Tak wiem, miałam dodać tą część wcześniej, ale nieoczekiwanie znalazłam się w dość trudnej sytuacji życiowej. Nie mogę napisać, że nastąpiła jakaś poprawa, ale gorzej też nie jest, więc można to uznać za marny, bo marny, ale jednak sukces. :-)
Zbliżamy się do długo zapowiadanej części...która po liftingu (o zgrozo) zajęła nie 40, ale już ponad 50 stron. Trochę tego za dużo i przyznaję, że z bólem serca po raz kolejny musiałam podzielić nex'ta. Muszę dodać , że pomysły na ten, nie cztero, ale pięcio-częściowy rozdział powstały już dobre dwa lata temu, na niemal samym początku opowiadania, dlatego tym trudniej było mi złożyć je w całość, bo były pisane w bardzo różnych odstępach czasu. Tak, w końcu odbędzie się długo zapowiadana wizyta Alex'a w domu Falkowicza, ale znowu nie w tej "podczęści", to dopiero jutro, a właściwie już dziś. Rodział XXXVIII podzielony jest na 5 części, które postaram się dodać jak najszybciej. Naprawdę jest mi przykro, że muszę to wszystko podzielić, ale część dłuższa, niż 15 stron to pomyłka, nikt nie wytrwałby do końca...
W cz. I jest jeszcze Alex i Wiktoria, ale cz.II, cz.III i cz. IV to już tylko Falkowicz i jego syn.
Przepraszam za opóźnienie po raz n-ty i pozdrawiam Was serdecznie !
P.S. Dziękuję również za komentarze i czekam na kolejne! ( szczególne podziękowania dla Kasi, Florentyny i Wiktorii M. oraz bezimiennych anonimków) Słowa krytyki są naprawdę mile widziane, dzięki temu można odnaleźć i skorygować błędy oraz chociaż w jakimś nikłym stopniu poprawić jakość i styl napisanego tekstu, nie wspominając już o motywacji. :D
XXXVIII cz.I James Blunt - Carry You Home
Rudowłosa kobieta od dobrych kilkunastu minut
stała oparta o ciemną framugę drzwi prowadzących do pokoju jej synka. Milcząc,
z lekkim uśmiechem na twarzy obserwowała jego zmagania. Sześciolatek ciągle
marszcząc brwi z zadziwiającą dla siebie powagą próbował dobrać ,wedle własnego
uznania ,najbardziej odpowiednią garderobę na swój jutrzejszy wyjazd. Wbrew
pozorom to nieistotne z pozoru zadanie wydawało mu się bardzo ważne. Chciał
zrobić jak najlepsze wrażenie na swoim tacie. Sam nawet nie był do końca
świadomy jak bardzo w tym momencie zależało mu na akceptacji i aprobacie
Profesora. Po raz trzeci z niezwykłą zaciętością malującą się na jego
zarumienionej z wysiłku twarzy próbował perfekcyjnie poskładać swoją ulubioną
granatową koszulkę. Gdy wreszcie osiągnął zamierzony efekt, uśmiechnął się
szeroko, po czym ostrożnie ułożył idealnie złożone ubranie na samym wierzchu
już niemal w całości wypełnionej ,zielonej torby podróżnej wykonanej z poliestrowej tkaniny w małe
krokodylki. Odgarniając krótkie, brązowe włosy z czoła przeniósł spojrzenie
swoich ciemnoszarych oczu na ulubionego towarzysza siedzącego beztrosko na
białej szafce nocnej. Delikatny uśmiech błyskawicznie spełzł z twarzy chłopca.
- Nie patrz tak na mnie Burro – skarcił pluszowego osiołka
wzrokiem, po czym bezskutecznie próbował zamknąć torbę. Jego spojrzenie
bezwiednie ponownie powędrowało w stronę ukochanej maskotki. – Przecież ktoś
musi zająć się mamą – stwierdził pewnie, ignorując słodki, wyszywany uśmiech
pluszowego przyjaciela. Po raz kolejny próbował zasunąć zamek torby.
- Masz już wszystko ? – szepnęła rozbawiona jego słowami
Wiki, która w mgnieniu oka pojawiła się za plecami chłopca. Pogłaskała synka po
włosach, po czym uniosła do góry kasztanowe brwi przyglądając się jego
wypchanej ponad miarę torbie.
- Chyba tak – odparł niepewnie malec , przysiadając na krańcu
błękitnego materaca.
- Chyba ? – prychnęła
ironicznie Wiktoria, ostrożnie wyciągając z torby podróżnej nadmiar
idealnie poskładanych ubrań – Zamierzasz zabrać ze sobą połowę szafy ? –
uważnie zlustrowała twarz syna wzrokiem. Uśmiechnęła się delikatnie, jednak
chłopiec na jej słowa jedynie nieznacznie uniósł lewy kącik ust do góry. Był
dziwnie przygaszony. Pustym wzrokiem wpatrywał się w Burra.
- Chciałem tylko być dobrze przygotowany – stwierdził pewnie,
przenosząc swoje roziskrzone spojrzenie prosto w zielone oczy mamy. Wiktoria od
razu zauważyła cień niepewności na twarzy Alex’a. Po jego wcześniejszym
entuzjazmie nie było już ani śladu.
Od kiedy tylko chłopiec dowiedział się, że ma spędzić cały
tydzień w domu Andrzeja zawadiacki uśmiech i radośnie tańczące w jego oczach iskierki nie znikały z oblicza
malca. Przez ostatnie dni ciągle rozprawiał tylko o wizycie w Polsce. Snuł
plany, o tym co jeszcze musi pokazać
tacie, o czym chce mu jak najszybciej opowiedzieć. Szczególnie obfity wodospad pytań pojawił się
w umyśle chłopca po obejrzeniu ,wyjątkowo ciekawej z jego perspektywy, operacji
wszczepienia zastawki serca. Oczywiście Wiktoria nie miała o tym pojęcia, Alex
miał nadzieję, że Profesor wyczerpująco odpowie na wszystkie jego pytania dotyczące
zabiegu. Mały już podczas ostatniej wizyty Falkowicza zauważył, że nie jest on
tak sceptycznie jak mama nastawiony do jego nietypowych zainteresowań.
