niedziela, 22 marca 2015

XXXIV

To jest taki zapychacz, ale zwiastuje to co będzie się działo w następnej części, która jest już w produkcji. Nadchodzące części będą krótsze ,niż zazwyczaj ,ale będę starać się częściej je dodawać. Nawet ( jak na moje możliwości ) regularnie. Wszystkie literówki postaram się poprawić w najbliższym czasie.



Uchylił delikatnie powieki ,pozwalając by ostre promienie wiosennego poranka mile drażniły jego oczy. Przeciągnął się i ponownie schował twarz pod puchatą poduszkę ,gdyż zmienił zdanie co do obserwacji początków tego słonecznego dnia. W tym momencie chciał tylko spać. Dalej spać. Zawsze był pełen życia ,pomysłów ,a sen był dla niego tylko cząstką codziennej rutyny ,odpoczynkiem i obowiązkiem. Teraz jednak ten na pozór zwykły ,niedoceniany przyjaciel każdego człowieka stał się jego wytchnieniem ,ucieczką od samego siebie,oazą spokoju  . Ostatnio dużo rozmyślał. O przeszłości ,o bliskich mu osobach, o tym ,co go czeka ,a co ku jego smutkowi nie nadchodziło od prawie dwóch tygodni ,od czasu kiedy został wypisany do domu. Myślał o swoim tacie –  już od jakiegoś czasu przyłapywał się na tym, że właśnie tak nazywał w głębi serca Andrzeja. Choć na początku się do tego nie przyznawał ,ale tak bardzo pragnął kontaktu z nim. Sądził ,że wkrótce po rozmowie ,którą odbył z mamą chirurg na nowo powróci do jego życia ,teraz już w innej roli. Nie miał pojęcia jak miałyby wyglądać ich relacje ,ale wiedział jedno. Jak najszybciej chciał go spotkać. Nie potrafił odgonić od siebie wizji Falkowicza. Natrętne myśli nie dawały mu spokoju. Nie chciał juz tego roztrząsać. Pragnął chociaż na moment przestać czuć, myśleć  ,marzyć,  wyłączyć i zresetować swój umysł .Przez te kilkanaście dni żył nadzieją ,która powoli zaczynała przygasać w jego sercu. Wydawało mu się ,że to co mówiła mama był kolejnym kłamstwem ,a tak naprawdę nic nie znaczy dla Profesora. Który ,jak mu się wydawało, jest zupełnie obojętny na jego osobę. Od dwóch tygodnie nie odzywał się do nich ,nie dzwonił ,nie przyjechał ,jak myślał malec .Czuł się odrzucony. Teraz wydawało mu się ,że jest dla swojego prawdziwego taty kolejnym problemem na długiej liście ,w dodatku tym mniej znaczącym. Oczywiście nie wiedział ,że Andrzej dzwonił do Wiktorii co najmniej trzy razy dziennie dokładnie wypytując ją o niego i ich teraźniejsze życie. Brak odwiedzin Profesora był spowodowany poważnymi problemami ,które niebezpiecznie piętrzyły się przy budowie wrocławskiej kliniki. Andrzej miał związane ręce . Zgodnie ustalili z Wiki ,że bez uprzedniego spotkania „sam na sam” ojca i syna kontakt telefoniczny miedzy nimi jest ,niestety ku udręce Andrzeja ,bezsensowny. Pozostało mu tylko czekać. Podczas tych nieraz wielogodzinnych rozmów z Rudowłosą Falkowicz wiele dowiedział się zarówno o małym jak i Wiki. Zwykła rozmowa telefoniczna ,niepozorna ,zwyczajna ,ale dla nich była czymś szczególnym. Mogli na nowo się przed sobą otworzyć ,zapewniając sobie przy tym tą bezpieczną odległość ,pewien dystans. Rozmawiali o wszystkim i o niczym ,czasem nie zdając sobie sprawy z upływającego czasu. Po prostu rozmawiali ,tak jak kiedyś. Do obojga ze zdziwieniem dotarło jak wiele wciąż ich łączy ,a nawet więcej ,niźli mogli kiedykolwiek sądzić. Nie było już między nimi tej bariery tajemnic i kłamstw ,obaw i uprzedzeń ,byli tylko oni sami  ,w czystej postaci. Zarówno Wiki jak i Andrzej każdego wieczoru mówiąc : „ Do jutra „ odczuwali rozchodzące się po całym ciele ciepło. Oczywiście obydwoje próbowali to ukryć ,tłumacząc sobie ,że to co łączyło ich kiedyś nie powróci ,jednak jasne było ,że się oszukiwali ,gdyż mówiąc słowa pożegnania z utęsknieniem wyczekiwali godziny ,w której ponownie się usłyszą .
