Uchylił delikatnie powieki
,pozwalając by ostre promienie wiosennego poranka mile drażniły jego oczy.
Przeciągnął się i ponownie schował twarz pod puchatą poduszkę ,gdyż zmienił
zdanie co do obserwacji początków tego słonecznego dnia. W tym momencie chciał
tylko spać. Dalej spać. Zawsze był pełen życia ,pomysłów ,a sen był dla niego
tylko cząstką codziennej rutyny ,odpoczynkiem i obowiązkiem. Teraz jednak ten na pozór zwykły
,niedoceniany przyjaciel każdego człowieka stał się jego wytchnieniem ,ucieczką
od samego siebie,oazą spokoju . Ostatnio dużo rozmyślał. O przeszłości ,o bliskich mu osobach, o tym
,co go czeka ,a co ku jego smutkowi nie nadchodziło od prawie dwóch tygodni ,od
czasu kiedy został wypisany do domu. Myślał o swoim tacie – już od jakiegoś czasu przyłapywał się na tym,
że właśnie tak nazywał w głębi serca Andrzeja. Choć na początku się do tego nie
przyznawał ,ale tak bardzo pragnął kontaktu z nim. Sądził ,że wkrótce po
rozmowie ,którą odbył z mamą chirurg na nowo powróci do jego życia ,teraz już w
innej roli. Nie miał pojęcia jak miałyby wyglądać ich relacje ,ale wiedział
jedno. Jak najszybciej chciał go spotkać. Nie potrafił odgonić od siebie wizji Falkowicza. Natrętne myśli nie dawały mu spokoju. Nie chciał juz tego roztrząsać. Pragnął chociaż na moment przestać czuć, myśleć ,marzyć, wyłączyć i zresetować swój umysł .Przez te kilkanaście dni żył nadzieją ,która powoli zaczynała przygasać w jego sercu.
Wydawało mu się ,że to co mówiła mama był kolejnym kłamstwem ,a tak naprawdę
nic nie znaczy dla Profesora. Który ,jak mu się wydawało, jest zupełnie
obojętny na jego osobę. Od dwóch tygodnie nie odzywał się do nich ,nie dzwonił
,nie przyjechał ,jak myślał malec .Czuł się odrzucony. Teraz wydawało mu się
,że jest dla swojego prawdziwego taty kolejnym problemem na długiej liście ,w
dodatku tym mniej znaczącym. Oczywiście nie wiedział ,że Andrzej dzwonił do
Wiktorii co najmniej trzy razy dziennie dokładnie wypytując ją o niego i ich
teraźniejsze życie. Brak odwiedzin Profesora był spowodowany poważnymi
problemami ,które niebezpiecznie piętrzyły się przy budowie wrocławskiej
kliniki. Andrzej miał związane ręce . Zgodnie ustalili z Wiki ,że bez
uprzedniego spotkania „sam na sam” ojca i syna kontakt telefoniczny miedzy nimi
jest ,niestety ku udręce Andrzeja ,bezsensowny. Pozostało mu tylko czekać. Podczas
tych nieraz wielogodzinnych rozmów z Rudowłosą Falkowicz wiele dowiedział się
zarówno o małym jak i Wiki. Zwykła rozmowa telefoniczna ,niepozorna ,zwyczajna
,ale dla nich była czymś szczególnym. Mogli na nowo się przed sobą otworzyć
,zapewniając sobie przy tym tą bezpieczną odległość ,pewien dystans. Rozmawiali
o wszystkim i o niczym ,czasem nie zdając sobie sprawy z upływającego czasu. Po
prostu rozmawiali ,tak jak kiedyś. Do obojga ze zdziwieniem dotarło jak wiele
wciąż ich łączy ,a nawet więcej ,niźli mogli kiedykolwiek sądzić. Nie było już
między nimi tej bariery tajemnic i kłamstw ,obaw i uprzedzeń ,byli tylko oni
sami ,w czystej postaci. Zarówno Wiki
jak i Andrzej każdego wieczoru mówiąc : „ Do jutra „ odczuwali rozchodzące się
po całym ciele ciepło. Oczywiście obydwoje próbowali to ukryć ,tłumacząc sobie
,że to co łączyło ich kiedyś nie powróci ,jednak jasne było ,że się oszukiwali
,gdyż mówiąc słowa pożegnania z utęsknieniem wyczekiwali godziny ,w której
ponownie się usłyszą .