Jednak w chwili obecnej na twarzy chłopca trudno było
odnaleźć oznaki wcześniejszej ekscytacji i radości, którymi tryskał przez cały poprzedni tydzień. Smutne,
zagubione spojrzenie małego mówiło samo za siebie. Wraz ze zbliżającym się
terminem wylotu entuzjazm chłopca zaczynał powoli przygasać. Tym bardziej ta niezwykle
szybka przemiana Alex’a mocno zaniepokoiła Rudowłosą. Dopiero dzisiaj do
świadomości malca dotarło, że zwyczajnie ciesząc się z wyjazdu i zapamiętując się w
dotyczących niego planach w
pewien sposób chciał ukryć swoje obawy , nie tyle przed mamą, co przed samym
sobą. Teraz jednak jego serce zalewała fala wątpliwości, wciąż nie czuł się do
końca pewnie w tej sytuacji…
- Kochanie – Wiktoria spojrzała
na niego z troską – Przecież w Warszawie też są sklepy – powiedziała odkrywczo,
pieszczotliwie mierzwiąc jego krótkie
włosy.
-Wiem- mruknął cicho mały – Po prostu chcę uniknąć
niespodzianek – stwierdził obojętnym głosem, bawiąc się metalową zawieszką suwaka.
- Sądzisz, że to jest możliwe ? – Ruda zaśmiała się,
obejmując synka ramieniem.
- Raczej nie – uśmiech rozjaśnił jego twarz – Jednak nie chcę
robić nikomu problemów- podkreślił zrezygnowanym tonem, unikając wzroku matki.
Wiktoria uważnie przyglądała się twarzy syna, bezskutecznie próbując odczytać z
niej , czego tak naprawdę obawia się malec.
- Skarbie- zaczęła
ciepłym głosem po dłuższej chwili ciszy – Myślałam, że cieszysz się na ten
wyjazd – stwierdziła szczerze. Dotknęła ostrożnie jego ramienia, zmuszając
Alex’a by na nią spojrzał.
- Mamo- zaczął pewnie chłopiec - Ja się cieszę – dokończył z
typową dla siebie stanowczością – Nie mogę się już doczekać …ale….- zaczął z
wahaniem, dziwny błysk pojawił się w jego szarych oczach.
- Ale co ? – zaniepokojona kontynuowała jego myśl. Alex
chwycił leżącego na szafce Burra, mocno miętosząc szare futerko maskotki.
- Ja…- trudno było mu przyznać się do tego przed samym sobą
- Nie chcę go zawieść – mruknął
niewyraźnie, marszcząc w napięciu czoło.
Dopiero wypowiadając te słowa na głos Alex zdał sobie sprawę z ich słuszności .
Na początku nie wiedział, czego właściwie może spodziewać się po Falkowiczu,
czego tak naprawdę może od niego oczekiwać ?
Jednak gdy poznał Profesora wszystko się zmieniło. Andrzej nie był już dla niego dłużej obcym
człowiekiem, stał się dla Alex’a kimś bardzo ważnym. W mgnieniu oka zyskał sympatię, szacunek i podziw syna. Mały nawet nie zauważył momentu, w którym po tych kilku wspólnych, szczerych rozmowach
pokochał swojego tatę… i sam chciał zasłużyć na jego miłość. To właśnie był
powód, dla którego Alex zaczął obawiać się wizyty w domu Falkowicza. Zwyczajnie
nie chciał go sobą rozczarować. Chłopiec pragnął pokazać się Andrzejowi z jak
najlepszej strony, chciał zdobyć jego uznanie, zaimponować mu… Jednak nie miał
pojęcia jak ma tego dokonać ? Alex pragnął jedynie chociaż na te kilka dni
przyskarbić sobie uwagę ojca, udowodnić mu ,że on też jest coś wart i zasługuje
na to by być jego synem. Mały chciał by Profesor był choć przez chwilę z niego
dumny, by po prostu go pokochał…ta jak on jego. Zależało mu na tym tak jak na
niczym innym świecie. Malec nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego największe
marzenie już dawno się spełniło, a on oprócz akceptacji i dumy zyskał również
bezgraniczną miłość swojego taty. Chłopiec nawet nie zauważył, kiedy zdanie
chirurga stało się dla niego takie ważne… wręcz kluczowe. Oczywiście Alex nie
mógł wiedzieć, jakie piorunujące
wrażenie wywarł na Profesorze. Nie był świadomy jak wiele znaczy dla swojego
ojca, którego myśli właśnie w tym momencie sunęły po dokładnie tych samych torach. Żaden z nich nie
miał pojęcia w jak nikłym stopniu ich
rozmyślania i obawy różnią się od siebie. Wciąż nie zdawali sobie sprawy z
tego, jak wiele ich łączy.
- Zawieść ?! – westchnęła ciężko Wiki, kręcąc głową z
niedowierzaniem. Jej oczy zaszkliły się momentalnie, co bezskutecznie próbowała
ukryć. Nieoczekiwany uśmiech pojawił się na jej twarzy. Już po raz drugi tego
dnia usłyszała dokładnie te same słowa, najpierw podczas rozmowy telefonicznej z ust Andrzeja,
a teraz także i Alex’a. - O czym wy obaj
mówicie ! – westchnęła , wciąż się uśmiechając. Rudowłosa mocniej przytuliła
syna, który przyglądał jej się zdezorientowany. Kompletnie nie zrozumiał sensu
słów mamy.
-To normalne, że im bardziej na coś czekasz, tym później
silniej się tego obawiasz – szepnęła cicho, widząc jego zagubioną minę. Dalej czule
mierzwiła brązowe włosy synka.
- Ja się nie boję – mały zaprzeczył momentalnie, udając
oburzenie, czym rozśmieszył zarówno siebie jak i Wiktorię.
- To oczywiste- prychnęła wciąż rozbawiona jego słowami Wiki,
która nachyliła się szepcząc mu do ucha – A mnie powinieneś- dokończyła z
łobuzerskim uśmiechem, łaskocząc go niespodziewanie.
