niedziela, 7 lutego 2016

II. Prolog "Tylko głupi boją się losu"

Witajcie ponownie!

Jak zwykle plany nie poszły do końca po mojej myśli :( Następna część pierwszego opowiadania raczej pojawi się w przyszłą sobotę. Tymczasem zachęcam do zapoznania się z prologiem nowego opowiadania. Od razu może mniej więcej nakreślę, jaką mam koncepcję. Prolog sam w sobie może wydać się męczący, ale podkreślam - dla dalszej akcji ważny. Nie ukrywam, że jest taką "pigułką" całej sytuacji w tle życia Wiktorii. Uznałam, że te wątki bardziej poboczne zawrzeć i wyjaśnić tutaj, od razu by później skupić się na tym co jest istotą tego opowiadania. Mamy tutaj zawarte przyszłe motywy działań Wiktorii, to dość ważna kwesta, która nadaje sens jej późniejszym decyzjom no i w całokształcie jej postaci (charakter,dążenia itd.), na które wpływ mają zawarte w tym prologu wydarzenia. Ogólnie prolog jest taki odniesieniem do opowiadania, czyli określeniem czasu (Agata i Wiktoria czasy studenckie + staż + rezydentura) no i sytuacji życiowej (rozstanie z Przemkiem itd.)  Jeśli chodzi o Falkowicza, bo jak się spodziewacie on również odegra tutaj istotną rolę, to Falko gości w 1 części (już więcej nie zdradzam) :D 
Pozdrawiam i już nie przynudzam... choć z góry uprzedzam, że ciężko przez to przebrnąć :P
                                                                        