Nigdy nie przepadał za długim baraszkowaniem w pidżamowych pieleszach ,ostatnio również to ,ku zmartwieniu Wiktorii, uległo zmianie. By wyrwać pogrążonego w nietypowym dla niego zastoju malca Wiki wymyślała przeróżne atrakcje. Niestety na marne. Chłopiec wciąż pozostawał obojętny. Obojętny na wszystko. Nawet przesyłane przez Ellie filmiki z  operacji nie były w stanie prawdziwie rozbudzić jego ciekawości. Ostatnią deską ratunku Wiki okazały się słynne naleśniki pani Hudson.
Poczuł jak do jego nozdrzy dotarł wyrazisty ,słodki zapach świeżo pieczonych ,biszkoptowych placków. Przez moment delektował się tą ulotną wonią ,sądząc  że jest ona tylko wymysłem jego wyobraźni. Po chwili jednak zorientował się  ,że przyjemny zapach wzmaga się na sile. Otworzył szeroko swoje szare oczy i momentalnie ześlizgnął się z wysokiego łóżka ,w pośpiechu kierując się do  kuchni.
- Naleśniki !– stwierdził ze swoim rozbrajającym ,szerokim uśmiechem
-  Specjalnie dla ciebie – przyznała ,przewracając na drugą stronę kolejnego placuszka .Ucieszyła się ,że w końcu udało jej się wyrwać synka z łóżka. Malec szybko zabrał się z kosztowanie wypieków mamy ,szukając wzrokiem swojego ulubionego dżemu brzoskwiniowego.
- Pycha – przyznał zadowolony ,gdy Ruda usiadła obok niego z radością obserwując jak w niebotycznym tempie z jego talerza znika już drugi naleśnik.
- Pani Hudson dała mi swój przepis – pochwaliła się
-Naprawdę – zdziwił się – Przecież to jest jej najlepiej skrywany sekret – zauważył konspiracyjnie  ,marszcząc brwi.
- Nie było łatwo – westchnęła żartobliwie ,mierzwiąc jego włosy.  – To co dzisiaj robimy ? –zapytała po chwili
- Nic – odparł już bez uśmiechu
- Wiesz ,to już mój ostatni dzień urlopu – przypomniała mu – Moglibyśmy zrobić coś innego ,co  ? –spojrzała na niego wyczekująco ,ale chłopiec tylko wzruszył ramionami.
-Nie chcę nigdzie iść – stwierdził pewnie ,popijając śniadanie pomarańczowym sokiem
- Synku ,co się dzieje ? – w końcu zadała ,to dręczące ją od kilku dni pytanie. Alex był dziwnie przygnębiony ,smutny.- Tylko nie mów „ nic” – zastrzegła – Źle się czujesz ? – patrzyła na niego z troską
- Możemy iść do cioci Ellie – westchnął ,ziewając
- Ma dzisiaj dyżur – odparła ,coraz bardziej zaniepokojona jego zachowaniem – Wiesz dzwonił…- zaczęła z uśmiechem .
- Kto ? – nagle się zaciekawił ,w jego oczach pojawiły się iskierki ekscytacji
- Dziadek – odpowiedziała ,przygryzając wargę. Alex spochmurniał szybko.