-Mamo ! Przestań ! – bronił się, odgradzając się od niej
poduszką. Po kilku minutach szalonej gonitwy pokój Alex’a wyglądał jak rodem z
tsunami. Skrzętnie zapakowany bagaż chłopca
rozrzucony był po całym pokoju. Napięta atmosfera sprzed kilku minut
prysła momentalnie, ustępując miejsca szczerej radości i salwie donośnego
śmiechu. Alex dokładnie tego najbardziej teraz
potrzebował, odrobiny spontaniczności , która uwolniłaby go od
natrętnych myśli. Zgodnie z
przewidywaniami Wiki tak właśnie się stało, dobry humor malca natychmiastowo
powrócił, a towarzyszący mu rozbrajający uśmiech od razu rozpromienił posmutniałą twarz chłopca.
- No ładnie – westchnęła zmartwiona Wiktoria, z oblicza której
wciąż nie znikał zawadiacki uśmieszek.
-To ty zaczęłaś mamo – stwierdził pewnie Alex, ratując
resztki rozburzonego przez Wiki lotniska, wybudowanego z klocków lego, które
stało na samym brzegu puszystego dywanu.
-Ja ? – broniła się, uśmiechając się niewinnie – To ty jesteś
moim prowokatorem- po raz kolejny pogłaskała go pieszczotliwie po głowie. – Da
się coś z tym zrobić ? – z troską zerknęła na zrujnowaną halę odlotów.
- Odbuduję je – stwierdził lekceważąco mały – Dobrze, że nie
zburzyłaś mojego szpitala –odetchnął z widoczną ulgą, lustrując wzrokiem
rozległą budowlę stojącą tuż obok. Żadna z pracujących w szpitalu figurek lego nawet nie zareagowała na kataklizm, którego
wszyscy mieszkańcy pokoju byli naocznymi świadkami. Alex’owi ta znieczulica
ze strony plastikowego personelu medycznego nie przypadła do gustu, nie
omieszkał wysłać na miejsce wypadku dwóch właśnie zbudowanych karetek.
- Twojego szpitala ? – prychnęła Ruda, która chciała rozchmurzyć trochę
sfrasowanego malca- Przecież całe prawe skrzydło to moje dzieło – uniosła
dumnie brwi do góry, siadając na dywanie tuż obok synka.
- Nie – rozbawiony chłopiec pokręcił przecząco głową –To
Mandy je zbudowała, podczas gdy ty i ciocia Kitty plotkowałyście w najlepsze w
salonie – zauważył z goryczą. Nie przepadał za rozhisteryzowaną córką koleżanki
mamy. Dobrze pamiętał jak starsza od niego dziewczynka przez ponad trzy godziny
bezskutecznie próbowała namówić go na zabawę lalkami Barbie, które oczywiście
wraz z całą ich różową garderobą przyniosła ze sobą do ich apartamentu. Samo
wspomnienie podawania herbatki tęczowym jednorożcom budziło teraz jego
zniesmaczenie. Ale cóż mógł zrobić ? Jasnowłosa ośmiolatka była jego jedyną
towarzyszką zabaw. Poza tym gość to jednak gość . Podczas wizyt w Essex Spencer
dbał by malec dobrze to zapamiętał.
- Może … – wzruszyła obojętnie ramionami, pomagając Alex’owi
w odbudowie kokpitu –Zresztą my nie
plotkowałyśmy, ale…- zaczęła usprawiedliwiająco Rudowłosa, zakładając miedziane pasmo włosów za ucho.
- Tylko omawiałyście ważne kwestie – dokończył za nią
automatycznie mały, przewracając oczami.
- Dokładnie- zaśmiała się, przenosząc swoje szmaragdowe
spojrzenie w stronę zielonej torby. – To co, może razem spakujemy twoje rzeczy ?
–zagadnęła ciepło, podrywając się z jasnego dywanu. Czuła, że to nie był jeszcze
koniec ich wcześniejszej rozmowy.
Wiktoria miała szczerą nadzieję, że Alex wreszcie się przed nią otworzy, a
zwykle towarzyszące jego spojrzeniu jasne iskierki już na stałe powrócą do obojętnych oczu chłopca. Rudowłosa nie mogła
już dłużej znieść smutku syna. To było
do niego tak niepodobne… Alex niemal zawsze tryskał dobrym humorem,
nietuzinkowymi pomysłami i optymizmem, dlatego tym bardziej trudno było
zaakceptować Wiktorii tą nietypową przemianę.
- Wolałbym sam to zrobić – powiedział dobitnie chłopiec,
nawet nie przerywając budowy. Na samo tylko wspomnienie przygotowań do podróży
spochmurniał nagle.
- Jak Ci pomogę to może zdążymy zajrzeć jeszcze dziś do pani
Hudson ? – zagadnęła z pozoru niewinnym tonem. Zgodnie z jej przewidywaniami w
ciągu kilku sekund synek znalazł się tuż obok niej. Wiedziała, że mały bardzo
przepada za odrobinę szaloną sąsiadkę, z którą podczas nieobecności Rudej
zwykł wieczorami grywać w karty.
Starsza pani również darzyła chłopca sympatią, traktowała go niemal jak
własnego wnuka i wykorzystywała prawie każdą okazję by wmusić małemu kolejny
kawałek swoich przepysznych wypieków. Oczywiście chłopiec wcale się przed tym nie wzbraniał.
- Podobno piecze dzisiaj szarlotkę – mruknął cicho malec,
uśmiechając się przebiegle. Starsza pani była prawdziwym arcymistrzem
wypieków. Ciasta i desery z najlepszych
w Londynie cukierni nie mogły się równać
z tortami i wypiekami sympatycznej staruszki, które zdążyły obrosnąć już prawdziwą legendą.
- A nie ciasto bezowe ? – zastanawiała się głośno Wiki,
ponownie składając ubrania synka w zgrabną kostkę. Dobrze wiedziała, że to
ulubiony deser Alex’a.
----------- ***-----------
Po kilku kompromisach i
zażartych dyskusjach Wiktorii wreszcie udało się namówić upartego chłopca do
rezygnacji z dodatkowej pary obuwia oraz z trzech prawie identycznych,
granatowych sweterków. Cała jego garderoba na wyjazd została perfekcyjnie skompletowana, a pełna ubrań
torba podróżna już zapięta czekała w pełnej gotowości w sąsiadującym z pokojem
małego, obszernym holu.