Nigdy nie przepadał za długim
baraszkowaniem w pidżamowych pieleszach ,ostatnio również to ,ku zmartwieniu
Wiktorii, uległo zmianie. By wyrwać pogrążonego w nietypowym dla niego
zastoju malca Wiki wymyślała przeróżne atrakcje. Niestety na marne. Chłopiec
wciąż pozostawał obojętny. Obojętny na wszystko. Nawet przesyłane przez Ellie
filmiki z operacji nie były w stanie
prawdziwie rozbudzić jego ciekawości. Ostatnią deską ratunku Wiki okazały się
słynne naleśniki pani Hudson.
Poczuł jak do jego nozdrzy
dotarł wyrazisty ,słodki zapach świeżo pieczonych ,biszkoptowych placków. Przez
moment delektował się tą ulotną wonią ,sądząc
że jest ona tylko wymysłem jego wyobraźni. Po chwili jednak zorientował
się ,że przyjemny zapach wzmaga się na
sile. Otworzył szeroko swoje szare oczy i momentalnie ześlizgnął się z
wysokiego łóżka ,w pośpiechu kierując się do
kuchni.
- Naleśniki !– stwierdził ze
swoim rozbrajającym ,szerokim uśmiechem
- Specjalnie dla ciebie – przyznała
,przewracając na drugą stronę kolejnego placuszka .Ucieszyła się ,że w końcu
udało jej się wyrwać synka z łóżka. Malec szybko zabrał się z kosztowanie
wypieków mamy ,szukając wzrokiem swojego ulubionego dżemu brzoskwiniowego.
- Pycha – przyznał zadowolony
,gdy Ruda usiadła obok niego z radością obserwując jak w niebotycznym tempie z
jego talerza znika już drugi naleśnik.
- Pani Hudson dała mi swój
przepis – pochwaliła się
-Naprawdę – zdziwił się –
Przecież to jest jej najlepiej skrywany sekret – zauważył konspiracyjnie ,marszcząc brwi.
- Nie było łatwo – westchnęła
żartobliwie ,mierzwiąc jego włosy. – To
co dzisiaj robimy ? –zapytała po chwili
- Nic – odparł już bez
uśmiechu
- Wiesz ,to już mój ostatni
dzień urlopu – przypomniała mu – Moglibyśmy zrobić coś innego ,co ? –spojrzała na niego wyczekująco ,ale
chłopiec tylko wzruszył ramionami.
-Nie chcę nigdzie iść –
stwierdził pewnie ,popijając śniadanie pomarańczowym sokiem
- Synku ,co się dzieje ? – w
końcu zadała ,to dręczące ją od kilku dni pytanie. Alex był dziwnie
przygnębiony ,smutny.- Tylko nie mów „ nic” – zastrzegła – Źle się czujesz ? –
patrzyła na niego z troską
- Możemy iść do cioci Ellie –
westchnął ,ziewając
- Ma dzisiaj dyżur – odparła
,coraz bardziej zaniepokojona jego zachowaniem – Wiesz dzwonił…- zaczęła z
uśmiechem .
- Kto ? – nagle się
zaciekawił ,w jego oczach pojawiły się iskierki ekscytacji
- Dziadek – odpowiedziała
,przygryzając wargę. Alex spochmurniał szybko.
- Zaprosił Cię do Argentyny
na całe wakacje – powiedziała radośnie ,lecz synek nie podzielał jej
entuzjazmu.- Nie cieszysz się ? – teraz było już naprawdę zaskoczona jego
zachowaniem.
-Cieszę się ,nawet bardzo –
zmusił się do uśmiechu – Chcę poznać dziadka , skype to nie to samo …-zaczął
markotnie . Kiedyś oddał by wszystko za taką wiadomość ,marzył o tym od dawna .