- Zaprosił Cię do Argentyny na całe wakacje – powiedziała radośnie ,lecz synek nie podzielał jej entuzjazmu.- Nie cieszysz się ? – teraz było już naprawdę zaskoczona jego zachowaniem.
-Cieszę się ,nawet bardzo – zmusił się do uśmiechu – Chcę poznać dziadka , skype to nie to samo …-zaczął markotnie . Kiedyś oddał by wszystko za taką wiadomość ,marzył o tym od dawna . – A ty nie polecisz ze mną ? – dopytywał z nadzieją
- Polecę ,jasne że polecę – odetchnęła z ulgą ,dostrzegając choć delikatną radość w jego oczach- Ale muszę też pracować ,a już limity urlopu na ten rok chyba wyczerpałam – uniosła brwi ku górze ,Alex uśmiechnął się do niej szczerze.
-Bez ciebie to nie będzie to samo – przytulił się do niej mocno
- Na pewno będziesz się świetnie bawił – zapewniła go – Jeszcze zapomnisz  o starej matce i nie będziesz chciał wracać…-zaczęła ironicznie
- Cudownej mamie – podkreślił ,siadając jej na kolanach 
- Tylko tyle ? –przewróciła oczami ,drażniąc się z nim
- Najwspanialszej – w końcu się roześmiał
- To co teraz ? Co robimy ? – liczyła na to ,że mały chociaż trochę ucieszył się z przekazanych przez nią informacji.
- Może najpierw pójdziemy do parku ,jest tak ładnie…-spojrzał na przedzierające się przez kuchenne zasłony słońce.
- Świetnie – ucieszyła się – Musimy poważnie porozmawiać ,więc świeże powietrze dobrze nam zrobi –zaczęła już nieco spokojniejsza
- O czym ?- spojrzał na nią przenikliwie
- No wiesz synku – zaczęła z trudem – Wracam do pracy ,wiec no….- westchnęła ,znając postawę syna związaną z tym pomysłem – Będziesz musiał wrócić do przedszkola – wreszcie to z siebie wyrzuciła ,widząc cień zawodu na jego twarzy.
- Nie chcę ! – upierał się stanowczo
- Alex –  chwyciła go za ręce – To tylko na te kilka miesięcy –tłumaczyła mu spokojnie
- Nie !- wyrwał się – Nie wrócę tam – dodał pewnie
- Niestety nie masz wyboru – nie ukrywała tego
- A pani Hudson ? – spojrzał na nią z nadzieją
- Przecież wiesz ,że jeszcze nie wróciła do zdrowia – pogłaskała go po głowie
- To zostanę sam – uśmiechnął się chytrze ,Wiki spojrzała na niego z politowaniem.
- Za kilka miesięcy pójdziesz do szkoły ,trochę kontaktu z rówieśnikami ci nie zaszkodzi – zauważyła
- Oni są straszni – przyznał po chwili ciszy – Nie da się z nimi rozmawiać , tylko najnowsze zabawki ,ubrania….tylko ciągle o tym ….o prezentach ,o tym który tata ma droższy samochód - zaczął wymieniać – To przedszkole było okropne – stwierdził pewnie ,irytując się.
- Wiem ,że ciężko ci było się tam zaaklimatyzować , dlatego zapisałam cię do innego – powiedziała ciepło – podobno panuje tam świetny klimat ,czesne też nie jest wygórowane – chciała go do tego przekonać
- A mundurki ? –skrzywił się na samą myśl
- Są – westchnęła – Ale Mandy ,córka cioci Kitty tam chodzi i z tego co słyszałam to naprawdę fajne miejsce – kontynuowała ,wysilając się na sztuczny uśmiech.
- Mandy ? –zmarszczył czoło -  Nie wiem …- odwrócił głowę w stronę okna
- Może warto spróbować ? – zachęcała go
- No dobrze – przyznał zasmucony
-Hej – pogłaskała go po głowie – Nie będzie tak źle ,obiecuję . Poznasz na pewno wielu nowych kolegów ,zobaczysz -  uśmiechnęła się ,ale mały nie odwzajemnił jej się tym samym ,lecz tylko przeniósł swoje przeraźliwie smutne oczy na ciemny parkiet.