- Teraz już możemy iść do
pani Hudson- ucieszył się Alex, zamaszyście zamykając drzwi od swojej białej
szafy. Od kilku minut jego myśli krążyły tylko wokół ulubionego ciasta bezowego z mascarpone i
świeżymi truskawkami.
- A Burro ? – zdziwiła się
Wiki, wskazując wzrokiem na czarnogrzywego osiołka, pozostawionego na łóżku
chłopca. Rudowłosa była świadoma jak bardzo jej synek przywiązany jest do
swojego pluszowego towarzysza. Malec na
dłuższą metę wręcz nie potrafił się bez
niego obejść, Burro był jego talizmanem szczęścia. Nie mogła zrozumieć,
dlaczego chłopiec nie zamierzał go ze sobą zabrać.
- Zostaje w domu – odparł
pewnym głosem Alex, nawet nie obdarzając maskotki krótkim spojrzeniem.
- Na pewno ? – mocno
zaskoczona Wiktoria uniosła brew do góry – Jesteś pewien ? - podążyła za synkiem, który już szykował się do
wyjścia w holu.
- Tak – stwierdził stanowczo
malec, odwracając się w stronę Wiktorii – Przecież ktoś musi z tobą zostać, nie
chcę żebyś była sama- powiedział szczerze, wpatrując się roziskrzonymi oczami
prosto w mamę. Dopiero w tej chwili do świadomości Rudowłosej dotarło, że Alex
obawia się wyjazdu po części z jej
powodu. Mały po prostu się o nią martwił, poza tym dobrze wiedziała, że rzadko rozstawał się z nią na
tak długo, a to jest pewnie kolejny powód przygnębienia chłopca.
- Synku- westchnęła z lekkim
uśmiechem – Wiesz przecież, że potrafię o siebie zadbać – dokończyła pewnie
Wiki, otwierając na oścież ciemnobrązowe drzwi do mieszkania.
-Nie był bym tego taki
pewien- stwierdził z przekonaniem mały , wsiadając do nowoczesnej, przeszklonej
windy – Lepiej będzie jeśli ktoś zaufany będzie miał na ciebie oko- szepnął
konspiracyjnie, kiedy znaleźli się tuż pod drzwiami prowadzącymi do mieszkania
sympatycznej sąsiadki.
- Myślisz, że twój osiołek
sprosta temu wyzwaniu ?– zaśmiała się rozbawiona Wiki, która dwukrotnie
nacisnęła dzwonek do drzwi.
- Burro ? – szczerze oburzył
się Alex – Oczywiście, że tak – dodał chłodnym głosem – To dla niego pestka –
powiedział dumnie, obdarzając mamę swoim zawadiackim uśmiechem.- Jeszcze nigdy
mnie nie zawiódł- przyznał z przekonaniem.
- Skoro tak – westchnęła Ruda
, słysząc głośny trzask za drzwiami – To może Tobie teraz bardziej się przyda ?
– zapytała ciepło, po czym zaniepokojona
dziwnymi dźwiękami dochodzącymi zza ściany zapukała w drewnianą powierzchnię ogradzającą
ich od wnętrza mieszkania pani Hudson.
- Nie mamo – chłopiec
pokręcił przecząco głową, chwytając swoją małą dłonią rękę Wiktorii – Ty go
bardziej potrzebujesz- stwierdził stanowczo, w jego oczach pojawił się błysk
zaciętości – Ja mam ciebie, dziadka i…..- zawahał się na moment – Andrzeja,
mojego tatę – dodał pewnie- Jestem szczęśliwy- kontynuował nieznoszącym
sprzeciwu głosem – A ty ? – patrzył z troską prosto w jej zaszklone oczy.
- Ja ?- jak echo powtórzyła
jego słowa bezbarwnym tonem.
- Chcę żebyś ty też była
szczęśliwa- podkreślił dobitnie, wtulając się w mamę.- A wiesz, że mój osiołek
zawsze przynosi szczęście, może Tobie też pomoże – dodał z nadzieją, wciąż nie
puszczając dłoni matki.
-Kochanie – mocno zaskoczona
jego słowami, dotknęła rozpalonego policzka synka- Mam wszystko czego mi
potrzeba, naprawdę…- broniła się niepewnym głosem. Przenikliwy wzrok Alex’a
przyprawiał ją o gęsią skórkę.
- Wiem, że to nieprawda-
westchnął zrezygnowany chłopiec, uważnie lustrując twarz Wiki wzrokiem.- Nie
oszukasz mnie mamo, a samej siebie tym bardziej – zapewnił Alex – To widać na pierwszy rzut
oka- podkreślił, zaciskając szczękę. Oboje wiedzieli, do czego zmierza- Może to
czas byś wreszcie zawalczyła – dodał z przekonaniem, wprawiając Rudowłosą w osłupienie.
Słowa syna były dla niej niczym lodowaty prysznic.- Nie tylko dla siebie, ale
także dla mnie, dla NAS – dodał z rozbrajającą szczerością, sprawiając, że
policzki Rudej pokrył wodospad łez. Nie była w stanie wykrztusić z siebie ani
jednego słowa.
Żadne z nich nie zauważyło,
że starsza pani już od dobrych kilku minut przygląda im się w milczeniu zza uchylonych
drzwi mieszkania, przez które wydostawała się na klatkę schodową cudowna woń
słodkiego wypieku.
- O wreszcie jesteście –
staruszka przywitała ich szerokim uśmiechem, nie wiedząc do końca jak zachować
się w zastanej sytuacji. Rozkoszny zapach świeżo upieczonego ciasta w mgnieniu
oka doszedł do ich nozdrzy, szczególnie otrzeźwiając wciąż zszokowaną słowami
syna Wiktorię.
- Beza ! – ucieszył się
chłopiec, od razu wchodząc do mieszkania starszej pani.
- Specjalnie dla ciebie,
kochaneczku – pani Hudson obdarzyła malca troskliwym spojrzeniem.- Gotowy do
wyjazdu ? – zapytała ciepło Alex’a, przenosząc zmartwiony wzrok na Rudowłosą. –
A ty nie wchodzisz, kochana ? – zapytała serdecznie, posyłając młodej sąsiadce
zachęcający uśmiech.
- Ja? Ach tak…tak – odparła
wciąż zmieszana Ruda, odwzajemniając uśmiech starszej pani.