– A ty nie polecisz ze mną ? – dopytywał z nadzieją
- Polecę ,jasne że polecę –
odetchnęła z ulgą ,dostrzegając choć delikatną radość w jego oczach- Ale muszę
też pracować ,a już limity urlopu na ten rok chyba wyczerpałam – uniosła brwi
ku górze ,Alex uśmiechnął się do niej szczerze.
-Bez ciebie to nie będzie to
samo – przytulił się do niej mocno
- Na pewno będziesz się
świetnie bawił – zapewniła go – Jeszcze zapomnisz o starej matce i nie będziesz chciał
wracać…-zaczęła ironicznie
- Cudownej mamie – podkreślił
,siadając jej na kolanach
- Tylko tyle ? –przewróciła
oczami ,drażniąc się z nim
- Najwspanialszej – w końcu
się roześmiał
- To co teraz ? Co robimy ? –
liczyła na to ,że mały chociaż trochę ucieszył się z przekazanych przez nią
informacji.
- Może najpierw pójdziemy do
parku ,jest tak ładnie…-spojrzał na przedzierające się przez kuchenne zasłony
słońce.
- Świetnie – ucieszyła się –
Musimy poważnie porozmawiać ,więc świeże powietrze dobrze nam zrobi –zaczęła
już nieco spokojniejsza
- O czym ?- spojrzał na nią
przenikliwie
- No wiesz synku – zaczęła z
trudem – Wracam do pracy ,wiec no….- westchnęła ,znając postawę syna związaną z
tym pomysłem – Będziesz musiał wrócić do przedszkola – wreszcie to z siebie
wyrzuciła ,widząc cień zawodu na jego twarzy.
- Nie chcę ! – upierał się stanowczo
- Alex – chwyciła go za ręce – To tylko na te kilka
miesięcy –tłumaczyła mu spokojnie
- Nie !- wyrwał się – Nie
wrócę tam – dodał pewnie
- Niestety nie masz wyboru –
nie ukrywała tego
- A pani Hudson ? – spojrzał
na nią z nadzieją
- Przecież wiesz ,że jeszcze
nie wróciła do zdrowia – pogłaskała go po głowie
- To zostanę sam – uśmiechnął
się chytrze ,Wiki spojrzała na niego z politowaniem.
- Za kilka miesięcy pójdziesz
do szkoły ,trochę kontaktu z rówieśnikami ci nie zaszkodzi – zauważyła
- Oni są straszni – przyznał
po chwili ciszy – Nie da się z nimi rozmawiać , tylko najnowsze zabawki
,ubrania….tylko ciągle o tym ….o prezentach ,o tym który tata ma droższy
samochód - zaczął wymieniać – To przedszkole było okropne – stwierdził pewnie ,irytując
się.
- Wiem ,że ciężko ci było się
tam zaaklimatyzować , dlatego zapisałam cię do innego – powiedziała ciepło –
podobno panuje tam świetny klimat ,czesne też nie jest wygórowane – chciała go
do tego przekonać
- A mundurki ? –skrzywił się
na samą myśl
- Są – westchnęła – Ale Mandy
,córka cioci Kitty tam chodzi i z tego co słyszałam to naprawdę fajne miejsce –
kontynuowała ,wysilając się na sztuczny uśmiech.
- Mandy ? –zmarszczył czoło
- Nie wiem …- odwrócił głowę w stronę
okna
- Może warto spróbować ? –
zachęcała go
- No dobrze – przyznał
zasmucony
-Hej – pogłaskała go po
głowie – Nie będzie tak źle ,obiecuję . Poznasz na pewno wielu nowych kolegów
,zobaczysz - uśmiechnęła się ,ale mały
nie odwzajemnił jej się tym samym ,lecz tylko przeniósł swoje przeraźliwie
smutne oczy na ciemny parkiet.
- Nie o to mi chodzi –
wyszeptał wreszcie ,Wiki spojrzała na niego pytająco.