- Nie o to mi chodzi – wyszeptał wreszcie ,Wiki spojrzała na niego pytająco.
-  Nie ICH chcę poznać – stwierdził pewnie – Dlaczego mnie okłamałaś ? –zapytał zaciskając pięść ,jego oczy zaszkliły się.
- Nie okłamałam cię – powiedziała pewnie ,obejmując go ramieniem – Alex ,co się stało ? – nie odrywała od niego wzroku.
-To boli – powiedział cicho ,wtulają się w nią bardzo mocno.
-  O czym ty mówisz kochanie ? – pogłaskała go po głowie
- Jestem dla niego problemem – powiedział oschle - Mówiłaś ,że mu na mnie zależy – zaczął smutno ,zdecydował się wreszcie to z siebie wyrzucić.
- Bo to prawda – przyznała stanowczo ,zakładając kosmyk rudych włosów za ucho . Alex spojrzał na nią zdziwiony .
-Tak bardzo chciałem go poznać ,chciałem znów mieć tatę – zaczął pozbawionym wyrazu głosem
- Synku – przygryzła wargę – Przecież ty go masz – pocałowała go w czoło
- To dlaczego on mnie chce – jego oczy świeciły nienaturalnie – Już wolałem by  było tak jak dawniej tylko ty i ja – stwierdził stanowczo ,choć dobrze wiedział ,że sam siebie oszukuje.
- Nigdy nie byliśmy sami – przyznała  drżącym głosem – Przecież wiesz ,że zawsze możemy liczyć na ciocią Agatę ,Ellie – zaczęła wymieniać – i…-zawiesiła  głos – Teraz też Andrzeja – dodała wyraźnie
- Gdyby mu na nas zależało to by przyleciał ,chociaż zadzwonił –jęknął nieprzekonany ,choć jeszcze wczoraj szukał usprawiedliwienia dla zachowania Falkowicza.
- Alex – uśmiechnęła się lekko  - Przecież rozmawiam z nim kilka razy dziennie – powiedziała z wyraźną ulgą. Bała się,że absencja chłopca ma jeszcze głębsze,a nawet ,ku jej przerażeniu,zdrowotne oblicze. -Znalezienie przyczyny to sukces dobrej diagnozy -przypomniała sobie słowa wypowiedziane przez wykładowce. Nie sądziła ,że mają one tak szerokie spektrum znaczenia.
- Naprawdę ? –zapytał zaskoczony ,w jego oczach pojawił się błysk. Przytaknęła. –Dlaczego mi nie powiedziałaś ? – kontynuował ,obserwując dokładnie jej twarz. Ostatnie tygodnie bardzo dały mu się we znaki. Powiedzieć ,że stracił poczucie swojej tożsamości i wartości to nic nie powiedzieć. Był bardzo zagubiony ,czuł się jakby utknął w ogromnym bezdennym wirze z którego nie ma wyjścia ,a który z każdym dniem wciągał go coraz bardziej ,coraz głębiej.
- Wydawało mi się ,że na razie to niczego nie zmieni – przyznała szczerze  - Przynajmniej dopóki się nie spotkacie – dodała ,wciąż głaszcząc go po głowie. Alex nie był do końca przekonany co do słów wyjaśnień mamy. Czas na pewno nie działał na korzyść relacji Andrzeja z synem .W czasie tych dwóch tygodni między nimi pojawił się mur ,głownie obaw i niewiedzy. Obaj bardzo cierpieli z powodu tej sytuacji. Potrzebowali siebie jak powietrza.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Od kilku minut siedzieli na ławce położonej zaledwie kilka metrów od ogromnej fontanny. Rozkoszowali się tym ,wyjątkowo ciepłym jak na sam koniec kwietnia popołudniem. Wiosenny ,niesforny wietrzyk nie próżnował ,skrzętnie niszczył idealne fryzury tych ,którzy tego dnia zdecydowali się stawić mu czoła. Akurat Wiktorii to nie przeszkadzało ,przymknęła powieki ,czując zimy powiew na swojej twarzy.