- I jak ? Przygotowany na
małą partyjkę ? – szepnęła do chłopca cicho pani Hudson, uważnie obserwując
ściągającą płaszcz lekarkę, która nie mogła dosłyszeć jej słów.
- Oczywiście – twarz Alex’a ozdobił łobuzerski
uśmiech. Mały wysunął z tylniej kieszeni jeansów talię pokrytych laminatem
kart.
- Znakomicie, znakomicie –
rozpromieniła się staruszka, w oczach której pojawił się błysk zadowolenia. Nerwowo
poprawiła bursztynowy naszyjnik.
- Tylko żeby mama się nie
dowiedziała – westchnął ciężko malec, spoglądając niepewnie na matkę. Wiedział
jak Wiktoria reagowała choćby na wspomnienie o jakiejkolwiek grze karcianej,
nie mówiąc już o pokerze.
- O to się nie bój –
zapewniła go admirałowa, poklepując Alex’a po plecach, po czym uśmiechnęła się
tajemniczo. – Przecież nie wydam naszego sekretu – dodała, puszczając mu oczko.
– To co herbatka?- powiedziała donośnym głosem, zerkając w stronę zastawionego
słodkościami stołu.
- Ja poproszę o kawę –
odparła cicho Ruda, przechodząc do staromodnie urządzonego salonu.
- Przysługa za przysługę –
zaczęła ledwie słyszalnym głosem pani Hudson, wskazując wzrokiem na bezę.
Czekała przez chwilę aż Wiktoria wygodnie rozgości się na jednym z foteli.
- Z truskawkami ?- dopytywał
podekscytowany malec.
- Jak zwykle – staruszka
szepnęła z uśmiechem. – Tylko dzisiaj zaczniemy od jakiejś niewielkiej stawki,
co ? – zaczęła niepewnym głosem.
- Jak już pani woli- chłopiec
rzekł obojętnie, wzruszając ramionami – To może we wtorek sernik, w środę tarta
z owocami leśnymi, w piątek tort czekoladowy i nowy, duży zestaw Lego „Star
Wars : Rebelianci ” z Ezrą i Kananem w Widmie – zaproponował pewnie warunki, w
jego oczach również pojawił się błysk ekscytacji. Od dawna marzył o tym
zestawie klocków, ale nie chciał po raz kolejny naciągać mamy na drogą zabawkę.
- Ezra? Kanan? ....-
westchnęła zdezorientowana staruszka która z trudem powtórzyła za nim
dziwacznie brzmiące imiona – Sam sobie wybierzesz, oczywiście jeśli wygrasz –
uśmiechnęła się serdecznie. Karty, hazard to była nieodłączna część jej życia.
Mimo przejścia na emeryturą nie potrafiła żyć bez adrenaliny, a tym bardziej
pozbyć się hazardowej żyłki. Za czasów
swojej młodości pracowała w kasynie, gdzie zresztą poznała swojego przyszłego
męża – admirała Edwarda Hudsona. Znajomość realiów pokera nie przeszkadzało
kobiecie w nałogowej grze, gdzie namiętnie trwoniła sporą część fortuny męża.
Dopiero po jego śmierci to się zmieniło, raz na zawsze zerwała z uzależnieniem…
oczywiście do czasu, gdy przypadkowo odkryła nietypowy talent małego sąsiada.
- Ja zawsze wygrywam –
stwierdził zgodnie z prawdą mały, kierując się w stronę salonu, gdzie jego mama
zdążyła już pokroić smakowicie wyglądające ciasto.
-To prawda- roześmiała się
starsza pani, ukazując biel drogiej, perłowej protezy zębowej. – To tylko
poker- szepnęła do siebie ,próbując uspokoić wyrzuty sumienia- Przecież taka
amatorska gra jeszcze nikomu nie zaszkodziła- mówiła sobie w duchu, dołączając
do rozprawiającej głośno dwójki – Poza tym nie można zmarnować takiego talentu
– rzekła na głos, próbując się uspokoić. Czuła, że grając w karty z małym za
plecami Wiktorii, mimo najlepszych nawet intencji, wyrządza krzywdę Alex’owi.
Wiedziała, że wkrótce musi zakończyć tą dziecinadę. Bardzo polubiła zarówno
młodą sąsiadkę jak i jej synka. Chciała jak najlepiej dla chłopca, którego
traktowała nieomal jak własnego wnuczka.
-Jakiego talentu ? – zapytała
spokojnie zdezorientowana Wiktoria, z twarzy której wciąż nie znikał bordowy
rumieniec.
- Talentu do pieczenia, rzecz
jasna – odparła zmieszana staruszka, wysilając się na sztuczny uśmiech.
- To prawda – powiedział
zajadający się ciastem Alex- Piecze pani najwspanialszą bezę pod słońcem –
posłał jej swój czarujący uśmiech.
