsnęła się
,poprawiając włosy
-Mówiłaś ,że postanowiłaś z
ciocią Agatą wyjechać na dłuższy urlop –przypomniał jej chłodnym głosem
- Wiedziałam ,że nie będę w
stanie pracować z Andrzejem i jego nową żoną ,dlatego –westchnęła ,nie
odwracając wzroku od synka – wysłałam podanie o staż do St. Mary Hospital-
przeczesała dłonią jego krótkie włosy – no i przyjęli nas – na jej ustach
pojawił się delikatny uśmiech – Wyjechałyśmy z dnia na dzień ,informując o tym
jedynie dyrektora. Wtedy nie miałam siły na ckliwe pożegnania-dodała szczerze
- A ….-malec zacisnął usta w
wąska linię ,dokładnie tak jak jego
ojciec - a pan Falkowicz…- nie potrafił ,a raczej nie chciał inaczej go
określić
- Andrzej wyjechał z Leśnej
Góry kilka dni przed nami ,nie miał o
niczym pojęcia. Tylko kilka osób wiedziało ,gdzie jesteśmy- powiedziała
,przypominając sobie jeden z najtrudniejszych okresów w życiu.-Miałyśmy zacząć
wszystko od nowa ,bez facetów – uśmiechnęła się delikatnie – Ale to też nam się
nie udało –przyznała ,dokładnie przyglądając się synkowi .
-Dlaczego ?-zapytał ,mocniej
się w nią wtulając ,wyjaśnienia mamy niezbyt rozjaśniły mu sprawę. Wciąż w
głowie miał jeden wielki mętlik. Nie potrafił odnaleźć się w nowej
rzeczywistości ,czuł ,że jego dotychczasowe życie było fikcją ,należącą do
kogoś innego.
- Wkrótce okazało się ,że los
zafundował mi niespodziankę – pocałowała go w czoło , nie potrafiąc ukryć
uśmiechu
-To znaczy ?- malec nie do końca
zrozumiał sens słów mamy
- Dał mi Ciebie ,skarbie
–powiedziała z uczuciem ,wpatrując się w stalowe oczy jedynego dziecka . Dobrze
pamiętała swoje obawy, gdy okazało się ,że jest w ciąży, lecz wobec uśmiechu
Alex’a były one niczym.- Wtedy sądziłam ,że wychowam Cię sama – momentalnie spochmurniała
– Myślałam ,że tak będzie lepiej dla nas wszystkich – łamał jej się głos – w
tym czasie nie byłam w stanie poinformować Twojego prawdziwego taty o twoim
istnieniu . Myślałam tylko o sobie ,nie o was – przełknęła głośno ślinę …
wiedziała ,że to był największy błąd w jej życiu. –Wybaczysz mi kiedyś?-
zapytała z nadzieją ,w odpowiedzi malec objął ją jeszcze mocniej. Między nimi
zapanowała krótkotrwała cisza, która wydawała się trwać Wiki w nieskończoność.
Trudno było jej rozszyfrować jak mały
tak naprawdę zareagował na jej słowa. Nigdy nie był wylewny ,zachowywał pewien
bezpieczny dla siebie dystans ,ale z nią zawsze był szczery. Właśnie ,był.
Teraz ogromnie bała się tego ,że zaczyna go tracić ,że ta silna więź ,która ich
łączyła zaczyna się kruszyć przez jej
kłamstwa .
- To nie twoja wina mamo –
malec stwierdził po chwili ,widząc nietęgą minę matki – On cię skrzywdził
–syknął z roziskrzonymi oczami
-Synku ,proszę – westchnęła
ciężko .Trudno jej było dobrać odpowiednie słowa.- Ja też popełniłam wiele
błędów – przyznała szczerze.
- Ale to on cię zostawił –
upierał się dalej ,chciał przelać winę za zaistniałą sytuacje na chirurga ,choć
dobrze wiedział ,że nie jest to prawdą. Po wyjaśnieniach mamy zrozumiał ,że złość
i gniew jakie przelał na profesora były bezpodstawne ,gdyż on po prostu o
niczym nie wiedział. Jednak ziarno niechęci zdążyło już zakiełkować w jego
sercu. A on prędko nie zamierzał się go pozbyć. Z jego perspektywy po prostu
tak było łatwiej. W końcu Falkowicz nadal pozostawał dla niego obcym
człowiekiem.