-To co ? – zagadnęła synka ,który z pustką w oczach patrzył się na bawiące się na przed nimi roześmiane dzieci.
- Mogę iść  nakarmić kaczki ? –zapytał ,trzymając kupioną przed chwilę bułkę. Spojrzał na pływające w niewielkim jeziorku ,położonym tuż po lewej stronie ścieżki przy której siedzieli, ptaki.
- Oczywiście – uśmiechnęła się – Tylko uważaj na siebie –zlustrowała go uważnie. Malec uśmiechnął się zawadiacko i ruszył w stronę zbiornika wodnego. Wiktoria nie spuszczała z synka wzroku ,roześmiała się głośno ,gdy jedna z kaczek wyszarpała mu pieczywo z dłoni i majestatycznie uciekła na sam środek tafli wody ,w pogoni za szalonym ptakiem udali się jego gatunkowi towarzysze ,powodując niemały hałas.
-Mamo – podbiegł do niej – Zobacz – wskazał na niewielką ranę na ręce – Ale wredna –oburzył się szczerze ,obrzucając zielonogłowe zwierze zabójczym spojrzeniem
- No rzeczywiście – roześmiała się – Prawdziwa kaczka-ludojad – żartowała
- To nie jest śmieszne – zaprzeczył ,choć on również nie potrafił ukryć uśmiechu
-  Będziesz żył – odpowiedziała po chwili ,przyglądając się małemu skaleczeniu na palcu synka.- Zgłodniałem trochę -  przyznał po kilku minutach uroczego droczenia się z mamą.
- Mieliśmy przecież iść do kina – przypomniała mu, zerkając na zegarek . Tego dnia mieli świętować pierwszy dzień Alexa w nowym przedszkolu. Ku uldze Wiki małemu bardzo się tam spodobało. Od razu zauważyła ogromną zmianę w jego zachowaniu. Znów był sobą. Pełnym życia ,energii i radości chłopcem.
- No i klapa – Wiktoria spochmurniała – Już jesteśmy sporo spóźnieni na seans – uśmiechnęła się krzywo
- Nic nie szkodzi – odparł obojętnie ,podbiegając do pobliskiej fontanny. Zamoczył ręce w wodzie i z szelmowskim uśmieszkiem szybko podszedł do Wiki ,strzepując na nią krople zimnej wody.
- Oż ty !- pokręciła rozbawiona głową ,łapiąc synka w pasie – Ja  ci dam ,własną mamę ochlapać – żartowała ,łaskocząc go delikatnie. Po kilku minutach oboje zmęczeni opadli powrotem na ławkę.
- Kocham cię rozrabiako – pogroziła mu żartobliwie palcem – I wiesz co ? –zagadnęła, wstając.
-Co ? – zeskoczył z ławki ,chwytając w rękę swój niewielkich rozmiarów niebieski plecak .
- Miałeś rację z tym obiadem- przyznała ,zerkając na niego
- Ja zawsze mam rację – stwierdził, dalej drocząc się z mamą
-  No tak …tak – roześmiała się po raz kolejny. Bardzo brakowało jej takiego Alex’a.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Londyn skrył pod nocnym płaszczem. Rudowłosa kobieta razem z synkiem czekała na taksówkę ,chowając się przed deszczem  pod markizem restauracji.
- A to był taki ładny dzień – zaczął malec ,patrząc na gęste strugi deszczu spadające z nieba
-  Do czasu – uniosła kącik ust do góry ,wyczekując pojazdu ,który i tym razem zajął przed nimi ktoś inny. Spojrzała na drżącego z zimna syna.
- Załóż – podała mu swój cienki płaszcz
- Mamo ,ale teraz tobie będzie zimno – zauważył ,odmawiając przyjęcia ubrania
- Jeszcze mi brakuje byś się  przeziębił  -zmarszczyła brwi ,dotykając jego czoła – No ładnie – westchnęła z troską  ,zmuszając go do okrycia się płaszczem  .- Przecież nie będziemy tak tu czekać w nieskończoność – powiedziała do siebie ,obserwując niemały korek powstający na ulicy.