                                                                            Prolog 

Kolejny parny ,sierpniowy poranek dawał się we znaki mieszkańcom stolicy. Wyschnięte do cna trawniki i pustki na ulicach świadczyły o efektach jego uporczywej działalności. On również jak poprzedzająca go bezlitosna noc i bezwzględne popołudnie nie zamierzał odpuszczać. Pomimo wczesnej pory słupek rtęci na przestarzałym termometrze ,wiszącym nieopodal małego balkonu  jednego z mieszkań ursynowskiego blokowiska wskazywał ponad trzydzieści pięć stopni Celcjusza . Wszechogarniająca ciszę panującą w tym niewielkim mieszkanku przerywał tylko cichy szum działającego nieustannie, plastikowego wiatraczka. Nic, ani nikt ,jak się wydawało, nie mógł przerwać spokojnego i mocnego snu blondynki ,która z braku innej możliwości ,wyjątkowo jako miejsce swojego spoczynku obrała poprzedniej nocy wannę?.Wydawało jej się wówczas ,że to miejsce „ostatniej szansy” będzie idealną alternatywą stojącego w dusznym pokoju łóżka, myliła się jednak. Ona jeszcze nie wiedziała i nie przypuszczała iloma siniakami i jakim bólem pleców przypłaci tą chłodną, acz niezbyt przyjemną drzemkę. Jej przewidujący pupil najwyraźniej nie zamierzał dłużej chronić swojej lekkomyślnej pani przed tą smutną prawdą, dlatego po kilku minutach głośnego, natarczywego miauczenia wreszcie zdecydował się przywrócić ją do pionu. Radykalne rozwiązania wymagają radykalnych środków. Zgrabnym skokiem, z zadziwiającą jak na swe rozmiary lekkością niczym dzika  puma wdrapał się na emaliowaną ,białą powierzchnię brodzika i mocnym machnięciem swojego puszystego, rudego  ogona bezceremonialnie obudził właścicielkę. W każdym kocie tkwi wyrafinowany łowca. 
- Marcel !– krzyknęła przerażona Agata, obijając głową o słuchawkę prysznica, dopiero po chwili zorientowała się, gdzie jest – Świetnie- westchnęła rozczarowana swoją głupotą i zrzuciła z kolan oburzonego tym faktem grubego, rudego kocura. Dopiero wychodząc z ciemnej i chłodnej łazienki uzmysłowiła sobie czym kierowała się wczoraj wybierając to miejsce na swoją sypialnię. Rozgrzane brązowe kuchenne kafle skutecznie jej o tym przypomniały . Całą kawalerkę oświetlały złośliwe, nieprzyzwoicie gorące promienie słońca. Upał. Dobrze zdawała sobie z tego sprawę, a czy mogłoby być inaczej ? Skoro każda komórka jej ciała, najmniejszy nawet receptor skórny wyraźnie protestował przeciwko tej zatrważająco wysokiej temperaturze ,produkując coraz to nowe porcje ochładzającego, oczywiście ,tylko z zamierzenia , potu. Organizm Woźnickiej widocznie nie radził sobie z tym stanem rzeczy, tak jak jego posiadaczka. Zapewne nie byłoby w tym dla niej nic nadzwyczajnego, gdyby jednak  ten bezlitosny stan niemal afrykańskich upałów nie trwał już ponad trzy tygodnie. Lato, a w szczególności tegoroczne, niczym rodem z tropików, to nie był odpowiedni czas dla Agaty, zdecydowanie nie. Ona bardzo dobrze zdawała sobie sprawę ze swoich fizycznych przystosowań, tak wysoka temperatura na dłuższą metę ,to był dla niej prawdziwy wyrok. 
- Ciekawe jak radzi sobie nasza ruda, co ? –  niebieskooka spojrzała na puszystego towarzysza znad przymocowanej magnesem  do lodówki kartki z Andaluzji, sięgając w tej samej chwili po butelkę zimnego mleka. Żarłoczny, leniwy kocur miauknął głośno na widok upragnionego, białego płynu. – Jeśli u nas temperatura  sięga czterdziestki, to ciekawie  jak jest w Sewilli ?! – westchnęła głośno, a jej myśli krążyły wokół miedzianowłosej współlokatorki – Jak sądzisz ? – zerknęła na wygłodniałego futrzaka, po czym rozmyślaniami wróciła do śniadania. Z niemal chirurgiczną precyzją zlustrowała pustkę lodówki i migoczącą w niej złośliwie lampkę, następnie zrezygnowana ,całą zawartość butelki wlała do miski zwierzaka. No masz. Nachap się. Głaskała pupila po mięciutkim futrze, zastanawiając się czy jest na tyle głodna by wybrać się w samobójczą przechadzkę do osiedlowego marketu, należącego do złowieszczo brzmiącej sieci sklepów „ Lewiatan ” ,czy ze względów zdrowotnych  Och tak dieta! Trzeba dbać o linię ! zdecyduje się na dzień postu. Pieszczony przez właścicielkę , rozpieszczany ponad wszelkie granice  futrzak i tym razem nie pozwolił jej dłużej pozostawać w nieświadomości , zerwał się gwałtownie i zgrabnie pomknął do salonu, słysząc ledwie wychwytywalny, metaliczny brzęk zamka.
- Ej ! Ty rudy zdrajco ! – krzyknęła za nim , podążając w kierunku centralnie położonych drzwi mieszkania, z których zielona farba w odcieniu zgnilizny  odchodziła całymi płatami przy najmniejszym nawet dotyku.
- Mam nadzieję ,że to nie było o mnie – napotkała na delikatny uśmiech swojej rudowłosej przyjaciółki.
- Wiki – zdziwiła się szczerze blondynka, otwierając bezwiednie usta, po czym uważnie przyjrzała się przyjaciółce ,która z trudem ciągnęła za sobą dużą, kolorową torbę podróżną, pokrytą niemal w całości tandetnymi naklejkami. Wyraźna opalenizna idealnie współgrała z kremową, zwiewną sukienką, czego z kolei nie można było powiedzieć o wyrazie twarzy rudej ,który wyraźnie dawał znać o mieszance głębokiego smutku i złości ,szargającej jej właścicielką.
-  Miło mnie witasz, naprawdę– powiedziała ironicznie ,uśmiechając się blado ,po czym zamykając za sobą drzwi do mieszkania.