- Świat, a szczególnie nasze kubki smakowe byłyby bez niej uboższe – dodała rozbawiona Wiki, która chciała ukryć przed synem to, jak wielkie wrażenie zrobiły na niej jego słowa ,wypowiedziane zaledwie kilka minut wcześniej. Nie mogła powstrzymać się przed ich ciągłym analizowaniem. Było w nich tyle prawdy… wciąż nie potrafiła do końca ukryć swojego wzruszenia. Nie mogła pojąć tego, że jej zaledwie sześcioletni synek potrafił na wskroś przejrzeć jej uczucia…a nawet odgadywał je trafniej, niż ona sama.- Czy to rzeczywiście jest takie proste, takie oczywiste? – zastanawiała się w duchu, obserwując jak mały zaciekle dyskutuje z sąsiadką o kolorze sierści jej kota. Nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, która z każdą kolejną minutą coraz wyraźniej klarowała się w jej umyśle. Rudowłosa nie była jeszcze gotowa by w pełni dopuścić ją do swojej świadomości. Może jej rany były jeszcze zbyt głębokie? Albo po prostu bała się wykonać ten pierwszy krok ? Mimo jasnych sygnałów ze strony Andrzeja postanowiła podejść do tej kwestii z dystansem i pozwolić by los sam skierował ją na właściwą ścieżkę. Nie była gotowa zaakceptować faktu, że mimo wszystko nadal nie przestała kochać Profesora. Codziennie z utęsknieniem czekała na to by usłyszeć w słuchawce telefonu jego niski głos, jej serce zaczynało bić w nienaturalnie szybkim tempie, gdy tylko napotykała wzrok Andrzeja. Jednak nawet te oczywiste znaki nie potrafiły przekonać Rudej co do słuszności swoich uczuć, dopiero Alex’owi udało się dokonać niemożliwego. Na początku Wiktoria sądziła, że chce by ich relacje były jak najlepsze ze względu na dobro Alex’a, wmawiała sobie, że Falkowicz dzwoni do niej kilka razy dziennie tylko po to by dowiedzieć się czegoś więcej o synu… Dopiero teraz Ruda zdała sobie sprawę, że to nie jest do końca prawdą… a ich rzekome przyjacielskie relację są jedynie mrzonką. Zaledwie w tym momencie zauważyła, że czyny, gesty, słowa, spojrzenia, które padły zarówno z jej strony jak i Andrzeja świadczą o wiele bardziej poważniejszym charakterze ich relacji . – Jak mogłam być taka ślepa – wyrzucała sobie, z trudem przyjmując ten fakt do wiadomości. W jednej chwili wszystko stało się dla niej zupełnie jasne, co paradoksalnie jeszcze bardziej zmartwiło Rudowłosą. Wydawało jej się, że w chwili obecnej jakikolwiek błąd, sprzeczny sygnał, nieporozumienie, czy wręcz porażka w jej relacjach z Andrzejem może przynieść druzgocące skutki, nie tyle dla nich, co dla małego, a tego właśnie uniknąć chciała za wszelką cenę. Wiktoria była w pełni przekonana, że kontakty Alex’a z ojcem są obecnie priorytetem i szczerze pragnęła by choć na razie tak pozostało. Nie chciała po raz kolejny dopuścić by synek ucierpiał przez jej egoizm. Nie miała najmniejszego zamiaru niczego przyspieszać, postanowiła biernie czekać na dalszy rozwój wydarzeń, mimo że w głębi serca czuła, że tą pozorną obojętnością popełnia kolejny poważny błąd w swoim życiu. Nawet najsłuszniejsze intencje nie są synonimem sukcesu, Rudowłosa już wkrótce miała się o tym przekonać.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiktorii z ogromnym trudem przyszło
odprowadzenie syna na lotnisko. Ckliwe pożegnania nigdy nie były jej mocną
stroną. Ponadto świadomość, że będzie musiała przez tydzień poradzić sobie bez
swojego ukochanego, upartego rozrabiaki przyprawiała ją o ból głowy. Fakt, że
wysyła swojego małego synka w samotną podróż samolotem do innego kraju, mimo
opłaconej dodatkowo specjalnej opieki stewardessy, nie poprawiał jej podłego
samopoczucia. Wciąż miała wiele wątpliwości, a po wczorajszej rozmowie z małym
w jej umyśle pojawiło się ich jeszcze więcej. W tym momencie Wiktoria o wiele
bardziej niż jej synek obawiała się jego wizyty w domu Profesora. Przeklinała
siebie za to, że zgodziła się na ten absurdalny, z jej perspektywy, pomysł.
Dopiero teraz zrozumiała, że pierwotna propozycja Falkowicza miała o wiele
więcej sensu. Na pewno czuła by się o wiele spokojniejsza, gdyby towarzyszyła
chłopcu podczas tej wizyty. W tym momencie miała ochotę zadzwonić do pracy, kupić
bilet na lot Alex’a i razem z nim polecieć do Polski. Paradoksalnie ta wizja
jeszcze bardziej ją przeraziła. Pokręciła głową, jakby próbując odgonić od
siebie te bezsensowe pomysły.
- To chyba czas na odprawę –
westchnęła ciężko Wiki, słysząc głośny komunikat, wypowiadany szybkim,
niewyraźnym głosem.
- To prawda- odparł
bezbarwnym tonem Alex, razem z mama kierując się w stronę długiej kolejki przy
najbliższym ze stanowisk.
- Masz wszystko ? – upewniała
się Wiktoria, z trudem przełykając ślinę.
- Tak- powiedział cicho mały,
patrząc smutno w szmaragdowe oczy mamy. Dopiero teraz w pełni zrozumiał, że
będzie musiał rozstać się z nią na cały tydzień.
- Ej – Ruda zmusiła się do
uśmiechu – Wszystko na pewno się uda, zobaczysz – pogłaskała go pieszczotliwie
po głowie . – Masz na to moje słowo – dodała pewnie, nie spuszczając z malca
troskliwego spojrzenia.
- Nie chcę go rozczarować –
wreszcie przyznał mały, mocno zaciskając usta w cienką linię.
- Ty? – westchnęła ciężko
Ruda, poprawiając mu plakietkę z danymi osobowymi, którą nie bez oporów zgodził
się przyczepić do ciemnoszarego sweterka – Nie mógłbyś nikogo rozczarować –
powiedziała stanowczym głosem, nawet na moment nie odwracając od niego wzroku –
Dla mnie jesteś idealny – pocałowała go w czoło. Rudowłosa wypowiedziała te
słowa z taką pewnością, że aż trudno było Alex’owi odnaleźć argument przeciw,
który wiarygodnie wypadłby w konfrontacji z jej stwierdzeniem.
- Chciałbym żebyś miała
rację, mamo – westchnął zrezygnowany malec ,unikając jej przeszywającego wzroku.
- Alex – dotknęła jego policzka
– Uwierz mi, że Andrzej tak samo jak ty czeka na to spotkanie – posłała mu
pokrzepiając uśmiech.
-Naprawdę ? – spojrzał na nią
podejrzliwie. Nerwowo przeczesał ręką swoje krótkie brązowe włosy, dokładnie
tak jak jego ojciec.
- Oczywiście, że tak – odparła
dobitnie – Sądziłam, że podczas jego ostatniej wizyty zauważyłeś jak mocno
zależy mu na Tobie – dodała, czule głaszcząc synka po głowie.
- Bardzo go polubiłem –
przyznał szczerze mały – i wydawało mi się, że pan Falkowicz też mnie choć
trochę polubił - dodał niepewnie – Nie
chcę tego zniszczyć – stwierdził z determinacją , zaciskając dłoń w małą
piąstkę.