- Nie ICH chcę poznać – stwierdził pewnie –
Dlaczego mnie okłamałaś ? –zapytał zaciskając pięść ,jego oczy zaszkliły się.
- Nie okłamałam cię –
powiedziała pewnie ,obejmując go ramieniem – Alex ,co się stało ? – nie
odrywała od niego wzroku.
-To boli – powiedział cicho
,wtulają się w nią bardzo mocno.
- O czym ty mówisz kochanie ? – pogłaskała go
po głowie
- Jestem dla niego problemem
– powiedział oschle - Mówiłaś ,że mu na mnie zależy – zaczął smutno ,zdecydował
się wreszcie to z siebie wyrzucić.
- Bo to prawda – przyznała
stanowczo ,zakładając kosmyk rudych włosów za ucho . Alex spojrzał na nią
zdziwiony .
-Tak bardzo chciałem go
poznać ,chciałem znów mieć tatę – zaczął pozbawionym wyrazu głosem
- Synku – przygryzła wargę –
Przecież ty go masz – pocałowała go w czoło
- To dlaczego on mnie chce –
jego oczy świeciły nienaturalnie – Już wolałem by było tak jak dawniej tylko
ty i ja – stwierdził stanowczo ,choć dobrze wiedział ,że sam siebie oszukuje.
- Nigdy nie byliśmy sami –
przyznała drżącym głosem – Przecież
wiesz ,że zawsze możemy liczyć na ciocią Agatę ,Ellie – zaczęła wymieniać –
i…-zawiesiła głos – Teraz też Andrzeja –
dodała wyraźnie
- Gdyby mu na nas zależało to
by przyleciał ,chociaż zadzwonił –jęknął nieprzekonany ,choć jeszcze wczoraj szukał usprawiedliwienia dla zachowania Falkowicza.
- Alex – uśmiechnęła się
lekko - Przecież rozmawiam z nim kilka
razy dziennie – powiedziała z wyraźną ulgą. Bała się,że absencja chłopca ma jeszcze głębsze,a nawet ,ku jej przerażeniu,zdrowotne oblicze. -Znalezienie przyczyny to sukces dobrej diagnozy -przypomniała sobie słowa wypowiedziane przez wykładowce. Nie sądziła ,że mają one tak szerokie spektrum znaczenia.
- Naprawdę ? –zapytał
zaskoczony ,w jego oczach pojawił się błysk. Przytaknęła. –Dlaczego mi nie
powiedziałaś ? – kontynuował ,obserwując dokładnie jej twarz. Ostatnie tygodnie
bardzo dały mu się we znaki. Powiedzieć ,że stracił poczucie swojej tożsamości
i wartości to nic nie powiedzieć. Był bardzo zagubiony ,czuł się jakby utknął w
ogromnym bezdennym wirze z którego nie ma wyjścia ,a który z każdym dniem
wciągał go coraz bardziej ,coraz głębiej.
- Wydawało mi się ,że na
razie to niczego nie zmieni – przyznała szczerze - Przynajmniej dopóki się nie spotkacie –
dodała ,wciąż głaszcząc go po głowie. Alex nie był do końca przekonany co do
słów wyjaśnień mamy. Czas na pewno nie działał na korzyść relacji Andrzeja z
synem .W czasie tych dwóch tygodni między nimi pojawił się mur ,głownie obaw i
niewiedzy. Obaj bardzo cierpieli z powodu tej sytuacji. Potrzebowali siebie jak
powietrza.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Od kilku minut siedzieli na
ławce położonej zaledwie kilka metrów od ogromnej fontanny. Rozkoszowali się
tym ,wyjątkowo ciepłym jak na sam koniec kwietnia popołudniem. Wiosenny
,niesforny wietrzyk nie próżnował ,skrzętnie niszczył idealne fryzury tych
,którzy tego dnia zdecydowali się stawić mu czoła. Akurat Wiktorii to nie
przeszkadzało ,przymknęła powieki ,czując zimy powiew na swojej twarzy.
-To co ? – zagadnęła synka
,który z pustką w oczach patrzył się na bawiące się na przed nimi roześmiane
dzieci.