-Miałaś wrócić dopiero za twa tygodnie – usprawiedliwiła się niebieskooka ,ściskając się z Wiktorią.
-To prawda. Miałam – przytaknęła bezbarwnym głosem, przechodząc do aneksu kuchennego, który tworzyły niska, wiekowa lodówka, pamiętająca czasy komunizmu, rząd niedobranych mebli kuchennych w kolorze ciemnego kakao oraz nadgryziona zębem czasu żółtawa kuchenka, która zapewne za czasów swojej świetności była śnieżnobiała – Oczywiście, nie robiłaś żadnych zakupów – stwierdziła z pewnością w głosie ruda, jeszcze zanim otworzyła pobrzękujące głośno urządzenie .
-No wiesz … - blondynka chciała udać oburzenie, krzyżując ręce na piersi . Jak zwykle, bezowocnie. 
- Pustka- rudowłosa naznaczyła dłońmi w powietrzu kulę i sięgnęła do rozklekotanej szafki  po dwie małe szklanki, które po chwili wypełniła wodą z kranu. Z ulgą upiła łyk zimnego płynu ,pozostawiając na czerwonym, niedopasowanym blacie drugie naczynie  przyjaciółce.
- To teraz mi powiesz Woźnica - kontynuowała odkładając pustą szklaneczkę do obłożonego brudnymi talerzami zlewu – Co ty takiego kupiłaś ? – ochoczo przeszła do przestronnego salonu, który służył im również jako sypialnia.
-Ja ? –zdziwiła się ,uśmiechając się niewinnie. Czasem irytowała ją własna przewidywalność.
- Nie urodziłam się wczoraj – rudowłosa przysiadła na bordowej sofie, patrząc w oczy przyjaciółki cielęcym wzrokiem  – Lato – Agata -Klimatyzacja-Galeria handlowa-Zakupy – przedstawiła jej jasne równanie – I to wszystko równa się pustej lodówce, którą poprzedza brak środków  na koncie – zakończyła wywód ,unosząc znacząco kasztanową brew.
- Brawo za analizę ,pani doktor – odparła naburmuszona Woźnicka, na twarzy której jednak pojawił się cień rozbawienia. Musiała przyznać, że podczas kilkutygodniowej  egzystencji w upale bardzo brakowało jej poczucia humoru Wiki ,jak zwykle  mocno naznaczonego złośliwościami.
- Ojj nie, jeszcze nie doktor- rozbawiona pogroziła jej palcem ,wygodnie opierając się o puszystą poduchę. Znużenie podróżą dawało jej się we znaki, choć to nie ono było powodem jej złego samopoczucia.
- No tak,  jeszcze rok - Agata z grobową miną przysiadła obok przyjaciółki. Same rozmyślania o końcu studiów przyprawiały ją o ból głowy. Bycie lekarzem - tak to był jej największy cel, marzenie. Była już tak blisko spełnia go, jednak sama nie wiedziała dlaczego ostatnio przerażała ją ta perspektywa, ciążąca na niej odpowiedzialność ,która będzie towarzyszyć jej każdego dnia w życiu zawodowym. Jej przyszłość niby już jasna ,stała jednak ciągle pod znakiem zapytania. W przeciwieństwie do zdeterminowanej rudej Agata wciąż nie mogła zdecydować się na wybór specjalizacji. Ukończenie medycyny było dla niej  nie tylko końcem trudnych studiów, ale i początkiem jeszcze bardziej wymagającej pracy. Nie wiedziała, czy podoła, czy się sprawdzi. Mimo pięciu lat nauki i wszelkich włożonych w nią wysiłków wciąż miała wątpliwości.
- Dokładnie dwa semestry – podkreśliła dobitnym głosem Wiktoria, która bez większego entuzjazmu zabrała się za rozpakowywanie jaskraworóżowej torby podróżnej.
-Wiesz, zastanawiam się ostatnio …- zaczęła bez przekonania blondynka, pokazując przy okazji siatki wypełnione ubraniami, które w „przystępnej” cenie udało jej się złowić na zeszłotygodniowej wyprzedaży.
-Tak ? –mruknęła niewyraźnie Wiki ,zerkając na śliczną kobaltową bluzkę, którą kupiła jej przyjaciółka.
- No… - Woźnicka zakłopotała się własną szczerością – Właściwie to zastanawiałam się nad tym rokiem –dokończyła ,intensywnie wpatrując się we własne dłonie.
- A nad czym tu rozmyślać – rudowłosa zmarszczyła brwi –  Miesiące kucia, dwie sesje, staż, nieprzespane noce …- ruda kontynuowała pewnym głosem – oczywiście mam nadzieję, że nie tylko  z powodów  czysto naukowych – uśmiechnęła się delikatnie ,spoglądając na współlokatorkę znacząco. Była zadowolona z tego, zwyczajnego, luźnego przebiegu ich rozmowy. Tak było jej łatwiej. Cieszyła się, że jak dotąd udało jej się zataić przed Agatą  swoje podłe  samopoczucie i problemy, które w ciągu ostatnich tygodni wypiętrzyły się do kosmicznych rozmiarów. Specjalnie wgłębiała się w dyskusję o studiach byle tylko nie zwrócić uwagi Agaty na swoje puste, zmartwione spojrzenie. Nie chciała przytłaczać przyjaciółki swoimi problemami, a poza tym sama chciała chociaż na chwilę odwrócić swoje myśli od kolejnego rozpamiętywania kłótni z rodzicami ,która miała miejsce  kilka dni wcześniej. Jej wakacyjne odwiedziny w Hiszpanii niespodziewanie zakończyły się druzgocącą klęską. W tej chwili Wiktoria nawet nie wyobrażała sobie, czyhających na nią konsekwencji tej sprzeczki.
- Nigdy nie za dużo anatomii – przyznała rozbawiona blondynka, bawiąc się frędzelkami, ozdobnej poduszki.
- Imprezy….imprezy …..- wyliczała na palcach Wiktoria, z trudem podnosząc kąciki ust ku górze – i … ? - zawiesiła nagle głos.
- I imprezy – dokończyła niepewnie Agata.
- Trafiłaś w sedno Woźnicka – uśmiechnęła się sztucznie po raz kolejny. Lecz nie musiało upłynąć wiele czasu by blondynka zauważyła, że mimo pozorów uśmiech Wiki nie jest tak szczery jak zawsze, a jej śmiech nie niesie ze sobą zwykle towarzyszącej mu  radości. Znały się zbyt długo, zbyt dobrze ,by Consalida mogła  tak łatwo to ukryć. Blondynka z łatwością odczytała z przeraźliwie smutnych i pozbawionych blasku  zielonych oczu rudej ,że dobry humor przyjaciółki jest tylko złudzeniem, zasłoną przed dręczącymi ją problemami.