- Będziesz świetnie się bawił
przez cały ten tydzień – powiedziała poważnie Wiki, nachylając się nad Alex’em
, tak by ich twarze znalazły się w jednej linii – Już mi nie wierzysz ? –
zapytała go zaczepnie, po krótkiej chwili ciszy.
- Wierzę Ci, wierzę –
uśmiechnął się lewym kącikiem ust, rozpromieniając się lekko – Ale bez ciebie i
tak to nie będzie to samo – przyznał, przytulając się do mamy – Szkoda, że nie
możesz ze mną lecieć –dodał zawiedzionym głosem- Wtedy wszyscy bylibyśmy
razem…- kontynuował, wciąż wtulając się w Wiktorię , nie mógł dostrzec wyrazu
jej twarzy – Ja, ty i tata…- dodał pewnie – Prawie jak prawdziwa rodzina-
dokończył szczerze, wciąż nie puszczając matki. W tym czasie oblicze Rudowłosej
zmieniało się w zatrważająco szybkim tempie. Bordowe rumieńce szybko zniknęły,
choć pulsująca na czole Rudej żyłka wciąż była widoczna w porannym świetle
słońca. W mgnieniu oka twarz Wiki z soczystej czerwieni stała się śnieżnobiała,
niczym nietknięta ryza papieru. Ruda nie była w stanie w tym momencie
wydać z siebie ani jednego dźwięku, zwyczajnie w świecie brakowało jej słów. Jeszcze mocniej objęła synka.
- Będę strasznie tęsknić –
szepnęła z olbrzymim trudem , po długiej chwili ciszy, przecierając ręką wilgotne
już oczy. Czuła, że jeszcze chwila, a kompletnie się rozklei. Szczere słowa
syna dogłębnie ją dotknęły. Wiedziała, że już dłużej nie będzie w stanie
ukrywać swojego wzruszenia, a nie chciała martwić małego tuż przed samym
wylotem.
- Ja też- przyznał chłopiec,
puszczając szyję mamy .
- Mam nadzieję, że nie zapomnisz
powiedzieć Andrzejowi by zadzwonił od razu, kiedy odbierze cię z lotniska –
przypomniała mu upominającym tonem, poprawiając kołnierzyk jego błękitnej
polówki.
-Ehmm- Alex automatycznie przytaknął
na jej słowa.
- Poza tym pamiętaj, że gdyby
coś się działo, zawsze możesz liczyć na ciocię Agatę i wujka Adama , oni są na
miejscu – przypomniała mu drżącym głosem, po raz setny tego dnia poprawiając mu włosy, które , o zgrozo, wciąż
niewzruszone jej działaniami , odstawały na samym czubku głowy chłopca.
- Ehmm- mały przytaknął po
raz kolejny. Był dobrze przygotowany na falę upomnień ze strony zmartwionej
mamy.
- No i kochanie – westchnęła,
widząc zbliżającą się w ich stronę kobietę, w firmowym uniformie – Bądź sobą, to w zupełności wystarczy –
dodała ciepło, lustrując go czułym spojrzeniem.
- Nie martw się mamo – mały
uśmiechnął się zawadiacko – Damy sobie jakoś radę – stwierdził z przekonaniem-
Na początku dam panu Falkowiczowi fory – uśmiechnął się tajemniczo.
Wcześniejsze słowa mamy w znacznym stopniu rozwiały jego wątpliwości. Alex
dobrze przypomniał sobie ostatnią wizytę Profesora w Londynie, czym zdał sobie
sprawę, że rzeczywiście nie tylko jemu zależy na powodzeniu tej wizyty.
Zrozumiał, że dla jego ojca to też jest
zupełnie nowa sytuacja . Teraz wiedział, że Falkowicz może nawet w równym stopniu
co on się jej obawia. Mimo wszystko Alex nadal chciał zrobić jak najlepsze
wrażenie na tacie, nie minęło zbyt wiele czasu od ich pierwszego spotkania by
mały zauważył, że Profesor jest dość wymagającą i krytyczną osobą. Chłopiec nie
chciał już podczas swojej pierwszej wizyty w domu chirurga sprowadzić na siebie
jego gniewu i rozczarowania. Alex
naprawdę usilnie pragnął wypaść jak najlepiej w oczach taty.
- Mam nadzieję, że
rzeczywiście choć trochę go oszczędzisz- roześmiała się szczerze na jego słowa,
wiedziała do czego Alex jest zdolny.- Tylko proszę, nie zadręczaj Andrzeja
wszystkimi twoimi pytaniami medycznymi, to tyczy się też wujka Marka i Adama –
zastrzegła, unosząc palce wskazujący do góry. Chłopiec rozpromienił się
zupełnie, gdyż mama zapomniała wspomnieć o filmach z operacji, upatrywał w tym
swoją szansę, gdyż w ciągu całego miesiąca wujkowi Markowi udało się zgromadzić
w sekrecie kilka interesujących nagrań, które tylko czekały na chwilę nieuwagi
Rudej.
- Jasne- odparł, również
zauważając młodą blondynkę ze zbyt wyrazistym
makijażem, która właśnie przystanęła tuż przed ich wózkiem z bagażem.
- Alex, tak ? – uśmiechnęła
się sztucznie, zerkając na plakietkę na piersi chłopca, po czym nie czekając na
jego odpowiedź zwróciła się do Rudowłosej.
- Jestem Jenny Clarkson, będę
towarzyszyła pani synowi podczas podróży- powiedziała z niedbałym, brytyjskim
akcentem, po czym podała dłoń Wiktorii, która ścisnęła ją nieznacznie.
Nieszczera twarz kobiety od początku nie przypadła lekarce do gustu.
- Wyściskaj ich wszystkich
ode mnie – Wiki po raz ostatni zwróciła się do synka. Natarczywa, tleniona
blondynka, nawet nie ruszyła się z miejsca, nie czekając na pożegnanie Rudej z
synem.
- Wszystkich? – chłopiec
uśmiechnął się do niej zawadiacko, unosząc do góry prawą brew.
- Tak, wszystkich- odparła z
uśmiechem Wiki, przytulając go po raz ostatni. Dokładnie wiedziała, co na myśli miał Alex zadając jej to pytanie.