- Mogę iść nakarmić kaczki ? –zapytał ,trzymając kupioną
przed chwilę bułkę. Spojrzał na pływające w niewielkim jeziorku ,położonym tuż
po lewej stronie ścieżki przy której siedzieli, ptaki.
- Oczywiście – uśmiechnęła się
– Tylko uważaj na siebie –zlustrowała go uważnie. Malec uśmiechnął się
zawadiacko i ruszył w stronę zbiornika wodnego. Wiktoria nie spuszczała z synka
wzroku ,roześmiała się głośno ,gdy jedna z kaczek wyszarpała mu pieczywo z
dłoni i majestatycznie uciekła na sam środek tafli wody ,w pogoni za szalonym
ptakiem udali się jego gatunkowi towarzysze ,powodując niemały hałas.
-Mamo – podbiegł do niej –
Zobacz – wskazał na niewielką ranę na ręce – Ale wredna –oburzył się szczerze
,obrzucając zielonogłowe zwierze zabójczym spojrzeniem
- No rzeczywiście –
roześmiała się – Prawdziwa kaczka-ludojad – żartowała
- To nie jest śmieszne –
zaprzeczył ,choć on również nie potrafił ukryć uśmiechu
- Będziesz żył – odpowiedziała po chwili
,przyglądając się małemu skaleczeniu na palcu synka.- Zgłodniałem trochę - przyznał po kilku minutach uroczego droczenia
się z mamą.
- Mieliśmy przecież iść do
kina – przypomniała mu, zerkając na zegarek . Tego dnia mieli świętować
pierwszy dzień Alexa w nowym przedszkolu. Ku uldze Wiki małemu bardzo się tam
spodobało. Od razu zauważyła ogromną zmianę w jego zachowaniu. Znów był sobą.
Pełnym życia ,energii i radości chłopcem.
- No i klapa – Wiktoria spochmurniała
– Już jesteśmy sporo spóźnieni na seans – uśmiechnęła się krzywo
- Nic nie szkodzi – odparł obojętnie
,podbiegając do pobliskiej fontanny. Zamoczył ręce w wodzie i z szelmowskim
uśmieszkiem szybko podszedł do Wiki ,strzepując na nią krople zimnej wody.
- Oż ty !- pokręciła
rozbawiona głową ,łapiąc synka w pasie – Ja ci dam ,własną mamę ochlapać – żartowała ,łaskocząc
go delikatnie. Po kilku minutach oboje zmęczeni opadli powrotem na ławkę.
- Kocham cię rozrabiako –
pogroziła mu żartobliwie palcem – I wiesz co ? –zagadnęła, wstając.
-Co ? – zeskoczył z ławki
,chwytając w rękę swój niewielkich rozmiarów niebieski plecak .
- Miałeś rację z tym obiadem-
przyznała ,zerkając na niego
- Ja zawsze mam rację –
stwierdził, dalej drocząc się z mamą
- No tak …tak – roześmiała się po raz kolejny.
Bardzo brakowało jej takiego Alex’a.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Londyn skrył pod nocnym
płaszczem. Rudowłosa kobieta razem z synkiem czekała na taksówkę ,chowając się
przed deszczem pod markizem restauracji.
- A to był taki ładny dzień –
zaczął malec ,patrząc na gęste strugi deszczu spadające z nieba
- Do czasu – uniosła kącik ust do góry ,wyczekując
pojazdu ,który i tym razem zajął przed nimi ktoś inny. Spojrzała na drżącego z
zimna syna.
- Załóż – podała mu swój
cienki płaszcz
- Mamo ,ale teraz tobie
będzie zimno – zauważył ,odmawiając przyjęcia ubrania
- Jeszcze mi brakuje byś się przeziębił
-zmarszczyła brwi ,dotykając jego czoła – No ładnie – westchnęła z
troską ,zmuszając go do okrycia się
płaszczem .- Przecież nie będziemy tak
tu czekać w nieskończoność – powiedziała do siebie ,obserwując niemały korek
powstający na ulicy.