- A co tam u naszego Przema? –zagadnęła spokojnie ,próbując dyplomatycznie wybadać w czym leży problem przyjaciółki. Już od dawna nie układało się między nimi. Niegdyś nierozłączna para obecnie miała problem w tym by wytrzymać bez kłótni i wzajemnych uszczypliwości przez dłużej niż pięć minut. Agacie jako przyjaciółce obojga trudno było wytrzymać, a jeszcze ciężej zrozumieć całą tą sytuację. Nie chciała naciskać na żadną ze stron, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego ,że ten układ nie przetrwa jeszcze zbyt długo. Czyżby posępny humor Wiki oznaczał rozstanie ? – przemknęło jej przez myśl.
- Chyba dobrze. Jest u rodziców na Mazurach – odpowiedziała automatycznie , tonem pozbawionym emocji – Nie mówiłam ci już tego ?– zmarszczyła brwi ,przyglądając się uważnie Agacie, która zmieszana spuściła wzrok.
- Może – wzruszyła obojętnie ramionami – A dzwonił do ciebie ostatnio ? Pytam, bo mi i chłopakom od dawna nie daje nawet znaku życia – dodała niepewnie ,dobrze zdając sobie sprawę ,że  jej argument jest lekko mówić kiepski.
- Nie – odparła ,przyglądając się uważnie zmieszanej przyjaciółce – Tam nie ma zasięgu – oświeciła koleżankę ,kręcąc pobłażliwie głową. W tym momencie Przemek był ostatnią osobą ,o której chciałaby myśleć. Rozczarował ją. Nie tylko on –myślała z goryczą.
-Acha – mruknęła blondynka tracąc rezon –  Można to przyjąć za usprawiedliwienie – przytaknęła swoim głosem znawcy.
- Agata, Agata – rozbawiona rudowłosa pokręciła głową – Ciągle masz uraz ,co ? – zaśmiała się kpiąco …- Nie przeszło ci po Marcelu – ponownie wygodnie oparła się na białej ,puchatej poduszce. Widocznie chciała przerzucić ciężar rozmowy na barki współlokatorki. Te wszystkie pytania, którymi zadręczała ją Woźnicka nie były bolesne ,jakby mogło się wydawać, ale wręcz przeciwnie -jedynie irytujące. Właśnie to najbardziej denerwowało Wiktorię, jej zmęczenie sytuacją z Przemkiem. Czuła w stosunku do niego jedynie gniew i to ją martwiło. Zastanawiały ją własne wyrzuty sumienia, żale – a dokładnie ich brak. Myśli kłębiły się w jej umyśle. Zastanawiała się czy zarzuty chłopaka były słuszne i czy ona rzeczywiście nie potrafi się zaangażować ? Odgoniła od siebie tą absurdalną teorię , krzywiąc się . Przemek to skończony kretyn. Utwierdziła się w tym przekonaniu. Dopiero niedawno uświadomiła sobie, że to rzekome „prawdziwe” uczucie, które ich łączyło było mrzonką, wymysłem jej wyobraźni, czymś co bezskutecznie próbowała sobie wmówić. Jak łatwo zagubić się w labiryncie własnych myśli.
- Sama się przejedziesz na tym  całym Zapale – prorokowała pewnym głosem blondynka – Najlepszy facet to …- kontynuowała – Żaden facet – podkreśliła ochoczo ,głaszcząc za uszami rudego kocura, który właśnie przyłączył się do ich rozmowy. Oczywiście w głębi serca Agata  w ogóle nie zgadzała się ze swoim stwierdzeniem.- A Marcel…- zaczęła łamiącym głosem , który nieoczekiwania zapoczątkował dłuższą ciszę.
-Chociaż pozostał ci po nim kot – zauważyła coraz bardziej rozbawiona ruda, która również zaczęła głaskać zwierzaka. Oni rzeczywiście są aż tak przewidywalni – westchnęła głośno, wspominając zachowanie byłego chłopaka. Ruda uśmiechnęła się delikatnie ,odtwarzając wcześniejsze słowa Agaty, które ni jak miały się do romantycznej duszy niebieskookiej dziewczyny.
- Wiesz dobrze, że go nie cierpię – odpowiedziała wbrew prawdzie .
- Ale jakoś ciągle go masz – spojrzała znacząco na Agatę, która nie przestawała głaskać otyłego kocura za pokrytymi kasztanowym puchem uszami, który mruczał nieprzerwanie, zadowolony z okazanej mu pieszczoty.
- To z przyzwyczajenia – broniła się Woźnicka , przechadzając się po pokoju by uchylić okno – To tak jak ty i Przemek- stwierdziła pewnie –Jesteście ze sobą z przyzwyczajenia – była zaskoczona własnymi słowami. To będzie dzień Szczerej Agaty.
Te słowa nawet w najmniejszym stopniu nie zdziwiły Wiktorii. Rudowłosa może próbowałaby zaprzeczyć, nie tyle słowom Agaty, ale samej sobie, jednak w tym momencie nie była w stanie choćby otworzyć ust . Chciała by słowa przyjaciółki były mrzonką, ale dobrze zdawała sobie sprawę ,że to czysta prawda. Wcześniej usiłowała sobie wmówić ,że jest szczęśliwa ,że jej związek z Zapałą jest udany ,bezskutecznie. To było jedno wielkie kłamstwo ,już od dawna dobrze zdawała sobie z tego sprawę, a już szczególnie po ostatniej wizycie w Hiszpanii. Zastanawiała się  dlaczego tak długo ukrywała ten fakt przed samą sobą. Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie. Nie była gotowa, musiała dojrzeć do tej decyzji, a kłótnia z rodzicami skutecznie ją do tego zmotywowała. Na początku znajomości z Przemkiem ciągle towarzyszyły jej przysłowiowe „fajerwerki” ,łączyły ich marzenia ,wspólne cele, studia. Dopiero po trzech latach bycia razem Wiktoria zorientowała się jak bardzo ich związek jest prymitywny, płytki. To ona go tworzyła, utrzymywała, dawała całą siebie, a Przemek? No właśnie ,odmówił jej wsparcia, pomocy, rozmowy . Ostatnio miała wrażenie ,że jej unika ,a jego lekceważący stosunek do jej problemów bardzo ją przygnębiał. Szczerze, miała już tego dość. Ciągłe wybuchy zazdrości chłopaka nie pomagały w tej sytuacji.