- To do zobaczenia !- malec
pomachał jej na pożegnanie, niechętnie podążając za pracownicą linii lotniczej.
Blondynka złapała go za ramię niemal wbijając w nie swoje różowe tipsy.
Zniesmaczony chłopiec od razu strząsnął jej rękę, obdarzając sztuczną blondynę lodowatym, surowym
spojrzeniem swoich ciemnoszarych oczu.
Wiktoria jeszcze przez kilka
minut obserwowała jak jej synek znika w
tłumie czekających na lot pasażerów. Kiedy w końcu zniknął z zasięgu jej wzroku
postanowiła opuścić lotnisko. Dopiero za trzy godziny zaczynała dyżur w szpitalu,
lecz postanowiła od razu tam pojechać. Praca od zawsze działała kojąco na jej
zmartwienia, miała cichą nadzieję na to , że tym razem będzie podobnie i choć
na chwilę odgoni od siebie natrętne myśli. Ratująca ludzkie życie operacja,
pomoc cierpiącemu pacjentowi, postawienie dobrej diagnozy, konsultacja, czy
choćby zwykłe uzupełnianie dokumentacji medycznej było w tym momencie dla niej
najlepszym lekarstwem, balsamem kojącym
jej nadszarpnięte nerwy. W takich sytuacjach pracoholiczna część jej osobowości wyraźnie dawała
o sobie znać. Zapamiętywanie się w pracy od zawsze było dla Rudej rozwiązaniem
wszelkich problemów. A może tak jej się tylko wydawało ? W każdym razie Wiktoria
jak dotąd nie znalazła innej alternatywy na ucieczkę od dręczących ją trosk.
Łał! Siedzę i ryczę,końcówka mnie tak rozkleiła! Jak Ty to robisz? Jestem pełna podziwu.Mam nadzieję,że dziś dotrzymasz obietnicy i,że kolejna część pojawi sie już dziś wieczorkiem.Bo nie mogę się doczekać spotkania Andrzeja z synem.Alex jest na prawdę mądrym i dojrzałym chłopcem jak na swój wiek! Czekam dzis wieczorkiem :) Całuję/Julka
OdpowiedzUsuńIm więcej stron tym lepiej! Ja tam jestem zadowolona z tego, że będę miała co czytać. :-)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą to miałaś ciekawy pomysł z tymi filmikami z operacji. Alex jest dzięki temu taki wyrazisty. No ale to w końcu go upodobniło do naszego wybitnego chirurga, a jego ojca.
Słowa krytyki mówisz... za szybko skończyła mi się ta część. Bardzo mi przykro, ale cała reszta mi się podobała. ;-)
Pozdrawiam!
Jestem pod wrażeniem!!!!
OdpowiedzUsuńTa część jest idealna i pełna napięcia a zarazem wzruszenia.Jestem facetem i teraz nie wstydzę się tego napisać iż płakałem pod koniec części.... Jesteś idealną pisarką,potrafisz z nawet zwykłej i banalnej części zrobić dzieło i to z klasą! Jestem Twoim fanem i nieustannie czekam na kolejne części.To czyli jak,dodasz kolejną część dziś? Bardzo proszę,nie mogę sie odczekać rozmów ojca z synem! Czekam,dziś :) Całuję / Maciek
Super część!!! Po prostu genialna!!! Mam nadzieję że w V podczęści tego opowiadania pojawi się Fawi, że Wiktoria odważy się zrobić pierwszy krok w ich relacji bądź Andzrzej. Nie mogę się doczekać również opisu pobytu Alexa w domu Falkowicza. Mam nadzieję że i Ciebie się polepszy sytuacja rodzina i będziesz częściej dodawać nexty. Czekam z niecierpliwością na kolejną podczęść tej części oraz kolejną cześć tego nowego opowiadania. Pozdrawiam Kasia
OdpowiedzUsuńŚwietna część, ale od poczatku tego opowiadania czekam na to wyczekiwane spotkanie Falkowicza i Alexa:)
OdpowiedzUsuńNo to w takim razie, nie pozostaje nam nic innego niż czekanie! Mam nadzieję, że uda ci się coś dodać dziś lub jutro(bo z tego co przeczytałam i się zorientowałam, to masz to przynajmniej częściowo napisane).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
PS.Opowiadanie cudowne, naprawdę jest na podium moich ulubionych, dlatego przepraszam, ale krytyki ode mnie nie usłyszysz(a raczej zobaczysz ;))<333
Czekamy dziś na ciąg dalszy!!!!!
OdpowiedzUsuńMartuno,nie daj sie prosić.I tak już długo sie wyczekaliśmy.Dodaj ciag dalszy dziś lub jutro rano!!!!!
OdpowiedzUsuńNext,next,next!!! Dzisiaj,proszę!!!!
OdpowiedzUsuńBędzie ! :D Tylko nie chcę byście byli zawiedzeni i próbuję dodać trochę więcej scen Falkowicz - Alex, bo mam wrażenie ,że w planowanej podczęści nr II jest ich trochę za mało. No cóż, przecież to dopiero początek wizyty Alex'a... :D
OdpowiedzUsuńTrzymam cię za słowo,że dziś dodasz!!!!
UsuńNie zawiedź nas ;)
Czekamy!!!!!
OdpowiedzUsuńPoprawiam literówki :D Przyznaję jednak, że nie jestem przekonana, czy dodać tą część w takiej formie... Trochę na ostatnią chwilę zmieniłam koncepcję i wprowadziłam teraz pewien wątek..chyba niepotrzebnie :( Pewnie spodziewacie się czegoś zupełnie innego. No cóż, dodam w ciągu godziny...to ponad 25 stron ...:P
UsuńZlituj się :) Dodaj i nic nie poprawiaj już :)
OdpowiedzUsuńDobrze już...dobrze :D Zaraz dodam, tylko coś mi komputer szwankuje (jak zwykle zresztą :( ).
UsuńProszę o wątek Fawi i Alexa!!!
UsuńHalo,czekamy!!! A już jest późno
OdpowiedzUsuńNaprawdę " JUŻ " dodaję :D Skasowały mi się ostatnie 3 strony :( Najwyżej jutro dopiszę. Trzymajcie next'a. :P
UsuńCo tam,przeczytamy to co jest :)
Usuń