- Jesteśmy całkiem niedaleko
domu – stwierdził chłopiec ,przyglądając się dobrze sobie znanym
budynkom po drugiej stronie jezdni.- Może pójdziemy ? –zapytał
- No nie wiem- powiedziała
nieprzekonana ,zlustrowała malca wzrokiem.- Idziemy ?- upewniła się ,odnajdując
w jego oczach odpowiedź.
-Na trzy ? –odwrócił głowę w
jej stronę. Po chwili oboje w pośpiechu pobiegli na chodnik ,uciekając przed
zimnymi kroplami deszczu,skutecznie drażniącymi receptory na ich skórze .Roześmiali się ,gdy tuż po przekroczeniu drogi , mokrzy
schowali się pod niewielkim daszkiem sklepu muzycznego.
- To chyba nie był najlepszy
pomysł – stwierdziła markotnie Wiki ,gdy całkiem przemoczeni wreszcie wrócili
do apartamentu. Alex kaszlnął głośno.
-Nie brzmi to najlepiej –
oświadczyła ,pomagając ściągnąć mu mokre ubrania. Sięgnęła po ręcznik i
energicznie zaczęła suszyć nim jego włosy .
- Ej – uśmiechnął się blado –
Nic nie widzę – dopowiedział spod
ręcznika
- I dobrze – odpowiedziała zdenerwowana
,obwiniając się za to ,że zgodziła się na ten niedorzeczny pomysł . Kolejne
kichnięcie.- Wspaniale ! – pomyślała zmartwiona ,sięgając tym razem po suszarkę.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Gdy całkiem już wysuszony
,przebrany i rozgrzany ciepłym kakao Alex znalazł się w swoim łóżku na tablicy
problemów Wiki pojawił się nowa pozycja.
- Mamo ,a gdzie mój Burro ? –zapytał
chłopiec , energicznie rozglądając się po pokoju
- A nie wziąłeś go do
przedszkola ?-zapytała ,poprawiając mu kołdrę ,co skutkowało lekkim
przyduszeniem chłopca.
- Chyba jest w plecaku –
uświadomił sobie po chwili ,zrywając się z łóżka.
- Co ty wyprawiasz –
westchnęła Wiki ,zmuszając go by znów się położył.
-Bez niego nie zasnę –stwierdził
pewnie ,co dla Rudej było całkiem oczywiste
-Zaraz go przyniosę –
powiedziała ciepło ,jeszcze raz mocniej go okrywając. Nie mogła pozwolić na to
by Alex zachorował ,zwłaszcza teraz. Już po chwili znalazła się w sporych
rozmiarów hallu ,który zaaranżowany był na przedpokój. Podniosła całkiem mokry
niebieski plecak syna i pospiesznie rozpięła suwak ,odnalazła jego przytulankę
,choć z trudem rozpoznała w przemoczonej puchatej masie sympatycznego osiołka.
Szybko ruszyła do łazienki w celu ratunku zwierzaka ,który wydawał się być w
opłakanym stanie.
- Co z nim ? – usłyszała po
chwili głos malca za swoimi plecami
-Już jest wyprany –
powiedziała ,odgarniając z czoła włosy – Jeszcze tylko go wysuszymy – dodała zadowolona
,miała nadzieję, że udobrucha tym małego.
- Wyjdzie z tego ? –zapytał nieprzekonany
,obserwując coś co tylko w teorii było Burrem
- Stan nie jest najlepszy
,ale stabilny – odpowiedziała przewrotnie z lekkim uśmiechem – Wracaj do łóżka
, proszę – zwróciła się do niego stanowczym głosem . Alex uśmiechnął się do
niej jednym kącikiem ust i ku zaskoczeniu Wiki udał się do swojego pokoju. Rudowłosa przystąpiła
do dalszych czynności akcji ratunkowej puchatego przyjaciela synka. Suszarka
okazała się tego dnia ponownie najlepszym sprzymierzeńcem kobiety.