- To o niego chodzi, pokłóciliście się ? –zapytała zaintrygowana dłuższą ciszą Woźnicka, która nie spuszczała wzroku z przyjaciółki. Jej słowa otrzeźwiły rudą. 
- Pośrednio – Wiktoria  wahała się z odpowiedzią – Po prostu myślałam, że on jest inny, że nie jest takim …..- nie dokończyła, szukając odpowiedniego porównania, niestety w jej umyśle pojawiały się jedynie niecenzuralne epitety.
- Egoistą – dodała ze zrozumieniem Agata – Coś musiało otworzyć ci wreszcie oczy – głośno zastanawiała się blondynka. Nie chciała wtrącać się w związek przyjaciółki, gdyż nigdy nie uważała się za eksperta w tej kwestii, tym bardziej ,że Zapała wciąż pozostawał jej przyjacielem. Ona , Wiki i Przemo – kiedyś była to zgrana paczka. Kiedyś.
- To długa historia – Wiktoria była bliska otwarcia się przed przyjaciółką – Może najpierw pójdziemy na jakieś zakupy i przyćmimy to światełko w lodówce –zerwała się na równe nogi ,sięgając po małą ,skórzaną torbę. Jedzenie-koi smutki. Czekolada- rozwiązuje problemy .Wino – pozwala zapomnieć. Tą wiedzę posiadała każda kobieta.
-Jak na ciebie ta propozycja jest zaskakująco dobra – odpowiedziała Agata z pompatycznym uznaniem. Doskonale wiedziała, że Wiki potrzebuje czasu by w spokoju przetrawić zerwanie. To nie był odpowiedni moment na głębsze zwierzenia .Po  chwili Woźnicka przyjrzała się stanowi swojego stroju, który tworzyła szara, letnia pidżama  
– Dziesięć –powiedziała pewnym głosem ,patrząc prosto w zielone oczy Wiki.
- Osiem – odparła ruda ,zaciskając mocno  malinowe wargi- I ani minuty dłużej – uniosła  brwi wyzywająco. Obie wiedziały o co toczy się między nimi gra,  znały się na tyle dobrze by w niektórych kwestiach zrozumieć się bez słów. Jedną z nich był  głód.
- Nie jadłam nic od wczoraj, nawet pięć mi wystarczy – uśmiechnęła się lekko blondynka ,znikając za drzwiami łazienki. 
W tym czasie Wiktoria oderwała się od ich przyziemnej, dziecinnej – jak jej się teraz wydawało codzienności, jaką jako studentki wiodły w tym wynajmowanym mieszkaniu, a jej myśli po raz kolejny tego dnia powędrowały do rodzinnej posiadłości w południowej Andaluzji. Dom rodzinny rudowłosej, niegdyś najwspanialsze miejsce na ziemi, raj jej dzieciństwa, ostoja szczęścia i bezpieczeństwa nigdy wcześniej nie wydawał jej się tak odległy i odstręczający jak dziś. Rudowłosa nerwowo wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze, próbując wymazać z pamięci wydarzenia sprzed ostatnich dwóch dni.
Tego lata, wraz z końcem roku akademickiego Wiktoria postanowiła spędzić kilka wakacyjnych tygodni w rodzinnej posiadłości, położonej niedaleko słonecznej Kordoby. Rudowłosa obawiała się nieco spotkania z rodzicami. Ich relacje od dawna nie układały się najlepiej. Rodzice, a zwłaszcza apodyktyczny ojciec od dawna mieli za złe niepokornej jedynaczce przeprowadzkę i rozpoczęcie nauki w Polsce. Nie potrafili, a nawet nie starali się zrozumieć motywu decyzji córki. Młoda Consalida nigdy nie odpowiadała wymaganiom swoich rodzicieli. Jej rodzina miała swoje tradycje i zwyczaje, a rezygnacja lub łamanie którejś z przyjętych przez nich norm było czymś niedopuszczalnym. Miguel Antonio Consalida y Almodovar de Torralva pochodził ze znanego, hiszpańskiego rodu, którego członkowie od wielu wieków mieli wymierny wpływ na funkcjonowanie państwa. On również nie przerwał rodzinnej tradycji, po latach prowadzenia własnej praktyki adwokackiej, rozpoczął błyskawiczną karierę polityczną. Dzięki dobremu nazwisku, koneksjom i rozległym znajomościom w kręgu prawniczym w mgnieniu oka stał się jednym z czołowych polityków kraju. Przez kilka lat pełnił funkcję przewodniczącego partii „Partido Andalucista” , jednak jego apetyt na stanowiska rządowe znacznie wzrósł. Niegdyś skupiony na rodzinie , zapamiętał się w intrygach i konszachtach międzypartyjnych oraz coraz to nowych kampaniach wyborczych. Wszystko w jego życiorysie musiało być odpowiednie, idealne, począwszy od wiązania krawata, a kończąc na żonie i córce. Życie Miguela stało się wkrótce grą, wyścigiem, niekończącą się jedną, wielką, kampanią wyborczą. Wiktoria nie mogła znieść tej sytuacji, podporządkowywania się decyzjom ojca, grania roli „córki idealnej”, to nie było szczytem jej marzeń. Wyraźnie dała rodzicom do zrozumienie, że ona też ma swoje plany i ambicje, nie mogli tego pojąć. Miguel wyraźnie zaznaczył, że jej miejsce, jako córki jest w Hiszpanii, przy jego boku. Kpił z ambicji Wiki, dając jej do zrozumienia, że ktoś taki jak ona, słaby i wrażliwy nigdy nie będzie w stanie wykonywać tak odpowiedzialnego zajęcia jakim jest praca lekarza. Tymi słowami mocno uraził dumę rudej, tworząc między nimi mur nie do przebycia. Zawzięta Wiktoria gdy tylko otrzymała wyniki egzaminu maturalnego, złożyła podanie na studia medyczne na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Pragnęła się od tego wszystkiego odciąć, udowodnić ojcu ,że się myli. Warszawa  - miasto tak odległe od rodzinnej Kordoby wydawało jej się idealnym miejscem na spełnienie swoich marzeń, tym bardziej ,że nie sięgało ono w granice wpływów