-Miał prawo wiedzieć o Twoim
istnieniu – podkreśliła ,lecz chłopiec zdawał się nie reagować na jej słowa
-Skarbie ,Andrzej jest ,był i będzie twoim ojcem – stwierdziła bez ogródek – Zależy mu na
tobie –zawiesiła głos, lustrując Alex’a wzrokiem – Daj mu szansę – prosiła.
Chłopiec zmarszczył brwi ,obdarzając
mamę zagubionym spojrzeniem . Wiktoria przygryzła nerwowo dolną wargę. –Czego
ja się spodziewałam- westchnęła w myślach.
Wiedziała ,że małemu trudno będzie to wszystko zrozumieć ,zwłaszcza że
ze względu na jego wiek musiała ominąć kilka ważnych elementów swojej opowieści.
– On ma dopiero sześć lat –wciąż rozmyślała
z niepokojem ,bawiąc się frędzelkami beżowego koca ,którym okryła synka.
- Ale ja nie chcę dać mu
szansy – w końcu wyszeptał niepewnie ,wpatrując się intensywnie w pustą
przestrzeń przed nimi. Choć wcale tak nie uważał . Czuł się rozdarty. Wciąż
kochał swojego tatę ,za którego uważał
Anthony’ego ,ale z drugiej strony odczuwał dziwną ciekawość względem Profesora.
Czuł, że jakaś tylko jemu znana siła ciągnie go w stronę pana Falkowicza. Już
od momentu ,kiedy niespodziewanie pojawił się w domu chirurga. Od samego
początku między nimi pojawiła się nić sympatii ,którą w tej chwili usilnie próbował
zgasić. Chciał ,ale nie potrafił . Pragnął wiedzieć jakim Andrzej jest człowiekiem ? Dlaczego wtedy
zdecydował się na małżeństwo z tą kobietą ? Czy ma inną rodzinę ? Czy tak jak
on jest uczulony na czekoladę ? Czy będzie w stanie go polubić ? Pokochać ? Mimowolnie szukał jego akceptacji
,potrzebował go ,sam nawet nie wiedział jak bardzo . Niezwykle brakowało mu
taty ,a w jego sercu wciąż pozostawała pustka.
- Wiem ,że uważasz Andrzeja za wielkiego złego tej
sytuacji ,ale tak nie jest - powiedziała pewnie Ruda. Alex odwrócił głowę
patrząc w jej oczy - Nie wszystko jest białe albo czarne…- kontynuowała ,czując
narastającą gulę w gardle. To była jedna z najtrudniejszych rozmów w jej życiu.
- Kiedyś było – powiedział
naburmuszony
-Życie jeszcze nie raz Cię zaskoczy – stwierdziła z
przekonaniem Rudowłosa ,przymykając zmęczone powieki ,Alex położył głowę na jej
kolanach ,wzdychając przy tym ciężko.
- Mamo –zaczął zaspanym
głosem – Boję się – stwierdził cicho . Spojrzała na niego z mieszaniną
zdziwienia i ulgi.
- Czego skarbie ?– Wiktoria wciąż
delikatnie mierzwiła jego włosy
-Tego co teraz będzie –
odpowiedział pewnie ,przekręcając głowę w stronę okna , jego wzrok był dziwnie
zagubiony, jak nigdy wcześniej.- Nie wiem czy on ,czy ten pan….znaczy
…-chłopiec nie potrafił dobrać odpowiednich słów ,cała sprawa była jeszcze taka
świeża.
- Alex –powiedziała ciepło
,mierząc synka troskliwym ,matczynym spojrzeniem. Dopiero teraz zdała sobie
sprawę z prawdziwego ogromu rewolucji
,które go czekają .- Musisz dać sobie ,znaczy wam trochę czasu –powiedziała
łagodnie – Nie wyprzedzaj faktów.