- Jesteśmy całkiem niedaleko domu  –  stwierdził chłopiec  ,przyglądając się dobrze sobie znanym budynkom po drugiej stronie jezdni.- Może pójdziemy ? –zapytał
- No nie wiem- powiedziała nieprzekonana ,zlustrowała malca wzrokiem.- Idziemy ?- upewniła się ,odnajdując w jego oczach odpowiedź.
-Na trzy ? –odwrócił głowę w jej stronę. Po chwili oboje w pośpiechu pobiegli na chodnik ,uciekając przed zimnymi kroplami deszczu,skutecznie drażniącymi receptory na ich skórze .Roześmiali się  ,gdy tuż po przekroczeniu drogi  , mokrzy schowali się pod niewielkim daszkiem sklepu muzycznego.

- To chyba nie był najlepszy pomysł – stwierdziła markotnie Wiki ,gdy całkiem przemoczeni wreszcie wrócili do apartamentu. Alex kaszlnął głośno.
-Nie brzmi to najlepiej – oświadczyła ,pomagając ściągnąć mu mokre ubrania. Sięgnęła po ręcznik i energicznie zaczęła suszyć nim jego włosy .
- Ej – uśmiechnął się blado – Nic  nie widzę – dopowiedział spod ręcznika

- I dobrze – odpowiedziała zdenerwowana ,obwiniając się za to ,że zgodziła się na ten niedorzeczny pomysł . Kolejne kichnięcie.- Wspaniale ! – pomyślała zmartwiona ,sięgając tym razem po suszarkę. 
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Gdy całkiem już wysuszony ,przebrany i rozgrzany ciepłym kakao Alex znalazł się w swoim łóżku na tablicy problemów Wiki pojawił się nowa pozycja.
- Mamo ,a gdzie mój Burro ? –zapytał chłopiec , energicznie rozglądając się po pokoju
- A nie wziąłeś go do przedszkola ?-zapytała ,poprawiając mu kołdrę ,co skutkowało lekkim przyduszeniem chłopca.
- Chyba jest w plecaku – uświadomił sobie po chwili ,zrywając się z łóżka.
- Co ty wyprawiasz – westchnęła Wiki ,zmuszając go by znów się położył.
-Bez niego nie zasnę –stwierdził pewnie ,co dla Rudej było całkiem oczywiste
-Zaraz go przyniosę – powiedziała ciepło ,jeszcze raz mocniej go okrywając. Nie mogła pozwolić na to by Alex zachorował ,zwłaszcza teraz. Już po chwili znalazła się w sporych rozmiarów hallu ,który zaaranżowany był na przedpokój. Podniosła całkiem mokry niebieski plecak syna i pospiesznie rozpięła suwak ,odnalazła jego przytulankę ,choć z trudem rozpoznała w przemoczonej puchatej masie sympatycznego osiołka. Szybko ruszyła do łazienki w celu ratunku zwierzaka ,który wydawał się być w opłakanym stanie.
- Co z nim ? – usłyszała po chwili głos malca za swoimi plecami
-Już jest wyprany – powiedziała ,odgarniając z czoła włosy – Jeszcze tylko go wysuszymy – dodała zadowolona ,miała nadzieję, że udobrucha tym małego.
- Wyjdzie z tego ? –zapytał nieprzekonany ,obserwując coś co tylko w teorii było Burrem
- Stan nie jest najlepszy ,ale stabilny – odpowiedziała przewrotnie z lekkim uśmiechem – Wracaj do łóżka , proszę – zwróciła się do niego stanowczym głosem . Alex uśmiechnął się do niej jednym kącikiem ust  i ku zaskoczeniu Wiki udał się do swojego pokoju. Rudowłosa przystąpiła do dalszych czynności akcji ratunkowej  puchatego przyjaciela synka. Suszarka okazała się tego dnia ponownie najlepszym sprzymierzeńcem kobiety.