ojca. Tutaj mogła być sobą, zwyczajną Wiki, która nie musiała obawiać się, że zwykłym wyjściem do baru z przyjaciółmi zaszkodzi pozycji politycznej rodzica. Polska wydawała jej się oczywistym wyborem również dlatego, że posiadała ona podwójne, hiszpańsko-polskie obywatelstwo, a język polski nie stanowił dla niej żadnej bariery. Młodą dziewczynę w słuszności decyzji utwierdziła rezolutna babcia Leticia, która również nie mogła pogodzić się ze skandalicznym zachowaniem swojego syna, Miguela. Staruszka kochała jedyną wnuczkę ponad wszystko, po jej przeprowadzce do Warszawy wspierała Wiktorię finansowo, a także próbowała doprowadzić do pojednania młodej z rodzicami. Niestety, starsza pani nie zdołała doprowadzić swojego dzieła do końca, zmarła dokładnie przed rokiem, pozostawiając młodej Consalidzie rodową biżuterię i kilka procent udziałów w rodzinnym winnicach, do których pełne prawo uzyska dopiero po dwudziestym piątym roku życia. To właśnie rok dzielił jej poprzednią wizytę w Hiszpanii z tą sprzed kilku dni. Poprzednim razem przyleciała do ojczyzny jedynie na pogrzeb ukochanej babci. Strata Leticii, wbrew oczekiwaniom oddaliła Wiktorię jeszcze bardziej od rodziców. Ze strony ojca padły wyraźne żądania : albo rzuci studia i wróci do kraju albo może zapomnieć o spadku po babce. Consalida nie przejęła się szczególnie tą groźbą, nie zależało jej na pieniądzach. Medycyna była dla niej wszystkim, teraz nie byłaby w stanie zrezygnować a niej nawet dla niebotycznie wysokiej sumy. Swoją obojętnością na zapisane jej  dziedzictwo jeszcze bardziej rozwścieczyła temperamentnego Miguela, który nie potrafił znaleźć prawdziwych argumentów, które mogłyby zmusić córkę do powrotu. Z obu stron sporu padło kilka nieprzemyślanych słów, które sprawiły, że Wiki wróciła do Polski jeszcze w dniu pogrzebu babki. Tegoroczna kłótnia miała podobny, lecz nieco ostrzejszy charakter. W trakcie kampanii wyborczej pana Consalidy na szefa rządu do opinii publicznej dostało się kilka informacji o jego życiu prywatnym, które doprowadziły do porażki polityka. Oczywiście za przegraną Consalida obwiniał córkę, a nie swój kontrowersyjny romans. Nie omieszkał wypomnieć latorośli, kilku głośnych nagłówków z tabloidów, które nie zamierzały puścić płazem faktu, że córka znanego polityka mieszka i studiuje poza granicami kraju, a miejscem jej pobytu jest państwo, traktowane w Europie zachodniej jako kraj drugiej kategorii. Brukowce głośno „zastanawiały” się nad stanem hiszpańskiej edukacji, skoro nawet córka przyszłego szefa rządu wybiera uczelnię w takim kraju jak Polska, a nie w rodzimej Hiszpanii. Po kolejnej falii absurdalnych zarzutów i nakazów, a także wieści o romansie ojca szanse na rozejm z despotycznym rodzicem spadły w sercu rudej niemal do zera. Wiktoria tym razem nie hamowała swoich emocji, dosadnie dała ojcu znać, co o nim myśli, nie czuła wyrzutów sumienia. Była przekonana, że jej gorzkie słowa są czystą prawdą, sądziła, że może przywrócą one politykowi odrobinę zdrowego rozsądku. Niestety stało się wręcz odwrotnie, pan Consalida z zadziwiającym spokojem i opanowanie stwierdził, że Wiktoria nie ma czego szukać w JEGO domu. Dał jej tym do zrozumienia, że już nie traktuje jej jak córki, po czym bezceremonialnie opuścił willę. Jednak to nie wstrząsające słowa ojca napawały Wiki goryczą, a reakcja własnej matki. Wanda przez lata żyła w cieniu ambitnego ponad miarę męża, poświęcając mu się do reszty. Wyzbyła się własnych pragnień, planów i potrzeb, podporządkowując się mu. Wręcz żyła jego życiem, dając mu to, czego pragnął – wizerunek żony idealnej.  Nawet w tej chwili nie potrafiła mu się sprzeciwić, nie znała innego życia, jak tylko tego przy jego boku. Mimo cierpienia, jakie odczuwała po zdradzie , nie była w stanie podważyć jego decyzji, zbolałym wzrokiem zlustrowała roztrzęsioną twarz rudowłosej pociechy i odwróciła się od niej gwałtownie, krocząc pospiesznie w kierunku sypialni. Wiktoria nie mogła w to uwierzyć. Z wodospadem łez, spływających po policzkach w pośpiechu opuściła dom rodzinny, zaciskając dłonie w pięści. Zdawała sobie sprawę, z tego, co tak naprawdę oznaczają dla niej słowa ojca. Wiedziała, że znaczy to, że od tej chwili będzie musiała radzić sobie zupełnie sama, w bądź co bądź wciąż obcym kraju. Jednak nie obawy ,ale niewyobrażalny gniew i rozczarowanie wypełniały jej serce. W tym momencie obiecała sobie, że nigdy w życiu, tak jak jej matka, nie poświęci się dla mężczyzny i nie zrezygnuje z własnej ambicji i zrobi wszystko by osiągnąć sukces i udowodnić Miguelowi, że się mylił. Wiedziała, że tylko niezależność i determinacja mogą ją doprowadzić do tego celu. Obserwując Wandę, Wiki zdała sobie sprawę z tego, do czego prowadzi przywiązanie, a wręcz toksyczna miłość. To doświadczenie, choć bolesne otworzyło jej oczy na wiele kwestii. Z twarzą wilgotną od łez , podróżując komunikacją miejską podjęła definitywną decyzję o rozstaniu z Przemkiem. Po pierwsze niezależność… po drugie kariera… a po trzecie ? No właśnie …co po trzecie ….? Jeszcze kilka miesięcy temu nie spodziewałaby się, że te słowa staną na szczycie jej piramidy wartości, tym bardziej nie przypuszczałby jak szybko los zweryfikuje jej postanowienia. 