- A jeśli mnie nie polubi,
nie będzie chciał mnie znać….- zaczął zgaszony ,snując niedorzeczne scenariusze
.
-Synku ,proszę ! – przerwała
mu szybko – Co ty mówisz – westchnęła ,przytulając go mocniej – Ciebie nie da
się nie lubić ,poza tym Andrzejowi bardzo na
tobie zależy . Jak coś takiego w ogóle mogło Ci przyjść do głowy !-
zdenerwowała się nieco – On taki nie jest…-zaczęła ,zanim zdążyła ugryźć się w
język.
- Ale ja nic o nim nie wiem !
– stwierdził z goryczą malec ,odkrywając przed samym sobą fakt ,że jest mu
przykro z tego powodu . – Nie wiem jaki
on jest….- zaczął ,w jego oczach pojawiły się łzy . Łzy żalu i smutku. W tej
krótkiej chwili odkrył ,jak bardzo przez ostatnie lata czuł się samotny .
Zawsze czegoś mu brakowało ,czuł się inny ,zagubiony. W tym momencie wydawało
mu się ,że gdy pozna Andrzeja ,odnajdzie to ,czego szukał od dawna - odnajdzie
część siebie.
- Andrzej jest……-zaczęła
niepewnie ,widząc łzy w szarych oczach
Alex’a – Jesteście ….całkiem do siebie podobni – dodała zmieszana –
Nawet nie wiesz jak bardzo –odpłynęła we wspomnienia. Ostatnio coraz częściej
zastanawiała się jakby wyglądało ich życie gdyby wtedy nie stchórzyła i do
końca walczyła o swoje szczęście.
-Kochasz go ?- zapytał
szczerze chłopiec ,przyglądając się
zamyślonej twarzy mamy.
-Co ? –ocknęła się nieco –
Kocham cię najbardziej na świecie – stwierdziła, całując go w czoło.
-Zapytałem cię czy GO kochasz
?- nie odpuszczał ,w jego oczach pojawił się charakterystyczny błysk. Wiktoria
spojrzała na niego z mieszaniną zdziwienia i zażenowania ,lecz mimowolnie kącik
jej ust nieśmiało powędrował do góry. Nie musiała odpowiadać na to pytanie ,chłopiec
doskonale dojrzał odpowiedź w jej
szmaragdowych oczach.
-Kochasz – stwierdził pewnie
,odnajdując jej czułe spojrzenie . Odgarnął delikatnie zagubiony kosmyk jej
rudych włosów i uważnie jej się
przyjrzał . Starł łzę ,płynącą po jej policzku.
-Nie płacz mamo – prosił
,karcąc ją wzrokiem –Nie chcę żebyś płakała
-Płaczę ,bo mam cudownego
syna – uśmiechnęła się do niego
promiennie ,przykrywając go szczelnie kocem .
-Myślisz, że teraz wszystko
się ułoży i będzie tak jak dawniej ? –zapytał z nadzieją malec. Niczego tak nie
pragnął jak odrobiny normalności i stabilizacji.
- Już nigdy nie będzie tak
jak dawniej – uniosła brwi ku górze – Ale obiecuję Ci ,że będzie równie dobrze
– dodała z przekonaniem . – Musi być – uspokajała się w duchu. Alex gwałtownie
wyswobodził się z koca i podbiegł do okna .
-Hej …Co się stało ? – zapyta
zaniepokojona ,podchodząc do niego .
Również spojrzała na tańczące na nocnym niebie gwiazdy.
-Pamiętasz jak opowiadałaś mi
,że jeśli za kimś bardzo tęsknimy i powiemy imię tej osoby ,to na niebie pojawi się nowa gwiazda ?- zapytał
,nie spuszczając wzroku z bliżej nieokreślonego punktu za oknem.
-Tak – odpowiedziała
wzruszona ,dotykając delikatnie ramienia małego. Mimowolnie pomyślała o
Andrzeju i jego gwieździe ,momentalnie
odnalazła ją wzrokiem.