Wychodząc z obszernej łazienki Wiktoria usłyszała dzwonek do drzwi. Spojrzała na wiszący na korytarzu ,czarny ,designerski zegar ,który wskazywał godzinę dwudziestą pierwszą  i zmarszczyła nieznacznie czoło. Zdziwiona udała się w stronę drzwi ,zastanawiając się ,kto mógł złożyć jej tą niespodziewaną wizytę. To musiał być ktoś ,kogo znała ,ponieważ w innym przypadku portier nie wpuścił by przybysza do środka budynku. Zlustrowała siebie wzrokiem ,poprawiając bordowy szlafrok i odrzuciła do tyłu mokre włosy. Sądziła,że to Ellie postanowiła  odwiedzić ich po dyżurze.  Przekręciła nowoczesny zamek do drzwi   mieszkania i z trudem utrzymała równowagę.
-Wiki – usłyszała niski ,zaniepokojony głos zza uchylonego sprawie przejścia i z drżącymi   rękami otworzyła je na oścież ,pozwalając  by wysoki ,szpakowaty mężczyzna znalazł się we wnętrzu jej domu. Andrzej oczarowany przez dłuższą chwilę patrzyła na Wiktorię. Tej natomiast trudno było zmusić swój organizm do wypowiedzenia choć jedengo słowa. Przy jednej z prób wykonania tego nieosiągalnego zadania chrząkneła nieznacznie.
- Nie mówiłeś ,że przyjedziesz – zaczęła cicho Ruda ,skonsternowana nieco swoim wyglądem jak i niespodziewaną obecnością Falkowicza.
- To był bardzo szczęśliwy zbieg okoliczności – odpowiedział z typową dla siebie pewnością w głosie,unosząc  nonszalancko prawy kącik ust – Widzę ,że macie sytuację kryzysową – spojrzała na pluszowego osiołka i suszarkę w jej dłoni.
- Można tak powiedzieć – uśmiechnęła się delikatnie – Burro potrzebował natychmiastowej pomocy – dodała z przekonaniem ,mierzwiąc grzywę osła.
- Mamo ?! – z korytarza dobiegł ich głos chłopca – Jak nasz pacjent ? – dopytywał ,pojawiając się tuż  obok nich  zza jaskółczych drzwi. W tym momencie szare spojrzenie oczu Alexa spotkało się z roziskrzonymi równie szarymi  oczami Andrzeja ,w których w tym jednym momencie można było odnaleźć  mozaikę uczuć.

11 komentarzy:

  1. Super że dodałaś nową część jest na prawde świetna. Nareszcie Alex spotka się i porozmawia z tatą. Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest, jest, jest! Kolejne genialna część! Cieszę się bardzo z regularnych publikacji. Świetna jest ta historia. Czekam na rozmowę obu panów i ponowne zbliżenie Wiki i Andrzeja. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. fajnie, że wróciłaś :-) już myślałam że nigdy nie przeczytam Twojego cudownego opowiadania :) Czekam na rozmowe Andrzeja i Alexa, bo prawde mówiąc czekam na to od początku opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki tam zapychacz, kolejna swietna czesc :D czekam na next! Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na rozmowe taty z synem <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Super! czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  7. ŁAŁ ! Czekam na taką szczerą rozmowę ojca z synem i oczywiście na zbliżenia Wiki i Andrzeja .Weny :) / Julka

    OdpowiedzUsuń
  8. Extra czekam ! :-) Kiedy coś się pojawi? :-) bardzo czekam na next :-) pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuję dzisiaj znaleźć trochę czasu i się za to zabrać. W (ten) weekend powinno już coś się pojawić. :) Teraz mam mały problem...bo rozmowa Andrzeja i Alex'a nie miała należeć to zbytnio "udanych" ,ale skoro tak bardzo na nią czekaliście ,to będę musiała zmienić trochę plany...
      Dzięki za komentarze :D Również pozdrawiam

      Usuń
    2. super, czekam :-)

      Usuń