- Powiedz mi Agata, czy my z tego kiedyś wyrośniemy ? –zapytała Wiki niewyraźnym głosem, który w tej chwili wydawał jej się dziwnie obcy. Wiedziała, że teraz wszystko się zmieni, że nic już nie będzie takie jak przedtem. Kompletnie nowe rozdziały z cyklu „ Consalida – pomyłka czy rozczarowanie ? ” dopiero miały nadejść.. -  Mam nadzieję, że ten nowy rozdział w moim życiu okaże się bardziej udany – obawiała się tego co ją czeka, a mianowicie życia na własną rękę, wiedziała, że bez wsparcia rodziców będzie skazana na nie tylko na osamotnienie i  debet na koncie, ale również na wiele innych, bardziej dojmujących trudności. 
- Z czego ? –dopytywała zza drzwi toalety zdezorientowana Woźnicka .
- Z tego życia na pół gwizdka – westchnęła głośno ,przecierając dłonią zaszklone oczy. Wspomnienie ich szaleńczych, studenckich imprez po zakończonej w czerwcu sesji zdawało jej się bardziej odległe niż kiedykolwiek, wręcz budziło jej zniesmaczenie.
- Jeszcze rok studiów przed nami … - zaczęła gotowa już do wyjścia blondynka ,która niewiadomo kiedy pojawiła się tuż za plecami rudej – A potem…właśnie życie – dodała obojętnie, nieświadoma tego jak szybko resztki humoru Wiki ulotniły się za obskurne drzwi ich kawalerki.
- Wielka kariera medyczna – ironizowała Consalida, pocierając dłonią pulsujące z bólu skronie.
-Może i jedno i drugie – stwierdziła filozoficzne  blondynka – A może kolejne dziesięć lat nauki – dokończyła z przekonaniem.
-Ten scenariusz jest chyba najbardziej prawdopodobny – potwierdziła rudowłosa ,wiążąc długie włosy w zgrabnego koczka.
-Dlatego musimy w pełni wykorzystać ten pozostały nam czas – powiedziała z udawanym patosem Agata, gestykulując w bardzo nienaturalny sposób, który łudząco przypominał mowę jednego osobliwego, zgrzybiałego profesora , z którym w ostatnim semestrze odbywały się ich wykłady z farmakologii. 
-Bardzo śmieszne. Naprawdę – prychnęła ,zakładając zagubiony kosmyk miedzianych włosów za ucho – Nienawidziłam tego grzyba – szepnęła ,po raz pierwszy tego dnia w pełni szczerze się uśmiechając. Chyba gorzej już być nie może- myślała z nadzieją, chwytając się kurczowo lekkiego powiewu optymizmu, który powoli zaczął koić jej wymęczony ciągłymi rozmyślaniami umysł. Ruda postanowiła nie wyprzedzać faktów, tylko postępować według swoich wcześniejszych postanowień. W tym momencie  Consalida nawet nie śmiałaby przypuszczać jak bardzo jej życie zmieni się w ciągu następnych kilku miesięcy. Była kompletnie nieświadoma tego , co już wkrótce ją czeka, a co było ostatnią rzeczą, którą spodziewałaby się spotkać na swojej drodze… „Fortuna dictur caeca”.