- To jest gwiazda taty –
oznajmił wskazując palcem na migoczący punkcik ,którego Wiktoria nie była w
stanie odnaleźć – Wiesz ,co powiedziała mi ta gwiazda ? –zapytał pewnie
-Co ci powiedziała? –
uśmiechnęła się lekko
-Przekazała mi wiadomość od
taty….znaczy- chłopiec zaczynał się gubić w tej sytuacji – Anthony’ego – dodał
niepewnie – Tata chce byśmy znowu byli szczęśliwi i zaczęli wszystko od nowa – oznajmił
dobitnie . Wiki poczuła ukłucie w okolicach serca.
-Anthony był wspaniałym
człowiekiem – przyznała z przekonaniem – Wiesz ,że bardzo nas kochał
?-pogłaskała go po ramieniu.
-Wiem –odpowiedział smutno –
Dlatego chce żebyśmy byli tak szczęśliwi jak kiedyś ,a ja chcę by był z nas
dumny – stwierdził stanowczym głosem .
-Na pewno już jest z ciebie
dumny – stwierdziła ,obejmując go mocno . Usiadła na brzegu łóżka ,malec
położył się tuż obok niej.
-Mogę spać z tobą ?-zapytał
ziewając ,przesunął się na miękką, puchową poduchę.
-Jasne – przykryła go ,po
czym położyła się tuż obok niego. Chłopiec zasnął momentalnie ,natomiast Wiki przez dłuższy czas mimo
zmęczenia nie mogła zmrużyć oka ,obserwowała śpiącego synka ,zerkając co chwilę w stronę świtającego już nieba.
- Nie wiem jak ty to robisz
,ale jesteś do niego coraz bardziej podobny –powiedziała zatroskana ,lekko się
uśmiechając – Jesteś całym moim światem – wyszeptała mu do ucha z czułością i
wreszcie odpłynęła w krainę snu.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Młody mężczyzna drzemał w
najlepsze ,podtrzymując głowę na ramieniu. Delikatne światło włączonego notebooka padało na jego twarz
,uwydatniając ogromne wory pod oczami. Cały gabinet ,w którym się znajdował ,spowity
był w mroku .Po niemal całym pomieszczeniu porozrzucane były
dokumenty i teczki ,które nosiły na sobie znaki gorączkowych poszukiwań sprzed
kilku godzin. Pogrążony we śnie chirurg nawet nie zauważył ,gdy w pomieszczeniu
niespodziewanie rozbłysło światło lampy. Przybysz westchnął zniecierpliwiony ,obserwując panujący w tym miejscu rozgardiasz.
- Adam – powiedział ostro
,szarpiąc bruneta
- Co…nie…pani Aniu ,niech
pani wezwie Michała….-mamrotał przez sen ,wyswobadzając swoje ramie z mocnego uścisku
brata.
- Adam !- uniósł głos .
Rozbudzony mężczyzna przypadkowo potrącił kubek z ciemną cieszą ,która w tym
momencie pokryła cały blat biurka.
-Andrzej ? –zapytał z
niedowierzaniem spod zaspanych powiek
- A kogo się spodziewałeś ? –
Falkowicz uniósł oczy ku górze – Królowej brytyjskiej – prychnął ,sprzątając z
blatu zalane dokumenty – Jak ty wyglądasz ?! - pokręcił głową ,lustrując Krajewskiego surowym
wzrokiem ,w którym można było odnaleźć cień troski. Adam wyglądał okropnie.
Jakby w ciągu tych kilku dni postarzał się o dobre kilka lat. Jego bladą twarz porastał niechlujny zarost ,a wokół oczu
pojawiły się wyraźne zmarszczki.
-Jest aż tak źle ? –
uśmiechnął się zawadiacko brunet
- To ja powinienem cię o to
zapytać – stwierdził pewnie ,przeglądając trzymane przez siebie ,przyozdobione
kofeiną dokumenty.