Wychodząc z obszernej
łazienki Wiktoria usłyszała dzwonek do drzwi. Spojrzała na wiszący na korytarzu
,czarny ,designerski zegar ,który wskazywał godzinę dwudziestą pierwszą i zmarszczyła nieznacznie czoło.
Zdziwiona udała się w stronę drzwi ,zastanawiając się ,kto mógł złożyć jej tą
niespodziewaną wizytę. To musiał być ktoś ,kogo znała ,ponieważ w innym
przypadku portier nie wpuścił by przybysza do środka budynku. Zlustrowała siebie
wzrokiem ,poprawiając bordowy szlafrok i odrzuciła do tyłu mokre włosy.
Sądziła,że to Ellie postanowiła odwiedzić ich po dyżurze. Przekręciła nowoczesny zamek do drzwi mieszkania i z trudem utrzymała
równowagę.
-Wiki – usłyszała niski
,zaniepokojony głos zza uchylonego sprawie przejścia i z drżącymi rękami otworzyła je na oścież ,pozwalając by
wysoki ,szpakowaty mężczyzna znalazł się we wnętrzu jej domu. Andrzej
oczarowany przez dłuższą chwilę patrzyła na Wiktorię. Tej natomiast trudno było zmusić swój organizm do wypowiedzenia choć jedengo słowa. Przy jednej z prób wykonania tego nieosiągalnego zadania chrząkneła nieznacznie.
- Nie mówiłeś ,że
przyjedziesz – zaczęła cicho Ruda ,skonsternowana nieco swoim wyglądem jak i
niespodziewaną obecnością Falkowicza.
- To był bardzo szczęśliwy
zbieg okoliczności – odpowiedział z typową dla siebie pewnością w głosie,unosząc nonszalancko prawy kącik ust – Widzę
,że macie sytuację kryzysową – spojrzała na pluszowego osiołka i suszarkę w jej
dłoni.
- Można tak powiedzieć –
uśmiechnęła się delikatnie – Burro potrzebował natychmiastowej pomocy – dodała z
przekonaniem ,mierzwiąc grzywę osła.
- Mamo ?! – z korytarza
dobiegł ich głos chłopca – Jak nasz pacjent ? – dopytywał ,pojawiając się tuż obok
nich zza jaskółczych drzwi. W tym momencie szare spojrzenie oczu Alexa spotkało
się z roziskrzonymi równie szarymi oczami
Andrzeja ,w których w tym jednym momencie można było odnaleźć mozaikę uczuć.
Super że dodałaś nową część jest na prawde świetna. Nareszcie Alex spotka się i porozmawia z tatą. Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńJest, jest, jest! Kolejne genialna część! Cieszę się bardzo z regularnych publikacji. Świetna jest ta historia. Czekam na rozmowę obu panów i ponowne zbliżenie Wiki i Andrzeja. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńfajnie, że wróciłaś :-) już myślałam że nigdy nie przeczytam Twojego cudownego opowiadania :) Czekam na rozmowe Andrzeja i Alexa, bo prawde mówiąc czekam na to od początku opowiadania :)
OdpowiedzUsuńJaki tam zapychacz, kolejna swietna czesc :D czekam na next! Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńCzekam na rozmowe taty z synem <3
OdpowiedzUsuńSuper! czekam na next :)
OdpowiedzUsuńsuper :-)
OdpowiedzUsuńŁAŁ ! Czekam na taką szczerą rozmowę ojca z synem i oczywiście na zbliżenia Wiki i Andrzeja .Weny :) / Julka
OdpowiedzUsuńExtra czekam ! :-) Kiedy coś się pojawi? :-) bardzo czekam na next :-) pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńSpróbuję dzisiaj znaleźć trochę czasu i się za to zabrać. W (ten) weekend powinno już coś się pojawić. :) Teraz mam mały problem...bo rozmowa Andrzeja i Alex'a nie miała należeć to zbytnio "udanych" ,ale skoro tak bardzo na nią czekaliście ,to będę musiała zmienić trochę plany...
UsuńDzięki za komentarze :D Również pozdrawiam
super, czekam :-)
Usuń