18 komentarzy:

  1. Bardzo się ciesze że dodałaś pierwszą część nowego opowiadania. Jest cudne, mam nadzieje że na jej drodze stanie przystojny i arogancki profesor Falkowicz i zakkcha się w nim bezgranicznie. Nie mogę doczekać się kolejnej części tego opowiadania jak i tego pkprzedniego o Wiktorii, Andrzeju i Alexie. Pozdrawiam wielka fanka twoich opowiadań Kasia

    OdpowiedzUsuń
  2. Przebrnęłam do końca;-)
    Życie Wiktorii to teraz jedna wielka zagadka. Dziewczyna ma postanowienia, wyznaczyła sobie cele, do których ma zamiar dążyć. Nie zawsze na zakręcie czai się zło, chociaż życie jest tak skoplikowane, że nawet najsilniejsi czasami nie dają rady.
    Woźnicka także ma problemy, ale dla niej to na razue tylko dziecinada,a prawdziwa dorosłość zacznie sie, gdy skończą się studia. Nie zdaje sobie sprawy co tak naprawdę dzieje się w życiu jej przyjaciółki.
    Czekam na nexta:-)
    Florentyna

    OdpowiedzUsuń
  3. Super się zaczyna. Poprzednie opowiadanie też czytałam jest mega.Mam nadzieję że next pojawi się niedługo.
    Pozdro :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy jest nie mogę się doczekać??!! Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... mam już pewne plany na dalszą akcję, ale przyznam, że nie poczyniłam jeszcze żadnych postępów w tworzeniu next'a.Jeśli znajdę choć odrobinę wolnego czasu to zapewne przysiądę i spiszę swoje pomysły, ale wątpię by to miało miejsce przed weekendem.W grę wchodzi jeszcze poprzednie opowiadanie i raczej wolałabym najpierw dodać następną część historii z Alex'em w roli głównej, tym bardziej, że w tym przypadku już większość części jest dawno gotowa.:D

      Jednakże dziękuję za zainteresowanie, to motywuje do pisania, zwłaszcza po tak długiej przerwie.

      Pozdrawiam serdecznie :D

      Usuń
    2. Jak dla mnie chętnie przeczytam kolejną cześć o Alexie bo bardzo Ci polubiłam. Mam nadzieję że next będzie najpóźniej jutro. Kasia

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Jak już wspominałam, następna część pierwszego opowiadania pojawi się w weekend, natomiast tego w okolicach przyszłego tygodnia "roboczego". :D

      Usuń
    2. Dzięki za odpowiedz nie mogę się już doczekać.

      Usuń
  6. Dziś next ???��

    OdpowiedzUsuń
  7. Weekend zastukał,opowiadanie o Aleksie poprosimy:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świętowanie ferii się niestety "przedłużyło" i jestem wciąż poza domem, ale jak wrócę to od razu dodam. :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekamy z niecierpliwością!!!! :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. My nadal czekamy!!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Modyfikuję :) Nie wiem, czy na lepsze... :( ,ale zresztą sami się przekonacie. Będzie dzisiaj :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Co z nextem??? Czekam z niecierpliwością!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JUż nawet jest jutro :) To jak z kontynuacją opowiadania o Aleksie? CZEKAM!!!!

      Usuń
  13. Harrah's Cherokee Casino & Hotel - Mapyro
    The Harrah's 제주 출장샵 Cherokee Casino & Hotel 상주 출장마사지 is an indian casino and hotel located 춘천 출장안마 in the beautiful Tbilisi Mountains, in North Carolina. Harrah's Cherokee Casino  바카라 사이트 Rating: 4.5 · ‎7 공주 출장마사지 reviews

    OdpowiedzUsuń