-Miałeś wrócić dopiero za
kilka dni – zauważył Krajewski ,przeczesując ręką tłuste włosy . Falkowicz w
dalszym ciągu przeglądał uważnie stos
dokumentacji kliniki ,marszcząc przy tym czoło. –Mogłeś zadzwonić – upomniał go
,nie spuszczając z brata wzroku.
-Miałeś inne problemy – Adam przysiadł
na krawędzi mahoniowego biurka ,zakładając ręce na piersi. Profesor spojrzał na
niego pozbawionym wyrazu wzrokiem.
-Coś się stało ,Andrzej ? –
dopytywał mrużąc oczy . Był tak zmęczony ,że widziany przez niego obraz niemal
całkowicie stracił swoją ostrość. Falkowicz zaczął zbierać porozrzucane kartki
,wciąż nie udzielając odpowiedzi. Zdawał się nie zauważać obecności brata.
-Andrzej – przypomniał mu o
sobie ,po kilku minutach ciszy.
- Co chcesz wiedzieć ? –zapytał
chłodnym głosem ,unikając jego wzroku .
- Co z małym ? – zapytał spokojnie
,pocierając dłonią brodę – Jak się czuje ?
- Z tego co wiem ,całkiem
dobrze – odparł niby obojętnie – Za kilka dni wypiszą go do domu – dodał ,opierając
się o biblioteczkę. Był dziwnie nieobecny.
- Czyli wszystko jest na
dobrej drodze – twarz bruneta rozpromieniła się momentalnie
- Tego bym nie powiedział –
stwierdził markotnie ,poprawiając nerwowo spinki do mankietów . Krajewski był
wyraźnie zdezorientowany.
-Co masz na myśli ? - zdziwił
się
- Porozmawiamy o tym jutro ,a
teraz proszę cię idź spać – nalegał Falkowicz ,widząc zmęczenie jakie malowało
się na twarzy bruneta.
- Nie jutro ,dzisiaj –
upierał się zmartwiony – Powiedz mi ,co się stało ? – dopytywał ,szukając odpowiedzi
w roziskrzonych oczach brata.
-Jutro – uniósł brwi ku górze
,rozsiadając się w fotelu . Ponownie zabrał się za studiowanie dokumentacji. Krajewski
nie dawał za wygraną ,chciał wiedzieć wszystko. Niejasne odpowiedzi Andrzeja
podsycały jego strach o Alex’a i Wiki.
- Wiesz ,że nie odpuszczę – powiedział stanowczo – Tu chodzi o Wiktorię i
Alex’a –uniósł się – Moją najlepszą przyjaciółkę i bratanka – dodał z lekkim uśmiechem .
- Co chcesz wiedzieć ,co ?! –
wysyczał gniewnie ,pocierając skronie. Był wściekły ,rozgoryczony ,ale i
zarówno pełen obaw. Groźby Ravenswood’ów doprowadziły go do skraju
wytrzymałości ,a odgrywanie przed Alex’em obcego człowieka doprowadzało go do szału. Chciał by malec poznał prawdę. Pragnął pokazać i
udowodnić mu ,że jest dla niego kimś ważnym . On i Wiktoria. Teraz nie
wyobrażał sobie powrotu do swojego dawnego życia ,nie wyobrażał go sobie bez nich. Myśl o małym i Wiki zajmowała teraz
każdą komórkę jego ciała. Kochał syna i Wiki – to było pewne.
- Stary – poklepał go po
ramieniu – Wszystko się ułoży – trafnie
odczytał zachowanie brata ,po tych kilku dobrych latach to nie było już tak
trudne jak kiedyś.
- Wątpię – zacisnął usta – Ta
cała rodzina męża Wiktorii….-zaczął z niesmakiem przewracając oczami.
- Teraz to Alex jest
najważniejszy – podkreślił
- Nie musisz mi o tym
przypominać – powiedział urażony ,otwierając jedną z szuflad biurka .
- Teraz …to ja nie rozumiem –
Krajewski zasępił się ,obserwując wzburzenie Andrzeja ,który zaczął nerwowo
przechadzał się po pomieszczeniu.
- Chcą zabronić mi kontaktu z
synem – warknął ,gwałtownie uderzając dłonią w drewnianą dyktę regału w
konsekwencji czego dwie książki z hukiem wylądowały na ciemnym prakiecie. - Rozumiesz ?! – podniósł głos ,zerkając na
niego zbolałym wzrokiem.
- Ravenswoodowie ? - zdziwił się - Nie mają przecież do niego żadnych praw – stwierdził pewnie Adam
- W obecnym świetle to ja nie
mam do niego żadnych praw – powiedział z goryczą ,wyciągając z szafki barku butelkę
whisky.
- Jesteś jego ojcem - stwierdził pewnie ,obserwując jak Andrzej nalewa
rudy płyn aż po samą krawędź brzegu szklanki.
- Jestem dla niego nikim - stwierdził chłodno ,zbliżając szklankę alkoholu do swoich ust – Na razie – mruknął niewyraźnie, zaciskając palce na
zimnej powierzchni naczynia. Krajewski
przez kilka minut przyglądał mu się w ciszy.
- Ustaliliście już coś ,hmm
?- zapytał wyczekująco – Ty i Wiki ? – doprecyzował
-Nie mieliśmy na to czasu –
odparł ,upijając kolejny łyk cudownego płynu .
- Jak to ? – zasępił się Adam
- Idź spać – powiedział głosem
nie znoszącym sprzeciwu.
- Ale….- zaczął się
sprzeciwiać
-Tym razem nie ma żadnego „ale”
– stwierdził dobitnie – Chcę zostać sam – oparł czoło na dłoniach .
-Wiesz ,że nie ominie cię ta
rozmowa ? –brunet uniósł brwi ku górze
- Adam – westchnął ciężko - Podziwiam to Twoje iście braterskie wsparcie ,ale tym razem Ci za
nie podziękuję – spojrzał na niego wyczekująco
- Tu nie chodzi o ciebie braciszku – uśmiechnął się
lekko – Tu chodzi o naszą rodzinę ,bo tak się składa ,że teraz ją mamy-
spojrzał prosto w zamyślone oczy Andrzeja.- Nie zmarnuj tego po raz kolejny –
uśmiechnął się pod nosem.
-Dobrze wiesz ,że nie
zamierzam – stwierdził pewnie ,przyglądając
się dokładnie Krajewskiemu – Spać – rozkazał znad dokumentów.
- To ciebie czeka jutro
ciężki dzień – przypomniał mu ,opierając się o burko . Padał ze zmęczenia. Wolnym
krokiem udał się do wyjścia z gabinetu Andrzeja.
-Obecnie klinika to mój
najmniejszy problem –mruknął do siebie wyciągając z wewnętrznej kieszeni
marynarki zdjęcie syna w objęciach Wiki . – To dopiero początek…- stwierdził
pewnie ,wybierając ,mimo późnej pory, numer do swojego prawnika. Zamierzał
działać jak najszybciej.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nareszście nowy rozdział! Mam nadzieję, że od teraz nie będziesz nas zbyt długo trzymać w niepewności co dalej. Alex to rozsądny chłopak i z pewnością da szansę Andrzejowi. Połączy ich miłość do Wiki i medycyny ;) Super, że dalej piszesz! Czekam niecierpliwie. Pozdrawiam, J.
OdpowiedzUsuńPo prosty wspaniałe, genialne, cudowne! Bardzo ciekawa treść i intrygująca część. Nie ma, czego się doczepić, więc wybacz, że nie napisałam żadnej konstruktywnej krytyki.. Tylko chwalić! :) Jestem pełna podziwu, iż zdołałam napisać już tyle części, a każda jest coraz lepsza! Zapraszam... Udostępnienie za udostępnienie?
OdpowiedzUsuńhttp://nadzieja-obumiera-ostatnia.blogspot.com/
A już myślałam, że opuściłaś nas nadobre ;-) , a tu taka miła niespodzianka. Wspaniałe opowiadanie, które się czyta jak dobrą książke. Pozdrawiam. Ela
OdpowiedzUsuńMyślałam że już nigdy nic nie dodasz. Część jest genialna czekam na szybki next
OdpowiedzUsuń